antonimy(4)

szklanka

 

Ilekroć szedłem przez ciemny pokój, zamykałem oczy dopóki pod palcami nie poczułem włącznika. Światło było wybawieniem. Wolałem ciemność własnego umysłu. Nie znaczy to, że się bałem. Obawa była tęsknotą za jasnością. Jasność – rajem utraconym.

 

Przychodził prawie codziennie. W podniszczonych reklamówkach Tesco przynosił tematy na każdorazową rozmowę. Po miesiącu małomównej znajomości znał cały mój jadłospis. Zabijał mnie. Na swój dziecięcy sposób. Całą swoją spaczoną dorosłością.

 

To był ten czas, kiedy skakało się po zakopanych do połowy w ziemi oponach. Z jednej na drugą. Żeby nie spaść. Szkolne boisko było rajem dla zboczeńców. Schowani za niewielkim, wątpliwej wytrzymałości płotem, spoglądali obleśnym wzrokiem na niedojrzałe jeszcze dziewczęta. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co to znaczy masturbacja. Ale opony do dziś czuję pod nogami. Teraz upadki odbijają się większymi siniakami na znacznie większym tyłku.

 

Kupił mi rybki. Rybki, bo nie przeszkadzałyby mi szczekaniem, miauczeniem czy popiskiwaniem. Rybki, bo jako milczące z natury wydawały mu się dla mnie najlepszym towarzystwem. Nie podziękowałem. Ale byłem dumny, że syn nie wyrósł na takiego skurwysyna, jak ojciec.

 

Około szóstej nad ranem Franz i Bruno już nie żyli. Patrzył z mieszaniną obojętności i niedowierzania na mętną wodę i nieruchome, wywrócone do góry brzuchem welonki. Rozważał spuszczenie ich w toalecie lub zaserwowanie jako przystawkę dla poniewierających się przy śmietniku kotów. Pogrzeb odpadał ze względów religijnych. Albo ich braku.

Płakał dwa razy w życiu

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Doskonały 1 głos
szklanka
szklanka
Opowiadanie · 1 września 2010
anonim
  • Michał Domagalski
    "Pogrzeb odpadał ze względów religijnych. Albo ich braku."

    Się rzekło. Z numeru na numer coraz mniej w tym wszystkim szarpaniny. To dobrze i źle. Dobrze, bo robi się coraz jaśniej (sic!), źle bo nie szarpie. Myślę, że warto jakoś wypośrodkować. Ta sztuka najlepiej udała się według mnie w trójce.

    Ale: De gustibus et coloribus non est disputandum.

    Dla mnie statyczniej, ale z dbałością. In plus za tę właśnie dbałość warsztatową, która pokazuje, że Twoje pisanie nie jest jeno zbiorem mniej lub bardziej przypadkowych fraz, ale nawet jeśli intuicyjnie, to wyważoną całością (powiedzmy, że prawie, aby nie popaść w zbytni zachwyt).

    · Zgłoś · 11 lat temu
  • Dominika Ciechanowicz
    W porównaniu z wcześniejszymi częściami tu jest bardziej... hmm... lirycznie. Osobiscie bardziej podobają mi się te fragmenty, w których pokazujesz pazury:)

    Chociaż przy tych rybkach mnie ruszyło...

    · Zgłoś · 14 lat temu
  • Marcin Sierszyński
    A tutaj brakuje charakteru. Czyli... czegoś bardzo niedefiniowalnego, a służącego za podszewkę tekstu. :)

    · Zgłoś · 14 lat temu