Pogrzeb w Wywrotowie
Autorstwa Dominiki C. i Justyny B.
Miasteczko Wywrotowo przybrało się w czarne barwy i szykowało się do pogrzebu jednego z szanowanych mieszkańców, któremu w ostatnich dniach zachciało się odejść. Kondukt żałobników zaopatrzony we wieńce, różańce i gromnice zebrał się u bram miasta i zaczął zawodzić. Estel pokryła rudą czuprynę czernią odsłaniając jednocześnie opatulone rajstopami nogi. Jak można było się spodziewać testowała żałobników, który uroni łeskę, który się spoci, utrzymując wzrok na trumnie, a który się w końcu złamie i spojrzy na te orajstopowane nogi.
Ew zakryła twarz rękoma, bo glupio jej było w tak smutnym momencie gapić się na czyjeś rajstopy a bardzo była ciekawa skąd Estelka je wzięła. Miasteczko bowiem od dawna cierpiało na deficyt sklepów z odzieżą: tam gdzie mieszkają sami pokręceni poeci nie ma komu dbaćo przyodziewek. Nikt nie miał pojęcia, że rudowłosa utrzymywała kontakty z tajemniczym Księciem Ciemności owiniętym koco-peleryną i nawet gdyby poddano ją najgorszym torturom, wrzucono do dołu wraz z nieboszczykiem czy kazano płodzić polityczne wiersze, nie zdradziłaby swego sekretu. Książę Ciemności spokojnie podśmiechiwał się pod swą koco-peleryną, jednocześnie znacząc drogę konduktu patykiem zwanym szabelką. Otóż obawiał się on, że po pogrzebie może nie trafić do domu.
Podobne obawy żywił Kierowca karawanu, który miał spory problemy z orientacją w terenie a w dodatku nie dysponował prawem jazdy. Jadąc tą trumną rozsypywał za sobą słone paluszki, żeby wiedzieć którędy ma wracać jak już cała impreza dobiegnie końca. Tłoczący się z tyłu żałobnicy tak naprawdę nie byli pewni kim jest Kierowca, czy to Arek-widmo czy Paweł Od Myślniczków. Ale skoro ten ostatni pokazywał się zwykle w czarno-białych barwach, obstwiali jego, bo przynajmniej nie musiał się już przebierać. Więc skoro Paweł był na początku i zalany łzami nie odwracał się zbyt często, co głodniejsi zbierali rozsypane paluszki do buzi. Mądrzy Wywrotowcy przewidzieli, że od długiego marszu zachce im się pić, więc wzięli ze sobą napoje. Nie pomyślał o tym tylko Jaca, któremu dodatkowo sól odwodniła przełyk. Pomknął zatem do monopolowego i zakupił przysmak tubylców: Mocnego Angello.
Na widok Jacka wracającego w podskokach z charakterystyczną flaszką, Justyna zwolniła kroku i postanowiła wspomóc kolegę w trudnym zadaniu. Odkorkowali Angella i pociągnęli za zdrowie nieboszczyka, który odjeżdzał w siną dal powożony przez Pawła wymachującego myślniczkiem. Zapach Angella dotarł do nosów innych Wywrotowców, którzy postanowili towarzyszyć pionierom. I gdy tak flaszka za flaszką wypuszczała swe soki, kondukt musiał się zatrzymać przy nastepnym monopolowym uzupełniając zapasy. Niespodziewanie zatrząsnęła się trumna. Widać nawet do Kuby dotarła ta cudowna woń! Jak już udało mu się wyważyć drzwiczki pobiegł wprost do Jacka i wypił mu z pół butelki. Co Jacka ucieszyło i zmartwiło. Fajnie mieć znowu żywego kolegę, ale dlaczego z wszystkich wywrotowych flaszek musiał wybrać właśnie jego?!
Pokrzepiony Kuba wrócił na swoje miejsce i kondukt chwiejnym krokiem ruszył dalej. Kierowany potrzebą serca Krystek po spożyciu napoja postanowił zaśpiewać koledze. "Bóg się rooodzi!" zawył, bo trochę mu się pomyliło, ale kondukt radośmie podchwycił pieśń.
- Weź się zamknij – Krzyknęła Oli, która złamała się jak ołówek, który nie wytrzymał napięcia. Falset nie należał do jej ulubionych dźwięków.
- Spadaj – odkrzyknął Krostek.
– Nie mów tak do niej!
Wszyscy zastanawiali się do kogo należy ten głos. Brzmiał znajomo, ale kiedy jest się troszkę pijanym wszystkie głosy brzmią znajomo. Tłum roztąpił się i niektórzy myśleli, że teraz pora na Mojżesza i jego laskę. W sensie laskę od cudów, a nie Sefora. Wizja jednak ulotniła się szybko, gdy wszystkie reflektory padły na postać w kocu. Kiedy koco-peleryna upadła oczom żałobników ukazał się Super Książę Ciemności w czerwonym kombinezonie.
Super Książę Ciemności od dawna zamierzał zbawić świat, ale nie miał pomysłu od czego by tu zacząć. Przed pogrzebem zadzwonił więc do Lemura znanego z twórczych pomysłów.
- Otul się w koc i idź na ten pogrzeb, bo ja nie mam czasu - poradził mu Lemur - w tej bandzie zawsze znajdzie się coś do roboty. Dlatego właśnie Książę z kocem kroczyli za trumną, zastanawiając sie czym ten Lemur tak się intensywnie zajmuje skoro czasy wywrotowych pojedynków przeszły już do historii. Przez te intensywne myślenie (mimo że nie jechał na rowerze to i tak myślał) zaczął sobie nucić w głowie: „choc Lemura z nami nie ma, to i tak jest całkiem…”, ale przeszkodziły mu chrząkania ludzi, którzy od dobrych kilku minut się na niego gapili oczekując co zrobi Krystkowi. Ten młody tytan produkujący muskulaturę na siłowni stanął oko w oko z Super Księciem Ciemności i już miał podnieść na niego rękę, gdy nagle trafił go w głowę myślniczek.
– O przepraszam! – zawołał skonfundowany Paweł.
Podleciała dobra wróżka Domka i przywaliła Krystkowi w głowę swą magiczną różdżką. Po takim łomocie młodemu tytanowi odechciało się bicia i krzyczenia po wywrotowcach. Przybił z Oli i Księciem Ciemności podwodnego żółwik i powrócił na swoje miejsce w kondukcie.
Tymczasem nieboszczyk zaczął się nudzić. Poza tym trochę irytował go fakt, że żałobnicy ciągle skupiają się na czymś innym, a to on miał być przecież gwoździem programu. Chwycił więc za rękę idącą obok trumny Figę.
- Ty, młoda, ciagle masz problemy z tą matma? Mogę ci rozwiązać jakieś zadanko i tak mi się tu nudzi.
- Mógłbyś? - ucieszyła się Figa i wrzuciła do trumny zeszyt od matematyki - tylko nie pomyl sinusa z Simplusem.
- STOOOOOOOP! – krzyknął Tomasz. – Nie no ludzie, tak się nie da pracować. To miał być pogrzeb, a tu jakieś pijaństwa, a tu jakieś zamieszki, no i matma na dodatek. Co wy na pogrzebie nigdy nie byliście?!
Tomasz teatralnie odwrócił się na pięcie i założył ręce na piersi.
- Ja się już z wami nie bawię.
Wywrotowcy odetchnęli. Nareszcie koniec tej farsy i można zacząć porządnie imprezować. Kuba oddał Fidze zeszyt z niedokończonym ostatnim zadaniem, Jacek wyciągnął zapasową butelką, a Estel już swobodnie pokazywała rajstopki. Ale Wywrotowców czekało jeszcze jedno zaskoczenie. Całkiem niespodziewanie Ew odsłoniła twarz i rzuciła się na rudowłose dziewczę.
- Chcę takie rajstopki!
Ruda pisnęła i pomknęła w siną dal na orajstopkowanych nóżkach. Ew pożyczyła od Pawła myślniczek i ruszyła w pogoń. "Jak by tu w nią rzucić, żeby nie uszkodzić rajstopek?" myslała, mknąc przez zarośla, gdy nagle potknęła się o leżącego na ziemi Lemura. Lemur bowiem przez cały czas leżał w krzakach i obserwował pogrzeb czyniąc stosowne notatki w niewiadomym celu.
- Okłamałeś mnie – podszedł do niego Książę Ciemności z miną załzawionego chomiczka z anime. – Dlaczego?
Lemur zastanowił się chwilę czy ktokolwiek uwierzyłby mu, gdyby powiedział, że trafił go meteor zwany HLP i całkiem przypadkiem wylądował w krzakach. Stwierdził, że pewnie nie.
- Jestem przydoniczym wolontariuszem i pilnuję krzaków, żeby się dowiedzieć, kiedy kwitną.
Wywrotowcy spojrzeli na niego z uznaniem. To się nazywa oddanie sprawie. Wszyscy zapragnęli być tacy jak Lemur, więc usiedli wokół niego i gapili się na krzak.
I od tamtej pory tak siedzą i pilnują krzaków, co daje im mnóstwo radości oraz satysfakcji. Można by powiedzieć, że żyją razem długo i szczęsliwie, jak to bywa w bajkach, legendach i ludowych podaniach, ale wówczas nieboszczyk, który jak wiemy nie żyje, poczułby się dyskryminowany, a to miał być przecież jego wielki dzień.
To jest genialnie celne!
A ja też mogę pokorektorować?
Idę, idę.