Kości wypełniały każdy skrawek niegdyś pięknej marmurowej posadzki. Mimo upływu lat trupi odór setek rozkładających się ciał był przytłaczająco silny. Inti z trudem powstrzymywał wymioty, odwrócił się w kierunku, gdzie, jak myślał znajdowały się bardziej suche i mniej śmierdzące truchła.
Rzeczywiście odór osłabł albo udało się mu to sobie wmówić. Chłopak mógł zebrał w sobie strzępki uwagi. Jego wzrok padł na osmalone kości - były częściowo spalone. Dopiero teraz dostrzegł, czym w rzeczywistości jest popiół, po którym stąpa.
Z nieukrywanym wstrętem machnął nogą, aby choć część upiornego pyłu odpadła od podeszwy buta. Zaraz jednak zmuszony był postawić ją z powrotem, by nie stracić równowagi. Westchnął zrezygnowany i starając się nie myśleć o zwęglonych szczątkach przeniósł uwagę na kości rozrzucone bezładnie w kącie komnaty. Coś popychało go w tym kierunku, jakby cichy głos szepczący mu prosto do ucha.
Podszedł kierowany wrodzoną ciekawością, by przyjrzeć się uważnie szczątkom.
Leżał tam ogromny szkielet, który nie należał do niczego, co Inti dotychczas widział. A trzeba dodać, że największą i najpotężniejszą istotą jaką dotychczas widział był niedźwiedź. Wielkość kilkudziesięciu żeber nie pozostawiała wątpliwości - stwór nie tylko za życia i po śmierci przewyższał rozmiarami niedźwiedzia, ale także niedźwiedziem nie był. Pomiędzy kośćmi dziwnego zwierzęcia sterczała włócznia, która jeszcze nie zardzewiała - to ona była przyczyną śmierci bestii. „Magiczna”, stwierdził w myślach zadumany Inti. Był już niemal mężczyzną, ale nie potrafił pojąć, dlaczego śmierć zabrała także tak ogromną i silną istotę.
Rozejrzał się jeszcze raz po komnacie. Dopiero teraz dostrzegł walające się pośród kości przerdzewiałe miecze, włócznie i tarcze, resztki stalowych pancerzy,całe mnóstwo hełmów i coś, co zapewne w czasach swej świetności stanowiło skórzane zbroje. Skarcił siebie w duchu, za opóźnioną reakcję, przecież jego towarzyszka wiele razy w drodze powtarzała mu, że czujna obserwacja to podstawa. „Od tego może kiedyś zależeć twoje życie Inti”- mówiła. Całe to żelastwo i truchła to najprawdopodobniej jedyna pozostałość po bitwie jaką tu stoczono. Działo się to dawno, a zarazem niedawno, wszystko to przez miejsce, w którym rozegrało się starcie. Zamczyska Wieków. Ta bitwa mogła przeważyć szalę zwycięstwa dobra nad złem w dawnych dniach, jednak odbyła się poza czasem.
„Dawne dni, czasy, kiedy legendy chodziły po ziemi. Drakes i wyrms brały udział w bitwach, olbrzymie bestie pokryte łuską twardą jak diament . Drake! Na kości niedźwiedzi! Co mogło skłonić drake, żeby walczył razem z ludźmi?!”
Przeczucie kazało Intiemu spojrzeć na szczątki leżące obok truchła zwierzęcia. Jako jedyny spośród ludzkich, szkielet lśnił bielą kości. Mimowolnie chłopak dotknął białej czaszki w okolicy oczodołów, poczuł, jak coś zmusza go do tego. W ostatniej chwili świadomości wyczuł obcą istotę szturmem wdzierającą do jego umysłu. Nie miał czasu ani siły na obronę. Świadomość Intiego odpłynęła, ale jego ciało pozostało w pełni sił, choć kierowane przez zgoła inną istotę. Chłopak nieświadomie składał szkielet, tam gdzie zabrakło kości, uzupełniał smoczą. Nie myślał jak to robił, wcale nie myślał. Ktoś inny przejął jego umysł i ciało. Istotę Intiego ten obcy byt zepchnął gdzieś daleko, by nie mogła choćby zastanowić się nad próbą odzyskania kontroli. Dlatego chłopak był obojętny na wszystko, nawet na to, że kości drake zasadniczo różnią się rozmiarem i kształtem od ludzkich. Przez cały ten czas słyszał kroki Lannieny, ale wydawały mu się oddalone o setki mil. Ona również straciła całe zainteresowanie Intim, gdy tylko przekroczyli próg Zamczyska.
Mieli dziś szczęście , dziewczyna dobrze wywieszczyła miejsce, w którym pojawi się Zamczysko. Fortuna im sprzyjała również, gdy weszli już do środka, trafili kilka lat po bitwie. A taka okazja zdarzała się nieczęsto. Inti w ogóle nic nie słyszał o podobnym zdarzeniu, ani o Zamczysku. Skoro jednak jest prawdziwe,to nie należy kusić losu wątpieniem w jego istnienie.
Wszystko szło idealnie, aż do teraz, do momentu kiedy Inti dotknął czaszki, wtedy ich los gwałtownie się odwrócił.
Szkielet był kompletny, wszystkie kości, były na swoim miejscu. Praca chłopaka dobiegła końca, a obca istota opuściła jego ciało, nie pozostawiając po sobie śladu i wymazując z jego pamięci składanie szczątek.
Tylko piasek w wielkiej klepsydrze, sypiący się nieubłaganie, mógłby wskazać chłopakowi jakąkolwiek nieprawidłowość, ale nie kłopotał sobie głowy podobnymi sprawami.
Inti rozejrzał się dookoła, obraz był zamazany. Mrugnął więc kilka razy, a światu powróciła ostrość. Stał w tym samym miejscu, w którym dotknął czerepu. Czaszka spojrzała na niego złowrogo. Miał nadzieję, że mu się jednak tylko wydawało, że to zrobiła. Czerepy nie mają oczu i nie potrafią patrzeć. Inti mimo tego, co w kółko powtarzał sobie w myślach, spokojnym krokiem, tak by nie dać po sobie poznać strachu przeszedł w przeciwległy kąt sali.
Po drodze dostrzegł oprawiony w brązową skórę wolumin, leżący samotnie w kręgu utworzonym z kości. Nie rozpoznał w porę magicznych znaków i schylił się, by podnieść księgę, jednak wpierw usłyszał za sobą głos Lanienny:
– Inti! Nie dotykaj! Nie dotykaj niczego, jeżeli chcesz stąd wyjść żywy. A tym bardziej niczego stąd nie zabieraj, jeżeli nie przyszedłeś tu z jasno określonym celem!
Chłopak, urażony jej słowami skrzyżował ręce na piersi, jednak usłuchał. Prychnął buntowniczo i odszedł do kąta, dokąd wcześniej zmierzał. Nie podobało mu się, że dziewczyna mu rozkazuje, ale nie był też głupi, a w każdym razie nie aż tak. Zaś Lanienna podniosła księgę, nie spuszczając przy tym z niego wzroku. Na jej dłoni widniała ciężka, mosiężna bransoleta.
Inti odkrył, że blask, który wypełniał róg sali wcale nie był złudzeniem, w dodatku emanował spod sterty kości. Powoli rozgarnął stopą trupi kopiec, starając się przy tym jak najmniej dotykać szczątek. Karcił sam siebie w duchu, ale nie mógł nic poradzić, widać wstręt do trucheł był w nim głęboko zakorzeniony. Ku jego uldze, po odrażającej pracy czekała go nagroda, pod stertą leżał miecz emanujący nieziemskim światłem. Inti nie był szamanem, ale bez problemu stwierdził, że ostrze jest magiczne. Poczuł dreszcz podekscytowania, kiedy jego palce zaciskały się na rękojeści. Zdobył miecz! Jako jedyny będzie miał miecz podczas święta! A inni będą mu zazdrościć! I nie szkodzi, że nie miał pojęcia jak go używać, ważne, że był!
Szczęście przepełniało ciało Intiego od stóp, aż po końcówki włosów.
Dostrzegł pośród kości leżącą nieopodal pochwę, natychmiast włożył miecz do pokrowca i przytroczył sobie go od pasa. Przez moment wydawało mu się, że czuje czyjąś obecność, ale zaraz wytłumaczył sobie, że było to jedynie złudzenie.
– Rusz się w końcu. Idziemy. - poganiała go Lanienna.- No już, bo wyjdziemy w przyszłym stuleciu. Albo minionym.
– To nie byłoby takie złe, wyjść sto lat wcześniej. Zobaczyć wielkie bitwy... - rozmarzył się Inti, ale posłusznie ruszył za dziewczyną.
Z każdym krokiem ku drzwiom ciężar u pasa chłopaka rósł. Z początku Inti próbował zignorować dziwne zjawisko, jednak przed samymi drzwiami nie był w stanie zrobić choćby kroku na przód. Stojąca do niego tyłem Lanienna musiała w jakiś sposób to wyczuć, jej ręka odsunęła się od wrót, a chłodne, granatowe oczy spoczęły na Intim.
– Nie możesz tego zabrać. Nie da się.
– Ale dlaczego, ty zabierasz księgę i bransoletę, a ja nie mogę nic?
– To prawo Zamczyska: nie możesz wziąć niczego, oprócz tego po co przyszedłeś. – – Musisz mieć bardzo jasno określony cel i być czarownikiem. No chyba, że Zamczysko uzna, że to świecidełko jest niezbędne aby uratować świat.
Duch Zamczyska usłyszał słowa dziewczyny i zachichotał. Nie istniało żadne prawo dotyczące zabierania stąd przedmiotów, to zależało wyłącznie od niego. A on uwielbiał komplikować życie śmiertelników. Przefrunął przez komnatę, obracając się jak w tańcu, coś jednak zakłóciło jego radość. Coś bardzo, ale to bardzo złego. Skoncentrował całą swoją uwagę na tej dziwnej rzeczy, tymczasem dwójka jego gości niepostrzeżenie wymknęła się z Zamczyska. Jednocześnie normalny ciężar ostrza powrócił i, ku zdumieniu Lanienny, Intiemu udało się wynieść miecz na zewnątrz.
Kiedy ciężkie wrota Zamczyska zamknęły się za nimi, oboje odetchnęli z ulgą. Jednak twarz przyszłej volvy nagle stężała w poważnym wyrazie.
Kiedy ciężkie wrota Zamczyska zamknęły się za nimi, oboje odetchnęli z ulgą. Jednak twarz przyszłej volvy nagle stężała w poważnym wyrazie.
– Mam takie dziwne przeczucie, że coś jest nie tak. - powiedziała głosem, który zazwyczaj towarzyszył wieszczeniu.
Ciarki przebiegły po plecach Intiego. Zbyt dobrze znał przeczucia Lanienny, by wątpić w nie.
Nagle, zupełnie jakby na potwierdzenie słów dziewczyny zewsząd rozległy się okrzyki. Później, na wspomnienie tego dnia Inti dziwił się, że krew nie zamarzła mu wtedy w żyłach.
Lanienna osunęła się na klęczki zatykając uszy. Tysiące kobiecych gardeł jęczało z całych sił, volva czuła, że głowa jej zaraz pęknie. Nawet wiatr ucichł przerażony.
– Bean Si. - wyszeptała Lanienna, kiedy krzyk ucichł, ciągle jednak głosy odbijały się echem w jej umyśle.
– Czy ich krzyk nie miał być słyszalny jedynie dla członków jednego klanu? - ostrożnie zapytał Inti.
Po górach hulał zimny wiatr, zwiastując zbliżającą się nieubłaganie zimę. Na szczytach śnieg leżał już od połowy księżyca, ale tu liście opadły dopiero niedawno, zdobiąc teraz leśne poszycie szeleszczącym dywanem.
Lodowaty powiew strącił trochę listowia z drzew i targał teraz nim w osobliwym tańcu.
Inti i Lanienna nie zwracali na uwagi na popisy wiatru, byli przyzwyczajeni. Jednak żywioł nie dawał za wygraną. Uparcie targał włosami Intiego, zsuwając mu je na oczy ilekroć chłopak zdążył odgarnąć kosmyki. Zabierał Laniennie pelerynę z ramion, mimo że starała się ją przytrzymać i oplątywał spódnicę wokół kolan. Drwił sobie z volvy, której amulety i czary nic nie zdziałają wobec żywiołu.
Tymczasem ona nie przejmowała się wietrzyskiem, radując się w sercu z każdym krokiem, który oddalał ją od Zamczyska. Niepokój o przyszłość schowała w najciemniejszych zakamarkach duszy, postanowiła radować się od teraz każdym dniem. Wszelkie obawy i rozważania zostawiła na długie zimowe wieczory.
Inti szedł upojony szczęściem. Kończyło się lato, już za kilka dni nadejdzie wraz z pierwszym mrozem święto Samhain, a on stanie się mężczyzną. I w dodatku ma miecz! Jakże lekko było mu wracać do wioski, kiedy jego serce wypełniała czysta radość.
Zielone ogniki zalśniły w oczodołach czaszki spoczywającej w Zamczysku. Powoli niby-płomień ogarniał cały szkielet. Lisz spróbował wstać. Udało się, spojrzał na truchło smoczego towarzysza i poprzysiągł sobie, że kiedyś po niego wróci. Jednak jeszcze nie teraz, jeszcze nie jest wystarczająco silny. Musi trochę poczekać i nabrać mocy. Rozejrzał się dokładnie. Zauważył jak duch Zamczyska wpatruje się w niego dużymi, orzechowymi oczami. Lisz poświęcił część resztki mocy, jaka mu została i ogłuszył ducha. Nic już nie stało mu na przeszkodzie. Kościej zaśmiał się gardłowo i opuścił Zamczysko.
''Mimo upływu lat trupi odór setek szkieletów, a właściwie innych części ciała w stanie zaawansowanego rozkładu, leżących w jednym pomieszczeniu, był przytłaczająco silny'' - okropne zdanie! Może lepiej ''mimo upływu lat trupi odór był przytłaczająco silny. Albo jakoś tak... Przemyśl to zdanie, bo jest bardzo przekombinowane. Albo części ciał, albo szkielety. ;]
''znajdowały się kości bardziej suche i mniej śmierdzące.'' jak już, to ''znajdowały się bardziej suche i mniej śmierdzące kości''.
''odór osłabł, albo udało się mu to sobie wmówić'' - bez przecinka.
''Chłopak mógł zebrał w sobie strzępki'' - jakoś za dużo czasowników; bez ''mógł''.
''Coś przyciągało go w tym kierunku, jakby cichy głos szepczący mu prosto do ucha'' - jakiś szepcący prosto do ucha głos popychał go w tamtym kierunku''.
''Wielkość kilkudziesięciu żeber nie pozostawiały wątpliwości'' - ta wielkość, a więc - ''nie pozostawiała''.
''przewyższał rozmiarami niedźwiedzia, ale także niedźwiedziem nie był. '' - stwór nie był niedźwiedziem i nawet po śmierci przewyższał go.
''to ona była przyczyną śmierci stwora. '' - w poprzednim zdaniu masz ''stwór''; poszukaj synonimu.
''rozejrzał się jeszcze raz po komnacie'' - ''Jeszcze raz rozejrzał się po komnacie''.
''Skarcił siebie w duchu, za opóźnioną'' - bez przecinka i ''się'' zamiast ''siebie''.
''twoje życie Inti'' - przecinek przed ''Inti''.
''Działo się to dawno, a zarazem niedawno,'' - eee... nielogiczne.
''Drakes i wyrms brały'' - nie bardzo wiem o co chodzi, ale jeśli to imiona, drugie powinno być wielką literą; na pewno ''brały''?
''Drakes i wyrms brały udział w bitwach, olbrzymie bestie pokryte łuską twardą jak diament'' - pomyśl jeszcze nad tym zdaniem. Może zmień kolejność, bo teraz brzmi jakoś dziwnie.
''Drake'' - a nie Drakes?
''Przeczucie kazało Intiemu spojrzeć na szczątki leżące obok smoczych'' - przed chwilą jeszcze nie wiedział co to za stwór i szczątki były większe od wszystkich zwierząt jakie znał. Coś chyba logika pada...
''Jako jedyny spośród ludzkich'' - czyli bierzemy pod uwagę tylko ludzkie, a to ponoć nie był człowiek.
''miał czasu, ani siły na obronę'' - bez przecinka.
System często wyrzuca długie komentarze (pracujemy nad usunięciem tego problemu), więc dalszy ciąg poprawek będzie za chwilę.
''Nie myślała jak to robił, wcale nie myślał'' - eee... może po prostu ''nie myślał.''
''Istotę Intiego ten obcy byt zepchnął gdzieś daleko'' - obcy zepchnął istotę Intiego; poza tym przemyślałabym słowa ''istotę'' i ''zepchnął''.
''Inti w ogóle nic nie słyszał o podobnym zdarzeniu, ani o Zamczysku'' bez ''w ogóle nic'' i bez przecinka.
''idealnie, aż do teraz'' - bez przecinka i bez ''teraz'' Wystarczy ''aż do momentu''.
''do momentu kiedy Inti dotknął czaszki, wtedy ich los gwałtownie się odwrócił.'' przecinek przed ''kiedy'' i kropka przed ''wtedy''.
''kompletny , wszystkie kości, co do jednej były na swoim miejscu'' - zbędna spacja przed przecinkiem, ''co do jednej'' również niepotrzebne.
''opuściła jego ciało nie pozostawiając po sobie śladu, wymazując z jego pamięci składanie szczątek.'' - przecinek po ''ciało'' oraz ''i'' przed ''wymazując''.
''I tylko piasek'' - bez ''i''.
''nieubłaganie mógłby'' - przecinek przed ''mógłby''.
''ze mu się jednak'' - brakuje kropeczki.
''Inti mimo tego co w kółko powtarzał sobie w myślach, przezornie, spokojnym krokiem, tak by nie dać po sobie poznać strachu przeszedł w przeciwległy kąt sali.'' - przecinek po ''tego''; ''przezornie'' bez zbędne.
''wolumin leżący samotnie'' - przecinek przed ''leżący''.
Dokończę, gdy naniesiesz te poprawki. :)
Generalnie tekst nie jest zły, ale troszkę nudnawy i niedopracowany.
Przydałoby się też kilka dodatkowych enter. Przejrzysty tekst sprawia więcej przyjemności podczas czytania.
Cieszę się, że dołączyłaś do naszej społeczności. Pisz i publikuj! :)
''ku jego uldze po odrażającej pracy'' - przecinek przed ''po''.
'od stóp, aż po końcówki włosów'' - bez przecinka.
''Dostrzegł pośród kości leżącą nieopodal pochwę'' - takie to trochę bez sensu. Może ''Pośród kości dostrzegł pochwę'', a później kropka i nowe zdanie od ''natychmiast''.
Wszystkie myślniki zamień na drukarskie (twarde; dłuższe). Żeby było łatwiej, skopuj. Proszę: –.
''krokiem ku drzwiom ciężar u pasa chłopaka rósł'' - bez ''ku drzwiom''. Kolejne zdanie zacznij od ''początkowo'', bo ''z początku'' brzmi nieciekawie.
Od ''nie możesz tego zabrać'' jest dialog, a myślników brak. Choćby krótkich. Smaczne były? ;)
''jest niezbędne aby uratować świat.'' - przecinek przed ''aby''.
''przez komnatę obracając się jakby w tańcu'' - przecinek po ''komnatę'' i ''jak'' zamiast ''jakby''.
''Intiemu udało się, ku zdumieniu Lanienny, wynieść miecz na zewnątrz.'' - ku zdumieniu Lenniny, Intiemu udało się wynieść miecz. Mam wątpliwości co do zasadności tego zdania. W poprzednim piszesz, że już wyszli, a dopiero teraz udało mu się wynieść?
''mam takie dziwne przeczucie'' - bez ''takie'' i gdzie jest myślnik?
''słów dziewczyny zewsząd rozległy się okrzyki'' - przecinek po ''dziewczyny'' i chyba krzyki, a nie okrzyki.
''volva czuła, że głowa jej zaraz pęknie.'' - wcześniej było, że przyszła volva. Pilnuj logiki.
To zdanie o wietrze jest strasznie sztampowe.
''zimny wiatr zwiastując zimę zbliżającą się nieubłaganie'' - przecinek po ''wiatr'', a później ''zwiastując zbliżającą się nieubłaganie zimę.
''dopiero niedawno zdobiąc teraz leśne'' - przecinek po ''niedawno''.
''listowia z drzew i targał teraz nimi w osobliwym tańcu'' - TO listowie, więc albo ''liści z drzew'' albo ''targał nim''.
''schowała na dnie duszy, w najciemniejszych jej zakamarkach,'' - schowała w najciemniejszym zakamarku duszy. W ogóle to brzmi strasznie banalnie.
''po niego powróci'' - ''wróci'', a nie ''powróci''.
''Rozejrzał się dokładnie wokoło, zauważył'' - bez ''wokoło'', bo to jest oczywiste i kropka zamiast przecinka.
''wpatruje w niego duże orzechowe oczy'' - ''wpatruje oczy'' brzmi bardzo dziwnie, nienaturalnie. Przemyśl to zdanie.
''Nic nie stało mu już na przeszkodzie'' - już nic nie stało mu na przeszkodzie.
Masz problem z interpunkcją, ale sądzę, że to raczej wina nieuwagi, bo czasem stosujesz jakąś zasadę, a czasem nie. Dlatego wyszczególniłam Ci wszystko. Jeśli w kolejnych tekstach będzie mniej zjedzonych przecinków, dopiszę je po prostu i nie będę zawracać głowy, ale proszę, pilnuj tego.
Przyjemniej czyta się przejrzyste teksty. Enter nie jest wrogiem...