008. Duchy w lesie

Clairebible

 Słońce ustąpiło miejsca księżycowi szybciej, niż mógłby się tego spodziewać.
W lustrze odbijała się twarz młodego, pełnego wigoru mężczyzny. Jego kasztanowe włosy zaplecione były w dwa sięgające za pas warkocze.

Odziany w długi, rozkloszowany od bioder płaszcz, sprawdzał swoje wyposażenie. Dwa sztylety po bokach, miecz przewieszony przez plecy... wszystko na miejscu.
Ile ich będzie? – Powinien dać sobie radę nawet z paroma. Nie mógł tego rzucić, bo 20 000 przeszłoby mu koło nosa.
Nawet jeśli zginie, kto by się tym przejmował, skoro nawet jemu samemu było to obojętne. Nikt go nie znał, więc nikt nie będzie za nim tęsknił, wspominał, płakał. Fakt ten przynosił Fatumowi ulgę.

 

* * *

 

Znalazł się na jednej z dróg prowadzących do miasta.
U kresu wielohektarowego lasu czuł, że może być zaatakowany z każdej strony. Na wszelki wypadek zostawił dobytek w pokoju, który wynajął. Oczywiście istniała możliwość, że pieniądze ukradnie jakaś pokojówka albo sam karczmarz. Personel tanich lokali rzadko bywał uczciwy wobec swoich klientów, ale takie było życie.
Gdyby nie padało, o wiele przyjemniej spędzałoby się czas na drzewie – pomyślał i wciągnął charakterystyczny zapach do nozdrzy. – Trzeba czekać.
Fatum nawet nie spostrzegł, kiedy ciemność, która go otaczała, zaczęła szarzeć.
Niewielka mgła spowiła warstwę przy samej ściółce leśnej.
Cisza. Żadnych dźwięków oprócz pohukiwań sowy, które stawały się coraz bardziej wyraźne.
Można byłoby się zdrzemnąć, zanurzyć w miękkich krzakach jak w pierzynie.
W środku lasu było zdecydowanie bardziej sucho. Zieleń drzew musiała zatrzymać opad w górnych warstwach.
Księżyc rzadko chował się za czarnymi, niemal niewidocznymi chmurami. Brylantowe gwiazdy dekorowały niebo, ukradkiem wyglądając zza gałęzi.
Wzmożony wiatr zaczął nieznaną pieśń na strunach liści i traw. Mrok rozłożył swoje szerokie ramiona, tworząc nastrój grozy.
Duchy, straszydła i koszmary. Jeśli się pojawiały, mogły zrobić to tylko teraz.
Odważny młodzian zainspirowany królestwem cieni dałby głowę, że słyszy słaby głos.
Z czasem bardziej wyraźny, ludzki. Iść za nim? Uciekać od niego? Od nieumarłych nie da się zbiec.
Rycerz ruszył szybko, poszukując źródła, które przerwało leśny bezgłos.
Dobiegł do dużego pnia drzewa, które musiało ugiąć się pod ciosem pioruna lub nawałnicy.
Nagła, niebezpieczna cisza... Słyszał tylko swój oddech, ale czuł na sobie ślepia. Musiał być obserwowany.
W pewnym momencie coś zauważył. Jakaś zakapturzona postać siedziała na pniu.
Dlaczego właśnie teraz, w obliczu tego spotkania, słyszał tylko własne serce, bijące jak młot kowala. Świadczące o tym, że żyje.
Zaciskając dłoń na rękojeści sztyletu, zbliżył się do potencjalnego przeciwnika. Zastanawiał się czy powinien atakować. Równie dobrze mógł być to ktoś zupełnie niezwiązany ze sprawą.
– Przedstaw się – zażądał jakby miał do tego pełne prawo.
Kobieta skrywająca wszystko, prócz ust pod kapuzą, uśmiechnęła się w prowokujący sposób. Przebrana w szyfonową sukienkę, która majestatycznie falowała, reagując na najmniejszy ruch powietrza. Ten niezwykle lekki materiał przypominał ponurą, czarną mgłę.
– Jesteś przeklęty – powiedziała jakby z lekkim zadowoleniem. Fatum odniósł wrażenie, że ta barwa głosu jest po części zniekształcana przez nią samą.
– Najpierw chciałbym usłyszeć coś, czego nie wiem – odpowiedział z bezczelną tonacją. – Pytałem, kim jesteś i nadal liczę na odpowiedź.
– Powiedzmy, że opiekunką tego gaju. Bardzo kogoś dzisiaj zdenerwowałeś... – ostatnie zdanie dodała od siebie.
– No i? Długo jeszcze będziesz pieprzyć od rzeczy czy w końcu się przedstawisz? Życie mi ucieka.
– Mężczyzna powinien pierwszy się zaprezentować, Fatumie – bardzo wyraźnie wypowiedziała jego imię. – Poza tym, duchy nie lubią nazw. Możesz określać mnie złą czarodziejką, jeśli sobie zażyczysz. Szczególnie po tym, co ci zrobię – tajemniczo wyciągnęła do niego dłoń. Była ciekawa czy się zbliży.
W ustach zmiął jakieś przekleństwo. Skąd znała jego imię? Pierwszy raz od długiego czasu coś wywołało trwogę w sercu najemnika. Istniał tylko jeden sposób na pokonanie strachu - stawienie czoła przeciwności.
– „Zła czarodziejka”... – powtórzył po niej. – Wolę czarownica. Albo wiedźma. Albo... baba jaga, strzyga, jędza, gangrena, stara torba, prukwa, raszpla...
I wtem usłyszał potężny huk za sobą. – Chyba go przebudziłeś, panie najemniku – zagadkowa niewiasta zachichotała. Znała kolejny fakt.
Skąd wie, że jestem służebnikiem? – Uderzyło go to jeszcze bardziej. Nie mógł się skupić. Tym bardziej, że ktoś najprawdopodobniej obserwował go z lasu, tuż za jego plecami.
– Może i coś obudziłem... ale sądzę, że najlepiej będzie jak najpierw pozbędę się ciebie – chwycił za rękojeść miecza i wysunął ostrze z pokrowca.
– Narwany jesteś. Chcesz zaatakować mnie pierwszy? – zareagowała wykrzywionym uśmiechem.
– A kto mnie powstrzyma? – zapytał. Wtem drugą dłonią chwycił za jelec sztyletu i błyskawicznie zamachnął się, rzucając krótką broń w stronę przeciwniczki.
Ewidentnie nie spodziewała się tego. Odruchowo odchyliła się w bok, co było wynikiem niesamowitego szczęścia. Ostrze tylko przecięło kawałek materiału w okolicy lewego ramienia. Fatum usłyszał gwałtowną szarżę w swoim kierunku, tuż za plecami. Ktoś podstawił mu nogi długim kijem, zanim zdążył się odwrócić i zareagować. Gdy spojrzał w górę, próbując odgadnąć, co tak właściwie się stało, ujrzał drugą postać. Była wysoka, miała białą maskę z wyciętym miejscem na usta. Mimo to wyglądała jakby patrzyła prosto na niego. Tajemnicza i straszna. Rycerz czuł się jak bohater horroru, tylko tym razem, grał ofiarę.
– Jasna, kurewska cholera – mruknął do siebie. Nie miał czasu na myśli, musiał działać.
Miecz, który wypadł mu z ręki w chwili upadku, leżał stanowczo za daleko, by mógł wymacać go ręką i przyciągnąć do siebie. Tym bardziej nie było możliwości obejrzenia się, aby zlokalizować zgubę. Zamiast tego chwycił drugi kordelas upięty przy lewym boku. Jednym zgrabnym ruchem podciągnął nogi i wyrzucił je do góry sprawiając, że dzięki sile odrzutu wylądował na klęczkach. Wtedy też, wciąż przy parterze, wyciągnął dłoń ze sztyletem przed siebie, odbił się stopą od błotnistego. Wirując wokół własnej osi ciął to, co akurat znalazło się w zasięgu niedługiego brzeszczotu.
Duch bez twarzy odskoczył do tyłu w ostatniej chwili. Chwycił grubą belkę leżącą nieopodal i po prostu rzucił prosto w ostrze długowłosego młodzieńca. Broń wbiła się głęboko w drewno, stawiając go w żałosnym położeniu.
Enigmatyczny napastnik znów ponowił atak kijem. Uderzenie! Dziwne... jakby z góry zamierzone, aby nie trafić.
Co zamierzał?! Nastraszyć przeciwnika nie czyniąc mu szkody? Kim on jest?
Był precyzyjny, a maska z jednym otworem pozwala mu tylko oddychać.
Czyżby staruszka zawarła pakt z diabłem? Tysiąc myśli na minutę przebiegało przez głowę Fatuma.
Następny atak nie pozwolił rycerzowi nawet trzeźwo rozumować. Mógł tylko reagować instynktownie na ciosy.
Przeciwnik jakby się bawił. Ruch w dwa razy w przód, w bok, potem do tyłu. To było jak gra, której zasady trzeba było odkryć.
– Skończ z nim! – głos czarownicy wezwał sługę do ostatniego ataku. Wiedźma stała z tyłu, tuż za nieszczęśnikiem, który tak poważnie rozważał o istnieniu demonów.
– Nie mam zamiaru poddawać się tak szybko... – Fatum wyciągnął dłoń przed siebie. W oczach miał jakiś dziwny błysk, może pochodzący od zdecydowania, jakim nagle zaczął emanować. – Gotuj się w piekle – wtem temperatura otoczenia podniosła się gwałtownie. Salwa dzikiego, niekontrolowanego ognia uderzyła w zamaskowanego przeciwnika.
Widmo zawyło w zaszokowaniu. Prawdziwy ogień trawił jego szatę, biegnąc do góry i ogarniając plecy.
– Kretynie, zabijesz go! – kobieta odepchnęła Fatuma na bok i powaliła płonącego na ziemię. Próbowała zaradzić sytuacji, sypiąc piaskiem i depcząc odzienie straszydła.
Teraz wydawała się taka znajoma. Brzmienie, intonacja głosu, nawet wyzwisko, które padło. Najemnik stał w miejscu, lekko zażenowany.
W międzyczasie "demon" był już bezpieczny, a ona stanęła dumnie naprzeciw władcy ognia.
– Ciebie też sfajczyć? – dłoń rycerza zapłonęła. – Nie myśl, że się zawaham. Wasze głowy są warte 20 000 dukanów, a skoro są mi potrzebne, wasze życie jest mi całkiem obojętne.
– Wstrętny buc! – ściągnęła kaptur. Powieki Tiary wymalowane były na ciemno, na policzkach kolor spływał w formie zacieków. Była to charakteryzacja potrzebna do magicznego spektaklu. Dziewczyna podeszła do niego i wyciągnęła rękę z gestem "na zgodę".
– Nie chcę się godzić, chcę forsę! – krzyknął zażenowany zaistniałą sytuacją. – Wszystko popsuli, tumany...
– Ha! – zabrała dłoń. – Nawet nie wiesz jak idiotycznie wyglądasz, kiedy się boisz – uśmiechnęła się lekko, naśmiewając się z niego.
– O, naprawdę uważasz, że się bałem? – spojrzał na rozmówczynię z politowaniem. – Nawet nie umiesz się malować, uśmiechnij się szczerzej, może znajdziesz robotę w cyrku – podniósł się z ziemi. – Żeby dostać wypłatę, muszę was zatargać do burmistrza, co nadal zamierzam zrobić – podniósł swój miecz.
Tiara zmierzyła go wzrokiem z nieukrywaną pogardą.
– Coś ci powiem... – odsunęła ostrze wymierzone w jej stronę.
Położyła delikatnie dłonie na ramiona Fatuma. Przesunęła je powoli jak czuła kochanka za jego głowę.
– Pragnę cię... nienawidzić – wyszeptała prosto do jego ucha, stając na palcach, ponieważ była od niego dużo niższa.
Zamknęła oczy, zbliżyła wargi, jakby chcąc złożyć pocałunek. W ostatniej chwili pohamowała ochotę.
Nagle z rękawa dziewczyny prześlizgnęło się coś białego, atakując kłami w miejsce nad nadgarstkiem młodziana. Zapiekło.
Przebrana wiedźma cofnęła się błyskawicznie, uspokajając swojego gadziego przyjaciela. Tymczasem Kiro pozbierał się wreszcie z podłoża.
– Prawie się usmażyłem. Babcia nie będzie zadowolona z wyniku. Coś się stało? – dla mnicha nastała niespokojna cisza między nimi.
– Fuj, twój beznogi jaszczur mnie użarł! – złapał obolałe miejsce. – Jeśli myślisz, że mi za to nie zapłacisz...! – poczuł jak zawirowało mu w głowie. – Koniec zabawy – wyrwał do przodu i oplótł i ścisnął ramieniem szyję niewiasty.
– Puszczaj, bo każę mu ugryźć cię drugi raz! – zaczęła się wyrywać.
– Hej, spokojnie! – Kiro podbiegł, próbując ich rozdzielić.
– Nie mam zamiaru się uspokoić! – krzyknął ściskając mocniej, zabierając jej dech. – Albo się poddasz dobrowolnie, albo cię ugotuję, a w dowód wypełnienia misji przyniosę im twoją głowę.
Młoda dziewczyna słabła w oczach. Chciała coś powiedzieć, ale tylko poruszała bezgłośnie ustami.
– Zrobisz jej krzywdę! – Roniri z braku pomysłów zdał cios w kark rozwścieczonego mężczyzny. Ten wreszcie puścił. Na początku wydawało się, że to zakonnik tak go dotkliwie uderzył. Ból pulsował w całej głowie, ale najbardziej kumulował się na ręce, która drętwiała. Trucizna w organizmie zaczęła postępować.
– Nie krzycz tak głośno – warknął do duchownego, łapiąc się za głowę. – Wiedziałem, że będą... z wami... – bąknął, padając na kolana – ...boleści. – dokończył, nieadekwatnie do reszty wypowiedzi.
– Tiaro, pomóż mu – powiedział krótko do koleżanki widząc, że Fatum jest w złym stanie.
– Dlaczego? Żeby wsadził nas do więzienia? On zmieszał nas z błotem – odpowiedziała prawie ze łzami w oczach.
– Po prostu to zrób. Zażartowaliśmy z niego. Jesteśmy mu to winni.
– A on nas zniszczy! Wie, że mu nie pomogę!
– Pokaż, że się myli – aby uciszyć skołatane emocje koleżanki, pogłaskał ją po głowie.
Niewiasta westchnęła głęboko. Podeszła do Fatuma, patrząc na niego w całym swym politowaniu. Złapała za nadgarstek rannej ręki. Przyłożyła ciepłe wargi do ugryzienia i poczęła wciągać krew, wypluwając ją co chwilę na bok. W międzyczasie podała mu również antidotum.
Ugryzionemu było już lepiej, choć wciąż przed oczyma tańczyły kolorowe plamy, niczym w kalejdoskopie. Robiło mu się lżej, wreszcie spokojnie mógł odetchnąć.
Zuchwała kobieta przykryła go jeszcze od niechcenia jakimś materiałem. Sama czuła się zmęczona i niewyspana. Oboje z Ronirim usiedli pod drzewem czekając, aż mu się poprawi.

 

* * *

 

– Głowa mnie boli, posiekam tego jaszczura... – zakomunikował namiestnik, ale bardziej do siebie, niż do pozostałych. – To wy stoicie za tymi wszystkimi napadami, tak? Zresztą po co ja pytam, to oczywiste.
Kiro uśmiechnął się i przytulił pannę, która spała mu na ramieniu.
– To był przypadek. Doszliśmy sami do miasta. Szukaliśmy jedzenia i zajęcia. Tiara uznała, że zwędzi coś ze straganów – zaczął wspominać. – Pamiętasz? Mnie też ugryzł wąż prosto w nos. Moja twarz spuchła jak balon. Wyglądałem jak dziecko pokrzywdzone przez okrutny los. Nie wspomnę, że w czasie drogi dostało mi się pary razy. Za nic naturalnie. Ludzie omijali nas z daleka, a mój wygląd przestraszył nawet jedną z handlarek. Uciekła z krzykiem. Zostawiła bezpańsko swoje owocowo-warzywne stoisko. Najedliśmy się za darmo – wspomnienie wywołało uśmiech na jego twarzy. - Pewna starsza kobieta musiała nas obserwować. Zaoferowała nam pracę i oto jesteśmy. Gramy duchy. Niezły utarg. Darmowy nocleg i mięso kurczaka co dzień – w skrócie przedstawił ich przygody. Jednocześnie wymienił zalety etatu u wróżki.
Kobieta niewątpliwie chciała uwiarygodnić swoją moc. Porzucone powozy były grabione, kości powszedniego menu sprzedawano jako talizmany. Sprytny interes.
– Tą starą heterę trzeba zaskarżyć u burmistrza, ponieważ rujnuje mieszkańców. Może są głupi i naiwni, ale to nadal ludzie. Zamiast kupować dzieciom pluszowe misie, dają im kości z kurczaka... to chore.
– Może i masz rację, ale co teraz zamierzasz zrobić?
– Najpierw złożę wizytę burmistrzowi i powiem, kto jest winien całemu zajściu. To zapewne sprawi, że nie dostanę zapłaty, co z kolei zniweczy moje plany kupna konia, ale trudno.
– Konia? Trochę się nam ich nazbierało... A może chcesz grać z nami trzeciego ducha?
– Nie mam zamiaru być częścią tego błazeńskiego przedstawienia! Co wy w ogóle sobie myśleliście, ci ludzie uczciwie zarabiają pieniądze, a wy ich okradacie! Jesteś mnichem do cholery, powinieneś szerzyć miłość i uczciwość zamiast okradać biednych.
– Tak, tylko każdy zakonnik powinien pomagać słabszym owieczkom, gdy łakną pomocy. Tiara mnie poprosiła, no może przekupiła. Ona jest moją słabością...
– Pozwól, że zapytam, u którego z pięciu bogów służysz?
– Co za różnica... Nie słyszałeś? Najwięksi bohaterowie zabierali bogatym i oddawali biednym!
– W tym wypadku, jak rozumiem, wy jesteście biednymi, tak? Dzieci z sierocińców, bezdomni, wdowy, kaleki, oni się już nie liczą? Nie zrozum mnie źle, splunąłbym ci w twarz, ale mam na to za dużo godności.
– Najpierw trzeba podreperować własny budżet i poukładać swoje sprawy – szatyn pokręcił głową.
– Na biednego mi nie wyglądasz, ona też nie. Zdołałbym zrozumieć, że okradliście jeden powóz, bo przymieraliście głodem, ale teraz jesteście żałośni.
– To zazdrość?
– Przestańcie już pieprzyć, nie mogę spać – syknęła kobieta o hebanowych włosach.
– Nie warto z wami rozmawiać. Jesteście pozbawieni podstawowych wartości etycznych. Tak na odchodnym dodam, że doniosę na tą starą wiedźmę, więc nie liczcie na więcej zleceń.

Clairebible
Clairebible
Opowiadanie · 9 października 2010
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    pierwsze zdanie - bez ''na niebie'', bo wiadomo, że nie w autobusie.
    młodego, pełnego wigoru chłopaka. - chłopak z zasady jest młody, może ''mężczyzny'' albo bez ''młodego''?
    włosy zaplecione były w dwa warkocze, które sięgały za pas. - ''włosy zaplecione były w dwa sięgające za pas warkocze'' - we wszystkich swoich tekstach masz sporo powtórzeń słowa ''który'' i później czasownik. Staraj się zastępować to imiesłowem z końcówką ąc/ący/ąca itd.

    Brzmiało przykro - to... brzmi dziwnie.

    Gdyby nie było deszczu, o wiele przyjemniej byłoby spędzić czas na drzewie - było, byłoby - średnio to brzmi. Poszukaj jakiegoś zamiennika albo przebuduj zdanie.
    otaczała zaczęła - w środku powinien być przecinek. Powód? Oddzielamy te same części mowy.

    Od nieumarłych nie da się zbiec. - Serio? ;)

    Przepraszam, ale teraz muszę iść. Dokończę później.
    Teraz tylko dodam, że coraz lepiej radzisz sobie z interpunkcją.Widzę jeszcze kilka potknięć, ale i tak nie jest tragicznie. W porównaniu do części pierwszej i drugiej jest świetnie. Szybko się uczysz. :) Wciąż mieszasz style, ale to przejdzie z czasem.

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    zażądał, jakby miał do tego pełne prawo. - bez przecinka, bo to zwykłe porównanie.
    Kobieta skrywając wszystko, prócz ust pod kapuzą, uśmiechnęła się w prowokujący sposób. - ''skrywająca'' pasuje tu bardziej...

    Bardzo mocno kogoś dzisiaj zdenerwowałeś - bez ''mocno'', bo spokojnie można denerwować się bardzo, nie trzeba bardzo mocno. Rozumiesz? ;) Chodzi mi tylko o to, że istnieją w języku polskim powiedzenia, które brzmią o wiele lepiej w skróconej formie, bo nie sprawiają wtedy wrażenia przegadania. Często takich używasz, więc pomyśl o tym.

    Będziesz długo tak jeszcze pieprzyć od rzeczy czy w końcu się przedstawisz? - Staraj się unikać zaczynania i kończenia zdań oznajmujących czasownikiem. To było dobre kilka wieków temu... teraz brzmi nienaturalnie.
    Powyższe zdanie zmieniłabym na:
    ''Długo jeszcze będziesz pieprzyć od rzeczy...''

    On w ogóle jej nie kojarzył. - To współczesny kolokwializm. Można nawet powiedzieć, że bardzo współczesny... jeśli wiesz co chcę powiedzieć. Kolejny przykład, że nie panujesz nad stylem.

    Skąd wiedziała, że jest służebnikiem? - Wszystkie myśli zapisujesz kursywą, więc i tutaj przydałoby się użyć tej funkcji.

    schyliła się w bok, - w bok można się odchylić, ale o schylaniu nie słyszałam...

    Ktoś podhaczył jego nogi długim kijem - słowo ''podhaczył'' tu nie pasuje. Poszukaj zamiennika.

    białą maskę na głowie z wyciętym miejscem na usta - bez ''na głowie'', bo masek nie nosi się przecież na nogach...


    jakby patrzała prosto - chyba raczej ''patrzyła''.

    Jasna, kurewska cholera - dziwnie to brzmi.

    Ciąg dalszy nastąpi. Najpierw popraw to.


    Mam nadzieję, że nie gniewasz się, że tak Cię gnębię, ale... robię to z pełną świadomością. Widzę u Ciebie potencjał i chęć nauki, więc staram się podsuwać możliwie najwięcej możliwości i wytykać wszystkie błędy. Liczę, że nie poprawiasz wszystkiego ''w ślepym posłuszeństwie'', lecz bierzesz sobie do serca moje wskazówki i stosujesz się do nich po przemyśleniu... Podejrzewam, że tak właśnie jest, bo nie powtarzasz tych samych błędów. :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    oplótł ramieniem szyję niewiasty, ściskając. - bardzo ''brzydkie'' zdanie. Wrzuć ten ostatni czasownik gdzieś w połowie.

    Już drugi raz wykorzystujesz motyw węża. Uważaj, żeby nie zrobiło się nudno...

    Wrócę do Twojego komentarza spod poprzedniego tekstu. Twierdzisz, że mieszasz style celowo i że kierujesz się przekonaniem, że skoro czas akcji nie jest określony, to taki zabieg ''przejdzie''. Wiesz, raczej nie... W niewielu książkach jest podany rok, w którym wszystko się dzieje. Czytelnik rozpoznaje epokę po dwóch rzeczach: sposobie życia bohaterów (Nie powiesz mi chyba, że w XXI wieku można żyć jak ten Twój Fatum? ) i języku narracji. Każdy okres ma swój określony styl. Język ewoluuje, potrzeby się zmieniają, technologia się rozwija... Z biegiem lat pewne określenia wychodzą z użycia, a na ich miejscu pojawiają się nowe. Dzięki temu nasza obecna mowa różni się od staropolszczyzny, a jednocześnie jest w miarę spójna. Językowy mix zdecydowanie odpada, bo efekt będzie raczej dziwny... Rozumiesz?
    Jeśli uraziłam, przepraszam.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Clairebible
    Co do węża, on jest stałym atrybutem Tiary, więc sądzę, że używanie go częściej jest dozwolone?

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Jasne. Sugeruję po prostu, żeby nie było go za dużo...

    Jeszcze jedna refleksja mi się nasunęła. Chyba wkrada Ci się drobna niespójność. Wcześniej podałaś już jak Fatum i Tiara się poznali. Dlaczego teraz tak się do siebie odnoszą? Dlaczego on nie poznał jej głosu? Dlaczego tak go traktowała? Przecież wcześniej jej się podobał... Może powinnaś przemyśleć zmianę kolejności odcinków?

    · Zgłoś · 14 lat
  • TajemnaSiła
    nie poznał ponieważ zmieniła swój głos, aby on nie był w stanie tego zrobić to po pierwsze
    po drugie: podobał sie- fakt, ale skoro ona mu się nie podoba, to to ją irytuje, co było wcześniej napisane, że nie będzie takim ignorantem sobie d... zawracac
    forma zemsty....kobiety sa zdolne do takich rzeczy...chciałą się z niego ponabijać

    · Zgłoś · 14 lat
  • TajemnaSiła
    sorka miałam na myśli:nie poznał ponieważ zmieniła swój głos, aby on nie był w stanie jej rozpoznać
    dużo ludzi potrafić mówić innym tonem, brzmieniem głupi przykład: parodiujący innych

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Nie przekonuje mnie to, ale OK. Ostatecznie wcale nie muszę uwielbiać tych tekstów. Mam je tylko (w miarę możliwości) obiektywnie oceniać, wytykać błędy, autoryzować lub odrzucać i (jeśli widzę szansę na nić porozumienia z Autorem) dyskutować o warsztacie literackim. Staram się to właśnie robić, więc... ;)

    TajemnaSiła, czekam na Twój tekst!

    Clairebible, czytasz/czytałaś Sapkowskiego? Opowieści o Wiedźminie są już praktycznie klasyką, ale jednocześnie dobrym przykładem na to jak łączyć style, by nie wyszło nienaturalnie. :)

    · Zgłoś · 14 lat