010. Początek podróży

Clairebible

 

Poranne słońce przedzierające się przez zszarzałe firanki, obudziło namiestnika.
Wiedział, że nadszedł dzień, w którym musiał opuścić miasto. Właściwie należałoby dodać: zatłoczone, śmierdzące, głośne miasto.
Tym bardziej, gdy wyznaczył sobie nowy cel podróży. Wieści o skarbie były nader fascynujące i choć Fatum nie zamierzał ich sobie przywłaszczać, to instynkt nakazywał zaspokoić ciekawość.
Dlaczego mnisi ukrywali złoto? A może było to coś całkiem innego? Na te pytania pragnął znaleźć odpowiedź.

Zapłaciwszy należność za nocleg, wyszedł na ulicę. Szybkim krokiem ruszył ku budynkowi na obrzeżach miasta, na którym wisiał podniszczony szyld z niedbale wymalowanym koniem. 
Wszedł do sklepu. Niemalże natychmiast do jego nozdrzy dotarł charakterystyczny zapach sprzedawanych tu zwierząt. Za ladą zastał średniego wzrostu mężczyznę o słusznej posturze oraz okularach, których szkła były grubości denek słoików. Fatum wątpił, aby handlarz był wprawionym jeźdźcem.

 

* * *

 

Wyszedł ze stajni z nietęgą miną, powtarzając wściekle pod nosem: 
– Piętnaście tysięcy za konia.... chyba z rodowodem!
Niestety taką cenę miały najtańsze wierzchowce handlarza, które były w stanie ruszyć w podróż w stronę gór. Mimo długich prób zbicia ceny, nie udało się. Musiał iść pieszo.

Gdy tylko opuścił aglomerację miejską, doznał niesamowitej ulgi.
Koniec z pokrzykiwaniem nieznośnych małolat, lamentującymi cycatymi barmankami i innymi dziwactwami.
Nowy lepszy dzień. Ścieżka prosta i piaszczysta. Niebo przejrzyste i otwarte na długie wycieczki.
Ci dwoje... ciekawe, o której wyruszą? – To było prawie jak wyścig. Tylko w tych zawodach, to on jest odważnym, krzepkim mężczyzną. Jakże mogliby mu dorównać: pijana dziewczynka i ślepy mnich? Fatum wzniósł dumnie głowę.
– Halo? Dopiero wstałeś? – znajomy głos wyrwał go z zamyślenia. Tiara i Kiro... na dodatek mieli konie.
– A skądże – prychnął na nią. – Już ze dwie godziny jestem na nogach. Zresztą, nie muszę się wam tłumaczyć. Raczej wy powiedzcie, skąd te konie.
– Kupiliśmy sobie! Mnichu, jak je nazwiemy? – dziewczyna podrapała się po głowie.
– Guichi i Kiko – Roniri bez zastanowienia odpowiedział.
– Dokładnie tak! Piękny dzień na przygodę! – niewiasta wyciągnęła ręce do nieba i przeciągnęła się, ziewając.
– Skąd mieliście pieniądze?! – wzburzył się.
– Co ci do tego, wieczny gburze? Nie dam ci skonfiskować konia! – Tiara wyciągnęła dwa ciastka owsiane z sakwy przymocowanej do klaczy. Jedno podarowała zwierzęciu, a drugie zjadła sama. Worek był wypełniony. Jedzenie także musieli nabyć z samego ranka.
– Nie jestem gburem. Ty jesteś zapijaczonym, niekulturalnym chłopem w ciele kobiety. Jeszcze nigdy nie miałem do czynienia z taką jak ty. Jesteś najgorszym przypadkiem!
– Coś ty powiedział? Za to ty... – nadęła policzki, próbując powiedzieć coś niemiłego – ...jesteś chamskim pedziem! – wybuchła wreszcie. – W młodości bili cię po głowie, dlatego mądrością nie grzeszysz! – obróciła się plecami do niego, żeby nie widział, jaką przykrość sprawił swoimi słowami. Starała się być twarda i niewzruszona w jego oczach.
– Nic nie wiesz na temat mojego dzieciństwa, więc nie zapędzaj się tak! To, co mówię, wynika z moich obserwacji, ty chcesz jedynie odszczekać się jak bachor. 
– No i dobrze! Pępek świata! Mów co chcesz! Nie rusza mnie już twoja zaczepka – Tiara wsiadła na swojego wierzchowca. Jej twarz sugerowała, że czuła się skrzywdzona – Zbieraj się, Kiro! Przeszkadzasz panu egoiście być sam ze sobą – rzuciła na odchodne. 
– Oboje zachowujecie się nie na swój wiek – podsumował.
– Ja? Chyba kpisz – Fatum ruszył przed siebie nie żegnając się.
Niewidomy zakonnik zasiadł na grzbiecie rumaka przywiązanego wodzami do pierwszego konia, na którym zasiadała Tiara. Dziewczyna ruszyła, wymijając bez słowa upartego szatyna. Odległość między nimi powoli rosła.
– Kiro, mam wrażenie, że nie czujesz się w siodle zbyt pewnie...! – zawołał za nimi namiestnik, widząc, jak duchowny powoli zsuwa się z konia.
– Bo nie widzę konia! Ani drogi! – zawołał za nim w odpowiedzi.
– Po prostu trzymaj się mocniej... jedną ręką chwyć siodło i przyciśnij łydki do jego brzucha...
– Świetnie, już zaczynam łapać! Dzięki! – zakonnik zawołał wesoło.
W tym momencie Tiara zatrzymała zwierzęta.
– Co się tak o niego troszczysz? A może jednak jesteś homo? W takim razie proponuję, abyś usiadł z nim razem! – dziewucha pokazała mu język.
– Jest niewidomy, chyba nie chcesz, żeby spadł po drodze? Jak koń się wystraszy, może nawet rozdeptać.
– Szczerze? Nie zależy mi na nim – odpowiedziała i na chwile zeszła na ziemię, czekając, aż Fatum podejdzie.
– Tiara, zawsze jesteś taka niemiła – jej przyjaciel posmutniał teatralnie i skrzywił zabawnie usta.
– Na to, że to kretyn, nic ci nie poradzę – stanął przed nią. – Ale, przynajmniej w twoim przypadku, mnich może być przydatny, skoro wybierasz się do zakonu.
– Wsiadaj i przestań chrzanić, bo się rozmyślę – wskazała konia Ronirego. Była jeszcze trochę zła za poprzednie. – A jeżeli myślisz, że nas wystawisz i sam zgarniesz łup, to się grubo mylisz – mrugnęła dwojgiem przenikliwych oczu, oczekując jego reakcji.
– Nie chcę zabierać skarbu. Jestem tylko ciekawy, czy to prawda – odparł krótko i wskoczył na konia, siadając przez mnichem.
– Ciekawość to pierwszy stopię do piekła – kobieta odwiązała wodze od konia prowadzącego i podała Fatumowi. Po chwili weszła na grzbiet kasztanowej klaczy i stuknęła piętami. Wyruszyli kłusem, milcząc.
– Ładny mamy dzień, prawda? Mógłbyś mi opisać, co widzisz? – mnich nie wiedział jak nawiązać rozmowę. Zaczął najłatwiej.
Mężczyzna wzniósł głowę ku niebu – Przejrzyste niebo w kolorze błękitu. Gdzieniegdzie chmury o różnych odcieniach srebra i szarości. Delikatne podmuchy wiatru uderzają o liście wprawiając je w ruch... naprawdę ładna pogoda – zgodził się – Szkoda tylko, że plecy pyskatej dziewuchy zasłaniają mi widok...

Kiro złapał mocniej za jego klatkę piersiową i począł jakby czegoś szukać. Najpierw w górę, potem w dół.
– Jesteś naprawdę dobrze zbudowany. Płaski brzuch i silne uda – miejsca, o których mówił, wskazywał dotykiem.
– Fakt, że jestem elementem natury nie sprawia, że możesz mnie macać. Zabierz te łapy! Mieliśmy rozmawiać o pogodzie.
Roniri położył dłonie na jego ramionach. – Tak będzie dobrze? – zrobił niewinną minę.
– Lepiej – skwitował krótko. – I nie próbuj tego więcej, bo przeze mnie nie wylądujesz na ziemi.

– Dobrze – odpowiedział grzecznie, ale po chwili dmuchnął mu leciutko w prawe ucho.
– Co tym razem? – zwrócił lekko głowę w stronę towarzysza.
– Może nie masz piersi jak Tiara, ale też jesteś niczego sobie – mnich ponownie złapał go w pasie.
– Jestem facetem! Daruj sobie ten podryw...
Roniri położył swoją głowę na ramieniu Fatuma. – Robisz się dla mnie oschły – mruknął.
– Jestem oschły i z nikim się nie przyjaźnię. Potrzebujesz więcej wyjaśnień? 
– Możemy przecież się zaprzyjaźnić – wesoły mniszek nie rezygnował.
– Ale ja nie chcę. Poza tym podróżujemy razem tylko do klasztoru. Potem nasze drogi się rozejdą i już nigdy się nie spotkamy.
– Żartujesz?! To było przeznaczenie, tak łatwo się od niego nie uwolnisz – klepnął go drażliwie w jeden pośladek.
Fatum wyprostował się na koniu, po czym w następnym odruchu odchylił się nieco w stronę mnicha i strzelił mu w twarz – JESZCZE RAZ! – ostrzegł go.
Tiara podjechała do nich bliżej, szczerząc się od ucha do ucha. – Chyba już wiesz, dlaczego wolałam kupić dwa konie – powiedziała sarkastycznie. – Jesteś starym zboczeńcem, Kiro. Potrafisz być bardziej irytujący niż Fatum – pogardziła całą sytuacją. 
– Nieprawda. Jestem tylko biednym ślepcem i próbowałem pogłaskać konia! – przekonywał.
– Koń ma zad z tyłu, a nie z przodu... – z zniesmaczeniem zmierzyła go wzrokiem.
– W ogóle mnie nie znasz. Jestem dla ciebie równie irytujący co ty dla mnie. Nam obojgu nie pasuje swoje towarzystwo. Gdyby nie stary Tolo, może nigdy byśmy się nie spotkali.
– Chyba naprawdę nie lubisz kobiet...
– Nie lubię ludzi, nie ufam im – odpowiedział krótko.
– To masz duży problem – podsumowała.
Zakonnik tymczasem przysunął się bardzo blisko Fatuma, niemal przylegał do niego całym ciałem. Liczył, że rycerz tego nie zauważy.
– Nie uważam tego za problem. Nigdy nie potrzebowałem drugiego człowieka, odkąd pamiętam wychowywałem się w miejscu takim jak to – rozejrzał się po lesie.
– Więc twoja arogancja jest usprawiedliwiona! – chciała, jak najszybciej skończyć burzliwy temat.
– Fatum jest bardzo mądrym i przystojnym młodzieńcem – wtrącił zakonnik.
– Więc macaj go dalej, jak teraz – zwróciła uwagę na kolejne podejrzane ruchy Ronirego.
– Jeśli zaraz nie usiądziesz na swoim miejscu, zobaczysz też, jaki jestem silny... – warknął ten, o którym mówił duchowny.
– Nie ufam tobie i twoim wykrętom. Powinieneś to zrozumieć.
– Ludzi trzeba akceptować z wadami. Skoro wybrałeś mnie, to znaczy, że powinieneś – oświadczył otwarcie.
– Gdybym wiedział, że będziesz mnie macać, usiadłbym z nią!
– Och, proszę! Nawet ja znam ten ból. Chcesz się przesiąść, droga wolna. Wykażę trochę współczucia.
– Nie! Nie opuszczaj mnie! Jestem tylko niewidomym, godnym litości mnichem! Nie umiem sam jeździć – chwycił go mocno i nie chciał puścić.
– Spaaadaj... – dłonie rycerza stały się gorące. W momencie, gdy dotknął zakonnika, ten musiał go puścić. Wtedy szybko zeskoczył i jednym susem podciągnął się i zasiadł tuż za Tiarą. – Po prostu trzymaj się mocno łydkami.
– Mam lepszy pomysł – dziewczyna na chwilę zeskoczyła. Podniosła z ziemi długą, giętką gałąź, leżącą nieopodal. Skierowała wierzchowca Kiro w kierunku pola i uderzyła z całej siły w koński zad. Rumak w popłochu zaczął biec przed siebie, bezlitośnie podrzucając mnicha. Mężczyzna zaczął krzyczeć, ale nie spadał. Panna obserwowała wszystko z daleka.
– A jednak się trzyma. Mamy go z głowy na parę godzin – podeszła do klaczki i usiadła za Fatumem. – Ty prowadzisz, ja jestem trochę zmęczona – oddała mu dowództwo. 
– Przecież dopiero ranek! Już jesteś śpiąca?
– Po wczoraj... – mruknęła i oparła delikatnie głowę o jego plecy.
– Trzeba było nie pić. Jesteś pewna, że nic mu się nie stanie?
– Dlaczego się tak nim przejmujesz? Przecież jest irytujący, a ty nie lubisz ludzi – nie rozumiała jego troski.
– Tak, masz rację – strzelił lejcami, nakłaniając zwierzę do kłusa. – Ten człowiek to nie moja sprawa. 
– Chociaż raz doszliśmy do porozumienia – kobieta westchnęła ciężko. 

Clairebible
Clairebible
Opowiadanie · 12 października 2010
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    być sam na sam ze sobą - niezgrabnie to brzmi
    Poranne słońce, przedzierające się przez zszarzałe firanki, obudziło namiestnika. - oddzielamy ''ące'' od CZASOWNIKA. Ile masz czasowników? Jeden? Ile przecinków? Dwa. ;)
    W przypadku, gdy masz tego typu wątpliwości, przebuduj zdanie.
    Tu można zapisać tak:
    Przedzierające się przez zszarzałe firanki słońce obudziło namiestnika.
    Albo tak:
    Poranne słońce obudziło namiestnika, przedzierając się przez firanki.

    abyś usiadł z nim razem na grzbiecie! - troszkę dziwnie brzmi...

    mrugnęła dwojgiem swoich przenikliwych oczu - a Ty umiesz mrugać cudzymi oczami? ''swoich'' jest zbędne.

    Ciekawość to pierwszy stopię do piekła - raczej stopień

    parę minut milcząc między sobą. - bardzo niezgrabne. ''Parę minut'' to potoczne sformułowanie. ''Milcząc między sobą'' -Nie lepiej brzmi ''w milczeniu''?

    Przejrzyste, niebo w kolorze błękitu. - Zbędny przecinek. Nie ma tam ani imiesłowu, ani dwóch takich samych części mowy, więc nie widzę potrzeby ''łamania'' zdania.

    że przód zasłaniają mi plecy - znowu nieładnie
    Szkoda tylko, że plecy pyskatej dziewuchy zasłaniają mi widok.


    Jesteś na prawdę - Jesteś NAPRAWDĘ uparta, bo ja już NAPRAWDĘ trzeci raz Ci tłumaczę, że ''NAPRAWDĘ'' NAPRAWDĘ pisze się łącznie. ;)

    Położył dłonie na jego ramionach. – Tak będzie dobrze? – Kiro zrobił niewinną minę. - W pierwszym zdaniu nie wiadomo kto położył, więc przerzuć tam imię. :)

    I nie próbuj tak więcej, żebyś przeze mnie nie wylądował na ziemi - TEGO zamiast ''tak'' i ''BO'' zamiast ''żebyś''.

    – Żartujesz!? - zamień kolejność znaków, to zapisuje się w ten sposób: ?!

    To masz duży problem ze sobą - bez ''ze sobą''. Pamiętasz radę o zaimkach? :)


    Ja nie umiem sam jeździć – zaczynaj zdanie od zaimka tylko w BARDZO uzasadnionych przypadkach. Ten taki nie jest. W języku polskim zaimek ''ja'' najczęściej pozostaje w sferze domysłu. Dlaczego? Czasowniki odmieniają się przez osoby, więc formy z końcówkami ''iem'' i ''ę'' pasują tylko do jednej osoby. Nie możesz powiedzieć ''on nie umiem'' ani ''ty nie jem'' .

    ruchy autorstwa Ronirego - autorstwa może być książka, wiersz, opowiadanie itd. ''ruchy Ronirego'' - taka forma w zupełności wystarczy.

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Jest jeszcze sporo innych błędów. Wskażę je, gdy uporasz się z tymi. :)

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Chyba poprawiłaś coś jeszcze, bo wczoraj widziałam jeszcze kilka niedociągnięć, a dzisiaj jest OK.
    Idziemy do autoryzacji, a Ty wstawiaj kolejne części, bo robi się coraz ciekawiej.

    · Zgłoś · 14 lat
  • Clairebible
    Właśnie redaguję jedna część to wciepania, ale nie będzie taka ciekawa ^^ W następnej coś tam będzie sie dziać dopiero

    · Zgłoś · 14 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Czekam niecierpliwie. :)

    · Zgłoś · 14 lat