Rankiem Fatum nie miał ochoty praktycznie na nic. Noc dostarczyła mu zbyt wielu wrażeń. Najpierw rusałka, potem koszmar, który miał szansę zaistnieć... upiorna melodia dziewczynki chodziła mu po głowie.
Gdzie moje serce
I lilie białe
Na ciemnym mym grobie
– Matko, niech to przestanie! – uderzył w skroń.
Oporządził się przez lustrem, ubrał spodnie, wyszedł na zewnątrz.
Rześkość powietrza na korytarzu była zaskakująca. Dzięki temu nieco się rozbudził.
Ruszył w kierunku ogrodu. Był ciekawy, czy znów spotka rusałkę. Jedak zamiast małego demona, natknął się na Tiarę. Raczyła się śniadaniem.
– Widzę, że sobie nie żałujesz... – skomentował, widząc jak opycha się wielką porcją mięsiwa.
– Korzystam póki mogę. Nie chcę znowu moczyć stóp – wspomniała swoje próby złowienia oślizgłej przekąski. – Wiesz, oni nie są wcale tacy ubodzy. Nudziło mi się w nocy i trochę się rozejrzałam – uśmiechnęła się beztrosko i wsadziła kęs do ust.
– Mają prawo posiadać kosztowności. Taką wielką ilość ludzi też trzeba wykarmić... ale skoro rozglądałaś się po klasztorze, słyszałaś w nocy fortepian i skrzypce? Albo doznałaś czegoś niezwykłego?
Tiara spojrzała na niego przenikliwie.
– Tak, widziałam jednorożca – zażartowała. – Nie chodziło mi o darowizny. Zakon na pewno strzeże jakiegoś przedmiotu kultu albo artefaktu. Mam ochotę go wykraść.
– A ja zamierzam powiedzieć przeorowi o twoim planie. Daruj sobie. A co do niezwykłych rzeczy, pytałem poważnie, ale, jak widzę, nie potrafisz poważnie traktować rozmówcy – uniósł głowę i rozejrzał się dookoła, w poszukiwaniu innej osoby, z którą mógłby podyskutować.
– Chciałam nam wynagrodzić trudy dostania się tutaj! – stanęła tuż przed jego twarzą.
– Nikt ci nie kazał tu iść – ich oczy się spotkały. – Nie zapominaj, że oni cię tu goszczą, karmią...
Długo nie wytrzymała tego wzroku wymierzonego prosto w jej źrenice, toteż od razu znalazła jakiś daleki przedmiot skupienia.
– Jesteś naiwny. Nikt niczego nie daje za darmo – pociągnęła nosem. – Poza tym, mówisz o dźwiękach i kształtach. Mogło ci się to tylko wydawać. Te rośliny w ogrodzie... część jest halucynogenna. Mnisi używają ich, aby wejść w stan medytacji.
– Mam wrażenie, że mi się nie wydawało – podrapał się po karku. – Przy okazji, być może grozi ci jakieś niebezpieczeństwo.
– Mnie? Zapomniałeś chyba, że mam współlokatora, więc lepiej zadbaj o siebie, Eniel – złośliwie wypowiedziała jego prawdziwe imię.
– Zamknij się – syknął wściekle i odwrócił na pięcie.
Kiedy tylko zniknął, z korytarza wyłonił się Rain.
– Dzień dobry.
Dziewczyna usiadła spokojnie pod lekko pochylonym drzewem, nabrała powietrza w usta i głęboko westchnęła.
– Witam...
– Fatum już ci powiedział? Widziałem, że był zły, więc chyba z tobą rozmawiał.
– Niby co takiego, ten nadęty... – opanowała się i powstrzymała słowa. – Nie wiem, czemu mnie nie lubi.
– Że coś ci grozi, może nawet śmierć. W jakimś dziwnym miejscu. Przynajmniej tak wynika z mojej wizji. Brodzisz we własnej krwi i prosisz Fatuma o pomoc. To może być bardzo ważne.
– Jego? Nigdy! Ty jesteś jasnowidzem! Sam powiedziałeś, że przyszłość jest zmienna! Więc co powinnam zrobić?
– Na wszelki wypadek trzymałbym się blisko Eniela... to znaczy Fatuma. Tym bardziej, że śpieszył ci pomóc.
– Zakładając, że coś niedobrego się wydarzy, nie wierzę, że będzie mnie chronił. On uważa, że jestem małym, wrednym, dokuczliwym pasożytem. Jeśli uważasz, że jestem w niebezpieczeństwie, poinstruuj mnie tak, abym mogła sama sobie pomóc.
– On nie jest taki zły, na jakiego wygląda. Gdybyś była w niebezpieczeństwie, pomógłby ci. Raczej irytuje go twoja beztroska.
– A ja myślałam, że jest zimnym draniem... – zironizowała.
– Jego oczy mają ciepły wyraz – stwierdził chłopiec i rozejrzał się po ogrodzie. – Był tu wczoraj i spotkał rusałkę. Rapsody nie pokazuje się ludziom od tak, wyczuła w nim dobro.
– Ciepły wyraz... – powtórzyła po nim. – To prawda, że wzbudza zaufanie, ale go nie znasz. Nie wiem, jakim jesteś wróżbitą, ale na pewno nie widzisz naszych serc – powiedziała głośno i z przejęciem.
– To prawda, ale oczy są zwierciadłem duszy i to wystarczy. Czy nie wolałabyś się przekonać, że Fatum jest jednak dobry i kiedy zajdzie potrzeba, uratuje cię?
– To znaczy, jak mnie uratuje?! Dlaczego on?!
Poczerwieniała na twarzy. Odwróciła się plecami do chłopca i jęknęła sama do siebie. – Ten biedny jak mysz kościelna nieudacznik ma być moim księciem? Nigdy... – skrzywiła się na samą myśl.
– Tak wynika z mojej wizji, nie mam na to wpływu... i nie wiem dokładnie jak. Wiem jednak, że na pewno ci pomoże.
* * *
Fatum usiadł na swoim łóżku.
– Jacy oni są irytujący... – zacisnął pięści na pościeli. – Wścibski dzieciak, głupia dziewucha... dlaczego nie dają mi spokoju...
Mimo wielkiej chęci nie umiał zdobyć się na nienawiść względem tych ludzi. W głębi serca wiedział, że nie są źli. Twarz Raina mówiła, że rozumie jego ból i co więcej, chce pomóc. W końcu znalazł się ktoś, kto pojmował jego uczucia...
Dziewczyna również nie była niczemu winna. Wpadli na siebie, to wszystko. Czysty przypadek, zrządzenie losu.
W całym tym gronie to on czuł się jak idiota. Odpychał ich i zniechęcał do siebie, mimo że tak właściwie może nawet zaczynał ich lubić.
– Nie mogę pozwolić, żeby mnie zaakceptowali... to ich zgubi.
* * *
Słońce chyliło się ku zachodowi, wolno kładąc się na pościel widnokręgu.
Po przeciwnej stronie, płótno nieba stopniowo rozjaśniło się do koloru karmazynowej czerwieni.
Nie było już ciepła w powietrzu, choć romantyczny widok zasypiającej gwiazdy rozgrzewał duszę niczym grzaniec podany z rąk pięknej barmanki.
Mnisi kłębili się w dwóch dużych komnatach, zgodnie zajmując miejsca obok siebie na kwadratowych, ozdobnych poduszkach.
Pierwsze pomieszczenie zajmowali najwyżsi rangą przeorzy wraz z gośćmi, drugie mieściło resztę społeczności klasztoru.
Wniesiono potrawy w małych, glinianych miseczkach. Wodorosty, ryż i owoce.
Tiara z zaskoczeniem pochyliła się ku naczynku z pachnącym posiłkiem.
– Tylko tyle? Takie skromne racje żywnościowe? Tego nie starczy nawet dla dziecka – pomyślała, krzywiąc się w stronę ojca klasztoru.
Kiedyś myślała o byciu zakonnicą. Wiedziała, że mnisi przede wszystkim łakną wiedzy, oczyszczenia i nirwany.
– Ale żeby nic nie jeść? – Takie życie nie jest dla niej. Spojrzała porozumiewawczo na Fatuma, szukając u niego poparcia w tym temacie.
Tymczasem kapłani pomodlili się, wyrażając swoje wielkie dziękczynienie za posiłek, który mogą zjeść z błogosławieństwem stwórcy.
– To nie bóg, tylko jakiś kat – mruknęła. Najchętniej wymalowałaby czarną farbą jakieś wąsy na czczonym posągu albo wypaliła dziurę w świętym płótnie, który go przedstawiał.
Dziewczyna ponownie rzuciła katem oka na rycerza, który zamyślił się nad jakimś głębokim sensem życia.
– Hej ty, będziesz to jadł, czy nie? – zapytała z lekkim podenerwowaniem.
– Jeśli chcesz, to bierz. Nie mam ochoty na jedzenie – podsunął jej swoją miskę. – Myślę, kiedy będę musiał się stąd zabrać... może już jutro rano.
– Stałeś się pesymistą? Przecież to miejsce to istna wylęgarnia pięknych rusałek i elfów – z przekorą burknęła i złapała za miseczkę.
– To nie dla mnie. Zamknięty areał... potrzebuję przestrzeni. Jeśli tobie się tu podoba, możesz zostać. W takim miejscu powinnaś być bezpieczna.
– Żartujesz... chcesz, żebym umarła z głodu? – wskazała dwa puste naczynka po ryżu. – To wszystko wygląda jak jakaś obłędna sekta. Nieletni smark ubzdurał sobie, że potrafi przepowiadać przyszłość i lasuje mózgi tym biednym głupkom. Poza tym można każdemu nakręcić w głowie, wąchając te narkotyki z domowego ogródka. Jesteś sceptykiem, nie uwierzyłeś w wiedźmę i demona. Sam przyznaj, że to niezłe krętactwo.
– Gdyby oszukiwał, nic by o nas nie wiedział – ukradkiem spojrzał w stronę chłopaka, samotnie jedzącego swój posiłek.
– Tak? – wzięła łyk źródlanej wody. – To czemu rano powiedział, że jesteś zboczeńcem i masz na swoim koncie kilka gwałtów i że powinnam się trzymać od ciebie z daleka? Ponoć uciekłeś z domu, okradając rodziców, a w dzieciństwie biłeś rodzeństwo – zakomunikowała z powagą.
W środku śmiała się do siebie, oczekując jego reakcji.
– Zostałem osierocony mając trzy lata. Nie pamiętam rodziców i rodzeństwa – odparł, wpatrując się w szklankę z wodą. – Twój kawał jest nie na miejscu...
– W porządku, Eniel. Przepraszam...
– Idę się położyć. Odprowadzę dzieciaka, bo zasypia przy stole – znikł jej z oczu.
– Znowu jestem ignorowana – pomyślała przez chwilę.
Najemnik odholował skarb klasztoru do sypialni.
Tiara czuła się niepotrzebna.
– A gdyby tak uciec? Wziąć, co się należy za fatygę i zniknąć. Wszyscy są teraz tutaj. Idealna okazja...
Młoda kobieta szybko się zebrała i zaczęła przemierzać korytarz twierdzy.
Po godzinie zabrała to, co mogło mieć jakąkolwiek wartość. Trochę posążków wysadzanych kamieniami, srebrne świeczniki i elfią biżuterią.
– Tak, gówno mnie obchodzi, że ten mężczyzna ma mnie za pomyloną łajdaczkę. Jestem inteligentna i myślę ekonomicznie. Pieniądze na podróż same się nie pojawią. Fatum...
Zamiast się skupić myślała o tym, co rzeknie rycerz. Wlazł jej teraz do głowy jak robak w ziemię i nie chciał wyjść.
– Nie chcę go widzieć! Mam jeszcze jedno do zrobienia. Wygarnę temu młodzikowi, jak bardzo się pomylił odnośnie jego osoby – ścisnęła emocjonalnie pięści, podążając do pokoju Raina.
Ale chłopca tam nie było. Łóżko stało, pościel była rozkopana, dziecka ani śladu. Zdecydowała więc, że zajrzy do Fatuma. Musiała to zrobić, by odnaleźć Raina. Zapyta tylko i zaraz pójdzie – tak postanowiła.
Kierując się głównym korytarzem, zauważyła cień nienaturalnie wyglądającej postaci. Przystanęła, odwróciła głowę i ujrzała mnicha ze chłopcem na baranach. To nie wyglądało normalnie...
– Przepraszam...? Co robisz? Przecież on śpi – zapytała i stanęła przed zakonnikiem, zastępując mu drogę.
– Wieczorny spacer. Wyrocznia musi zaczerpnąć świeżego powietrza – odpadł bez namysłu i ominął ją łukiem, ruszając w dalszą drogę.
– Zatrzymaj się! – szarpnęła go za ramię, zanim uciekł.
Ewidentnie coś tu nie grało. Kapłan wyglądał na podenerwowanego, jakby robił coś niewłaściwego. Jego wyraz twarzy mówił wszystko.
– Chwileczkę, czy on czasami nie próbuje porwać dzieciaka? – pomyślała. – Obudzimy go i spytamy o zdanie na ten temat – chwyciła za miejsce, gdzie trzymała swój krótki miecz. Zapomniała, że mnisi nie pozwolili im trzymać przy sobie broni.
– Odsuń się, grzesznico! – odepchnął ją nogą, prawie puszczając dziecko.
Chłopiec zsunął się jednak do tego stopnia, że musiał uklęknąć i posadzić go na posadzce. Skupił się na kobiecie
– Nie wtrącaj się w sprawy kościoła!
– Chcesz go wykraść! Zaraz zobaczysz, ile moja piękna kobieca pierś potrafi wydać z siebie dźwięku!– nabrała powietrza do płuc, aby krzyknąć jak najgłośniej.
Zamiast krzyknąć, jęknęła. Mnich zacisnął pięść i uderzył w brzuch z taką siłą, iż zgięła się w pół.
– Nikt nie będzie mi przeszkadzać!
Dziewczyna była w potrzasku. Nawet wierny Abraxis został tym razem w szafce koło gościnnego łóżka.
Czuła, że cierpienie uniemożliwiło jej ruch. Nie mogła krzyczeć, zamiast słów z jej ust wydobywały się krople krwi. Miała nadzieję, że oprawca porzuci ją, straci zainteresowanie i znowu zacznie uciekać. Na darmo. Nie dawał jej spokoju. Wykręcił boleśnie jedną rękę, unieruchamiając. Wiedział, że kobieta jest zagrożeniem póki oddycha. Tiara zaczęła walić pięścią w posadzkę i ściany. Miała nadzieję, że ktoś to usłyszy.
W tym momencie miała rację. Nie zorientowała się nawet, kiedy jej gnębiciel został powalony na ziemię. Fatum niczym byk staranował go własnym ciałem. Sapał z rozeźleniem, patrząc na przeciwnika.
– Mnich podnoszący rękę na kobietę i dziecko. Normalnie módl się o szybką śmierć – warknął i splótł dłonie. Uniósł je i z impetem uderzył w brzuch powalonego zakonnika. Z ust trysnęła krew.
Mężczyzna w średnim wieku nie mógł się jednak poddać. Chwycił Fatuma za włosy, próbując go odciągnąć. Namiestnik miał jednak na to sposób. Agresor zawył z bólu, kiedy młodzieniec przygniótł ciężkim butem jego krocze.
Słowa tego małego wróżbity odbiły się echem w sercu ciemnowłosej dziewczyny. "Fatum nie jest zły. Uratuje cię".
Strach kazał jej kulić się pod ścianą, czekając na rozwój wypadków. Przełknęła ślinę, obserwując z podziwem odwagę najemnika.
W międzyczasie mnichowi udało się wyswobodzić z rąk Fatuma. Podniósł się szybko i zapominając o własnej zdobyczy, zaczął uciekać.
Rycerz ani myślał porzucić zemsty. Zwinnie jak leśne stworzenie odbił się od podłogi i ruszył za oponentem. Długo gonić nie musiał, wszakże był o wiele młodszy i sprawniejszy. Chwycił za habit i z impetem pchnął mężczyznę na ścianę.
W oddali słychać już było kroki tych, którzy usłyszeli, że coś się dzieje. Fatum jednak nie przejmował się konfrontacją z resztą duchownych. Łokciem złamał przeciwnikowi nos. Dopiero kiedy adwersarz zaczął płakać i błagać o litość, trochę się uspokoił, chociaż nie puszczał zakonnego.
Społeczność klasztoru zadziałała w mgnieniu oku.
Rozdzielono dwóch mężczyzn. Część zebrała się dookoła nich. Dwóch kapłanów prędko otoczyło ochroną Raina, leżącego na posadzce.
Tiara właśnie teraz, gdy wstrząs i emocje zaczęły puszczać, poczuła jak niemiłosiernie bolą zadane ciosy, jak mocno piecze warga.
Zupełnie się rozkleiła wystraszona tym, co się stało.
– Zostawcie Fatuma! Tamten mnich to zdrajca! – krzyknęła, spostrzegając, że zakonnicy traktują gościa jako napastnika, a duchownego niczym ofiarę.
Albo nie słyszeli, albo nie chcieli usłyszeć. Kopnęli rycerza w brzuch w ramach unieszkodliwienia.
Dziewczynie zrobiło się smutno, gdy tylko to ujrzała. On uratował ich mały skarb!
Z ledwością podniosła się na nogi, otarła swoje zabrudzone krwią usta.
Oskarżenia ze strony zakonników padały jeden za drugim.
– Dlaczego zaatakowałeś jednego z naszych?!
– Chciałeś porwać chłopaka, podstępne szczenie demona! – pucołowaty mniszek wymierzył Fatumowi policzek.
– Niby część taka stara, a siłę to macie... – splunął krwią. – Jeśli chcecie, zamknijcie mnie w celi albo wyrzućcie z klasztoru – uniósł ręce w geście poddania.
Nie musiał mówić więcej. Czterech duchownych objęło go ramionami i poprowadziło w nieznanym kierunku. Tiara liczyła, że Fatum zacznie się bronić albo chociaż odwróci w jej stronę, ale żadne z tych rzeczy nie miało miejsca.
szefa opactwa. - to brzmi bardzo głupio. Szef opactwa to OPAT.
amknijcie mnie w celi, albo wyrzućcie z klasztoru - zbędny przecinek.