Literatura

Memuar egzorcysty- Wstęp (opowiadanie)

TajemnaSiła

 

           Witam wszystkich! Zarówno olśniewające Damy, dostojnych Dżentelmenów oraz pospólstwo. Niekoniecznie te piękne.

 

           Zapewne intryguje was to, kim jestem. Nie martwcie się, zaspokoję pragnienie zdobycia owej jakże wspaniałej wiedzy.
           Jestem Fantom. Tak, to moje imię. Dokładniej Fantom Siras Erein. Pochodzę ze średnio zamożnej szlachty, ale mając na karku dwadzieścia osiem lat, wyrosłem z szarpania za spodnie ojca i wołania "Daj miedziaka na lizaka!". Teraz, niestety, zarabiam sam, utrzymując się z tego, co umiem najlepiej, a mianowicie egzorcyzmów.

 

           Opowiem trochę o swoim fachu, ale najpierw wyjaśnię kilka niejasności dotyczących tegoż oto zawodu i życia osób z nim związanych.
           Pierwsza sprawa to autentyczność. Wam się wydaje, że każdy facet z krzyżykiem i starą książką w ręku to potencjalny "niszczyciel duchów" (o ile w ogóle w duchy wierzycie, Mili Państwo). Zdradzę, czym różni się oryginał od podróbki.
           Ten "prawdziwy" prędzej zechce skosić wasz trawnik nożyczkami niż przepędzić upiora. Mimo że musimy się z czegoś utrzymać, nie przepadamy za wykonywaniem naszej pracy. Szczególnie, kiedy zjawa jest po prostu wściekła. Jeśli w was potrafi cisnąć szklanką, na nas zrzuci fortepian.
           Wszelkiego rodzaju upiory doskonale wyczuwają obecność takich jak ja. No i co tu dużo mówić... kto z was darzy sympatią swoich oprawców?
           W przypadku falsyfikatu, po odbyciu świadczeń, ataki mogą zatrzymać się na okres paru dni. W tym czasie duch nie jest w stanie was dręczyć, albowiem umiera ze śmiechu. Chociaż słowo „umiera” jest tu w sumie nie na miejscu...
           Drugie, co mi przychodzi do głowy, to kwestia "samotności". Wy, (pardon za użycie tak niegodziwego określenia) ZWYKLI ludzie, błędnie uważacie, że wszyscy egzorcyści są samotnikami.
           Nic bardziej mylnego!
           Nie zrozumcie mnie źle, nie oznacza to, że mamy ochotę spędzać wolny czas z innymi, uczestniczyć w biesiadach i śpiewać z wami sprośne piosenki przy piwie.
           Jeśli o mnie chodzi, nienawidzę ludzi. Ale, podobnie jak cała reszta, nie jestem samotnikiem. Dlaczego? Pozwólcie, że to zobrazuję:
           Wyobraźcie sobie ogromną łąkę. Na niej wybierzcie jedno źdźbło trawy. Ten pojedynczy badyl to ja albo jakikolwiek inny egzorcysta. Wszystkie pozostałe źdźbła to duchy, które nas otaczają.
           Pytam was zatem: Jak, do cholery, mam czuć się samotnie?!

 

           Przejdźmy do etapu rozróżnienia egzorcysty od DOBREGO egzorcysty.

Ten pierwszy, po waszych długich namowach, błaganiach oraz sowitej przedpłacie, odbębni, co ma odbębnić i zniknie. Ten drugi może pozbędzie się ducha, może nie, ale na pewno od niego uwolni. Chodzi o to, że unicestwienie nie jest dla niego jedyną możliwością. Widmo można przenieść, wypędzić, albo się dogadać, żeby nie próbował przejąć waszego domu lub ciała.

 

          Jeśli interesuje was moja aparycja, teraz ją przedstawię. Jeżeli nie obchodzi, pomińcie trzy następne akapity. À propos całokształtu, nie będę owijał w bawełnę: jestem przystojny. I nie, nie jestem narcyzem. Ta opinia to zdanie społeczeństwa, nie moje. Z jednej strony uwielbiam swój wygląd, z drugiej nienawidzę.
           Piękny wygląd kocha każdy, ale związane z nim przywileje nie zawsze oznaczają coś dobrego. Lubię działać incognito, w cieniu... ogółem tak, żeby mi nikt, Moi Mili, dupy nie zawracał, mówiąc dosadnie. A mając takie oblicze jest to niemożliwe. Dlatego też, niejednokrotnie mam ochotę na zorganizowanie konkursu na najbrzydszy ryj, a ze zwycięzcą chętnie zamieniłbym się ciałem. Oczywiście nie zawsze.
          Pora na konkrety. Jestem wysoki, szczupły... hmm... czym was tu jeszcze zbałamucić... mam srebrne, lekko falowane włosy sięgające nieco za ramiona. Podobnie też, jak większość egzorcystów, posiadam srebrzyste oczy. Brzmi szaro i ponuro, a w rzeczywistości efekt jest powalający.
           Zazwyczaj nie mam czasu się golić, toteż moją cechą charakterystyczną jest lekki zarost. W sumie to całkiem nieźle z nim wyglądam. Poza tym mam mocno zarysowaną szczękę i wydatne kości policzkowe.

 

           Od czasu do czasu, jak każdy szanujący się egzorcysta, współpracuję ze Smętnymi Kosiarzami. Owszem, jest ich wielu. I wcale nie są tacy smętni. Właściwie to w wielu przypadkach tryskają świetnym humorem, nie grzeszą inteligencją i jakby tego było mało, nader często uśmiercają nie tego człowieka, którego trzeba.
          Demony te są niezwykle przydatne. Jako najważniejsze „osobistości” zawieszone pomiędzy życiem, a śmiercią, zabierające dusze żywych do świata zmarłych, posiadają niezwykły zasób wiedzy dotyczący swojej klienteli. Zarówno o wszystkich razem jak i każdym z osobna. Możecie to pojąć? Czy kiedykolwiek przeszło wam przez głowę, że istnieją istoty, których egzystencji nie jesteście świadomi, podczas kiedy one wiedzą wszystko o wszystkich? Przerażające i irytujące zarazem. Do tych stworzeń wrócę jednak później.

 

     Pora, abym opowiedział historię mojego życia.


niczego sobie+ 2 głosy
1 osoba ma ten tekst w ulubionych
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 1 listopada 2010, 11:52
Hmm. Brzmi trochę jak opowieść życia dr Frankensteina, ale nie jestem pewny, czy wysunie się z tego jakiś morał. Czekam na więcej. ;)
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 3 listopada 2010, 13:13
Mnie zaintrygowało. Napisane nieźle, z lekkim dystansem.
przysłano: 29 pazdziernika 2010 (historia)

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca