022. Zgaszona namiętność

Clairebible

 Miasto strawione ogniem, żadnej żywej duszy, jedynie śmierć i nagrobki. Nie było sensu dalej przebywać w takim miejscu. W dodatku istniała możliwość, że kolejne ludzkie istnienia będą w niebezpieczeństwie, dlatego też ruszyli na północ do najbliższego grodu.

Po dwóch dniach wędrówki, późnym wieczorem zastali senne, spokojne miasteczko. Jedyny ogień na jaki się natknęli był w pełni kontrolowany. Wydobywał się z pieca, nad którym karczmarz piekł prosiaka. Zdawało się, że miejsce to jest całkiem inne od tych, które znali. Klienci nie pili na umór, nikt nie krzyczał, wszechobecna była kultura i uprzejmość. Wręcz niestosownym byłoby odbiec od tej normy.
Fatum był bardzo zadowolony z takiego obrotu spraw. Siedział przy stole ze zwieszoną głową jakby miał zaraz zasnąć.
– Powinniśmy poszukać miejsca na nocleg – oznajmił Rain, przyglądając się swojemu opiekunowi.
– Powinniśmy wznieść toast! – zaproponowała Tiara i skinęła na kelnerkę. – Cztery piwa!
– Myślałem, że chłopak jest za młody – Kiro miał na myśli małego proroka.
– Dla mnie dwa... – westchnęła.
– Ja nie piję alkoholu – przypomniał Fatum, odrywając się od świata, w którym był zanurzony do tej pory.
– To będzie bezalkoholowe, nie bądź cieniasem – kąśliwie dorzuciła i pstryknęła go w ramię palcami.
– W przeciwieństwie do ciebie, mnie nie można tak łatwo złapać na ambicję. Jeśli uważasz, że jestem cieniasem, proszę bardzo. Jednakże kim ty jesteś w takim razie?
– Znowu zanosi się na kłótnię...
– O nie! Mylisz się, Rain. Tym razem nie zamierzam strzępić jęzora na byle co – odpowiedziała z wyrachowaniem.
– Tak to jest, jak się nie ma argumentów – fuknął Fatum.
– Ha! Coś mi się przypomniało! Chodź na mały spacerek! – pociągnęła go za rękaw, aby poszedł za nią. Gdy tylko wyszli z budynku poprowadziła go wzdłuż ciemnej uliczki. Nie miała obranego konkretnego celu wycieczki.
– O co chodzi? – zapytał, gdy przystanęli.
Dziewczyna uśmiechnęła się podstępnie – Nie dokończyłeś swojej historii, książę.
– Co... co proszę? Chyba coś ci się pomieszało w głowie.
– Rozumiem, że chcesz wrócić i opowiedzieć wszystkim? – skrzyżowała ręce w zniecierpliwieniu. – Poza tym wyszliśmy, bo miałam dość starego zboczeńca i łkającego gówniarza – dodała.
– Nie mam zamiaru co o niczym opowiadać. Lepiej to zrozum i zaakceptuj.
Niewiasta chwilowo umilkła. Wiatr lekko podrzucał jej czarne kosmki, zasłaniając wyraz twarzy. Pasowała do nocy. Niebieska sukienka odbijała poblask zamglonego księżyca, karnacja zaś przypominała jego tarczę. Chłód dotykał ich oboje, jeżąc pojedyncze włosy. – Chciałam się tylko odwdzięczyć za to, że mnie obroniłeś i wysłuchać cię – wytłumaczyła jednym, długim zdaniem i w zrezygnowaniu rozłożyła dłonie. – Trudno... Wracajmy.
– Nie sądzę, żeby ta wiedza była ci potrzebna. Nie jestem tak interesujący jak ci się wydaje. Nie posiadam majątku, zamku, tytułu... moim domem są wszystkie lasy.
– A ten znak na twoim grzbiecie? – podkreśliła pytanie ironią. – Co ukrywasz?! – nie wytrzymała napięcia.
– To tylko... dawna pamiątka – bezwiednie dotknął karku.
– Niby po czym? – ciągnęła go dalej za język.
– Z dzieciństwa. W sumie nie pamiętam kiedy mi go zrobiono. Miałem go chyba od zawsze.
– A twoje dzieciństwo? – stanęła przed nim i zajrzała prosto w oczy. Pomyślała, że w ten sposób nie będzie w stanie jej okłamać. – Mów! – ponagliła go.
– Jeśli powiem, dasz mi spokój?
Pokiwała głową twierdząco i z pełnym zrozumieniem.
– Nie pamiętam swoich rodziców i rodzeństwa. Kiedy umarli, miałem trzy lata. Przeżyłem jako jedyny, ponieważ nie wypiłem trucizny, którą mi podali. Prawdopodobnie wszystko przez to, że byłem nieposłusznym dzieciakiem. Co działo się potem, nie wiem. Podobno jakiś służący mnie odnalazł i wyprowadził z zamku. Nie wiem, czy powinienem wierzyć w tę wersję, kiedy całe miasto tonęło w ogniu, a nieprzyjaciele wdarli się do zamku – zamyślił się na chwilę. – Parę razy byłem przygarniany, ale zawsze kończyło się to katastrofą. Moc, z którą się urodziłem, stała się moim przekleństwem – spojrzał na swoje dłonie. – Potrafiłem wzniecić pożar nawet przez sen. Dwa razy zdarzyło się, że moi opiekunowie zginęli. Ja wychodziłem bez szwanku, bo płomienie nie robią mi krzywdy. W każdym razie ludzie zaczęli mnie unikać, ja unikałem ich. Jako siedmiolatek zacząłem mieszkać w lesie, obserwowałem ludzi zbierających grzyby, łowiących ryby... tak uczyłem się żyć. Zimy spędzałem na poddaszach, stajniach, stodołach... nie miałem wyboru, mimo że to też nie było dobrym pomysłem. Zapewne domyślasz się, co mam na myśli... dzieciak, ogień, siano...
Tiara ujrzała smutek i emocje w jego słowach. Wyrzucił wreszcie to, co tak ukrywał przed nimi.
– Już dobrze! Więcej nic nie mów! – zatrzymała jego wyznanie i uścisnęła go. Chciała go podnieść na duchu, mimo że mógł wcale tego nie potrzebować.
– Naprawdę nazywam się Eniel Areo – szepnął wprost do jej ucha.
Dziewczyna położyła dłonie na jego policzek. Sam młodzieniec miał wrażenie, że one czegoś się domagały, chciały dotykać i głaskać. – Miło mi – uśmiechnęła się i gwałtownie odwróciła na pięcie. – Wiedziałam, że z tobą Fatum nie można pozwolić sobie na żadne luźne pogawędki przy świetle księżyca. Ponadto moja zamówiona kolacja stygnie! – wszystko obróciła w taki sposób, jakby tamta rozmowa nie istniała. Pomachała mu ręką, aby wracali.
– Oczywiście – skrzywił się lekko, choć w głębi duszy odczuł ulgę. Ruszył za nią, zamyślając się nad czymś.

 

* * *

 

W parę minut doszli z powrotem do oberży. Kiro póki co, zdążył wypić wszystkie alkohole zamówione przez złodziejkę. Lekko kołysał się na krześle podśpiewując jakąś starą piosenkę. Tiara usiadła przy Rainie i zamówiła jeszcze coś słodkiego dla siebie i chłopca.
– Zostało już tylko na nocleg – zajrzała do sakiewki.
– Jutro trzeba będzie znaleźć pracę, obojętnie jaką – wtrącił mnich.
– Zdaje się, że tak. Trochę za dużo wydałam na targowisku.
– Postaram się coś załatwić – oświadczył Fatum, nim jeszcze zasiadł przy stole i poszedł do karczmarza.
Gdy wrócił, jego twarz rozświetlał jakiś niecny uśmieszek.
– Rain, śpisz dzisiaj ze mną w łóżku.
– Nie widzę problemu. A dlaczego się tak ciszysz?
– Bo zostały tylko dwa wolne pokoje. W każdym z nich jest tylko jedno łóżko. To oznacza, ze śpisz ze mną, a Tiara z Kiro.
– Sam śpisz z mnichem! Ja biorę chłopaka! – czarnowłosa podskoczyła jak oparzona.
– No, ale dlaczego nie chcecie ze mną spać? – Roniri się skrzywił, a po chwili rozweselił – A, już znam powód...
– Ja zajmuję się chłopcem, więc śpi ze mną. Nie ma tu o czym dyskutować.
– Ale co on wam przeszkadza? – wtrącił chłopczyk – Przecież nie śmierdzi ani nic...
– To moja kasa do cholery! – uszczypnęła Fatuma w ramię.
– A może losowanie? – zaproponował nieśmiało Kiro, chcąc uniknąć mordobicia między pyskatą złodziejką, a nieustępliwym rycerzem.
– Jeśli tak wam to nie pasuje, ja pójdę spać do pana Kiro – wtrącił jasnowidz.
– Co? Że niby co ty proponujesz?! Ja mam spać z tym głąbem?! – kobieta wskazała na Fatuma z oburzeniem. – Roniri czy Eniel...? – zaczęła rozważać wewnątrz siebie. Zaczerwieniła się, odrzucając pierwszą myśl. – Wybrać mniejsze zło – analizowała dalej. Zakonnik na pewno nie da jej spać, to zbyt niebezpieczne. Natomiast Fatum jest tak grzeczny i honorowy, że na pewno zgodzi się obsadzić podłogę. – Zgoda! – udała, że jest to jej nie na rękę.
– Ale ja się nie zgadzam. Muszę spać z kimś dorosłym..
– Będziesz spać z dzieciakiem – oświadczył Fatum. – A ja... będę cierpiał katusze.
– Świetnie, zamawiam sobie łóżko. Idź po klucze.
– Gdybyś się jednak rozmyślił, to u mnie, to znaczy... u nas jest dużo miejsca – podpowiedział zakonnik.
– Jeśli spróbujesz coś kombinować, wykastruję cię – wysunął nieznacznie ostrze z pochwy, aby Kiro usłyszał metaliczny dźwięk.

 

* * *

 

Pomieszczenie było małe, ale dość przyjemnie urządzone. Łóżko, wbrew zapewnieniom, nie było duże. Fatum nie zwracał jednak na to uwagi. Zauważył fotel, na którym się usadowił.
– To będzie moje miejsce do spania – oświadczył i na dowód przewiesił nogi przez oparcie, wygodnie układając się na meblu. – Tylko ciepło się okryj, jest zimno.
– Jakbyś nie wybrał pokoju z takim zepsutym oknem, to byłoby cieplej! Przez tą szczelinę wszystko ucieka – zauważyła dziewczyna i walnęła ze złości w pękniętą framugę.
– Nie było innych pokoi. A nie mogę pozwolić, żeby chłopak marzł. Niestety padło na ciebie. Kołdra wygląda jednak na ciepłą, nie narzekaj.
– Głupek – pokazała mu dziecinnie język i opuściła bez słowa pomieszczenie. Najprawdopodobniej poszła zażyć kąpieli. Po parunastu minutach wróciła w samym ręczniku, zapachniało jak tylko przekroczyła próg.
– Ten ślepy kret wkradł się do żeńskiej łaźni! Dasz głowę? – poskarżyła się z miejsca i zaczęła szperać w swojej torbie. Po chwili trzymała w dłoniach biały materiał. Chciała się przebrać. – Nie patrz! – zasyczała i schowała się za skrzydłem szafy.
– Yhym... – mruknął ledwo słyszalnie. Fatum niemalże zasypiał. Jego rozluźniona twarz zdawała się być jeszcze przystojniejsza, silne ręce miał splecione. Obraz zdawał się być niemal idealny, gdyby nie gęsia skórka na ramionach. Troszczył się głównie o nią, lecz jemu również musiało być zimno.
Dziewczyna dotknęła jego ręki, jej palce były przyjemne i ciepłe. – Chłodny.
Zdążyła się już przebrać. To była biała, długa niczym sukienka, koszula z rozkloszowanymi rękawami, przewiązana w talii kokardą tego samego koloru.
– Co, chcesz czegoś? – spojrzał na nią, przecierając oczy. – Jutro też jest dzień.
– Mam wyrzuty sumienia – skrzywiła się. – Podzielę się łóżkiem – mruknęła i podskoczyła do zaścielonego mebla. – Tu jest linia. Jeśli ją przekroczysz, stracisz życie – wyznaczyła niewidzialną kreskę i zgasiła zapaloną świecę na stoliku jednym dmuchnięciem. Zrobiło się ciemniej, ale wciąż mogli się dokładnie widzieć.
Otworzył szczerzej oczy, przyzwyczajając się do panującego wokoło mroku. Zawahał się, ale wstał i podszedł do łóżka. Noc zapowiadała się na wyjątkowo chłodną. Ściągnął obuwie, następnie płaszcz i koszulę, by pozostać w szerokich spodniach.
– Jesteś pewna? – spytał ostatecznie, chwytając za puszystą kołdrę.
– Tak. Mój wizerunek złośnicy o kamiennym sercu legł w gruzach – bąknęła i położyła się, odwracając plecami do sąsiada.
– Niech będzie – wsunął się pod ciepłe okrycie. Jego ciało przyjemnie zadrżało. Niemalże natychmiast odczuł ogromną ulgę.

Kolejnych piętnaście minut minęło w kompletnej ciszy, lecz dziewczyna nie mogła zasnąć. Z nudów wymyślała tysiąc powodów, dla których nie trawiła Fatuma.
Od błahych – "nie lubi piwa", po poważniejsze – "nie traktuje jej poważnie".
Zasnął już? Jak on może tak spokojnie spać! Co za baran... – Tiara złapała silnie za kołdrę przywłaszczając sobie ją w całości. – Niech ci jaja odmarzną i odpadną! – pomyślała i zachichotała cichutko.
Nie doceniała jednak siły i uporu mężczyzny. W jednej chwili poczuła jego dłoń na swoich plecach, następnie ramieniu... chwycił pościel i pociągnął w swoją stronę. Nie pozbawił jej całej, lecz znacznej części. Trzymał okrycie tak mocno, że nie mogła już zerwać swojej części. Odczuła chłód na stopach.
Zacisnęła zęby w lekkim podenerwowaniu, odwróciła się i zimne nogi oparła o jego brzuch. – O tak, teraz lepiej! – poczuła ciepło zyskane dzięki złośliwości.
– Hej, co ty robisz? – nagle rycerz zerwał się, odkrywając kołdrę – Weź łaskawie swoje giry.
– Nie! – zagrzmiała i rzuciła mu poduszkę w twarz.
– Ile ty masz lat, dziewiętnaście czy dziewięć? Zacznij się w końcu zachowywać jak dama.
– I kto to mówi? Dzisiaj robisz za piecyk, a jak ci się nie podoba to będę cię torturować – przysunęła się do niego.
– Niedawno mówiłaś coś o linii, która miała nas dzielić. Więc może wrócisz na swoją połowę?
– Wymazuje ją! Poza tym mam prawo do trzech czwartych tego łóżka.
– Sprawiasz, że mam ochotę zrobić to, co ostatnio, żebyś się uciszyła... – warknął.
Zatkała się przez chwilę, analizując usłyszane słowa.
– Że co niby?
– Domyśl się – uciął, przysuwając swoją twarz do jej twarzy. Tiarę coś sparaliżowało od środka, nie mogła się ruszyć, ani uciec. Jednak tak naprawdę naprawdę, nie chciała. Pamiętała ten niedosyt pozostawiony na jej ustach ostatnim razem. Teraz to miało władzę i ciągnęło, wręcz szarpało. Jej ciało mimowolnie przechyliło się ku nie mu.
– A jeśli to żart i w ostatniej chwili się odsunie? – Nie mogła pozwolić sobie na taką wpadkę. – Pocałujesz mnie? – zapytała zaczerwieniona jak dojrzewające jabłko w sadzie.
– Jeśli mnie zdenerwujesz – odparł całkiem poważnie. – Mam zamiar się wyspać, a nie słuchać wywodów pannicy.
– Brzmisz banalnie jak zwykle – parsknęła. – Poza tym drugi raz z tą samą sztuczką. Nie uda się. Proponuję, abyś wyrzucił mnie przez okno – pokazała, że umie się oprzeć i jednocześnie odgryźć. Pomimo tego, co mówiła, jej policzki robiły się gorące, Bóg jeden wie, co chodziło teraz po jej głowie. Odwróciła się do niego plecami w pozycji siedzącej. Gdy jej oczy nie patrzyły w jego, czuła się pewniej. Z kolei sama świadomość, że jest tuż za nią półnagi, budzący pożądanie, toczyła batalię z chorą dumą.
Zapach jej skóry zaczął władać jego zmysłami. Nie musiał jej dotykać by wiedzieć, że jest perliście gładka. Jakże dawno nie brał kobiety w ramiona... stojąc u progu dojrzałości, poznając smak rozpusty, całkiem zatracił się w pożądaniu. Rycerz, poeta, namiętny kochanek... musiał jednak zrezygnować z tego ostatniego i stać się wzorowym człowiekiem. Za dużo cierpienia widział w swym życiu, kobiety zakochiwały się zbyt łatwo... ale cóż z tego, skoro ona teraz pragnęła jego dotyku. Potrafił to wyczuć, zobaczyć... prawie niezauważalne drżenie, dziewczyna targana podnieceniem. Przymknął oczy, zbliżył się do niej, musnął wargami nagą szyję. Niemalże podskoczyła z zaskoczenia. Odwróciła do niego nieśmiało twarz, wypowiedziała:
– Enielu...
Jego imię brzmiało teraz tak słodko i lekko, gdy wypowiedziała słowa. Sprawiała wrażenie delikatnej, innej niż ta, z którą pije się piwo. Słabe światło odbijające się w jej źrenicach skakało na prawo i lewo, wyrażając niemoc.
Fatum wiedział, co to znaczy, "jest już jego". Gdy tylko wyciągnie po nią dłoń, ona struchleje targana emocjami. Każda jednak kobieta z która się zetknął była tajemnicą, jedne potrzebowały słodkich słów, opieki, inne zupełnie niczego. Tiara wyglądała na taką, która chciałaby usłyszeć jakiś zapewnienie. Tak łatwo było je rozszyfrować, wystarczy chcieć i mieć doświadczenie. On je posiadał.
– Jesteś ze mną bezpieczna – wyszeptał, przeczesując palcami czarne włosy. Nie mógł oprzeć się delikatnie rozwartym ustom, jej szybko unoszącej się klatce piersiowej. Jego nozdrza wychwyciły jaśminową woń, wydobywającą się z jej włosów.
Usadowił się wygodniej, opierając ręką o pościel. Opuszki palców wędrowały po jej policzku i szyi. Nie mógł się oprzeć pokusie pocałunku. Zespolił więc ich wargi w namiętnym tańcu.
Niewiasta natomiast czuła jakby dotykała soczystego miąższu owocowego, chciała go lizać i gryźć.
Położyła dłonie na jego napiętych ramionach i westchnęła. Mężczyzna poczuł, jak całe powietrze obaw, umknęło wraz z tym oddechem. Rozluźniła się. Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, przylegając ciałem. Teraz dzieliła ich tylko cienka powłoka materiału piżamowego.
Dwa pagórki zderzyły się z jego klatką piersiową, powodując skok fali rozkoszy, gdzieś w środku.
Dziewczyna podziwiała to jak jest zbudowany, wodząc dłońmi po całym ciele. Chciała się dowiedzieć wszystkiego, łaknęła zakazanej wiedzy.
W pełni skupiona na odwzajemnianiu miłosnych pocałunków, wydała głębokie "ach".
Poczuła jego dłonie na plecach. Pieszcząc językiem i ustami jej dekolt, rozwiązał małą kokardkę, która ściągała materiał. Paroma zdecydowanymi ruchami rozluźnił materiał, który powoli zaczął zsuwać się z jej ramion. Nie opadł jednak całkiem, zatrzymał się za to na obfitych piersiach.
Położył dłonie na ramionach Tiary, językiem powędrował wzdłuż obojczyka. W jednej chwili pociągnął zdecydowanie za rękawy, obnażając kobiecą skórę. Objął jej piersi, palcami zaczął wodzić naokoło sutków, które po krótkiej chwili nabrzmiały i stwardniały. Poczuł cudowny dreszcz, gdy jej stłumione jęknięcia dobiegały jego uszu.
W pewnej chwili ulękniona niewiasta stała się bardziej łapczywa. Palcami ześlizgiwała się po jego brodzie, szyi i wspaniałym torsie.
Potem niżej. Odkryła, że on również jest już mocno pobudzony tym, co dzieje się teraz i co może dziać się dalej. Jego mięśnie krzepły przy kontakcie z jej opuszkami. Kolistym ruchem zwilżała jego szyję, potem małżowinę uszną. Gdy dotarła do wargi złapała ją, drażniąc zębami. Krew w żyłach pulsowała jak oszalała, rozpalając ich ciała do czerwoności. Zimno w pomieszczeniu stało się niczym w porównaniu do tego ognia. Lekki chłód był im potrzebny, aby orzeźwić ich skórę, która parowała w tej chwili namiętnością.
Tiara wodziła nosem po jego ramionach i włosach. Też pachniał, tylko jakąś nieokreśloną męskością, która kazała jej podporządkować się. Jak trawa, która pod naporem wiatru ugina się, tak ona odchyliła się pod presją jego subtelnego oddechu.
Łagodność mężczyzny przemieniała się coraz intensywniej w nieokiełznaną pożądliwość. To tak, gdy zwierzę atakuje swoją ofiarę. Ofiara zaś w tym wypadku była przyjacielem. Kochanką domagającą się więcej.
W pewnej chwili odrzucił ją od siebie. Nic dziwnego, że spoglądała na niego pytającym wzrokiem. On jednak złapał dziewczynę za ramiona i przyszpilił do łóżka. Oddychali głośno, patrząc na siebie zamglonymi z pożądania oczami, pragnąć siebie nawzajem.
Usadowił się między jej nogami, złapał za biały materiał zakrywający ją od linii bioder. Pociągnął sukienkę ku sobie, nakłaniając partnerkę do uniesienia tułowia. Ostatni skrawek zakrywający dziewczęce ciało znikł w kącie ciemnego pomieszczenia. Była piękna, naga, pobudzona. Położył się na niej. Czuł, jak jej piersi ocierają się o jego tors, gładkie udo ociera się o niego, nakłaniając do zespolenia. On natomiast obniżył się lekko i z zachłannością przyssał do brodawki jakby liczył, że odda mu swój życiodajny nektar. Poczuł, że chwyta go za nadgarstek i kładzie dłoń na lewej piersi. Mimo że nie okazał tego otwarcie, był zadowolony, skoro sama domagała się pieszczot. Ścisnął jędrną pierś niemal brutalnie.
Pisnęła i wpoiła w jego wargi. Teraz przypomniała sobie, że od początku go lubiła. To, że była taka złośliwa było tylko formą obrony przed tym, co nieuniknione. Teraz oboje domagali się spełnienia w lekkich ruchach ciał. Przyśpieszony rytm. Ciepło ogarnęło duszę mężczyzny, gdy szepnęła mu do ucha:
– Tak bardzo cię chcę...
Oplotła go rękami jak wąż, przyciskając mocno do siebie. Pieściła i zniewalała upojną wonią.
Zazdrośni mogliby być inni w takowej chwili. Fatuma powoli chwytał za serce jej czar. Na koniec, nogi zarzuciła mu na biodra i splotła silnie.
Pragnęła, aby był najbliżej, niemal stawał się jednością.
– Jeszcze chwilę, daj mi się sobą nacieszyć... – odezwał się ochrypłym z podniecenia głosem. Mimo że pieścił dziewczynę z szacunkiem, z każdą chwilą czuł, że pierwotne instynkty przejmują władzę nad jego ciałem. Cicho, w swoim sercu modlił się, aby nie zespolił się z nią zbyt gwałtownie, choć nie był pewny, czy ona pragnie delikatności, skoro zaczęła mocować się z jego szarawarami jakby pragnęła rozerwać je na strzępy, by tylko go zdobyć.
I kiedy już prawie dopięła swego, głośne skrzypnięcie drzwi do ich sypialni przerwało wszystko.
Ucichli sparaliżowani nagłym strachem. Tira przestała się ruszać, Eniel także zastygł na niej. Nasłuchiwali. Dźwięk drewnianej podłogi upewnił ich, że ktoś powoli idzie.
Rycerz chwycił błyskawicznie kołdrę i nakrył ich oboje po szyję, żeby zasłonić się przed niechcianym wzrokiem.
– Przepraszam, śpicie? Rain tak głośno chrapie, że pomyślałem... – wyjęknął znajomy głos należący do ślepego zakonnika.
Fatum tylko poczuł, jak wściekła Tiara zaciska pazury na jego ramieniu.
– Natychmiast wracaj do swojego pokoju i daj nam SPAĆ! – wrzasnął rozjuszony namiestnik – Ze sobą – dodał w myślach.
– Ale ja mogę spać w nogach...
– Wyjazd stąd, bo nie wytrzymam! – wybuchła wreszcie dziewczyna.
– Na pewno? – zapytał naiwnie. Tiara drżała z emocji, gdyby nie była naga, wybiegłaby, aby przyłożyć natrętowi.
– Zmiataj, zanim ukręcę ci kark! – Fatum na dowód swoich słów chwycił mały wazonik i cisnął nim w duchownego.
Mnich zasłonił się rękoma.
– Widzę, że musiałem przeszkodzić w dobrym śnie. Jak ty możesz spać, kiedy koło ciebie taka kobieta? – mówiąc to nie oczekiwał odpowiedzi tylko skierował tam, skąd przyszedł. Kiedy tylko opuścił pokój, odetchnęli z ulgą.
– Zejdź ze mnie – wycedziła dziewczyna i nakryła się po sam czubek głowy.
– Yyy... jasne... – szybko ześlizgnął się z niej i odwrócił tyłem. Serce waliło mu jak oszalałe. Wiedział, że gdyby nie wizyta nieproszonego gościa, nic by ich nie powstrzymało. Niemalże miał ochotę wstać i zabić mnicha własnymi rękami.
Tiara po cichutku ubrała się, był to znak, że reszta nocy minie spokojnie. Bez niespodziewanych wyskoków i zachcianek.
– Przepraszam – powiedziała odwrócona plecami. – Tu jednak jest bardzo zimno. Mogłabym się trochę do ciebie przysunąć? Obiecuję, ze nie będę zabierać ci pościeli.
– Tak, tak... nie krępuj się.

Clairebible
Clairebible
Opowiadanie · 3 listopada 2010
anonim