Dalan syn Rybaka

Szluger

„Nie ma smutniejszego miejsca niż wyspa Erwyn. Nie ma bardziej tragicznego króla niż Osshian z Bleath Dwyd...”

fragment erwyńskiej pieśni żałobnej

Tamtą kobietę naznaczyło morze. Leżała na wpół zakopana w piachu, ciężka i nasiąknięta wodą, z grubym warkoczem pełnym wodorostów, a cuchnący szlam szczelnie zalepiał jej twarz. Oddychała z trudem i nie poruszała się, czasem tylko zaciskała palce na szorstkich górkach piasku. Była złą wróżbą, więc wszyscy omijali ją szerokim łukiem, chociaż wiedzieli, że bardziej niż pośpiesznie nakreślony znak Domu przydałaby się jej miska zupy, ciepłe miejsce przy piecu, sucha suknia...W końcu morze zabrało ją z powrotem, ale do tego czasu zdążyła już umrzeć.

- Wi-wi-widziałem syrenę... – wyjąkał Dalan, syn Rybaka. Z włosów ciekła mu woda, ubranie miał przemoczone, śmierdzące morzem i oblepione zgniłymi wodorostami z zimnej, słonej plaży. Trząsł się ze strachu, a kiedy mężczyźni z Daoine Aile otoczyli go ciasnym kręgiem , upadł na ziemię w drgawkach i płaczliwych spazmach.

- Syrenę? Jesteś pewien? – spytał rudy Bronc. Był wielki jak niedźwiedź, cały porośnięty gęstą, ryżą szczeciną, a poza tym miał niezwykle silne ręce. – Ain Dis? Kobietę rybę?

Chłopiec twierdząco skinął głową. W jego jasnozielonych oczach tliło się przerażenie.

- Ain Dis? Od stu lat nie było tu żadnej dziwki z tego wrażego rodu...Ain Dis...To oznacza, że świat staje na głowie. Przybędzie olbrzym, pożre naszą wyspę i nas wszystkich razem z nią...- wykrzyknął Bronc. W całej wiosce on jeden wierzył jeszcze we wszystkie zabobony.

- Zamknij się, Bronc. – powiedział Rybak. – To, co mówi Dalan, powinno być przesiane przez jeszcze kilka sit. Wiecie, jak lubi wymyślać niestworzone historie.

- Ain Dis to nie jakaś historia – burknął Bronc. – Mój pradziad widział ją na własne oczy...

- Mój też. – odezwał się siwy Melwyn z zezowatym okiem.

- I mój. – wtrącił Naoishi Pierwszy.

- Ain Dis nie istnieje.

- Nieprawda!

Rybak nie odpowiedział, tylko szarpnął syna za ramię, szybkim ruchem podniósł i wierzgającego chłopca przerzucił sobie przez plecy.

- Dosyć bajek...-syknął mu do ucha tak ostro, że Dalan momentalnie się uspokoił.

- Ain Dis to zła wróżba. – dał się słyszeć ponury głos Bronca. – Pamiętasz tą kobietę na brzegu? Ona jest teraz Ain Dis...

Rybak nie odpowiedział.

Ojcem Padraica Rybaka był Ewra Rybak, jego zaś ojcem Dalan Rybak, który pochodził od Brenana Rybaka, założyciela Daoine Aile. Rybak był zarazem rybakiem, jak i wodzem tego dziwnego , małomównego ludu o jasnej skórze, ogniście rudych włosach i oczach błękitno-zielonych jak morze. Została ich już zaledwie garstka, Daoine Aile była ostatnią osadą prawdziwych Erwyńczyków.

Padraic Rybak wierzył, że po jego śmierci Dalan Drugi przejmie władzę, ożeni się z Maire, córką Bronca i spłodzi potomka, któremu nada imię po przodkach. Padraic wierzył w wiele rzeczy. W niezmienność świata, w prawa przyrody, w Dni Znaku i w boskiego ojca Yosshiana. Nie zastanawiał się nad tym zbyt wiele, bo wiedział, że są to prawdy absolutne, których nie wolno zgłębiać śmiertelnikom. Był dobrym Rybakiem, chociaż czasem nie rozumiał, dlaczego inni boją się sztormu albo syren. Dla niego nie istniały żadne Ais Dis, złe wróżby czy morskie potwory, bo na świat patrzył jak przez przezroczystą rybią błonę, która niczego nie ukrywa ani nie zniekształca.

Dalan był jego jedynym synem. Padraic wiedział, że chłopiec widzi i słyszy rzeczy ukryte przez zmysłami innych. Nie umiał temu zaradzić, ale Dalan czasem budził w nim niezrozumiały lęk. Padraica tym bardziej bolała wizja przyszłości, w którą musiał wierzyć dla dobra Daoine Aile – był jednak Rybakiem, w jego rękach leżał los osady, zamierzał więc wyleczyć Dalana , zanim chłopiec osiągnie wiek męski i stanie się jego rywalem. Rybak musiał zabić swego ojca, jeśli chciał objąć władzę. Zabić ojca i zerwać z jego szyi srebrny torques, a potem zlaną krwią ozdobę wznieść w górę z tryumfalnym rykiem. Dalan miał dopiero dziewięć lat, ale musiał zacząć się przygotowywać do tego wielkiego dnia. Padraic czuł, że to ważniejsze niż Ain Dis.

- Teraz powiedz prawdę. Kogo widziałeś na skałach?

- Syrenę , ojcze. Miała łuski...to znaczy nie miała nóg...tylko ogon, taki jak u regawii. I jasne włosy, którymi się zasłaniała...

- A twarz?

- Nie wiem...

- Nie miała twarzy?

Dalan ukrył głowę w ramionach, wpatrzony w pomarańczowe płomienie. Padraic Rybak siedział naprzeciw niego, polerując kościany haczyk na ryby, a koszula suszyła się na płaskim kamieniu przy palenisku. W chacie pachniało tranem.

- Coś ci powiem, synu. – Padraic zmarszczył czoło, brwi ściągnęły mu się w jedną, rudą linię.- Twój pradziadek , Dalan Rybak pierwszy , też widział Ain Dis. Tak samo jak i twój prapradziad, Brenan. Za każdym razem zwiastowała ona wielki sztorm, albo wojnę, albo zarazę, która zabijała mężczyzn w Daoine Aile. Ale Dalan Rybak zniszczył Ain Dis.

- Jak? – oczy Dalana Drugiego zabłysły.

Padraic Rybak odłożył lśniący , kremowy haczyk i utkwił w synu spojrzenie pełne powagi.

- Kiedy o północy syrena przybrała postać kobiety, obezwładnił ją znakiem Siły, zaniósł do chaty i żywym ogniem wypalił z jej ciała całe zło.

- A potem?

- Poślubił ją. To był jedyny sposób na Ain Dis, bo syrena zakochała się w ludziach i poprosiła swe siostry, aby nie nękały mieszkańców Daoine Aile...

Dalan trząsł się, rozcierając nagie ramiona dłońmi.

- A więc w połowie jesteśmy Morskimi Ludźmi...?

- Jesteśmy Rybakami.

- Nie chcę być Rybakiem. Nienawidzę rybiego smrodu.

Padraic Rybak spacerował po skałach, a wiatr szarpał jego włosy, przypominające kulę ognia. Był boso. Potężne ramiona okrywała mu płócienna koszula, mokra, brudna i potargana. Fale raz po raz uderzały w skalisty brzeg, obsypując go chmurami wodnych igiełek. Morze miało kolor oczu Dalana, kłębiło się i warczało, przyciśnięte na horyzoncie masą ciężkich chmur.

Padraic myślał o krwi Ain Dis, krążącej w jego żyłach. Wspominał prababkę, siwą starowinkę, która jednak nigdy nie chorowała, ale też była niema jak kamień. Ain Dis nie potrafią mówić, one tylko śpiewają. Prababka Padraica czasem wydawała z siebie przeciągłe, jękliwe dźwięki, ułożone w dziwaczne melodie...

Fale biegły ku skałom jak olbrzymie bele szaro-zielonego płótna, każda zakończona białą koronką piany. Niektóre umierały , nie dotarłszy do celu, inne rozpryskiwały się o szarą skałę z hukiem i sykiem. Pod stopami Padraica chrzęściły kolonie pąkli, a girlandy morszczynu,

najeżone omułkami, kładły się na kamieniach mokrym dywanem.

Padraic zatrzymał się w miejscu, gdzie spiętrzone skały tworzyły wysoką wieżę, ze ślimakiem wyślizganych schodów, wykutych przed wiekami przez pierwszych Erwyńczyków, a potem wspiął się po nich na szczyt. Skalny ząb z płaskim wierzchołkiem sterczał przylepiony tuż nad huczącą kipielą, białą od piany.

Na samej górze był ołtarz Ojca Yosshiana , duży, płaski kamień z wyrytą na nim inskrypcją w języku nhael. Padraic bardzo często tu przychodził, by zapalić Ojcu świętą lampkę i pomodlić się o łaskę dla Daoine Aile. Tym razem nie klęknął, tylko stał wyprostowany jak struna, wpatrując się w szmaragdowo-szarą linię horyzontu, za którą świat zdawał się zakrzywiać i biec ku nieznanym lądom, gdzie wszystko jest odwrócone do góry nogami.

Prababka nazywała się Yelleth. Padraic siedem razy wykrzyczał to imię w stronę śpiewającego morza, zanim wiatr zaczął wpychać mu słowa z powrotem w krtań.

- Jesteś Królem Wiatru. – powiedziała Maire ,córka Bronca, do Dalana , syna Rybaka.- Masz we włosach mewie pióra.

Dalan podrapał się po kasztanowatej głowie, wytrząsając z nich oblepioną piaskiem lotkę. Maire chwyciła ją w ręce i zaczęła starannie oczyszczać z lepkich , szarych grudek. Siedzieli na plaży pod Dachem, w przyjemnej niszy utworzonej przez wymytą skałę, a fale dotykały ich bosych stóp.

Maire miała włosy ciemniejsze niż Dalan, zebrane w dwa cienkie warkocze, bardzo bladą twarz z maleńkim noskiem i dużymi oczami, chude ręce i wiecznie sine, patykowate nogi. Jej oczy miały właściwość zmieniania barwy w zależności od nastroju albo pory dnia. Teraz były błękitnawe, z zielonymi cętkami.

- Musisz mi pokazać tą syrenę – zaczęła znowu Maire, marszcząc nos.- Tata mówił, że to znaczy coś złego...

- Nieprawda. – burknął Dalan. Miał już dość ciągłych rozmów o Ain Dis. – Może to wcale nie byłą syrena, tylko wielka regawia. Nie wiem, byłem daleko...

- Kłamiesz. Może to była zaczarowana księżniczka, co? Mógłbyś ją uratować i mielibyśmy się z kim bawić.

W Daoine Aile było niewiele dzieci. Większość z nich umierała jeszcze w kołyskach, tak, że Dalan i Maire nie mieli rówieśników.

- Zastanawiałaś się kiedyś, dlaczego jest nas tak mało?

- W Daoine Aile?

- Tak... Wszyscy wyruszają za morze, albo uciekają w głąb wyspy, i nigdy nie wracają.

- Tak jak Naoishi Drugi?

- Dokładnie.

- Naoishi mówił, że chce służyć królowi, a nie Rybakowi.

- Nie będę Rybakiem. Zrobię to samo co Naoishi...

- Podobno król jest pięknym mężczyzną w srebrnej zbroi i jeździ na śnieżnobiałym koniu, ma też dwunastu wiernych rycerzy, którzy zawsze mu pomagają.

- Chciałbym być królem. – westchnął Dalan, biorąc Maire za chudą dłoń i ściskając mocno. – A ty byłabyś wtedy moja królową...

- Pokażesz mi syrenę?

- Dziś w nocy wyjdziemy na skały.

Padraic długo wpatrywał się w przeszłość, zanim przypomniał sobie dziewczynę z plaży, złą wróżbę Dnia Świateł.

- Gdybyś wtedy oczyścił jej twarz z mułu, nie przychodziłaby tu jako Ain Dis. One chcą zemsty za Yelleth, pragną porwać twojego syna i uczynić z niego Morskiego Człowieka. – rzekł Ojciec Yosshian.

- Co teraz mam zrobić?

- Pozwolić mu odejść.

- Jest moim synem...

- Dziewczyna z plaży również była czyimś dzieckiem, mogła przeżyć, gdybyś wtedy postąpił tak, jak zawsze. Ale ty musiałeś przestraszyć się Bronca. To odwieczne prawo, krew za krew, życie za życie.

- W takim razie oszczędzę Dalana i sam odejdę do Ain Dis!

Padraic Rybak rozłożył ramiona i z krzykiem rzucił się ze skały prosto w zieloną paszczę morza.

- Twój ojciec nie żyje. Teraz ty jesteś Rybakiem.

Syrena zasłaniała twarz włosami i dłońmi, a łuskowatym ogonem biła nerwowo w kamień. Dalan przykucnął kilka kroków od niej, starając się nie wykonywać gwałtownych ruchów, bo wydawała się być bardzo zdenerwowana. Maire siedziała tuż nad nią, na skalnym występie, przypominającym krzesło, jej sine stopy huśtały się w powietrzu jak dwa wielkie pióra.

- Skąd wiesz?

- Widziałam. Skoczył z Wieży...zrobił do dla ciebie, jakbyś chciał wiedzieć. Wydawało mu się, że przychodzę tu, żeby cię porwać, tak jak kiedyś Dalan Pierwszy porwał syrenę Yelleth.

- Słyszałem...

- Ale ja nie przyszłam po to. – syrena ukryła twarz w dłoniach i spojrzała na Dalana przez palce. – Chcę, żebyś mnie odczarował i pozwolił wrócić do domu, rozumiesz? Chcę tego!

- Kim jesteś?

- Isolde z Bleath Dwyd.

Maire wytrzeszczyła oczy , piszcząc z podniecenia.

- Córka króla? Znasz Naoishiego Drugiego?

Syrena plasnęła ogonem o wilgotną skałę i zachichotała.

- No pewnie. Moje siostry go uwielbiają...

- Co się właściwie stało, Isolde? – spytał poważnie Dalan. Przez kilka minut przybyło mu mnóstwo powagi.

- Nie wiem. Był sztorm, straszna burza potrzaskała statek...Potem leżałam na brzegu, bardzo słaba i spragniona. Wołałam o pomoc, ale nikt mnie nie słyszał...

- Byłaś złą wróżbą.

- Przez was nie mam twarzy! – załkała Isolde.

- Możemy ci jakoś pomóc? – Maire zeskoczyła ze skały, podbiegła do syreny i pogładziła ją po włosach.

- Znajdźcie moją twarz, błagam...Jest gdzieś na plaży. Jeśli mi ją oddacie, być może Ain Dis pozwolą Rybakowi wrócić do Daoine Aile.

- Pod jednym warunkiem – mruknął Dalan. - Zabierzesz nas z tej cuchnącej rybą wsi.

- Jutro o północy czekajcie na mnie przy tym kamieniu. – Isolde uderzyła ogonem o skałę i zwinnie ześlizgnęła się do wody.

Rada Erwyńczyków rozpoczęła się zaraz po tym, jak Bronc znalazł na plaży porysowany piaskiem torques Rybaka. Mężczyźni zebrali się w ciemnawej chatce starego , zezowatego Melwyna, prowadząc ze sobą również Dalana, ponurego i pogrążonego w złości. Przeklinał chwilę, w której Bronc znalazł torques, bo wiedział, że będzie chciał zachować go dla siebie, na co nie zgodzi się reszta Daoine Aile. Był poza tym pewien, że ojciec powróci, a wtedy Bronc i Rybak stoczą między sobą śmiertelny bój. Bronc nie poddawał się łatwo, słynął z zapalczywości i miał żelazne pięści.

- Dalanie, torques jest mój...- zaczął lekko drżącym głosem, świadomy, że mężczyźni z Daoine Aile patrzą na niego z rosnącą nienawiścią.

- Niech syn Rybaka przemówi. – zezowaty Melwyn uniósł dłoń. Siedział na taborecie, okrytym foczą skórą , z kolana zwisał mu torques Padraica.

Dalan zaczerpnął powietrza w płuca.

- Rybak żyje!

- Bzdura. – prychnął Bronc.

- Widziałeś jego ciało? – spytał Melwyn.

- Roztrzaskało się o skały, a potem zabrała je woda...Skoczył ze skały Ojca Yosshiana, nic więc dziwnego, że nic z niego nie zostało! – Bronc poczerwieniał, a jego głos zmienił się w krzyk.

- Skoro nie ma ciała, znaczy to, że zaginął i może powrócić w każdej chwili. – zawyrokował Melwyn i dotknął lekko torquesu.

- To sprawka Ain Dis! Jestem tego pewny...nie ufajcie Morskim Ludziom...- na usta Bronca wystąpiła piana. -...albowiem są wśród nas i kłamią...Rybak był jednym z nich, i to on ściągnął nieszczęścia na Daoine Aile...Jego syn jest kolejnym przekleństwem z morza...

Dalan spuścił głowę, czując, że spojrzenia wszystkich świdrują go na wylot. W głowie słyszał coraz głośniejszy huk fal, grzmiących o skaliste wybrzeże. Wreszcie zobaczył je. Było ich mnóstwo, a każda z nich unosiła inną twarz. Zamiast wodorostów pod powierzchnią wody falowały jasne włosy.

- Naprawdę, Dalanie...? Przyznajesz się do pokrewieństwa z Morskimi Ludźmi...? – wychrypiał Naoishi Pierwszy.

- Syrena szuka swojej twarzy, obiecała mi, że ojciec powróci...

- Słyszysz mnie, Dalanie? Dalanie, synu Rybaka...

Zielonkawa ciemność.

Bronc wspinał się szybko na skałę Ojca Yosshiana. Na twarzy malowała mu się wściekłość, barwiąca jego policzki na kolor kutego żelaza. W ręce trzymał oścień.

- Błagam cię, Yosshianie...Spraw, by on nigdy nie wrócił. Błagam cię. Błagam, nie pozwól, aby Dalan syn Rybaka objął władzę w Daoine Aile. Spraw, by ta władza dostała się mnie. – szeptał pośpiesznie, a jego stopy ślizgały się na wilgotnych głazach. Oścień drżał w spoconej dłoni.

- Naprawdę tego chcesz? – głos Ojca dochodził z największej głębi jego czaszki.

- Niczego bardziej nie pragnę. Jestem gotowy złożyć przysięgę Rybaka i podpisać ją krwią...

- Chcesz zabić Dalana...?

- Spraw , żeby on umarł. Błagam cię...

- Padraic Rybak wróci. Zginiesz.

- W takim razie zabij też jego...

- Pamiętasz dziewczynę z plaży? Złą wróżbę? Przez ciebie zabrało ją morze. Masz zgniłe serce, Broncu.

Bronc spojrzał w górę, na pieniste kaskady chmur, tańczące po niebie. Zakręciło mu się w głowie. Huk wody na moment odebrał mu zmysły.

- Teraz ona każe morzu zabrać ciebie.

- Bronc nie żyje.- uśmiechnął się Melwyn, klepiąc torques. – Jesteś Rybakiem, chłopcze.

Dalan podniósł głowę z przepoconego kłębu skór.

- Wiem. Widziałem jego śmierć.

- Jesteś Morskim Człowiekiem, prawda?

- Każdy może się nim stać. Dziewczyna z plaży była córką króla, ale my zrobiliśmy z niej syrenę.

- Nie żartuj... to na Erwyn jest król?

- Tak...Osshian z Bleath Dwydd. To była jego córka, Melwynie. Zabiliśmy ją. Król jest smutny, płacze i drze szaty...

- Na Yosshiana..! Skąd to wszystko wiesz?

- Widzę...w mojej głowie. Wiem , gdzie jest twarz księżniczki. Zabierz mnie na plażę, Melwynie, proszę...

Maire przycisnęła do piersi drżący tłumoczek, obwiązany foczą skórą. Bała się. Melwyn zawsze budził w niej lęk, a w oczach Dalana pojawiły się nagle nieznane, dzikie światła. Potrzaskane , skrwawione ciało ojca cały czas ukazywało się na białym piasku, błyszczącym w pierwszych promieniach księżyca jak polerowane srebro.

Kochała Dalana. Czuła to mocniej niż kiedykolwiek.

- Już północ. – wyszeptał słabo, dźwigając się z klęczek. Wyglądał chorowicie i słabo. Na policzkach miał ślady rumieńców , wywołanych przez gorączkę.

- Isolde, Isolde, przybywaj! – Maire zacisnęła powieki, walcząc z gorącą falą łez.

Melwyn kreślił laską w powietrzu znaki Ognia i Oka.

- Najpierw twarz.

Isolde była cicha , ale zdecydowana. Nie bała się Melwyna i jego znaków. Maire podała jej tłumoczek, a syrena rozerwała go, dygocąc z przejęcia.

- Dziękuję.

Ułożyła twarz na rozłożonych dłoniach , a potem powoli przytknęła je do swej okaleczonej głowy.

- Teraz chodź, Dalanie.

Z morza wyłoniła się wysoka postać, z rozwichrzonymi włosami , barczysta i ciężka. Rybak szedł plażą, potykając się. Fale, bijące w brzeg , popychały go do przodu.

Isolde podniosła się z płaskiego kamienia. Nie miała już ogona, ani trupiobladej skóry.

- Dalanie, morze czeka.

Chłopiec otwarł rozgorączkowane oczy i ostrożnie przebiegł po skałach w kierunku spienionego miejsca, gdzie fale gwałciły żywą skałę. Rozłożył ramiona.

Rybak krzyknął. Dalan odwrócił się , z nieprzytomną twarzą.

- Ojcze, jesteśmy Morskimi Ludźmi!

- Dalanie...

Skoczył. Było już za późno, gdy Rybak wydał z siebie przeciągły jęk, potworny jak nawoływanie śmiertelnie rannego zwierzęcia.

- Dlaczego? – załkała Maire. – Nie było innego wyjścia?

- Nie. – powiedziała smutno Isolde. – Będzie mu lepiej w morzu.

- Zawsze był inny. – przytaknął Melwyn.

Padraic Rybak spoglądał w morze każdego dnia. Wychodził na skałę Ojca Yosshiana i rozmawiał z Dalanem, Duchem Morza, który kiedyś był jego synem, a teraz strzegł Daoine Aile przez sztormami i głodem.

Padraic ożenił się z Maire, córką Bronca i po wielu latach umarł naturalną śmiercią, pozostawiając torques swojemu synowi, Brenanowi, który odziedziczył po nim mądrość i zamiłowanie do samotnych wypraw na skałę Ojca Yosshiana.

Isolde umarła z miłości. Utopiła się.

Stare legendy mówią, że zmieniła się syrenę i poślubiła Dalana, Ducha Morza. Jej twarz zaginęła jednak na plaży w pobliżu Daoine Aile.

Kto ją znajdzie, ten będzie mógł odwiedzić Morskich Ludzi...

Szluger
Szluger
Opowiadanie · 28 stycznia 2001
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    kupka
    dupiate!!!!!!!!!!!!!!

    · Zgłoś · 17 lat