Momenty przepływu prądu. Sekundy wypuszczania elektrycznych impulsów, przebywana droga a docelowa łączność. Dziewczynka ściska pięść, drugą ręką grzebie w kieszeni płaszcza. Zawsze musi coś tarmosić - tym razem pada na pudełko zapałek. Zgniata je i rozprostowuje na przemian. Ulica na co dzień jest taka sama, mało kto dostrzega mokrą plamę w asfalcie, brak pana w czapce z daszkiem siedzącego na wózku inwalidzkim przed bramą każdego minionego popołudnia. Tego dnia deszcz nie pada zdecydowanie, jak zazwyczaj, to cisza podszyta strachem - ktoś chciał jeszcze coś dopowiedzieć. W którym momencie czujesz właśnie tę godzinę? Godzinę końca. Godzinę w której rośnie kolejny milimetr włosów, rozwija się nowy palec u dłoni dziecka w brzuchu matki. Godzinę, w której odszedł?
Prąd ponad głową a elektryczność wewnętrzna. Ptaków śmierć nie dosięga tak łatwo. Złączone impulsy rażą z różną mocą, kiedy odgarnia jej włosy z ucha i szepcze jeszcze raz. Z różną mocą. Do różnych kontaktów. Kiedy paraliżują i usztywniają ciało, żeby za moment uczynić je rozlaną galaretą. Zawody przyjaciół. Nazwy i imiona, dłubie patykiem w ziemi tamtej wiosny na placu szklonym. Pierwsza krótka sprzedaż niewinności, chromosomy łączą się by po pełnych 12 miesiącach subiektywnego czasu wydać na świat naiwność. I wielką niewiarę, upośledzoną siostrę pod przymusem cotygodniowej terapii.
Gdzie jesteś teraz? Na skraju łóżka Pustka usypia mnie przed jutrzejszym wzdęciem powinnością.