Literatura

023. Zlecenie (opowiadanie)

Clairebible

Kiedy się zbudziła, Fatuma już nie było. Znów ją zostawił. Jak śmiał tak po prostu zasnąć po tym, co się stało?! Znów była zła. Właściwie wściekła. Myśli o ubiegłej nocy całkowicie ją pochłonęły, nawet kiedy się ubierała czy czesała włosy. Ciągle wyobrażała sobie, że jej dotyk to tak naprawdę dotyk Eniela. Wzdychała głośno, gdy przypominała sobie jego usta i gorące ciało. Ile by dała za to, by znów go poczuć?

W międzyczasie Fatum już pracował. Stał półnagi, skąpany w blasku słońca, rąbał drewno. Wysiłek fizyczny dobrze mu robił. Chłopca wysłał do biblioteki, sam postanowił zarobić. Miał dość utrzymywania się z pieniędzy Tiary. Był na siebie wściekły.
– Jak mogłem do tego dopuścić... skończyłem z tym dawno temu! – skarcił się.
– Do czego? – wtrącił Kiro, który starał się trafić siekierką w pniak nieopodal. Robił to na oślep, z oporem, ale równie bardzo chciał załapać się na łatwy pieniądz.
– Niczego, zupełnie niczego, mnichu! – fuknął. – Dlaczego nie zatrudniłeś się gdzie indziej?
– Bo lubię towarzystwo przystojnych panów – uśmiechnął się. – Masz wyrzuty, że nie dokończyłeś aktu miłosnego? – zakonnik walnął prosto z mostu.
Namiestnikowi siekiera omal nie wypadła z rąk – Coś ty powiedział?!
– Przecież mam dobry słuch. Nawet ciche jęki, czy lekkie kołysanie łóżka nie umknie moim uszom – podrapał się beztrosko po głowie. – Poza tym liczyłem, że pozwolicie mi na trójkącik, wstrętni egoiści – zaczął wzdychać.
– Specjalnie do nas wszedłeś? Zbliż się, a odrąbię ci głowę! Czy ty sobie zdajesz sprawę, coś narobił?!
– Wiem, to było niekulturalne. Trochę zazdrosny byłem.
– Następnym razem zamknę drzwi na klucz. Albo nie, do następnego razu w ogóle nie dojdzie.
– No nie... Dlaczego jesteś taki wstydliwy? Sam siebie ograniczasz? Taka moda, czy jak? – Roniri zamachnął się toporkiem, ale uderzył jedynie w ziemię, aż się zakurzyło. Po chwili wzniósł stopę, wymacał nią położenie drewna i uderzył. Pniak pękł na dwa kawałki.
– Bo do tamtego wydarzenia miało w ogóle nie dojść. To... to ona mnie uwiodła!
– Tłumaczysz się jak dziecko. Zamiast się kłócić, dla odmiany zrobiliście co innego. Czy to nie wspaniałe? – zaśmiał się głośno. – Ha, masz szczęście. Zobacz, kto idzie. 
Z daleka widać było, że kierują się ku nim dwie osoby. Fatum nie musiał się przyglądać, aby zgadnąć, że niewiastą była Tiara, a obok niej maszerował Rain, który pałaszował coś zawzięcie, oblizując się co chwilę. 
– Mają ciasto owocowe – Roniri pociągnął nosem i posmutniał myśląc o tym, że pewnie nie zechcą się podzielić.
Dziewczyna zatrzymała się jak wryta, gdy tylko stanęła przed mężczyznami. Tors najemnika wyglądał zupełnie inaczej niż w nocy. Świecił się w słońcu jak złoty, antyczny kawał posągu. Zarumieniła się na myśl o pieszczotach, które mu sprawiała właśnie w tym miejscu. Spuściła wzrok, lecz po chwili odważnie go wzniosła.
– Przynieśliśmy wam coś do jedzenia – oznajmiła i przełknęła ślinę jakby to jedno zdanie kosztowało ją wiele energii.
Mnich bezbłędnie podszedł i sięgnął do pakunku. 
– Skąd to macie? – ugryzł łapczywie i zaczął żuć.
– Zarobiłam – z dumą wzniosła brzęczącą sakiewkę. Można było rzec o niej "kobieta interesu". Mężczyźni chyba już cztery godziny trudzili się pracą fizyczną, a nawet jedną czwartą z jej woreczka trudno byłoby im zarobić.
– W jaki sposób? – Fatum przeszył ją wzrokiem. – Kradłaś?
– Raczej darowizna, skoro gospodarz zostawia okno otwarte.
– Wiesz ile ludzie muszę pracować, żeby tyle zarobić? Odstaw to tam, skąd to wzięłaś.
– To była zemsta! – szybko wymyśliła wymówkę. – Ten brutal potrącił Raina koniem! – chwyciła za ramiona zdezorientowanego chłopaka, który akurat miał buzię zapchaną ciastem. Aktorsko złapała się za policzek. – Bogaci ludzie są tacy bezlitośni! Należy im się nauczka.
– Pozwól, że powtórzę jeszcze raz – stanął tuż przed nią, niemal się z nią stykając. – Odnieś to właścicielowi.
– Co złego jest w zabieraniu bogatym, a dawaniu biednym? Czy nie tak właśnie robią najwięksi bohaterowie?!– odpowiedziała lekko podenerwowana jego bliskością. 
– A ja ją popieram – Kiro wyciągnął drugi kawałek porcji słodkości.
– Mniejsza z tym – odwrócił się od niej. – Rain, dlaczego wyszedłeś z biblioteki?
– Zauważyłem Tiarę przez okno. Czy dzisiaj w nocy też zatrzymujemy się w mieście?
– Nie widzę takiej potrzeby. Skończę rąbać drewno i pomyślimy, gdzie udać się dalej.
– To już chyba mamy załatwione – dziewczyna popukała go palcem w plecy, żeby się odwrócił i podała mu zawiniętą kartkę. – Zlecenie dla najemnika
– Hmm? – rycerz odebrał i rozwinął stronicę. Szybko przebiegł wzrokiem po treści.
Angaż obejmował pracę związaną z przetransportowaniem ważnych ksiąg do alchemika Muerto Kanae zamieszkałego dwie wioski dalej wraz z ochroną opiekunki zapisków. Zadanie nieskomplikowane, a suma nagrody znacząca.
– Piszemy się? – Roniri czekał na odpowiedź Fatuma.
– Żartujesz? Tu nie ma co się zastanawiać! Wreszcie normalny, opłacalny zarobek – Tiara podskoczyła ze szczęścia.
– A ta opiekunka zapisków? Co jeśli to będzie dziewczynka w wieku Raina?
– Co w tym złego? – jasnowidz spojrzał na rycerza.
– Jedno dziecko to kłopot, dwójka...
– Myśl ekonomicznie! Będziesz mieć dwa skarby – zażartowała Tiara, jednocześnie posyłając mu uśmiech.
– Niech będzie... ale to po tym, jak już skończę tę robotę.

 

* * *

 

Znaleźli się w holu wielkiej biblioteki miejskiej. Gdzieniegdzie stały popiersia pisarzy lub wielkich uczonych, których dzieła spoczywały wśród ogromnych księgozbiorów. Nad wieloma drzwiami znajdowały się napisy, które sugerowały, jakiej dziedziny dotyczy zebrane tam pismo. Prawdopodobnie największą przestrzeń zajmowały działy "mathematik" oraz "philosophia", jednakże tylko nieliczni zaszywali się pomiędzy tamtymi półkami.
Młodzian o długich kasztanowych włosach zauważył, że w jednej z sal dwóch zakonników uczyło dzieci pisać i czytać. Ponadto, co również go zdziwiło, ośrodek odwiedzało dużo ludzi, co nie było popularne we współczesnych dla nich czasach.
– Musimy iść do dyrektora placówki, tak? – zapytał prorok.
Spojrzeli na szerokie, kamienne schody, po których ciągnął się dywan o ceglastej barwie. 
– Najwyraźniej. Rozmawiałam z nim, ale już nie pamiętam, jak ten dziad wyglądał. – Tiara dodała od siebie, gorączkowo się rozglądając.
Grupka ruszyła więc po twardych schodkach, aż dotarła do drzwi o mahoniowym kolorze. Złodziejka wyrwała przodem i pociągnęła za złotą klamkę w kształcie zwiędniętego liścia.
Wnętrze było urządzone bardzo gustownie, o dziwo nie było tam literatury, jedyna znajdowała się na biurku z żelaznymi okuciami.
Duże szerokie okno wpuszczało promienie słoneczne, które drażniąco świeciło prosto w oczy gości.
Jedyna półka po prawej stronie stanowiła istne podium dla kolekcji słoni z podniesioną trąbą. Za wyjątkiem tego, nic znaczącego.
Tiara na początku myślała, że gabinet jest opuszczony, tym bardziej, że jaskrawe światło ograniczyło jej widoczność.
Jednak po chwili ktoś zasłonił bordową kotarą lewą część otworu okiennego i z pewnością nie była to ta sama osobą, z którą się wcześniej umawiała.
– Przepraszam? Czy zastaliśmy prowadzącego bibliotekę? – zapytała, przechodząc do rzeczy.
– Wiem po co przyszliście. Wykonać zadanie – odpowiedziała blondynka o długich, kręconych włosach. 
Nie wyglądała na zwykłą dziewczynę. W oczach Tiary mogłaby nawet być księżniczką. Jej kosmki wyglądały jak falujący wodospad złota, a oczy niczym dwa szmaragdy spoglądały na przybyszów z ciekawością. Złodziejce zdecydowanie wydawało się, że ma coś wspólnego z najemnikiem.
Miała to samo szlacheckie spojrzenie co Fatum. Ich ciała były doskonałe. Jej wielkie jędrne piersi wyłaniały się z dekoltu czerwonej sukienki, kusząc nieszczęśliwych zalotników.
– Tak, to świetnie – bąknęła czarnowłosa z lekką zazdrością i spojrzała na rycerza.
– Jak przypuszczam, jest pani opiekunką księgozbioru, który ma trafić w ręce alchemika? – młodzieniec wyprostował się, na jego twarzy malował się wyraz powagi i profesjonalizmu. – Jestem Fatum Erein. Jeśli oferta jest aktualna i nikt nie przybył przed nami, aby się jej podjąć, z chęcią podejmę się zadania. 
Tiara otworzyła szeroko usta, tak na prawdę od kiedy zobaczyła tę kobietę, miała cichą nadzieję, że rycerz jej odmówi.
Pobożne życzenie, przecież jest śliczna. 
– Zgadza się, drogi panie. Nazywam się Miriam Lasette – zbliżyła się do najemnika, jakby to on był szefem całej drużyny i podała mu dłoń na przywitanie.
Zaraz ukręcę łeb tej żmii... – Tiara w tym momencie poczuła awersję do obcej.
– Ja również pragnę się przywitać! – Kiro zrobił krok na przód i wysunął ręce do przodu.
– Ależ, proszę pana! – bibliotekarka poczerwieniała, gdy mnich położył swoje palce na jej biust.
– Niech pani nie zwraca na niego uwagi, jest tylko trochę niedołężny. Znaczy się niewidomy – dziewczyna złapała zakonnika za ucho, aby go odciągnąć od pracownicy ośrodka.
– Proszę się nie martwić. W każdej chwili może go pani uderzyć – najemnik ukłonił się nieznacznie.
– Będzie pani z nami podróżować? – chłopiec o śnieżnobiałych włosach uważnie przyjrzał się młodej kobiecie.
– Tak, proszę o ochronę, czcigodny panie! – skłoniła się przed nimi grzecznie, odsłaniając pół pełnię swoich kobiecych skarbów.
– Po co z tymi epitetami... On na to nie zasługuje i reszta też nie – Tiara zapowietrzyła się.
– To nazywa się uprzejmość – oświadczył rycerz, ujmując dłoń blondynki i całując gładką skórę. – Będzie mi bardzo miło móc zaopiekować się tobą oraz wszystkimi książkami podczas wspólnej wędrówki.
– Och... pan jest również bardzo szarmancki – zarumieniła się i zamrugała swoimi długimi rzęsami. Wydawała się taka niewinna i nieświadoma swojej siły, jaką stanowił jej wdzięk. Prosta złodziejka czuła, że to tylko marna sztuczka. 
– Wcale nie jest – złośliwie poprawiła nową.
– Pani chyba nie docenia swojego przyjaciela. Elokwentny i przystojny dżentelmen – to mówiąc wpatrzyła się w niego. 
Jakiego przyjaciela? Dlaczego ona od razu pomyślała, że jesteśmy tylko przyjaciółmi! I dlaczego tak się na niego gapi?! – Czarnowłosa wzięła się w garść i kopnęła Fatuma w kostkę. – Bierz te książki, amancie, i spadamy! – rzuciła krótko.
– Au! Musimy jeszcze poczekać, aż pani się spakuje. Nie bądź niegrzeczna – spiorunował ją oskarżycielskim wzrokiem – Ponadto, panno Miriam, ja i ta brunetka nie jesteśmy przyjaciółmi. Tylko razem podróżujemy.
– To ja pójdę po książki – Rain zniknął w sąsiednim pomieszczeniu.
– Co?! – rzuciła morderczym wzrokiem na Eniela. – Tak naprawdę, nawet znajomymi nie jesteśmy. Ten lalusiowaty głupek wszędzie się za mną ciąga, tylko dlatego, że mam pieniądze i znajduję mu oferty pracy z czystej litości – rzuciła uszczypliwie na odchodne.
– Nie wierzę, że pan Fatum wykorzystywałby młodą dziewczynkę w ten sposób – blondynka wyglądała na przejętą. – Młódki mają tendencję do przekoloryzowania. Niech się pan nie przejmuje – puściła zalotny uśmiech do rycerza. 
– Młódka, powiedziałaś... – powtórzyła po niej z niesmakiem.
– Hej, hej, spokojnie. Przez jakiś czas będziecie razem podróżować, powinnyście się przynajmniej tolerować.
– Przecież ją toleruje, tylko ciebie nie – Tiara pokazała mu jęzor i wyszła z pomieszczenia.
– A ja bardzo akceptuje i ufam panu, że będę pod dobra opieką – kobieta ponownie drygnęła na swoich szczupłych nogach.
– Może się pani o to nie martwić. Nie pozwolę, żeby coś się panience stało.
– Halo? My też tutaj jesteśmy – wtrącił kapłan.
– To dobrze się składa – piękna kobieta podała Kiro trzy grube i najwidoczniej stare księgi, bo unosił się za nimi tuman kurzu.
– Mam to nieść? – zapytał zaskoczony.
– Ktoś musi ochraniać księgi, kiedy mnie będzie ochraniał pan Fatum – beztrosko złapała się za policzek, a potem przeczesała palcami swoje lśniące złotem włosy.
– Panienka jest bardzo inteligentną istotą. To bardzo dobrze się składa. Pod moją pieczą jest chłopiec, który przed chwilą wyszedł. Czy byłaby możliwość, o ile nie stanowiłoby to problemu, żeby go panienka czasem pouczyła?
– Jak mogłabym nie ulec takiej prośbie? – zbliżyła się do niego powoli i bardzo blisko. 
– Więc... najwidoczniej bardzo lubisz dzieci – odpowiedział całkiem niewinnie, obserwując, jak z każdym jej krokiem gęste, duże loki falują kusząco. Właściwie nawet przeklął siebie w duchu. Zawsze miał słabość do kobiet o kręconych włosach.
– Bardzo, a jeszcze bardziej inteligentnych mężczyzn – mrugnęła jednym okiem, wywołującym dreszcze podniety.
– Wątpię, żeby moja inteligencja dorównywała komuś takiemu jak opiekunka naukowych ksiąg. Właściwie to nawet pachniesz książkami. Bardzo przyjemna woń, muszę przyznać.
Wyglądała, jakby się zawstydziła. – Myślałam, że moje francuskie perfumy pachną intensywniej.
– Skrywana woń jest o wiele bardziej frasująca niż najpiękniejsze egzotyczne pachnidła. Oczywiście czuję też od pani mieszankę frezji i brzoskwini... hmm... piwonii chyba również, nie jestem ekspertem.
– Przepraszam, ale ja wciąż tu jestem! Może byśmy się ruszyli, Tiara czeka na nas na dole – Roniri przypomniał o swojej obecności.
– Ach, tak, zapomniałam. No to niech pan zejdzie dotrzymać jej towarzystwa. Będziemy zaraz za panem – oświadczyła. Mnich wzruszył bezsilnie ramionami i poszedł do wyjścia.
Gdy tylko zniknął smukła nieznajoma usiadła na biurko i wyciągnęła długie nogi do przodu.
– Panie Fatumie, jestem taka rozkojarzona. Kim są pańscy przyjaciele?
– Trudno nazwać ich przyjaciółmi, to po prostu towarzysze podróży. Chłopca wziąłem z klasztoru, by obejrzał troszkę świata. Ona jest złodziejką, on zboczonym mnichem. Nie sądzę, żeby było coś więcej do przekazania na ten temat.
– Rozumiem... Nic ciekawego. A pan? Kim pan jest? – uśmiechnęła się. Fatum czuł, że wzbudzała w nim zaufanie, ale chyba nie na tyle, żeby mógł wszystko od razu jej powiedzieć. Jak dotąd opowiedział swoją historię Tiarze, co stanowiło całkowity przypadek. Nieobliczalna dziewczyna, mimo to jeszcze nikomu nie zdradziła sekretu, ale raczej wydawało się to tylko kwestią czasu. W tej kwestii panna Miriam wyglądała na przeciwieństwo właścicielki paskudnej białej żmijki.
– Ja? Chyba jeszcze mniej ciekawą istotą niż trójka, z którą podróżuję – uśmiechnął się do niej. Jej oczy powiedziały mu, że nie jest zachwycona jego odpowiedzią. – Jestem najemnikiem, rycerzem... ogółem wędrowcem. Nigdzie nie zagrzewam miejsca.
– Nie ma pan domu? Czy to daje szczęście? Nie wolałby pan założyć rodziny? – zamyśliła się nad jego życiem.
– Natura daje mi szczęście, ludzie niekoniecznie. Podoba mi się wolność, którą odczuwam. A co do rodziny... jest jeszcze mnóstwo czasu. Właściwie to... chyba jestem zbyt zdziczały na takie coś – zaśmiał się.
– Więc w drogę, poszukiwaczu przygód! – zeskoczyła z mebla, złapała za jego dłoń i powiodła na dół. 


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 16 listopada 2010, 11:09
Idziesz jak burza z tą prozą:) Błędów raczej nie dostrzegam. Dialogi czasem brzmią mi trochę nieautentycznie, tak w tej części jak i w niektórych poprzednich.
przysłano: 15 listopada 2010 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca