Bigos

A Zet

- No...?
- No cześć, to ja. Dzwonił do mnie Michał i zapytał się, czy nie chcę jechać na imprezę do klubu, ponoć jakiś nowy otwarli tydzień temu. Jedzie też dwóch jego ziomów. Wbijasz też?
- Ale nie będzie zły? Możesz tak werbować ekipę?
- Pewno. Nie obrazi się, ma jeszcze jedno wolne miejsce w aucie, co mu zależy...?
- No dobra, o której będziecie?
- Lekko po dwudziestej.
- OK, czekam, nara.

 

***

 

Kurwa, gdzie oni są?
Janek czekał przed blokiem na przyjazd kolegów. Byli spóźnieni już kilkadziesiąt minut. Kiedy chciał się już wrócić do mieszkania, ubolewając nad niedoszłą imprezą, usłyszał pisk opon i dźwięk klaksonu.
Przyjechali.
No...! Nareszcie!
- Jezu, co tak długo? - zapytał siadając na tylnym siedzeniu.
- Nie pierrrdol! Uuuu! Jaazzdaaaa! - krzyknął nieznajomy, siedzący na przedzie, zwiększając moc głośników. Wydobywała się z nich basowa muzyka klubowa.
- Rozumiem, że taka rozgrzewka? - zapytał niepewnie Janek z nadzieją, że jego najlepszy kumpel, Olek, przedstawi go nowo poznanym ludziom.
- Coo!? - krzyknął kierowca, tonem prosząc o powtórzenie.
- Pytam, czy się rozgrzewacie przed imprezą! - powtórzył głośniej.
- No pewno, a jak! - uśmiechnął się. Janek odwzajemnił uśmiech, usiadł wygodniej i zaczął wsłuchiwać się w muzykę.
To będzie zajebisty wieczór...
Po kilku minutach milczenia, Janek postanowił rozpocząć rozmowę z kierowcą.
- A tobie nie jest żal, że nie możesz się niczego napić?
- A kto ci powiedział, że nie mogę? - odpowiedział zadziornie.
- No, to chyba oczywiste... Prowadzisz.
- To mnie wcale nie ogranicza. Wiem, ile mogę wypić, żeby nie stracić kontroli.
- Serio? Każdy może tak powiedzieć.
- Dobra, dobra. Siedź tam z tyłu i nie marudź.
Janek spojrzał się zdezorientowanym wzrokiem na Olka, ten, popijając piwo, wystawił kciuk ku górze i mrugnął znacząco oczami. Janek nie drążył tematu.
Minęło kolejnych kilka minut podróży. Janek gapił się tępo w jedno miejsce, podczas gdy wszyscy inni pili piwo i śmiali się głośno, obśliniając szyby i tapicerkę samochodu. Kiedy Janek utkwił na moment wzrok na kierowcy, zauważył coś niepokojącego. W tylnej kieszeni jego kurtki wystawała mała butelka wódki. Była otwarta i napoczęta. Zaczęło mu się to nie podobać, jednak zdecydował się nic nie mówić. Zmienił jednak zdanie, kiedy po kilku chwilach kierowca uchwycił butelkę w dłoń i przy prędkości bliskiej stu kilometrów na godzinę, wypił całą jej pozostałą zawartość.
- Co ty robisz?
- Daj spokój, wie co robi... - powiedział Olek. - Ufam mu, nie jedziemy do klubu pierwszy raz.
- Chcesz mi powiedzieć, że zawsze prowadzi w takim stanie?
- Niby w jakim? - zapytał jak małe dziecko.
- Przecież on jest pijany!
- Pierdzielisz głupoty. Michał... - klepnął kierowcę w ramię. - Jesteś pijany?
- Ja? A skąd... - zaśmiał się głośno.
- No widzisz? Nic mu nie jest - Olek starał się uspokoić Janka.
- Pewnie, najpierw pił piwo, a teraz wychlał ćwiartkę wódki. Jak może być trzeźwy?
- Oj tam, przestań marudzić. Z tego, co cię orientuję jesteśmy już blisko. Zaraz wyjdziemy z auta i będzie dobrze.
- Jak na razie po obu stronach widzę las, a klub miał być w centrum miasta.
- Chyba Michał lepiej wie gdzie jest klub, nie? Sprawdzał na necie.
- Jak chcesz - Janek założył ręce na klatce piersiowej i zaczął obserwować niepewny wyraz twarzy kierowcy. Z pewnym momencie ten przymknął powieki i zaczął zjeżdżać na przeciwny pas ruchu. Zbulwersowani tą sytuacją inni kierowcy zaczęli używać sygnałów dźwiękowych. To ocuciło trochę kierowcę, jednocześnie dając nowy pomysł zabawy.
Z powiększoną ilością adrenaliny we krwi był gotów na wszystko. Zjechał całkowicie na przeciwny pas i przyśpieszył do stu dwudziestu kilometrów na godzinę. Wszyscy zaczęli wyć z zachwytu, jeden z nich nawet zaczął klaskać, gratulując kierowcy. Janek ze strachu uchwycił zagłówek przedniego fotela i krzyknął.
- Zwolnij. Pojebało cię!?
Zero reakcji. Nawet Olek bawił się świetnie.
Już po kilku sekundach przed nimi pojawiły się światła samochodu. Kierowca przyśpieszył jeszcze bardziej. Wszyscy zaczęli krzyczeć z podekscytowania. Słychać było już dźwięk klaksonu.
- Zjedź na drugi pas, idioto! Zjedź! No zjeedź! - błagał Janek.
Wszyscy zdawali się być głusi.
Ja pierdolę, zabije nas!
Janek zamknął oczy, nie chciał tego obserwować.

 

***

 

Wjechali na teren zabudowany. Janek nie mógł zrozumieć, jakim cudem udało mu się wyjść z tego cało. Kiedy doszedł do siebie powiedział stanowczo:
- Wypuśćcie mnie stąd.
- Co? - zapytał Olek.
- Zatrzymajcie samochód, wychodzę!
- No co ty? Przecież nic się nie stało...
- Wiesz co...? Lepiej się już zamknij! - klepnął kierowcę w ramię i krzyknął po raz kolejny: - Zatrzymaj samochód, wychodzę! Słyszysz? Zatrzymaj samochód!
Ten bez słowa zatrzymał się przy chodniku pozwalając Jankowi na opuszczenie pojazdu.

 

***

 

Janek wyszedł z samochodu i od razu zaczął iść chodnikiem tyłem do samochodu, który włączył się już ponownie do ruchu. Słyszał, jak głośno warczy silnik i jak szybko zmieniają się biegi.
Co za idiota...
Jedynka.
Mógł nas pozabijać...!
Dwójka.
Ostatni raz jechałem z nimi autem!
Trójka.
Albo nie, w ogóle się już z nimi nie spotkam!
Czwórka.
A ten palant...
Nie dokończył myśli. Przystanął i wytrzeszczył oczy, kiedy usłyszał pisk opon, dźwięk tłuczonych szyb, łamanych plastików i tarcie stali. Słyszał wyraźnie koziołkowanie co najmniej jednego pojazdu.
Ja pierdolę...
Janek bał się odwrócić i spojrzeć co się stało. Był pewien, że samochód, z którego wyszedł kilka sekund temu, leży teraz na dachu, a ludzie w nim przebywający nie są już tak bardzo zadowoleni z podróży...
O ile w ogóle są wśród żywych.
Janek odwrócił się w końcu i zaczął biec w kierunku wraków samochodów. Ludzie zaczęli krzyczeć, słychać też było charakterystyczne krzyki kobiet. Wszyscy znajdujący się w pobliżu zdarzenia zaczęli zbierać się w kilka grupek tworząc skrajnie biernych gapiów. Nikt nie podszedł do samochód i nie udzielił pomocy młodym ludziom.
Janek, biegnąć na złamanie karku, upadł potykając się o leżącą dziesięć metrów przed samochodem rękę, oderwaną od reszty ciała. Podnosząc się z asfaltu zauważył na niej zegarek identyczny do tego, który miał tego wieczoru Olek.
Olek, jego najlepszy kumpel.
Od razu spojrzał do wraku. Jego reakcja nie mogła być inna. Odwrócił się tyłem do samochodu i zwymiotował. Zaczął kaszleć i dławic się śliną. To, co zobaczył wstrząsnęło nim do reszty.
 

***

 

Klęcząc na kolanach i podpierając się rękoma o asfalt, rozglądał się wokół siebie jakby stracił panowanie nad swoim ciałem. Był ekstremalnie zszokowany, utracił zdolność trzeźwej oceny sytuacji.
Stracił zdolność myślenia.
Wszystko widział jakby za mgłą: światła lamp ulicznych, ludzie rozglądający się dookoła liczący na to, że ktoś wezwie w końcu pomoc, plamy i strugi krwi, szczątki ciała jego najlepszego kumpla, Olka.
Szczątki ciała jego najlepszego kumpla.
Szczątki ciała Olka, jego najlepszego kumpla...

A Zet
A Zet
Opowiadanie · 21 listopada 2010
anonim
  • Dominika Ciechanowicz
    Nieźle napisane. Dobry dialog, bo czuć, że autentyczny. Parę drobiazgów do przemyślenia:

    "Kiedy chciał się już wrócić do mieszkania" - bez "się" brzmiałoby lepiej.
    " Zbulwersowani tą sytuacją inni kierowcy zaczęli używać sygnałów dźwiękowych." - to zdanie brzmi jakoś niezręcznie. Nienaturalnie. Może po prostu "trąbić"?
    "Ludzie zaczęli krzyczeć, słychać też było krzyki kobiet." - a kobiety to nie ludzie?

    · Zgłoś · 14 lat
  • A Zet
    Dziękuję za początkowe ciepłe słowa (: Cieszę się z takiego komentarza.

    Z tymi krzykami kobiet faktycznie, beznadziejnie napisane. Dodałem słowo "charakterystyczne", chyba brzmi już nieco lepiej... Reszty nie zmieniam, bo nie lubię zmieniać tekstów mimo tego, że wymagają poprawy, bo cofając się w przyszłości do sowich tekstów nie widać poprawy :)

    Dziękuję!

    · Zgłoś · 14 lat