W pewnym momencie szkoła zaczyna być zbędnym elementem życia człowieka. Kształcą nas, wmawiając że jesteśmy przyszłą inteligencją narodu, wpajając naszą wyższość nad pracownikami fizycznymi oraz skrzętnie ukrywając fakt, że jako inteligencja jesteśmy potencjalnymi bezrobotnymi.
Po cholerę uczyć się szczególików historycznych o bratankach i siostrzeńcach władców i ich kolejnością zasiadania na tronie, a potem w pocie czoła przypominać sobie kto z kim i przez kogo prowadził kiedy jakąś wojnę? Dla zadowolenia egzaminatorów? Z całym szacunkiem. Faktem przecież jest, że to nie egzaminator, a klucz podaje poprawne odpowiedzi. Jeżeli nie użyje się właściwego słowa- ciao Bella.
Po czym studiując filozofię, historię sztuki, względnie mikrobiologię, z żalem patrzy się w zmarnowaną na naukę młodość i z niepewnością w przyszłość. Bo gdzież pracować po takiej filozofii?
A jeżeli człowiek jest niepraktyczny, a owa przykładowa filozofia jest jedynym światłem jego życia, to cóż on ma zrobić? Przerzucić się na fotosyntezę?
To nie byłby taki głupi pomysł, a przynajmniej zmniejszyłby się odsetek nieszczęśliwych, cierpiących na depresję, niespełnionych życiowo ludzi. Podobno nawet żyje pewien człowiek który nic nie jadł i nie pił przez koło 70 lat. Chyba, że coś pokręciłam. W każdym bądź razie, naukowcy go badają, i jak do tej pory, przy nich nic nie spożywał. I czuje się świetnie. Jakiś sposób to jest…
Tyle że to Hindus, a oni generalnie są jacyś inni.
Nie wiadomo, czy cała reszta ludzkości podołałaby, żywiąc się światłem.
Chociaż gdyby spróbować, ileż istnień można by ocalić.
Nie żebym była zatwardziałą wegetarianką.
Kiedyś nawet próbowałam… ale nie bardzo wyszło bo lekarz uczepił się, że przyswajam za mało żelaza.
Trudno.
Od tamtej pory, nie mam dość silnej woli.
W sumie bez sensu jest gotować dwa obiady. I ileż można żyć na smażonym serze?
Na wszelki wypadek, żeby nie było, że nie próbowałam poinformowałam rodziców:
- Zostaję wegetarianką.
Ich reakcja była do przewidzenia. Jak w jakiejś kreskówce chórem powiedzieli:
- Chyba zwariowałaś!
No…
Oczywiście Zdrajca, mieniący się szumnie ”przyszłym narzeczonym” poparł ich.
A chała!
Żadnego ślubu nie będzie!
Zostanę starą panną!
rozmyślania po kolacji 3
misiajabuszko
misiajabuszko
Opowiadanie
·
23 listopada 2010
Masz momentami fajne spostrzeżenia. A momentami niezbyt odkrywcze - jak to z tą filozofią, co to jest niepraktyczna. Prawie każdy nieszczęsny humanista zdaje sobie sprawę z tego, że zajmuje się czymś nieprzydatnym:)
W każdym razie widzę potencjał. I chyba fajne poczucie humoru - wykorzystaj je.
poza tym, wszyscy sie może tak tłumaczą, ale to z założenia miało być banalne... ;)