Tylko jeden krok

Waldi

Nocną ciszę przerwał głuchy łoskot: coś ciężkiego uderzyło o ziemię. Ale oni nic nie słyszeli: oni, ani nikt inny. Nic nie było w stanie przyćmić ich doskonałych nastrojów, przynajmniej na razie…

Ostatnie konwulsyjne ruchy. Próbował złapać mimowolnie oddech. Niestety, było już za późno. W jednej chwili przed oczyma ujrzał, niczym migawki, ostatnie momenty swojego życia…

Kolejna impreza – parapetówa. Ktoś dał mu kolejną szansę. Miał tylko dwa pytania: kto i dlaczego? Nie wymagał na nie odpowiedzi, ale chciałby ją znać, chciałby móc podziękować – uścisnąć dłoń tej jednej osobie, która kolejny raz dała mu okazję do załatwienia swoich, z góry przegranych, spraw.

Postanowił, że ta impreza będzie inna, że tym razem nie przesadzi, że wszystko będzie dobrze – musiało być, przecież życie jest piękne…

Zaczął od kawy, później jeszcze jednej i jeszcze jednej – powoli odprężał się. Czas mijał. Znajomi, koledzy i przyjaciele powoli zaczynali się dobrze bawić… podobnie zresztą jak on…

Od samego początku ten wieczór zapowiadał się inaczej. Wiedział o tym doskonale, czuł to. Wiedział, że dziś zrobi coś wyjątkowego…

Godziny mijały.

Rozmawiał ze znajomymi, śmiał się z nimi, był sobą a może grał siebie? A co to za różnica? Dla nich wyglądało to tak samo. Jednak wśród nich była osoba, która dostrzegła jego grę: rolę jego życia.

Początkowo nie zwracał na nią uwagi. Uważał, że może dzięki temu choć przez trochę będzie mógł być „prawdziwym sobą” – sobą jakiego znali oni: roześmianego, zadowolonego z życia, pozbawionego problemów. Tak widzieli go oni.

Nie raz szukał „złotego środka”, by dać sobie z nią spokój. Każdego dnia zastanawiał się nad tym, analizował, wyobrażał sobie, ale ciągle tkwił w martwym punkcie. Jedynym sposobem było znienawidzenie jej, ale na to nie mógł sobie pozwolić: ona sobie na to niczym nie zasłużyła, nie mógł karać jej za swoje uczucia: szczere ale nieodwzajemnione.

Życie jest piękne – powtarzał im to nie raz tego wieczoru. Mówił to każdemu. Przynajmniej tyle mógł dla nich zrobić, przynajmniej na tyle mu pozwalali, przynajmniej tyle chciał zrobić: dla nich i dla siebie.

Czas mijał nadal: kolejne drinki, kolejne szklanki, kolejne filiżanki, a życie nadal było piękne…

Chodził z kąta w kąt, jakby szukając swojego miejsca. Nigdzie nie mógł wysiedzieć dłużej niż kilka minut. Myślami ciągle był w innym miejscu, przy innej osobie…

Usiadł pod ścianą. Zaczął o niej myśleć. Dostrzegł to, jak wiele jej zawdzięczał… mimo tego, że odrzuciła to, co pragnął jej ofiarować, to czym chciał się z nią podzielić, to co chciał dla nich stworzyć: dla niej i dla siebie, mimo tego, że odrzuciła jego. Jeszcze kilka miesięcy wcześniej by jej nie wybaczył, nie wybaczyłby nikomu. Ale zmienił się, choć resztki tego wszystkiego tkwiły w nim nadal niczym odłamki ze zbitego lustra: same były tylko nic nieznaczącymi drobinkami, ale złożone w jedną całość ukazywały prawdziwe oblicze człowieka. Lustra nigdy nie kłamią. Pokazują człowieka dokładnie takim, jakim widzą go inni: oczy, włosy, rysy twarzy, postura, ubrania, zachowanie. Ich największą wadą jest to, że tak naprawdę to pokazują człowieka w taki sposób, w jaki on sam chce być widziany – ani cechy więcej, ani cechy mniej…

Pogodził się z jej reakcją, musiał. Znał ją zanim zdążył jej o wszystkim powiedzieć, ale postanowił zaryzykować. Uważał, że o swoje sprawy należy dbać samemu. „Inni ci nie pomogą, jeśli nie pomożesz sam sobie” – zwykł mawiać.

Zaryzykował i nic nie osiągnął: nie zyskał i nie stracił. Słowem był w najgorszej pozycji w jakiej tylko mógł być. Doceniał to co miał, doceniał to, że była obok niego, ale była obok a nie z nim i właśnie to miał jej za złe. Miał jej za złe wiele rzeczy, ale nie mógł żądać od niej nic, nie miał prawa nic żądać, dopóki ona nie weźmie tego, co próbował podać jej na swych dłoniach. Ale ona nie miała zamiaru tego brać. Wiedział o tym, ale był bezsilny: pierwszy raz w życiu spotkał się z takim „problemem”, z przepaścią nie do przebycia. Niektórzy nazywają to miłością, inni zauroczeniem czy podkochiwaniem. Dla niego było to tym wszystkim po trochu. Nazwa go nie obchodziła, ważne było to co do niej czuł.

Czas mijał nadal.

Towarzystwo bawiło się w najlepsze. Gdyby zdecydował się w tej chwili wyjść i tak nikt by tego nie zauważył. Chyba, że ktoś by czegoś od niego chciał, chyba, że byłby im do czegoś potrzebny…

Spotkał ją. Zaczęli dyskutować. Kolejna rozmowa, która nie wniosła do jego życia nic nowego. Ale tym razem doskonale wiedział co mówi, dlaczego i jak: w pełni świadomy i odprężony. Taki był naprawdę, a może to tylko jedna z jego masek? Może miał ich tak wiele, że założenie kolejnej nie sprawiało mu większej trudności? Może… a może nie?

Życie jest piękne – powtórzył jej to tylko kilka razy. Powiedział też, że pewnego dnia dowie się o co mu chodzi, dowie się w czym tkwi piękno życia, piękno, które ujrzał on i jego przyjaciel, jego przyjaciel i on, które widzieli każdego jednego dnia… – On i oN: Oni…

Była ciekawa, ale on uparł się, postawił na swoim, postanowił, że tym razem poczeka.

Rozmawiając z nią powtarzał się. Denerwowało go to, ale nic nowego nie mógł powiedzieć, bo nic nowego nie było, nie mogło być, nie chciał żeby było. Zawsze mógł przecież powiedzieć jej, że już po wszystkim, że jakoś mu przeszło, minęło, ale po co…, co by to dało…? Tym razem chciał cierpieć, chciał zobaczyć jak silne jest jego uczucie, jak długo zdoła wytrzymać nim… nim życie okaże się zbyt piękne. Tak naprawdę to chciał być z nią. Chciał móc dzielić z nią wszystkie troski i radości, chciał oddać jej część siebie, nie biorąc nic w zamian, chciał, by to przyjęła, chciał… ZA DUŻO CHCIAŁ! CIĄGLE CHCIAŁ! CHCIAŁ TO, CHCIAŁ TAMTO, CHCIAŁ JEJ! CO ON SOBIE WYOBRAŻAŁ, KIM ON BYŁ, ŻEBY SOBIE COKOLWIEK WYOBRAŻAĆ?! KIM ON BYŁ, ŻEBY COKOLWIEK CHCIEĆ?! Był sobą… był przede wszystkim sobą: jednym z wielu nastolatków, którzy nie mają problemów w szkole, mają wielu znajomych, kolegów, wspaniałych rodziców i wszystkiego pod dostatkiem. To był cały on, takie odbicie ukazywało lustro… ALE ON NIE BYŁ SZCZĘŚLIWY! WOKÓŁ NIEGO BYŁO TYLU LUDZI, KTÓRZY MOGLI MU DAĆ TO WSZYSTKO CZEGO PRAGNĄŁ, TO WSZYSTKO O CZYM MARZYŁ, ALE ON ICH ODTRĄCAŁ! BYŁ IDIOTĄ! I BĘDZIE NIM, DOPÓKI TAK MYŚLI, TAK POSTĘPUJE, DOPÓKI… Nie, on taki nie jest. Jest sobą. Odważył się powiedzieć najbliższej osobie, że ją kocha mimo przekonania, że to nie ma sensu, bo jest między nimi te kilka drobnych różnic, które spowodowały, że ona nigdy…

Skończyli rozmawiać. Życzył jej dobrej zabawy i wszystkiego naj… naj… Jak do tej pory szło mu nieźle: maska trzymała się doskonale.

Zrobił sobie kolejną kawę: tym razem nieco mocniejszą, dokładnie taką jak lubił. Wyszedł na balkon. Usiadł na zimnych kafelkach. Po chwili nie odczuwał przenikliwego chłodu. Pociągnął łyk kawy. Wreszcie mógł się odprężyć, wreszcie miał jasny umysł, który był w stanie przeanalizować to wszystko czyli nic…

Przesiedział tak ponad pół godziny. Nikt nie przyszedł. Od dawna wiedział, że nikt nie przyjdzie, ale chciał ich sprawdzić – wystawić na kolejną próbę, która zakończy się niepowodzeniem.

Po kawie nie zostało nawet wspomnienie, ale nie chciał iść po następną, nie będzie mu już potrzebna… na dziś wystarczyło, w końcu zdrowie ma się jedno…

Od dawna był dla nich ciężarem – pikantnym dodatkiem do szarej codzienności, urozmaiceniem. Pojawiał się zawsze wtedy, gdy byli smutni, gdy coś trzeba było załatwić lub gdy czegoś potrzebowali, gdy potrzebowali się nim pożywić…

Przez pewien czas wydawało mu się, że oni go potrzebują, że bez niego nie dadzą sobie rady, że gdy odejdzie… Ale co pewien czas nieświadomie przełamywał barierę wokół nich i wtedy widział ich prawdziwe twarze, ich prawdziwe…, ich.

Tym razem postanowił to wszystko przeciąć. Podjął decyzję, od której nie widział odwrotu. Do dziś liczył, że ona coś zmieni, ale przeliczył się. Nie, nie przeliczył się, bo był pewien, że ona nic nie zmieni, nie mógł jej do niczego zmuszać, ale wgłębi duszy miał nikłą nadzieję, która słabła z każdym dniem, który kończył się tak samo jak poprzedni, miał nadzieję zwaną sensem życia, miał nadzieję, teraz pozostała tylko pustka i ostatnie wspomnienia…

Odstawił filiżankę. Wstał. Przeszedł na drugą stronę barierki. Od szczęścia dzielił go tylko jeden krok…

Waldi
Waldi
Opowiadanie · 2 lutego 2001
anonim