Odprowadziłem ją na przystanek, wracając zapaliłem papierosa, pierwszego dzisiaj. Uwielbiałem ten smak, smak, który głupcy w garniturach zasiadający w rządzie chcieli mi odebrać razem z zimnym piwem w jakiejś pieprzonej spelunie. Mężczyźni potrzebują kobiet, bez nich stają się bandą idiotów starających się udowodnić, że mają władzę i jaja. Dlaczego? Bo są znudzeni, brakuje im kawałka cyca do possania.
Otworzyłem drzwi, wlazłem do kuchni i otworzyłem sobie browar, w tle leciało „Werewolfs of London” Zevona. Opowiedziałem pokrótce Markowi jak wygląda sytuacja na froncie Adama i Ewy. Ustaliliśmy, że wychodzimy wieczorem na koncert, który miał mieć miejsce w jakiejś knajpce na Oliwie. Znowu ta Oliwa, a ja wciąż wrzeszczę na Wrzeszczu.
Poszedłem wziąć prysznic, odkręciłem kurek i usiadłem w kabinie. Woda spływała po mnie wraz z jej zapachem. Kochałem ten zapach. Na ustach wciąż czułem jej smak. Kochałem ten smak. Zamknąłem oczy i widziałem Ewę. Cholera, kochałem tę kobietę…
***
Na dwudziestą planowo dotarliśmy do knajpki, gdzie z pomocą gitar, dwóch młodych chłopaków grało klasyki rocka w aranżacji akustycznej. Zamówiliśmy piwo przy barze i usiedliśmy przy stoliku, z którego doskonale widać było muzyków. Lubiłem muzyków – poprzez to słowo rozumiem ludzi oddanych dźwiękom, tak jak ja jestem oddany słowu. Cholera, ci dwaj byli więc dziwkami dźwięku, bo po pierwsze byli, jasny gwint, dobrzy, po drugie i co ważniejsze, odczuwali i przenosili się w inny świat, do którego porwali mnie ze sobą. Mnie i jeszcze kilka osób. Elitę. Nie mogłem sobie odmówić stwierdzenia, że ci, którzy nie dali się porwać byli pieprzonymi ignorantami. Kurwy, nastawione na konsumpcję, ale nie sztuki, a makaronu, steków i coca-coli.
Przestałem o tym myśleć i popłynąłem w inny świat. A w nim istniała gitara i wspaniały wokal, wszystko to było ścieżką dźwiękową życia, mojej egzystencji. I wtedy pojawiła się Ewa, wypełniła myśli moje, była muzyką, była muzą. Dopiłem pierwsze piwo i wyszedłem przed knajpę zapalić papierosa. Zacząłem zadawać sobie pytania: Czemu marnotrawię piękno? Czemu marnotrawię piękne chwile? Jestem tu z przyjacielem, ale jestem tu sam. Ona powinna być ze mną, słuchać tego ze mną. Powinniśmy pójść do opery, teatru czy nawet do pieprzonego kina. Powinniśmy zjeść wspólnie obiad. Powinniśmy spacerować, tańczyć i turlać się na trawie, gdy przyjdzie wiosna. Wszystko to powinno być, ale tego nie ma. Wróciłem do środka i zamówiłem kolejne piwo.
***
Po dwudziestej trzeciej wsiedliśmy do tramwaju, ostatniego dziś, który jechał do domu. Dom, co to takiego?
Z każdym przystankiem wsiadali nowi ludzie, byty mi nieznane. Słuchałem.
– Weź mnie nie wkurwiaj tylko jedź do tej pieprzonej Ameryki! - krzyknęła brunetka siedząca na kolanach jakiegoś idioty zgolonego na łyso.
– Ale ja nie chcę, bo cię kocham. - Odpowiedział idiotycznie łysol. Brzmiał durnie, romantyk pierdolony.
– I co chcesz kurwa robić za pierdolone tysiąc złotych?! - Zapytała kobieta idioty, też idiotka. Sami idioci. Obserwując ich marną egzystencję zapomniałem o mojej i poczułem się lepszy. Głupie króliki, pieprzą się i wypuszczają z siebie nowe głupie króliki. Taki jest właśnie świat: pełen podziałów i murów nie do przejścia. Głupcy otaczają się głupcami, inteligenci bytują wśród mędrców, te dwie klasy się nie krzyżują. Ostatecznie jednak wszyscy jesteśmy głupcami, wszyscy umieramy.
Głupia parka wyszła, a Marek skwitował ich krótkim monologiem:
– Czego ona oczekuje? Skoro chcą mu dać tysiąc złotych to widocznie tyle jest wart, bo ma po prostu pusto w głowie.
– Dobrze powiedziane. - I z powrotem pogrążyliśmy się w milczeniu, w myślach. Kolejne przystanki, kolejni ludzie. Moją uwagę przykuł pijany facet i jego trzeźwa dziewczyna, która właśnie posadziła go na miejscu. Skurwysyn ledwo doszedł na to miejsce z jej pomocą, jednak znalazł siły by złapać ją za tyłek i krzyknąć: ‘moja dupa!’. Co za parszywy gnój, kompletny brak poszanowania dla kobiety. Powstrzymywałem się od reakcji.
Dojechaliśmy na Kościuszki, pech chciał, że parka również wysiadała. Przeszliśmy przez ulicę, oni również. Miałem już sobie odpuścić, ale potwór siedzący we mnie mi nie pozwolił. Odwróciłem się i podszedłem do nich.
– Kobieto, jesteś piękna, młoda, masz chyba trochę oleju w głowie, czemu zadajesz się z kutasem, który nie traktuje cię odpowiednio? - Zapadła chwila ciszy, po czym chłopak oderwał się od dziewczyny i zbliżył się do mnie.
– A co cię to kurwa obchodzi jak traktuję swoją dupę?! - Krzyknął.
– Nie obchodzi mnie co z nią robisz, to Twoja pieprzona dupa. Mam problem z tym jak traktujesz swoją kobietę, która mam nadzieję niedługo puści Cie kantem, bo dostrzeże, że na nią nie zasługujesz. - Nie odzywała się, ale uśmiechnęła się. Jej chłopak z kolei wziął zamach, zrobiłem unik i uderzyłem go prosto w jego krzywy ryj. Upadł na ziemię. Łatwo poszło.
Co robili dalej kompletnie mnie nie obchodziło, wróciliśmy z Markiem do domu, dyskutując o tym i o tamtym, głównie o tamtym cokolwiek to znaczy.
***
W domu wypiłem jeszcze jedno piwo, po czym jak za starych, dobrych czasów zamknąłem się w pokoju i zasiadłem za biurkiem, gdzie oddałem się pisaniu na maszynie.
Droga Ewo.
Piszę do Ciebie klasyczny list, zapytasz dlaczego? Korespondencja listowna jest gatunkiem wymarłym, ale chyba nie potrafię dać Ci lepszego dowodu, czegoś bardziej trwałego i ponadczasowego. Mam jednak wrażenie, że wolę wysłać Ci list, bo zasługujesz na to, by mężczyzna wysyłał Ci listy, Kochanie…
Sama wiesz o tym, że lepszy ze mnie pisarz, niźli mówca. Za dużo rzeczy mówię po to by mówić, przez co mówię dużo gówna, ale wiesz też, że potrafię mówić sensownie, nie wiadomo po prostu kiedy się tego spodziewać, ja sam tego nie wiem. Dlatego też piszę do Ciebie na papierze, stara szkoła, każde słowo jest wyważone, każde słowo jest przemyślane.
Świat jest absurdem, znasz mnie, jestem pesymistą. Tak więc za każdym rogiem czai się absurdalność i co za tym idzie smutek, bo mnie nie cieszy absurd. Ale są też dobre rzeczy: kawa, dzieci, muzyka i najważniejsze: miłość. Jako jedna z niewielu uciekła z sideł absurdalności i wspięła się do rangi mojego małego sacrum, pozwala mi myśleć, że nie utknąłem na zawsze w sferze profanum.
Każdy czegoś szuka, tak jest i ze mną. Całe moje życie to poszukiwania tego czegoś. Myślę, że chodzi mi o szczęście. Teraz, kiedy Cię poznałem, wiem, że Ty jesteś moim szczęściem. Co mnie przeraża najbardziej, to fakt, że nie wiem co zrobić, by posiąść to szczęście, by zdobyć Twoje serce. Budząc się rano zastanawiam się czy jesteś i wiesz czego się boję? Boję się, że Ciebie nie będzie, że się zgubimy i nie spotkamy się nigdy więcej.
Marzę o tym, byś została. O tym, byśmy robili wielkie rzeczy i cieszyli się z małych. Chcę znaleźć z Tobą dom i nie wykluczam myśli, iż możesz być kiedyś kobietą mojego życia.
Co chcę Ci przez to wszystko powiedzieć Ewo… To dwa słowa, dwa słowa, które są najtrudniejszymi do napisania w mojej krótkiej karierze egzystencji.
Kocham Cię.
Adam.
Wyciągnąłem list z rolki, przeczytałem go, dopiłem piwo i położyłem się na łóżko. ‘Jutro go wyślę Ewo, pokochaj mnie.’ Pomyślałem i przekręciłem się na bok.
Co do poprawek - nie "tą kobietę", lecz "tę".
"Ci dwaj" - po cóż ta wielka literka?
"Ci, którzy nie dali się porwać" - to samo.
"trawie gdy przyjdzie wiosna" - przecinek przed "gdy".
Zapis dialogów jest do bani. Chyba w oryginale tego Bukowskiego czytasz i Ci się pomyliło lekko, ale w polskim języku dialogi zaczynamy od myślników. Od razu Ci powiem, bo prawie wszystkich ten problem tu dotyka, ze jest różnica między krótkim myślnikiem a długim. W dialogach używamy długich.
W dialogach też niepotrzebnie "Cię", "Twoja" wielkimi literami. To nie list. Za to ogonki przy "cię" wskazane.
Z tymi myślnikami to jest ciekawa sprawa, gdyż straszliwie spodobał mi się ten niekonwencjonalny zapis.
Swoją drogą, odrzucając sprawy techniczne, jak wrażenia z samego tekstu?
W tym momencie straciłem zaufanie, zmierzł mi do końca. Mimo to mam nadzieję przeczytać jeszcze parę fragmentów "Mężczyzny w butelce whiskey", może li ten fragment taki niefortunny? :)
Przyznałeś się w profilu do inspiracji Bukowskim - patron świetny, ale czy nie za bardzo chcesz mu się podporządkować? Sposób opowiadania ma idealne przełożenie na grunt polski, dzięki czemu nie czuje się nachalnej próby adaptacji zachodniego świata, stylu pisania; chociaż trzeba przyznać, że nie każdy ma nerwy czytać tego typu fragmenty - źle kojarzą się przede wszystkim za programową antypoetyckość, nieraz zahaczającą o grafomanię i kicz (jednakże Llosa dobrze nam uzmysłowił, że wielka literatura musi być trochę kiczowata... ;) ).