Dworzec autobusowy, godzina trzecia w nocy. Ani jednej żywej duszy, ani jednego autobusu. Temperatura powietrza sięgała minus trzydziestu czterech stopni. Wiatr nie skąpił swojej siły, bezlitośnie ciskał w twarz Bezdomnego siarczysty mróz. Jego policzki były czerwone, a usta popękane i suche.
Po co tam przyszedł?
Bezdomny rozłożył gazetę rękoma w całości opanowanymi przez drgawki i położył ją na śniegu. Usiadł na niej, opierając się plecami o ścianę wiaty przystankowej. Skulił się, żeby zminimalizować uczucie mrozu. Jednak ciało z każdą minutą drżało coraz intensywniej, usta piekły żywym ogniem, a na policzkach pojawiły się rany. Mimo tego Bezdomny starał się zasnąć, mając cichą nadzieję, że będzie to jego ostatni sen. Tamtej nocy modlił się, żeby mróz zabrał go do innego świata, gdzie nie ma mrozów, upałów, głodu i przemocy. Od niedawna zaczął wierzyć, że w tamtym świecie jest tylko kojąca światłość w kolorze bieli, która mimo swej intensywności nie razi w oczy...
Po jakimś czasie zdał sobie sprawę z tego, że nie może poruszać palcami u nóg. Na początku spanikował, jednak po kilku sekundach zrozumiał, że wszystko dzieje się po jego myśli. Zamknął oczy i zaczął marzyć.
Po dwudziestu minutach usłyszał krótkotrwały hałas sygnału policyjnego. Chciał otworzyć oczy, jednak zdołał uchylić powieki tylko do połowy. Widział niewyraźnie przejeżdżający obok radiowóz. Kiedy zniknął mu z oczu, znów usłyszał ten dźwięk. Chciał wstać, jednak jego nogi odmówiły posłuszeństwa, leżały już przed nim bezwładnie. Chciał potrzeć uda dłońmi, jednak te zanurzone były już w śniegu. Bezdomny nie czuł już mrozu. Kierowany paniką starał się coś krzyknąć, jednak z jego ust wydostał się tylko strumień pary. Usta przestały go piec, a policzki zadawały już znikomy ból.
Zrozumiał.
Oparł głowę o ścianę, uśmiechnął się i rozluźnił mięśnie.
po dwudziestu minach? a nie minutach?
Dziękuję za opinię :)