Wieczorem

Jarosław Klebaniuk

 

Szła ścieżką pośród krzaków, w letni dzień, wieczorem, gdy słońce jeszcze nie zaszło, ale nie było go już widać, bo zasłoniły je miejskie krajobrazy, wieżowce i nasypy kolejowe. Myślała o tym, że Aidi przywita ją jak zwykle pocałunkiem, przytuli, powie, żeby się pospieszyła, bo obiad już czeka i zupełnie wystygnie, jak się właśnie nie pospieszy, więc niech nie gada, tylko już się rozbiera i siada do stołu. Później będą razem jedli, ona opowie mu, jak było w pracy, co się stało, co ją poruszyło i co kto powiedział, a może i co ona na to, zwłaszcza co ona na to. Spyta, co w domu i czy gekony były grzeczne. Aidi odpowie, że wylegiwały się leniwie, domagały się dodatkowej lampy a Gucio chciał nawet wyleźć z terrarium, bo zaciekawiła go mucha latająca wysoko, wysoko pod sufitem. Czy to możliwe, żeby Gucio zobaczył muchę z odległości paru metrów, spyta Ona. Nie wiem, czy widzi, ale być może jakoś czuje tym swoim gekonim zmysłem, odpowie Aidi. Będą tak rozmawiać tuląc się do siebie i stykać ogonami, jak Gucio i Cezar w przyjemnym cieple lampy. Potem odpłyną w drzemkę, po której życie wróci powoli, stopniowo, nieznacznie. Wieczór niechętnie zaniesie ich w noc i będą śnili te same sny, każdej nocy inne, ale zawsze podobne do siebie jak dwa gekony, myślała idąc ścieżką pośród krzaków.

 

Nie zauważyła nawet, kiedy zaszli jej drogę: trzech młodych mężczyzn, każdy w dżinsach i bawełnianym podkoszulku. Mieli przekrwione oczy i czuć było od nich alkohol. Niezła dupa, powiedział jeden. Bierzemy ją, powiedział drugi. Trzeci, najgrubszy zaszedł ją od tyłu za i wykręcił ręce. Wyrywała się i próbowała uciec. Krzyknęła, że nie chce, co robią i wreszcie pomocy, pali się, bo słyszała, że to skuteczniej działa. Zasłonili jej usta, cicho bądź suko, jak nie będziesz cicho, to cię za…my. Zatkali jej usta osmarkaną chusteczką. Krew uderzyła jej do głowy. Próbowała mówić, że nie, nie chce, żeby ją zostawili, że odda im pieniądze, wreszcie że ma AIDS, żeby chociaż użyli prezerwatywy. Ale oni nie słuchali. Jeden trzymał ją od tyłu za ręce, drugi za nogi, a trzeci zdzierał ubranie. Zszarpał z niej bluzkę i biustonosz, ściągnął do kolan spódnicę i majtki. Wchodzili w nią po kolei, dwóch trzymało, trzeci gwałcił. Pomyślała, że mogą ją zarazić, że to są płodne dni, że to się może skończyć jeszcze gorzej. Trwało to w nieskończoność, tak długo, że nie pamiętała już początku. Kiedy skończyli, we trzech zanieśli ją na skraj kamienistej skarpy. Ten najgrubszy wydał komendę: Na trzy, cztery wyrzucamy. Wzięli zamach i wyrzucili ją w powietrze. Uderzając o kamieniste podłoże straciła przytomność.


Aidi denerwuje się, bo nie wie, czy odgrzewać obiad, który już wyłączył, żeby nie przypalić i który już niemal wystygł. Dzwoni znowu, znowu włącza się poczta głosowa. Jest wściekły. Już on tej suce powie, co o tym myśli, żeby tak nie dać znać, że się spóźni. Powinna być już godzinę temu. Zdarzało jej się już spóźniać, więc i tym razem na pewno pojawi się zmęczona, bo korki, bo autobus nie przyjechał: jeden, drugi, trzeci. Powinna zadzwonić, ale nie, olewa go. Znowu to samo. Przecież można chyba zadzwonić albo przynajmniej odebrać telefon, albo odsłuchać i oddzwonić. Aidi nakręca się i myśli, że więcej nie będzie już czekał z obiadem. Jak jeszcze kiedyś nie da znać i nie zadzwoni, to zje sam. Tak, tak właśnie zrobi: odtąd będzie jadł sam. Będzie jadł sam! Gekony poruszyły się jednocześnie i powtórzyły: będziesz jadł sam. Dzwoni telefon. Nareszcie, myśli Aidi i podnosi słuchawkę.

 

Jarosław Klebaniuk
 

Jarosław Klebaniuk
Jarosław Klebaniuk
Opowiadanie · 28 kwietnia 2011
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Ciekawe opowiadanie. Przypomniało mi dzieciństwo, gdy zmarł mój ojciec. Babcia wiedziała już, ale nie umiała mi tego powiedzieć, więc tylko wyszeptała, że tata jest w szpitalu. Pamiętam do dziś swoją irytację, że znów będę musiał jeździć do szpitala w odwiedziny, a ja tak nie lubiłem szpitali. Wciąż nie lubię...

    Kilka uwag:
    Liczne braki interpunkcyjne.
    "w letni dzień, wieczorem" - to się jakoś gryzie; "letni wieczór" nie dałby rady?
    "gdy słońce jeszcze nie zaszło, ale nie było go już widać, bo zasłoniły je miejskie krajobrazy, wieżowce i nasypy kolejowe" - gdy przytaczasz myśli, czyjeś potencjalne wypowiedzi, wtedy stylistyka dopuszcza długie zdania, złożone. W tym wypadku jest to opis i wówczas warto zastanowić się, czy zdanie nie jest zbyt toporne. Może coś w stylu: "gdy słońce jeszcze nie zaszło, ale było już niewidoczne za miejskimi krajobrazami"?
    "spyta Ona" - musi być wielką?
    "Będą tak rozmawiać tuląc się do siebie i stykać ogonami, jak Gucio i Cezar w przyjemnym cieple lampy." - interpunkcja: "Będą tak rozmawiać, tuląc się do siebie i stykać ogonami, jak Gucio i Cezar, w przyjemnym cieple lampy." lub "Będą tak rozmawiać, tuląc się do siebie i stykać ogonami w przyjemnym cieple lampy jak Gucio i Cezar." Tylko... co z tymi ogonami? W końcu kto je ma :) A może ma być: "Będą tak rozmawiać, tuląc się do siebie, jak Gucio i Cezar stykają się ogonami w przyjemnym cieple lampy."?
    "męż-czyzn", "Zszar-pał", "Wcho-dzili", "przy-tomność" - czy jest jakieś uzasadnienie dla tych łączników?
    "ściągnął do kolan spódnicę i majtki" - na szczęście nie wiem, co to gwałt, ale próbuję wyobrazić sobie, że ogólnemu szamotaniu się ofiary i pośpiechowi sprawców towarzyszy ich podniecenie, amok, więc chcą sprawę załatwić jak najszybciej. Być może nie zdziera się spódnicy (dodatkowa czynność, zwłaszcza gdy są guziki, pasek), wystarczy zedrzeć majtki? W tej sytuacji to może nad wyraz głupia uwaga, ale to Ty jako Autor budujesz obraz i w tym momencie nie wiem, czy go lepiej nie uprościć.

    Ukłony.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Jarosław Klebaniuk
    Adamie, bardzo dziękuję za uwagi. Jeśli chodzi o interpunkcję, to zazwyczaj mam tendencję do nadmiaru i w ramach jej równoważenia trochę rzeczywiście zanadto poopuszczałem. Twoje uwagi są słuszne. Dużo czytam w Internecie obcych nieliterackich tekstów, w których kalkowanie interpunkcji z angielskiego prowadzi do niedomiarów. Tracę więc wrażliwość na błędy.

    "Krajobrazy" rzeczywiście by wystarczyły. Albo "wieżowce i nasypy" bez "krajobrazów". To drugie chyba nawet lepsze, bo w opisach konkret wygrywa z abstrakcją.

    Z ogonami zabawa została specjalnie ustawiona. Aidi i Ona stykają się nieistniejącymi ogonami, bo silnie identyfikują się z gekonami. Może należało to bardziej jednoznacznie napisać, ale tekst straciłby na naturalności, gdyby te ogony zanadto z niego sterczały ;)

    "Ona" musi być wielką, bo nie ma jej imienia w tekście, więc zaimek osobowy zastępuje imię.

    Łączniki pozostały z przenoszenia wyrazów w Wordzie (nie adjustuję tekstów, tylko włączam przenoszenie wyrazów). Oczywiście poprawię tutaj.

    Scena gwałtu może rzeczywiście jest niedopracowana w szczegółach. Tak czy inaczej miała kontrastować z rodzinną sielanką z pierwszego akapitu.

    Pozdrawiam.

    · Zgłoś · 13 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Bardzo mi się podoba zabieg z tymi ogonami. Jest ok :) Zwróciłem uwagę dlatego, że dopiero analizując interpunkcję w tym zdaniu dostrzegłem "pozorną" sprzeczność. Moje "A może ma być:" to już bardziej żart.
    Co do Ona nie widzę potrzeby dużej litery, ale Tyś Autor.
    ;)

    · Zgłoś · 13 lat
  • Jarosław Klebaniuk
    Co do dużych liter, to jako autor dziękuję za sugestie Uważnego Czytelnika ;)

    Przypomniało mi się, dlaczego musiało być "w letni dzień, wieczorem". To pozostałość po zachwycie "Wyliczanką" Petera Greenawaya - malarskim filmem pełnym okoliczników czasu i miejsca.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Marcin Sierszyński
    Wstrząsasz. Na tym polega cała siła tekstu, jaką maksymalnie podniosłeś do znośnego poziomu.
    Na początku obawiałem się, że będzie to houellebecqowski opis, ze szczegółami dotyczącymi wszystkiego, co cielesne. Znacznie bardziej przyciąga wzrok, jednak tutaj nie byłoby potrzebne, moim zdaniem.

    Dobry pomysł z otwartym zakończeniem.

    · Zgłoś · 13 lat