Wiesz, że każda skromna otulona mgłą noc to dar? Mimo zamkniętej w słoiku, walącej w dno samotności. Pomimo ubłoconych butów i deszczu dziko pląsającego za drzwiami. Nie potrafię jeszcze uwiązać tego w garść słów, ale dzisiejsza rozgrymaszona noc to dla mnie dar. Naprawdę staram się nie kłamać. Argumenty wymyślę Ci dziś na poczekaniu.
Spójrz w górę. Choć razi w oczy blaskiem, rozświetliło dzisiaj tę część mnie, której nie rozumiem. Tak, księżyc. Moja energooszczędna lampka nocna. To głupie, ale czasem się ze mnie ewidentnie śmieje. Zauważyłeś, że nie ma górnych jedynek? Jak mnie wczoraj obudził ze złych snów, to był prawie taki jak Ty. Chłodniejszy, to fakt, lecz opiekuńczy swym światłem. Skóra lśniła wtedy tak samo jak w wieczory kołyszące się z mantrą podniecenia w tle.
Nie tęsknię, ja ewoluuję z niedoboru. Witamin mam za mało i słów. Wyżarta ma inteligencjo! Gdzieżeś jest, głupia. Gdzie się podziały wszystkie Twoje trójwymiary, pudełka z zapachami, faktury materiałów, archiwum upuszczonych przez powieki rzęs? A więc ewolucja. Szeroko to rozumiem. Pozaszywałam wszystkie podarte rękawy koszul. Ścieram raz w tygodniu kurz w pokojach. I szoruję panele, po których chodziłeś. To naprawdę jest postęp. Zniszczyłam sobie dłonie, bo brakuje mi balsamu Twoich policzków.
Zimne prostokąty. Czarne, białe, białe, czarne, białe, czarne. Fascynuje mnie to. Fascynuje mnie próżnia wokół jak dotykam tych prostokątów. Dotykam namaszczając, kształtując niematerialną muzyczną woń. Śledzę ją umysłowym powonieniem, duchowym czuciem nie-materialistki. Nauczyłam się tymi prostokątami naśladować otaczający świat. Buduję przy tych dźwiękach nowy swój dom. I dbam o nas, żebyśmy swą obecnością zaznaczeni w mojej muzyce byli posągiem trwalszym niż spiż.
I chcę, żeby deszcz przestał nacierać na moje schronienie. Modlę się o południowy wiatr z milionem zapachów w sobie. Marzy mi się prozaiczny wschód słońca z rosą szczęśliwych łez, które nie płyną. Chcę już otwierać furtkę i mdleć. Chcę, pragnę wręcz otoczoną być. Wrzuć mnie we wrzątek siebie i daj drżeć.
"Zauważyłeś że nie ma"
"Kiedyś karciłeś mnie gdy obserwując ślady stóp zwilżałam wódką krawędzie ust." - niedopuszczalne!
"ubłoconych butów, i deszczu dziko" - bez przecinka
"Mimo tej zamkniętej" - bez "tej"
"ta rozgrymaszona dzisiejsza noc to dla mnie dar" - nadużywasz zajadle zaimków, powtarzasz się równie wściekle. Jeśli musisz już podkreślić "ta noc", to może zrezygnuj z dalszej części, bo staje się ona męcząca: "ta rozgrymaszona dzisiejsza noc..." - nie jest zawieszenie.
"Spójrz tam, w górę, choć razi w oczy swym blaskiem, to jego światło rozświetliło dzisiaj tę część mnie, której nie rozumiem" - spójrz! ale na te nagromadzenie zaimków! I światło rozświetliło? "Spójrz w górę. Choć razi w oczy blaskiem, rozświetliło dzisiaj tę część mnie, której nie rozumiem."
"Przy zupełnej okazji rozjaśniło mi pół kraju, żebym wiedziała gdzie jesteś. Tak, księżyc. Dla mnie osobiście namiastka męskości na zdominowanym przez kobiety nieboskłonie." - zrezygnowałbym z tej części; niezbyt udana. Poza tym słowo księżyc w innych językach ma pochodzenie żeńskie (np. z łaciny lub greki - od bogiń).
"bo nie mam ochoty Ci tego tłumaczyć" - może już bez tego "Ci"? itd. itp.
Praktycznie cały tekst wymaga korekty. Jedynie "jedynki" i przedostatni akapit zahipnotyzowały. Tu coś można zrobić.
"żeby przestał nacierać na moje schronienie deszcz" - szyk: "żeby deszcz przestał nacierać na moje schronienie"
Ważne - masz w pisaniu wielką wrażliwość i taką ujmującą delikatność. To Twoja siła. Opraw właściwą ramą.
Kłaniam się.
będę walczyć.
Może trochę zbyt egzaltowanie opowiadasz o tym, ale jak inaczej - pytam siebie - mówić o takim uczuciu? Nie znam odpowiedzi, więc nie mogę stać przeciw. Chociaż w moim smaku jest to tekst niewiele powyżej przeciętnej, mający wielką wartość dla autorki, mniejszą dla czytelnika.