1. Pseudodefinicja egzystencji określa każdy krok. Niczyj krok na domiar złego. Ubiera szary beret na zadartą zawadiacko do góry głowę. Oczy nie są zawadiackie, lekko przymrużone, w optycznie głębokim zamyśleniu ukryte w cieniu beretu. Usta lekko nabrzmiałe. Pewnie przygryzane ukradkiem, by gładko zgrane odbijały powagę i zaszczyt tworzenia. Kąciki idealnie muszą spełniać rolę nośnika lekkiej wątpliwości i pogardliwie uprzejmego zdziwienia. Grają przy każdym zetknięciu z rzeczywistością. Pseudorzeczywistością, rzecz jasna.
2. Zagubiony moment chwały odnajduję jakieś pięćdziesiąt lat temu. Teraz, gdy wspomnienia są już bolesne. Siedziało się wtedy nad jeziorem, patrzyło w świetlaną przyszłość, jak w drogę donikąd. Jasne słońce, czarne cienie, świeża trawa, niebieskawe rozbłyski żywej wody - siadały wszystkie jednocześnie na obliczu jednej osoby. Tworzyły obraz poetycki, twarz wyrytą w pamięci, miłość czystą. Ale wtedy jeszcze nie potrafiło się pisać. Ani wcale, ani jakkolwiek. Jak coś utrwalić, nie wiedząc jak pisać? Dziś zresztą tez nie wiem, ale bardziej. Moment uciekł, życie prysło.
3. Balkonik mi przynieśli. Wczoraj. Taki fajny, nowoczesny. Widziałem go już wcześniej, chyba na którymś z tych kanałów telewizyjnych, gdzie wciskają ludziom tandetę. Pykałem sobie z kanału na kanał, wspominając komunę. Do kanału. Znalazłem mój balkonik gdzieś pomiędzy przemową dostojnego Obamy, błyszczącego w niewyobrażalnie drogim garniturze, a programem Stephena Hawkinga, mniej medialnej persony. Mówią, że image jest teraz najważniejszy. Przekornie wpatrzony w to jego psie spojrzenie i wsłuchany w elektroniczny wykład o tańcu czarnych dziur, postanowiłem się tu na chwilkę zatrzymać. Mimo wszystko. Z balkonikiem mój image szlag trafił.
4. Dziadku, to nie tak! – nie rozumiem jej do dziś i okropnie mnie to męczy. Tłumaczy przez dłuższą chwilę, przewraca tymi swoimi pięknymi oczami, po czym zrezygnowana podnosi pilota z łóżka. Zmienia kanał. Zawsze zastanawiało mnie, jak prezenterom udaje się opanować te nieludzkie ruchy żuchwą. Cena brzmienia, sztucznej powagi i przesadnie poprawnej dykcji. Wiadomości słucham w radiu. Ciężko jest słuchać telewizji. Młodzi dzisiejszych czasów akceptują znacznie szybciej. No, może oprócz skinów.
5. Bardzo lubię spacery do kościoła. Ale tylko na moment, żeby podreperować swój image. Potem idę do Dominikańskiej na dobre lody. Zawsze pistacjowe. Potem idę do parku, żeby posłuchać zrzędzenia. Tym razem już z balkonikiem, wiec może zakupię jakieś nakrycie głowy. Uniknę paparazzich. Zadbam o integralność wizerunku.
6. To chyba nie jest źle, że dzisiejsza literatura dobrze się sprzedaje. Kiedyś nie sprzedawała się wcale. Konrad czy Edward, jaka to różnica? – Zapytała mnie cynicznie. Odparłem, że urzekły mnie efekty specjalne i taka odpowiedź widocznie ją usatysfakcjonowała. Uśmiechnęła się promiennie. Dziś wieczorem znów wypożyczę sobie jakieś nowe DVD. Ważne jest wrażenie.
7. Jedwab brzmi zaszczytnie. Dyplomacja publiczna brzmi światowo. Fizyka kwantowa brzmi nowocześnie i przyszłościowo. A ja nie miałem szarego beretu. Czy też czarnego, czy jakiegokolwiek, zależnie od posiadanych danów. Chyba. Nie jestem pewien. Długi szal z ekscentrycznym wzorem z pewnością brzmi trendy. Niech mnie Pan Bóg chroni przed ponownym użyciem tego słowa.
"Bardzo lubię spacery do kościoła. Ale tylko na moment, żeby podreperować swój image." - to mnie ubawilo szalenie.
Jesteś bardzo dobrą obserwatorką