"Siedzę na dworcu w Muenster"

Grażyna Kral

SIEDZĘ NA DWORCU W MUENSTER

Pozostały mi jeszcze dwie godziny do odjazdu, kupiłam więc kubek kawy i wyjęłam torbę podróżną ze skrytki. Za szybą w gablocie obejrzałam wyeksponowane tam dwa listy gończe za śniadoskórymi terrorystami. Ostrzegano, że osobnicy ci są uzbrojeni, informatorom zapewniano anonimowość. Poniżej podano telefony, na które należało dzwonić z donosem. Całą następną gablotę zajmował obraz Jezusa, jakiego w swoim widzeniu oglądała polska zakonnica Faustyna Kowalska. Obraz namalowany był tandetnie i raczej zniechęcał niż przywabiał potencjalnych nowych czczicieli. Podpisany był po niemiecku: Jezu ufam Tobie, a obok na wszelki wypadek podano adres i telefony aby ten kto zaufał dał o tym znać. Zastanowiło mnie, w jakim celu ktoś wydał pieniądze na wynajęcie gabloty i namalownie obrazu, pewnie na innych dworcach kolejowych też są wywieszane takie same święte obrazki plus ten adres. W końcu doznałam olśnienia, czyli jak to mówią Niemcy: wiem już , gdzie jest pies pogrzebany! Otóż pod adresem podano numer konta, co niektórym mogło sugerować, że konto to należy do osoby z obrazka. Jak nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze!.Obok mnie stała i kontemplowała ten obraz gruba pani z zapasionym, małym pieskiem. Pani dopychała się jakimś hamburgerem a psinka spokojnie robiła kupę na posadzkę. Pani dostrzegła to i natychmiast pozbawiła swoją bułę papierowej serwetki , za pomocą tej serwetki uprzątnęła odchody pieska. Kilka kroków dalej można było wrzucić 2 euro i uruchomić kolejkę elektryczną, która jeździła za szybą.Stały tam dzieci z rodzicami i inni dorośli, którzy mają słabość do kolejek elektrycznych. Usunęłam się pod ścianę bo byłby mnie stratował Wietnamczyk, który ciągnął dwie wielkie torby na kółkach. Torby wyraźnie ważyły więcej, niż ich mały właściciel. Narastające dudnienie ostrzegło mnie o nadjeżdżających jeszcze kilku takich samych zestawach. Wszyscy Wietnamczycy wydają mi się być do siebie podobni, nawet te ich ogromne torby były jednakowe. W stronę peronów szła grupa hewimetalowców, każdy miał w jednej ręce torbę lub walizkę a w drugiej futerał z instrumentem. Na widok dwóch policjantów patrolujących dworzec, grupa ta zatrzymała się i zaczęła coś skandować. W języku niemieckim znam niewiele słów niecenzuralnych ale moje ucho kilka takich wyłapało. Policjanci rozumieli więcej niż ja i natychmiast zrobiło się zielono, bo inni funkcjonariusze też chcieli sobie tego posłuchać. Przeczuwając rozróbę, ewakuowałam się w bezpieczne miejsce. Rozejrzałam się za miejscem do siedzenia, mogłam usiąść przy stoliku obok bufetu ale tam łaziła jakaś stara kobieta i zaczepiała ludzi.W końcu dostrzegłam zakątek o wymiarach 2 na 3 metry,wydzielony szklanymi ścianami, przylegający do Punktu Informacji dla Podróżnych. Stały tam dwie metalowe ławeczki, z których jedna była wolna. Weszłam, powiedziałam „hallo” i usiadłam. Na drugiej ławeczce siedziały dwie studentki i pilnie zakuwały. Pierwsza z nich była biała, blond włosy upięła w niedbały supeł a w rękach trzymała wielki Atlas Anatomii Człowieka. Ta druga była mocno czarna, jej długie włosy uplecione w warkoczyki były farbowane raz na żółto a raz na rudo a końce długich paznokci miała białe.Była ładna, nawet krosty na policzkach, nie zdołały jej oszpecić. Uczyła się jakiejś inżynierii, przeglądała tabele i skomplikowane wzory, robiła notatki. W ręce trzymała butelkę z wodą mineralną i piła, żeby te wszystkie liczby lepiej przełknąć. Chwilę później koło mnie usiadła szczupła blondynka z walizką na kółkach i grubą książką beletrystyczną obłożoną w szary papier. Miała płócienne spodnie i białe sznurowane trampki na czarnych spodach. Zerknęłam jej przez ramię, książka nie była napisana po niemiecku.Biała studentka zamknęła atlas, wysłała esemesa i wyszła zabierając swój wielki plecak. Druga studentka wyszła kilka minut później. Trzyosobowa ławeczka krótko stała wolna bo zaraz weszły trzy Murzynki, pomyślałam, że jest to matka i jej córki w wieku dwudziestukilku lat. Wszystkie trzy miały misternie uplecione i upięte fryzury.Matka ubrana była w długi skórzany płaszcz, białe rurkowate spodnie pochlapane świeżym błotem bo od rana w Muenster padał deszcz. Do tego białe skarpetki i czerwone czółenka na obcasach kaczuszkach. Lewy but miała rozdeptany a obcas wykrzywiony na zewnątrz. Starsza córka ubrała krótką ,białą kurteczkę na długą sukienkę z niebieskiego atłasu, do tego miała również białe spodnie i rozdeptane czarne czółenka. Młodsza córka była monstrualnie gruba, górną część tułowia opięła czarną, skórzaną kurtką a jej dolna połowa była wbita w białe spodnie. Jestem pewna, że ktoś musiał jej pomagać w ubieraniu tych spodni, żeby je teraz zdjąć najprościej by było ostrym nożem rozciąć nogawki. Odnosiłam wrażenie, że jak rozepnie zamek błyskawiczny kurtki, to cała wyleje się na podłogę.Obie córki usiadły a matka stała, bo na ławeczce nie było dla niej miejsca. Gruba córka postawiła koło swoich nóg reklamówkę, która ciągle przewracała się na bok. Żeby ją ustawić w pionie, gruba pomagała sobie parasolką bo nie potrafiła schylić się i podnieść torby ręką. Matka podała starszej córce trójkątna kanapkę z białego chleba, drugą wzięła dla siebie a młodsza odmówiła i wyszła kupić hotdoga. Wróciła zaraz z tym smakołykiem i pochłonęła go w kilku gryzach. Murzynki napiły się cocacoli z dużej butelki i wyszły. Równocześnie siedząca obok mnie dziewczyna zamknęła książkę i wyszła za nimi, widocznie jechała tym samym pociągiem. Tylko przez krótką chwilę byłam sama bo obok mnie usiadła młoda Azjatka ze słuchawkami od iPoda w uszach.Wyglądała jak dziewczynka ale musiała być już dorosła bo na ręce nosiła obrączkę. Napiła się wody mineralnej i z przymkniętymi oczami słuchała muzyki. Na drugiej ławeczce rozsiedli się dwaj młodzi mężczyźni i blondynka z kitką. Wyjęli domowe kanapki owinięte w cynfolię i pili Spirte z jednej butelki. Zachowywali się cicho, rozmawiali w języku, którego nie zdołałam rozszyfrować. Po zjedzeniu kanapek wyszli.
Na pustej ławeczce usiadł szpakowaty facet po piędziesiątce, kiedyś był przystojny, miał szlachetną fizjonomię, nie posiadał bagażu. Spojrzałam na jego dżinsy i z przerażeniem dostrzegłam, że były całe obsikane!. Menel założył nogę na nogę i udawał , że śpi. Obok niego zaraz usiadł chłopak z pizzą opakowaną w kartonową kieszeń. Jadł z apetytem i nie dostrzegł, że menelowi ślina kapie z ust. Zauważyła to siedząca obok mnie Azjatka i odwróciła głowę aby tego nie oglądać, ja uczyniłam tak samo. Chłopak z niedojedzoną pizzą wstał nagle i wyszedł a jego miejsce zajęła młoda kobieta z podłużną grubą książką.Otworzyła tę książkę na chybił trafił i zaczęła się głośno chichotać. Zorientowałam się, że czyta komiksy i świata wokół nie widzi. Menel szybko się wyspał bo wstał i wyszedł a na jego miejscu usiadł młody człowiek. Był ubrany jak ze śmietnika: na fioletową bluzę z kapturem założył brązową marynarkę z podwiniętymi rękawami, do tego miał siwą czapkę z daszkiem i spodnie w pepidkę, wyglądał fajnie. Natychmiast wyciągnął z wojskowego plecaka zeszyt A4 w kratkę i czarną kredkę ołówkową. Lewą ręką szkicował portret swojej roześmianej sąsiadki a ona tego nawet nie dostrzegła.Miejsce koło mnie się zwolniło i usiadła na nim młoda kobieta z kolczykiem w nosie . Czytała grubą niemiecką książkę, miała takie same białe trampki z czarnymi spodami jak moja pierwsza sąsiadka.
Młody artysta skończył szkicować a czytelniczka komiksów powróciła do realu i skontrolowała czas. W krótkich odstępach czasu oboje opuścili ławeczkę i natychmiast weszła czarna rodzinka.Było to dwóch bardzo ładnych chłopców w wieku 11 i 12 lat , ich matka i babka.Kobiety były czarne i miały starannie skołtunione fryzury, chłopcy byli mulatami. Wszyscy czworo cisnęli się na jednej ławeczce , mimo iż moja biała sąsiadka na ich widok wyraźnie się przesunęła, zapraszając jedną osobę do zajęcia miejsca obok siebie.
Murzyńska rodzina wyciągnęła z reklamówki czipsy, batoniki, kolorowe napoje i inne śmieci. Wszyscy czworo zaczęli się tym opychać bo była właśnie pora obiadu.Spojrzałam na zegar wiszący nad wejściem na perony, jego wskazówka oznajmiała, że muszę już wstać i iść.

Grażyna Kral
Grażyna Kral
Opowiadanie · 31 maja 2011
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    To jest przyjemny, choć nużący momentami, tekst o niczym. Jest kilka ciekawych, dowcipnych obserwacji, to wszystko.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Marcin Sierszyński
    Wizualnie jest straszno. Więcej uwagi dla akapitów, interpunkcji i edycji.

    Tekst w niezły sposób przedstawia różne scenki, które łączy miejsce. Takie impresje z obserwacji, ale jak powiedział Rosolak: o niczym. Mimo to nie jest to gniot.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    Anonimsss5
    Super!!

    · Zgłoś · 6 lat