Szła zamyślona chodnikiem. W ręku trzymała obraną pomarańczę, którą jadła jakby od niechcenia. Było naprawdę gorąco. Ubrana w zwiewną, białą sukienkę, twardo stąpała po rozgrzanej ziemi.
Zdawała się nie zauważać soku spływającego z soczystego owocu po jej brodzie i rękach.
Zapragnąłem w tamtej chwili być pomarańczowym sokiem. Spływającym powoli po jej miękkiej skórze, z ust, po szyi, ku piersiom.
Lub zamiast tego, wyobraziłem sobie, że jestem szczęściarzem, który czeka na nią w domu, i który będzie mógł scałować pomarańczę z jej słodkiego ciała.
Chciałem być chociaż jej sukienką. Lekko muskać skórę. Opinać się lekko na wzgórkach piersi i figlarnie falować dokoła ud.
Chciałem być granatowym motylem przyczajonym na jej odsłoniętym karku. Czuć ciepło szyi, słyszeć przyspieszony puls.
Owładnęła mną. Wszystkie moje zmysły poddały się jej. Chciałem ją smakować, dotykać, czuć jej zapach, słyszeć głos, czuć jej oddech na mojej szyi…
Widziałem rude włosy oswobodzone z ciasnego koka, spływające złocistą kaskadą po jej plecach. Widziałem złocistobrązowe, tak niewinne jeszcze oczy okolone wachlarzem rzęs.
Widziałem smutne, lecz jakże czerwone i namiętnie usta.
Widziałem to wszystko i owładnęła mną szaleńcza żądza zobaczenia jak po kremowej szyi, powoli, w takt walca spływa jaskrawa krew … raz… dwa… trzy…. raz… dwa …trzy … raz… dwa… trzy… raz… dwa… trzy…
Walc na trzy
misiajabuszko
misiajabuszko
Opowiadanie
·
15 czerwca 2011
"Spływającym powoli po jej miękkiej skórze z ust, po szyi, ku piersiom" - miałaś tu na myśli skórę z ust czy fakt spływania z ust? Jeśli to pierwsze to dałabym po prostu 'skórze ust", a jeśli do drugie to przecinek po skórze.
Pozdrawiam