Człowiek-jednodniówka. [fragment - ciąg dalszy]

Offler


Nie starczyło dnia, żeby cokolwiek zauważyć, przeżyć albo zepsuć, zatrzymać w biegu. Z drugiej jednak strony, to po pierwsze, poza drobnymi nieszczęściami lokalnymi, nie wydarzyło się nic wielkiego. Nigdy nic specjalnie wielkiego się nie dzieje. Bo co to jest, na przykład, przecięta linia telefoniczna w trakcie rozmowy kwalifikacyjnej, interview z facetem z firmy z Monachium? Szkoda, bo nie zadzwoni już więcej, nie sądzę, bardzo wątpię, ja bym na jego miejscu nie zadzwonił, kolejny kontakt wsączył się bezpowrotnie w piasek, w glebę, w żwirek dla kota. Poza jeszcze tym, że tym samym kablem, co dostarcza telefon, to jeszcze internet jest doprowadzony, i to też jest detal bez znaczenia, i nawet nie mówię tego z ironią, tylko zauważam fakt, to w każdym razie to nie robi już wrażenia, a na pewno nie na mnie. Już nie. Powinno jeszcze być po drugie, ale zapomniało się już, że było jakieś po pierwsze, więc udaję że nie było i tak też jest dobrze.
Włączam radio. Jest dwadzieścia osiem po dwunastej. Zasypiam chwilę potem, budzę się następnego dnia... Za chwilę znowu jest zero zero pięćdziesiąt dziewięć, czyli kolejny dzień, może dwa. W międyczasie aktywność człowieka zaspanego, bo spałem do południa i trochę nawet po południu, więc przyspieszone przeżywanie dnia, żeby zdążyć cokolwiek jeszcze przed końcem świata. Wszystkie te markowane czynności z encyklopedii dnia codziennego, której kawałki nie wiedzieć po co, ale pamiętam. Wstać, zjeść, umyć, włączyć, wyłączyć, zawiązać, żeby się nie przydeptywało. Do tego kilka maili, które przeczytałem, zanim odpisałem i wcisnąłem wyślij. Jest postęp.

Potem wpadłem na pomysł, że muszę odpowiedzieć sobie na jakieś cholernie ważne pytanie i muszę też znać, do tej odpowiedzi, znaczy, średnio ważone zdanie zupełnie statystycznie nieistotnego obywatela wskazanej części Europy, więc jeszcze serwis z ankietami, jeszcze pytania zamkniete i otwarte, a może to były zamknięte i otwarte odpowiedzi? Nieważne, i tak czuję się jak człowiek-jednodniówka, nie mam czasu na rozstrząsanie metafizyki każdej sekundy. Robię ankietę na pięć pytań, w każdym pytaniu można wybrać jedną z pięciu odpowiedzi, jak na demiurga jestem chyba zbyt szczodry. Bo zaraz, jak to? Pięć możliwych odpowiedzi? Ja nie mam nigdy tak dobrze, spotykają mnie same jasne i nieskomplikowane sytuacje bez wyjścia. O ile moje życie jest prostsze - mam zawsze tylko jedną możliwość a i tak nie nadążam z podejmowaniem tych oczywistych decyzji...
Spieszę się dalej, muszę przeżyć, coś jeszcze, zanim obudzę się znowu i okaże się, że po raz kolejny zmieniła się data, albo że umarłem, albo coś jeszcze, równie absurdalnego się wydarzy, na co i tak nie będę miał czasu, bo szkoda przecież tracić czas na duperele.

Offler
Offler
Opowiadanie · 22 czerwca 2011
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Jak w tekście jest koniec świata to ja prawie zawsze jestem urzeczony, ale tutaj znajduję również jakże bliski sercu absurd i bezcelowość egzystencji, świadomość tego, jakie to wszystko błahe i nieistotne. Wielkie brawa.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Offler
    Dzieki dzieki. Powiedziec, ze z tym absurdem i bezcelowoscia, to trafiles w samo sedno, to jeszcze byloby za malo. Gdyby nie, hm, pewna powszechnosc zjawiska (pochodnej od absurdu i bezcelowosci), to podejrzewalbym, ze jakies robocze didaskalia bezmyslnie umiescilem i nie zauwazylem :) Usmialem sie, mowiac szczerze :D

    · Zgłoś · 13 lat