Dom zły

A Zet

 

      Szedłem spokojnie ulicą z rękoma schowanymi w kieszeniach mojej ulubionej dresiarskiej bluzy. Słońce właśnie zaszło, więc panował, powiedziałbym, lekki półmrok, bo nie wiem jak inaczej można to nazwać... Jedyne, co słyszałem, to własny oddech przyśpieszający z każdą minutą i odgłos ocierających o siebie dżinsów. No, może jeszcze szuranie butów, które wkurwiało moją mamę zawsze wtedy, kiedy gdzieś z nią szedłem, czy to na zakupy, czy do kościoła.
      Ale miałem to głęboko w dupie.
      Cały czas mijałem jakieś tandetne, stare domy. Mówiłem na nie klocki, bo są ociężałe, kanciaste i zupełnie bez wyrazu. Po prostu spierdolone, taka prawda. Miałem już dość patrzenia na nie, spuściłem więc wzrok i lampiłem się tępo w asfalt. A gdzie tam asfalt, sorry... Droga wyglądała jak ser szwajcarski, dziury jak skurwysyn. Ciężko było omijać je na pieszo, a co dopiero jadąc samochodem... W każdym razie po jakimś czasie zauważyłem wyjątkowo eleganckie ogrodzenie, a za nim równiutko, ale tak naprawdę równo przystrzyżoną trawę. Ja pierdolę, jak można tak dbać o jakieś zielsko? No ale nie o tym chciałem ci powiedzieć. Chodzi o to, że ten dom, pewnie jakiegoś frajera, był po prostu... no... piękny, co ja ci będę więcej gadał, po prostu zajebisty. Wiesz, w czym był problem? Że ja takiego nie mam, a zawsze, kurwa, chciałem mieć, rozumiesz? Nie mogłem przejść obok tego budynku i nie zareagować, musiałem coś zrobić! Przecież ten garaż, idealnie położone kostki na drodze dojazdowej, ten płot, kolor ścian, drewniane okna, to wszystko było po prostu idealne, kapujesz? Nawet ta pierdolona trawa mi się wtedy podobała, uwierzysz? Musiałem działać, nie wytrzymałem tego poniżenia. Czułem, że ten chuj zrobił to specjalnie. Pewnie mnie nie znał... co ja pieprzę, na pewno mnie nie znał, ale postawił ten dom z premedytacją, żebym kiedyś go zobaczył i zazdrościł, nie?
      Stałem na przeciwko budynku, serce strasznie mi waliło, nie mogłem opanować nerwów. Tak się akurat złożyło, że miałem przy sobie scyzoryk, zresztą bawiłem się nim całą drogę, trzymając go w kieszeni, żeby wiesz... jakaś dziunia się nie wystraszyła, że chcę ją zabić albo coś... No wiec podszedłem do furtki i zadzwoniłem, nie do końca wiedząc, po co. Cały czas jeździłem palcem po scyzoryku, który w międzyczasie otwarłem. Zraniłem się, co mnie fest wkurwiło. Dupnąłem pięścią w dzwonek jeszcze raz, nienawidzę, jak ktoś mnie ignoruje. Najpierw zmusza mnie do zazdrości, a potem ma mnie w dupie? O nie, tego było już za wiele. Przeskoczyłem przez furtkę, wyciągnąłem ten pieprzony scyzoryk i kopnąłem w wejściowe drzwi. Otwarła mi mała dziewczynka, która na mój widok miło się uśmiechnęła. Stary, wyobraź sobie jakiego strzeliłem karpia! Schowałem szybko scyzoryk za plecy, mała się nie zorientowała. Zapytałem, czy w domu są jej starzy, a ta mi na to, że nie. Czujesz to? Mała, bezbronna dziewczynka w moim wymarzonym domu! Ty byś nie zareagował?
      Po prostu wyciągnąłem dyskretnie scyzoryk, wepchnąłem się do środka i zacząłem działać, normalka. Jestem z siebie dumny.

A Zet
A Zet
Opowiadanie · 31 lipca 2011
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    "...bo nie wiem jak inaczej można to nazwać..." - ten wielokropek zupełnie zbędny, kojarzy mi się z egzaltowanymi trzynastolatkami z onetu, które w ten sposób podkreślają tragizm swoich wypowiedzi ;]

    *pierdolę.
    *pieprzę.
    *otworzyłem, nie "otwarłem" - forma, której użyłeś jest co prawda akceptowana, ale ta proponowana przeze mnie brzmi po prostu lepiej.

    Dziwny tekst, zaczyna się jak opowieść w pierwszej osobie bez wyszczególnionego adresata, nagle przechodzi w rodzaj rozmowy, o czym świadczą zwroty skierowane do rozmówcy.

    Co do wulgaryzmów, rozumiem, że chciałeś oddać charakter wypowiedzi szczególnego typu osoby, jednak w moim mniemaniu wyszło bardzo sztucznie, bez polotu. Ot, wrzuciłeś kilka bluzgów, żeby było wiarygodnie.

    Ten tekst nie ruszył we mnie nic, może się parę razy skrzywiłem na niefortunnie użyty inwektyw. Sens nie przemawia, forma, jak pisałem, dość pretensjonalna.

    Panowie, za dużo "kurwa", kurwa.

    · Zgłoś · 13 lat
  • A Zet
    Zwrotów skierowanych do rozmówcy użyłem dopiero gdzieś w połowie dlatego, że rosną emocje tego, kto mówi. Na początku opowiada o tym, że po prostu idzie ulicą, dopiero później przechodzi do wspomnień, które wywarły na nim specjalne wrażenie. Stąd pytania, "rozumiesz?" "czujesz?" żeby zwrócić uwagę tej drugiej osoby.

    Nie mam pojęcia, dlaczego zapomniałem dwukrotnie o "ę", nie ma żadnego wytłumaczenia.

    Dziękuję za opinię.

    · Zgłoś · 13 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Ta argumentacja do mnie trafia, ale powinieneś to stopniować - początek naprawdę wygląda jak po prostu fragment pierwszoosobowego opowiadania, a potem nagle w każdym zdaniu zwrot do rozmówcy. Musisz to jakoś rozsądnie rozłożyć ,żeby te emocje, o których mówisz, nasilały się.

    · Zgłoś · 13 lat
  • Dominika Ciechanowicz
    Całkiem zajmujące.

    · Zgłoś · 13 lat
  • kt
    Dobry tekst, podoba mi się. Przypomina mi jakiś fragmencik z opowiadania Bukowskiego.

    · Zgłoś · 13 lat