Każde pęcznienie ma swoje granice. Ciało gromadzi gazy i ropę. W końcu pęka, jak brzuch zdechłego psa czy wrzód. Dopóki rośnie, każdy dotyka, sprawdza twardość albo obchodzi dookoła.
Cała okolica czuje smród, który pomija milczeniem. Skrzętnie upycha się trupa w szafie pod wieszakami. To nowa moda, masz ochotę wbić komuś widelec w wypielęgnowaną dłoń, ale siadasz i bach – uśmiech numer pięć.
Dawno nauczyłam się mówić ludziom to, co chcą usłyszeć i dzielić się na trzy osoby.
Nie ma, to nic wspólnego ze świętością. Raczej z rozbiciem, rozczłonkowaniem osobowości.
Iza, która chce być i bierze świat w siebie. Iza, którą zniesmaczyła codzienność, łyka tabletki i kładzie głowę na martwej poduszce. Iza, ta najgorsza, nie pisze, sprząta, gotuje, pierze i prowadzi zawzięte dyskusje na temat rynku pracy i promocjach w supermarkecie.
Dzisiaj trzeba być skurwielem, żeby żyć, elastycznym, jak tancerka w burdelu, na którą w domu czeka mąż i dwójka dzieci. To tylko kwestia na ile jesteśmy w stanie się rozebrać, a na ile ubrać.
Grunt to nagiąć przyzwoitość. Mąż mojej przyjaciółki sprzedawał ją za wybielanie sumienia.
Zabieg dość drogi, jak na odpukiwane w konfesjonałach rozgrzeszenie.
Magda mówiła, że on nie jest taki zły, ale kiedy robił te wszystkie skurwysyństwa, zabierał studentki na Cypr i kupował bieliznę koleżankom artystkom, zbierała mi się piana w ustach.
W końcu nie wytrzymała, podczas niedzielnej wizyty u brata przerzuciła sznurek przez pergolę i powiesiła się.
Minął rok. Siedzę na wpółprzytomnie u jej stóp. Zazdroszczę własnego kąta i nieprzerwanego snu o nieczuciu.
"Cała okolica czuje smród, który pomija milczeniem." - to jakoś koślawo wyszło, proponuję: "...czuje smród pomijany milczeniem."
"Nie ma, to nic wspólnego ze świętością." - niepotrzebny przecinek, przecinki przed "to", stawiamy w zdaniach typu:
"Jeśli dziś się nie napiję, to trafi mnie szlag,"
"Raczej, z rozbiciem, rozczłonkowaniem osobowości." - tu również zbędny przecinek.
"To tylko kwestia na ile jesteśmy w stanie się rozebrać, a na ile ubrać" - brakuje kropki na końcu.
"Grunt, to nagiąć przyzwoitość." - tak samo jak poprzednio, zbędny przecinek.
"Mąż mojej przyjaciółki sprzedawał ją, za wybielanie sumienia." - j.w.
"Magda mówiła, że on nie jest taki zły, ale kiedy robił te wszystkie skurwysyństwa, zabierał studentki na Cypr i kupował bieliznę koleżanką artystką zbierała mi się piana w ustach." - Mater dei, Marzenko - litości! *koleżankom, *artystkom. I potem przecinek.
Siedzę wpółprzytomna, albo na wpółprzytomnie.
Własnego kąta*
Co do treści, to jak zwykle mocne, ciężkie, brudne. Masz coś z tymi wrzodami, pękaniem, bo już w kilku tekstach u Ciebie to widziałem. Tylko uważaj, żebyś z tą konwencją nie przeholowała, wszystko w zbyt dużych ilościach staje się nudne.