Układam puzzle świata, ciała, uczuć. Emocje rozpięte na drzewie. Oplatają je całe zielonymi liśćmi, uschłymi gałęziami, wyblakłymi korzeniami. Ściskają okaleczone żelaznymi gwoźdźmi drzewo. Stare. Piękne. Dojrzałe. Pełne wdzięku, majestatyczności i harmonii.
A pod nim, pod tą kopalnią uczuć ludzkich i nie ludzkich siedzi ona. Jakaś blada, pergaminowa. Patrzy tępym wzrokiem i słucha. Słucha niedokończonej opowieści, piosenki, w której zabrakło nuty, słowa, w tym miejscu tylko cisza głucha. Wypuszcza kłęby dymu z ust, układające się w znak zapytania, które lecą w górę na sam czubek, aż do chmur niosąc nieme pytanie: „gdzie jesteś? Gdzie jesteś zagubiona nuto, uschły liściu? Gdzie uciekła ta mała cząstka dająca harmonię spokój? Jak można ją było zgubić, gdzieś tu, a może tam?” Rozgląda się błędnym wzrokiem, bada tektonikę kory. Dotyka jej, widzi rany. Tak, tak ale one już były, niektóre już się zabliźniły. Wszystko prawie tak samo. Dusza w całości dobrze ukryta. Dwie połowy serca płoną wzajemną miłością, aż ziemia drży od ich pulsu!
A jednak czegoś brakuje. Łzy w oczach, zdumienie, rozżalenie. Ptak usiadł na drzewie. Opadła siwa mgła na ziemię. Nic nie widać. Biało wszędzie. Mdło.
Wyciąga rękę przed siebie. Wyciąga by złapać trel, ptasi trel, zamykający szczęście.
Tęsknię.