czarno-szary Dym

GeorgitaSant

 

         Czarno-szary Dym przetacza się po ciałach. Autobus kolorowych kurtek, pobrudzonych prochem z oczu. Wydźwięk złamanej w tłumie samotności.
         Wchodzi z korytami pod oczodołami matka z krzyczącym wózkiem, a wtedy z ust do ust (nie)ludzie podają sobie mleko ropuchy i oblewają nim rozwarte wargi części kobiecego, wyciętego z łona ciała. Wytrzeszcz czarnych oczu snuje pajęczynę niewypowiedzianych zimowych kolorów.
         A na przystanku muzeum figur woskowych. Zapatrzeni w przyszłość, zatraceni w przeszłości, zagubieni w teraźniejszości. Czarno-szary Dym otula ich wnętrzności, nie potrącając przy tym ich sztywnych ciał. Nie wnika w tę próżnię, w ten chłód woskowych skór. Obchodzi ich naokoło i tylko jedna – ona – poruszyła oczyma, odwróciła się, długo wpatrywała się w Dym, aż się uśmiechnęła – jakże głęboka była jej woskowa dusza.
        Niczym drzewo kołysze się Dym nad szarą codziennością, przesuwany naprzód blaszaną gąsienicą, sześciokołową.
         Rybie płuca i usta. Powietrza, powietrza, ludzkiego powietrza nadcodzienności łakną!
 

GeorgitaSant
GeorgitaSant
Opowiadanie · 8 grudnia 2011
anonim
  • guccilittlepiggy
    przy wargach łona oblewanych mlekiem ropuchy wymiękłem. tak sobie przy okazji myślę, że w tym momencie sztuka eufemizmizmu została została podniesiona do absurdu.

    · Zgłoś · 12 lat
  • Dominika Ciechanowicz
    Ja nie wiem, jak się do tego odnieść. Nie bardzo rozumiem, o co chodzi.

    · Zgłoś · 12 lat
  • guccilittlepiggy
    ło, ale ładne słowo stworzyłem ;)

    · Zgłoś · 12 lat