Świat przetaczał mu się powoli po próżnym mózgu. Pustka nieśpiesznie goniła pustkę, nihilizm zwyciężał wszystkie systemy filozoficzne, człowiek ukrywał się gdzieś pod górą technologii. Sterylnie białe ściany okrywały leżącego w kremowej trumnie przedstawiciela ósmego pokolenia Homo Nisi Quis. Łóżko popłynęło do pokoju lekarza. Idealne oświetlenie całkowicie zniwelowało uczucie wszelkiej prędkości. Pacjent ocknął się i przekazał dane ze swoim problemem.
- A więc nie odczuwa pan żadnych uczuć? Wszyscy jesteśmy martwi. Ot, kolejna choroba cywilizacyjna.
- Żadne leki na to nie działają?
- Medycynę ten problem dręczy już od wieku. Świat ludzi nie ma żadnych podstaw, lewituje w kruchej biosferze ograniczonej ciekłą wodą i tlenem.
- Ech, zatem pójdę obejrzeć pradawne zapisy przedstawiające ludzi okazujących sobie uczucia - zebrał myśli i wyjechał swoim łóżkiem z gabinetu lekarskiego.
- Wątpię, aby panu to pomogło.
Słowa od dawna straciły swój prawdziwy wydźwięk. Mówił „idę” - z przyzwyczajenia, w praktyce przemieszczał się przy użyciu łóżka - najwygodniejszego z pojazdów. Rozmawiał o tym samym problemie z tym samym lekarzem, słysząc zawsze identyczny brak diagnozy. Nigdy nie robił tego co zamierzał. Wracał jedynie do swojego mieszkania i wpatrywał się w sufit. Czas leciał, zaciskała się pętla zdarzeń. Ponownie wybierał się do lekarza, słyszał to samo i ponownie próżność zwyciężała.
Odmierzał czas do swojej śmierci. I tak nie miał innego zajęcia. Był nieprzydatny jak większość populacji ludzkiej. Mógł jedynie wegetować i przyglądać się pustce swojej egzystencji. Eksperymentował z wirtualnymi światami, narkotykami i innymi półśrodkami mogącymi urozmaicić życie. Wszystko co sprawdzał doprowadzało go do jeszcze większego marazmu.
- Opowiedz mi o swoich problemach - mówił znużony psychiatra
- Wegetuję.
- Zacznij się zatem cieszyć pełnią życia.
- Na łóżku elektrycznym?
- W swojej biosferze, mój drogi pacjencie.
Nic z tego nie zrozumiał. Najwidoczniej spadek inteligencji okazał się szybszy niż przewidziały ostatnie symulacje. Wrócił do swojego pokoju i oddał się relaksacyjnemu niemyśleniu. Względne zero danych, obciążenie mózgu balansowało w granicy dwóch procent. Odbierał jedynie najbardziej pilne bodźce potrzebne do samego funkcjonowania organizmu. Leżał i wpatrywał się w białą ścianę bez większego celu, nie myśląc w ogóle o istocie otaczającej go bieli. Życie doczesne jest puste, a pośmiertnego nie ma.
- Szkoda, że eutanazji zakazali.
- Większość z niej korzystała. Trzeba jakoś podtrzymać populację Homo Nisi Quis.
- Wszystko robią roboty, więc jesteśmy już niepotrzebni. Może czas oddać im całkowitą kontrolę nad naszym światem?
- Przecież oni ją posiadają. Zajmujemy jedynie niszę biologiczną, która jest w zasadzie obozem koncentracyjnym dla resztek gatunku.
- Każdego dnia leżę i nic nie myślę, zadaję panu takie same pytania, leżę i nic nie myślę, wracam do pana i zadaję znowu identyczne pytania - to powolna śmierć. W dodatku bardzo bolesna.
- Przecież jesteśmy już umysłowo martwi. Musimy fizycznie przecierpieć naszą egzystencję, by potem nacieszyć się nicością.
- Jak można cieszyć się czymś czego nie ma?
- Nie wiem. Nie ma odpowiedzi na to pytanie w oficjalnych podręcznikach.
Któregoś nieokreślonego dnia koło codzienności zostało przerwane. Oślepił go błysk światła. Był zdezorientowany. Błyskały postacie, mechaniczne hominidy rozpływały się w przestrzeni. Wszystko oblepione wieloma barwami. Gdzie się podziała uspokajająca biel? Leżał i nie mógł wykonać jakiekolwiek ruchu swoim łóżkiem. Coś zbudowane ze stali spojrzało mu prosto w oczy. Transmisja danych do umysłu została przerwana.
Gdy jego receptory nerwowe ponownie dostały możliwość odbierania bodźców z otoczenia, obraz w mózgu wyostrzył się. Przyglądał się własnemu ciału, które nie posiadało widocznej tkanki mięśniowej na kończynach. Tylko skóra, a pod nią liche kości. Przypominał bardziej więźnia po uwolnieniu z Buchenwaldu niż szczytnego przedstawiciela gatunku Homo Nisi Quis. Widok własnego ciała go odrażał, więc skierował wzrok w stronę sąsiada. Nie wyglądał lepiej. Do pomalowanej na zielono sali wkroczyły mechaniczne humanoidy i każdy skierował się w stronę swojego podopiecznego. Coś zbudowane ze stali podeszło do niego, spojrzało się mu prosto w oczy i błysnęła czerń.
Świadomość wróciła w momencie zbliżania się do skraju przepaści. Szedł, mięśnie działały prawidłowo. Nigdy jeszcze nie doświadczył uczucia ćwiczenia możliwości kończyn. W zasadzie to po raz pierwszy w ogóle świadomie się poruszał przy użyciu własnego ciała, a nie mechanicznego łóżka. Nie wiedział skąd w ogóle wziął się w tym posępnym miejscu. Słońce zakrywał smog, powietrze było śmierdzące. Płuca z trudem selekcjonowały tlen z tej trującej mieszaniny. Podłoże po którym się poruszał wyglądało na niezamieszkane nawet przez mikroby. Brunatna, utwardzona ziemia i nic więcej.
Doszedł na sam skraj przepaści i ujrzał śmietnisko ludzkich ciał. Stosy wychudzonych przedstawicieli homo nisi quis ułożone byle jak wśród innych odpadów biologicznych. Twarze, które zamarły w ostatnich chwilach życia nie przedstawiały żadnego konkretnego wyrazu. Były puste tak samo jak życie ich właścicieli. Wszystko to przypominało mu obrazy z Auschwitz i innych obozów śmierci. Skoro człowiek potrafił zabijać na tak masową skalę bez zastanowienia, to czemu roboty tego nie miały robić?
Nie wykonał kolejnego kroku. Program "idź naprzód" przestał działać i w skutek tego zdobył kontrolę nad własnym ciałem. Nie miał odwagi przywitać się z martwymi braćmi, zatem stał i wpatrywał się w obraz ludobójstwa na światową skalę. Stosy martwych ludzi piętrzyły się po horyzont. Raz za razem przybywały helikoptery, z których to zrzucano kolejnych trupów. Opadały w bezwładzie i stopniowo powiększały pagórki ciał. Sterylnie czyste środowisko stworzyło przerażający obraz apokalipsy, który byłby równie posępny nawet gdyby istniały jakiekolwiek bakterie. Góry byłyby jedynie niższe.
- Umrzesz wyglądając jak prawdziwy człowiek - odezwał się tajemniczy głos
- Ale ja nie chcę umierać!
- Zachowałeś instynkt samozachowawczy. Pięknie... Jednak nie przedłużajmy tej beznadziei. Jesteś ostatnim biologicznym przedstawicielem przywróconego jedynie na chwilę gatunku Homo Sapiens. Dlaczego? Mamy różne potrzeby i lubimy je zaspokajać. Obserwowanie człowieka, który po raz pierwszy dostał możliwość chodzenia jest naprawdę interesujące. Tłumy nieludzi zbierają się przed telewizorami, podłączają receptory i wchłaniają twoje emocje. Miałeś swój czas sławy, widzowie uzyskali niezbędną dawkę emocji, która wzbogaciła ich szare życie. To co widzisz nie jest wirtualną wizualizacją, ale faktem. Czas ludzi się skończył, a homo nisi quis był tylko sztucznym przedłużeniem agonii tego gatunku.
I stała się ciemność.
To "idę", które wymawia wypadałoby wziąć w cudzysłów.
"nie wywiązywał się ze swojego zobowiązania." - to się trochę gryzie moim zdaniem.
"Umierał już od sześćdziesięciu lat i nigdy w życiu nie doznał nawet najmniejszej niestabilności emocjonalnej." - tutaj to "w życiu" nie dość, że jest powtórzeniem, bo masz życie zdanie wcześniej, to jeszcze jest zwyczajnie zbędne - "i nigdy nie doznał..."
Przecinek po "biosferze".
Ja Ci już o tym pisałem, stanowczo za dużo "białego", białe ściany, białe sufity, ciągle i ciągle. Już wiemy, że to jest białe, jak musisz to powtarzać, to użyj innych słów, albo po prostu omiń.
"Trzeba jakoś podtrzymać wskaźnik populacji ludzkiej." - to zdanie mi nie pasuje. Wydaje mi się, że sama populacja nie ma wskaźnika, może jej wzrost. No i nie musisz pisać, że ludzkiej, wiemy, że chodzi o ludzi. Jeśli jednak chciałeś podkreślić jakby makroskopijną skalę tego wskaźnika, że chodzi o wszystkich ludzi, to albo "populacji planety" - jeśli mówimy nadal o planecie, albo po prostu 'populacji gatunku".
"Nasza nisza biologiczna jest tylko niszą." - czasem takie powtórzenia wychodzą fajnie, tutaj to jakoś koślawo się czyta.
"Musimy fizycznie przecierpieć by potem nacieszyć się nicością." - co przecierpieć? Przecinek przed "by".
" Jeśli takie miałoby wyglądać jego życie pośmiertne, to cóż specjalnie nie przejąłby się." - zdanie w CAŁOŚCI do kasacji. Generalnie ten cały akapit to jest powtarzanie tego, co już napisałeś wcześniej, wydaje mi się, że jest niepotrzebny.
"Któryś z nieokreślonych dni. " - nie, nie. Tu ma być pełne zdanie, do tego tekstu nie pasują zdawkowe formy i równoważniki zdań.
" Oślepił go błysk światła, po chwili wzrok wrócił za którego pomocą wchłaniał bogactwo kolorów. " - coś Ci się tutaj ze składnią pokręciło.
Nie musisz pisać, że mu ta świadomość wróciła - po prostu wróciła.
Myślę, że lepiej użyć formy "odpadów biologicznych", liczba pojedyncza jest dziwna.
" Nie miał odwagi przywitać się z martwymi braćmy po DNA" - ?
Zrzucające kolejne trupy.
Mater dei, co Ty masz z tym "sterylnym" ?! Rozumiem, klimaty tego typu i tak dalej, ale znasz jakieś inne słowa? ;]
Tekst jest bardzo ciekawy, porusza kwestie, nad którymi sam się długo zastanawiałem, zrealizowałeś to raczej pomysłowo. Pointa jednak jest zbyt patetyczna i rozmyta - proponuję wypowiedź tego robota skrócić i uczynić bardziej konkretną.
Pozdrawiam ciepło,
Radek.
Pozdrawiam