Popelina#2

Pawel Wisniewski

'O, Panie, czemu nie pozwoliłeś nam umrzeć wczoraj?' - Jakub stojąc na przystanku przypomniał sobie pointę dowcipu o amerykańskich żołnierzach pijących razem z Polakami. Z trudem wysupłał z kieszeni kurtki paczkę papierosów, wyciągnął jednego i zapalił.

Skończył akurat w momencie, kiedy autobus wynurzył się zza zakrętu ulicy. Pełna synchronizacja, wypracowana przez ponad rok doświadczeń.

Na trzecim przystanku spojrzał przez szybę, szukając wzrokiem znajomych. Znalazł Baśkę, ale dzisiaj nie miał najmniejszej ochoty na jakąkolwiek rozmowę z klasowym prymusem, więc nie podszedł do niej, pilnując się, aby przypadkiem nie spojrzeć w tę stronę. Wiedział doskonale, że Baśka jest wystarczająco inteligentna, żeby przejrzeć jego manewry, ale, ostatecznie, co mogła go obchodzić Barbara C. razem z jej inteligencją, świetną średnią, wzorowym zachowaniem i - jakże by inaczej - absolutnym brakiem zainteresowania imprezami?

Anki nie dojrzał. Rybki na szczęście też nie. Znaczy - mają dopiero na ósmą trzydzieści. Bardzo dobrze, w takich niezręcznych sytuacjach lepiej mieć przewagę terenu. A przewagę terenu ma ten, kto jest na miejscu wcześniej.

W szkole jak zwykle był jednym z pierwszych. Taka uroda mieszkania w dzielnicy z której autobus odjeżdża co godzinę. W szatni czysto, prawie żadnej kurtki... Tylko szweda Sebastiana wisiała na swoim miejscu. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby ktoś go wyprzedził, czasem wydawało się, że nocuje w tej szatni.

Kuba przełożył fajki do kieszeni spodni, zdjął okrycie, podniósł plecak i wszedł do głównej części budynku. Cisza i spokój prawie wzorowe. Nie spojrzał nawet na tablicę zastępstw, od razu poszedł schodami na drugie piętro - nie wiadomo dlaczego akurat tam męska toaleta służyła za

wewnętrzną palarnię. O jedną kondygnację niżej luksus był nieporównanie większy - kafelki na wszystkich ścianach, a nie tylko nad pisuarami. W końcu jednak - nie przychodził tam podziwiać kafelek tylko spokojnie zajarać, czasem przypalić, z rzadka - zwyczajnie się odlać.

Seba już stał. Też tradycyjnie.

- Cześć - mruknął Jakub, zastanawiając się, czy Seba, który chodził do IIc, wie już o wszystkich sensacjach i sensacyjkach posylwestrowych. Chyba nie, wczoraj raczej nigdzie nie chodził, a dzisiaj nie miał od kogo się dowiedzieć...

- Cześć Kuba. Jak tam?

Jakub powoli przeszukał kieszenie, wyciągnął papierosa i zapalił. Chciał zyskać na czasie.

- Co - jak tam?

- No, jak samopoczucie, panie pułkowniku?

- Chujowe.

- Tyle się domyśliłem sam, na wiosennego motylka nie wyglądasz. Gdzie byłeś na Sylwku?

- Eee, tam... U Małego z drugiej a.

- O, nie byłeś u Magdy? Myślałem, że wasza klasa tam robiła jump...

- Robili, robili... Ale ja wolałem iść z Patrykiem.

- Acha... Hmm... I jak tam impreza?

Kuba wyczuł w jego tonie spadek zainteresowania tematem. Mógł teraz odpowiedzieć cokolwiek, widać było wyraźnie, że Seba chciał się dowiedzieć czegoś o spotkaniu u Magdy, nic więcej.

- Ci, co mnie widzieli, mówią, że się nieźle bawiłem... żebym coś pamiętał, to bym się wypowiadał, ale tak - wolę milczeć.

- He, he, he... - zaśmiał się bez przekonania Sebastian, po czym zapadła dłuższa chwila ciszy - A nie wiesz może... Bo może wiesz... Jak tam było u Magdy?

'Acha, jesteśmy blisko' - pomyślał Jakub. Tylko o którą mogło mu chodzić? Magda raczej nie, Beata miała chłopaka z czwartej klasy, Gosia to nie ten typ, Aśka... Aśka!

- Ech, nic konkretnego nie wiem. Słyszałem tylko, że podobno wpadli jacyś miejscowi, wszyscy w dresach, a panienki były już tak nawalone, że prawie im się na szyje rzucały... No, nie wszystkie może, słyszałem tylko o Magdzie i Joasi...

- Kto ci to powiedział?! - szarpnął się Seba - Skąd to wiesz?

- Mówiłem ci, nic konkretnego. A zresztą - co się tak gorączkujesz? Obchodzą cię te lachociągi?

Seba poczerwieniał, splunął ze złością na ścianę, ale nic nie powiedział. Jakub też jakby stracił humor. Sam nie wiedział, dlaczego zmyślił tę historyjkę. Seba i Aśka byli mu przecież doskonale obojętni. A jednak przez chwilę odczuwał małpią satysfakcję, widząc rzednącą minę Sebastiana.

Drzwi od kibla trzasnęły i obaj odruchowo schowali papierosy za siebie.

- Spocznijcie, spocznijcie, towarzysze, przodownicy pracy, ludu pijący, palący i kopulujący miast i wsi! - powitał ich Konrad.

Konrad był z maturalnej klasy, której - nigdy nie wiedzieli. Zresztą wszyscy uważali go po trosze za nieszkodliwego świra, a świry są internacjonalne. Miał równe dwa metry wzrostu, a ubierał się zawsze na czarno, przez co zdawał się być jeszcze wyższy. Czerń lubił do tego stopnia, że mało kto widział go bez wąskich, przylegających prawie do twarzy okularów przeciwsłonecznych, które nosił niezależnie od pory roku. Palił tylko czarne davidoffy, pił najchętniej johnny walker black label. Jedyna ekstrawagancja kolorystyczna, na jaką sobie pozwalał, to obowiązkowy, biały szal z cienkiej wełny, zarzucony na szyję w sposób mający sugerować niedbałość. Oprócz tego Konrad podobno pisał wiersze, które spotykały się z gorącym entuzjazmem kilkunastu podobnych, quasi - artystycznych dziwadeł z całej szkoły, i z nieodmiennym, lodowatym brakiem zainteresowania ze strony jakiejkolwiek redakcji, której były powierzane z zamiarem publikacji.

Konradowi zdarzało się czasem organizować w toalecie regularną imprezę w ścisłym gronie. Całe towarzystwo przychodziło po prostu do szkoły i zamiast na lekcje - szło do kibla. Piło się ostro, więc bywało, że po trzech godzinach podłoga była zawalona kilkoma śpiącymi, do czego zresztą wszyscy, łącznie z woźnym, zdążyli przywyknąć. Wpadki się nie zdarzały, z wyjątkiem pewnego razu, kiedy jakiś przypadkowy kot postanowił wkupić się w łaski 'kolegów artystów' i zafundował dwie półlitrówki. Pech chciał, że chętnych do ich wykończenia znalazło się tylko dwóch - oczywiście Konrad i Michał. W efekcie kot, po wypiciu litra na trzech, stracił zupełnie kontrolę i postanowił pójść do domu. Z kibla wyszedł akurat na długiej przerwie, prawie dokładnie w objęcia dyrektora. Na szczęście zanim któryś z nauczycieli wpadł na pomysł sprawdzenia, czy w toalecie nie ma jeszcze kogoś, Konrad i Misiek ewakuowali się ze szkoły.

Cała sprawa zakończyła się przeniesieniem pierwszoklasisty do innego liceum, zresztą przy pełnej aprobacie rodziców, a także sprowadzeniem terapeuty z poradni odwykowej na cykl pogadanek. Później sytuacja się unormowała i szybko wróciła do stanu poprzedniego.

Dzisiaj Konrad wyglądał jak zwykle, tyle, że na czole widniała pionowa krecha podskórnego wylewu.

- Zarzućcie fajką, chłopaki - przeszedł na normalny język - Odczuwam przemożny brak nikotyny w organizmie. Jeżeli nie zatruję sobie troszkę każdej komórki, to nie będę w stanie wydać z siebie żadnej sensownej myśli.

Jakub i Seba spojrzeli na siebie z wyczekiwaniem. Nikt nigdy nie chciał wyciągać fajki pierwszy, z obawy przed pokerowym rozdaniem całej paczki, a chociaż teraz takie nieszczęscie nie zagrażało, to przyzwyczajenie nie pozwalało na złamanie reguły. W końcu jednak Kuba machnął ręką i poczęstował Konrada, który nie omieszkał wziąć na zapas jeszcze jednego papierosa.

- Zdziwilibyście się, jakbyście wiedzieli, na jakiej byłem imprezie - ciągnął swój monolog - do rana na dwadzieścia osób poszły ledwo dwa litry gorzały.

- To gdzieś ty był, na różańcu z ministrantami czy na balu maskowym w żłobku?

- Czekaj, czekaj... Całe clou, że się tak wyrażę, sprowadza się do tego szczegółu, że to było po prostu hardcore drugparty. Wszyscy nakwaszeni jak świeży bigos. Niezapomniane wrażenia.

- A tę krechę na czole to od czego masz? Od tego kwaszenia?

- Eeee... ślisko było, potknąłem się na schodach.

- Człowieku, to jeszcze nic - ożywił się Seba - tym razem wrażeniami z imprezy biorę cię o trzy długości. Kumajcie - zwrócił się także do Jakuba - przyszła typówa, obleśna jak sam skurwysyn, tłusta, rozstępy na cycach takie, że rzygać się chce... Wypiła ćwiartę w dziesięć minut i chuj, padła na mordę, o godzinie dziewiątej. W ogóle nie do życia, kopali ją, denatka. To takie dwa typy z mojego osiedla ją rozebrały, strzelili jej takie zdjęcia, że ginekolog wysiada. Normalnie, jeden jej wsadził łapę do środka i jebs, zdjęcie, a drugi wyjął fujarę, przystawił jej do cipska i też pstryknęli. Jak to wyglądało, to nie chcecie wiedzieć, mój koleś normalnie wszedł, spojrzał i przez godzinę nie wychodził z kibla, non stop wymioty... No co, nie wierzycie może? - urwał, zauważywszy kpiący uśmiech Konrada - w przyszłym tygodniu będę miał zdjęcia, to sobie zobaczycie. Normalnie jak porno...

- No, pokażesz te zdjęcia, to pogadamy - skwitował Kuba - Trzymajcie się na razie, idę na dół, muszę ścignąć Patryka...

Ludzi w szkole było już całkiem sporo, nic zresztą dziwnego, skoro za kilka minut miał się rozlec dzwonek. Patryk stał na dole, rozmawiał właśnie z Małym.

- Witajcie tawariszcze! - uśmiechnął się Jakub.

- Witaj Casanovo! - dociął mu Mały - Jak tam twój język, nie pogryzła za mocno?

- Odpierdol się, ja byłem pijany - skrzywił się Kuba.

- A ja to może nie?

- Mniejsza. O czym rozmawiacie?

- Właśnie próbuję zrekonstruować całość imprezy w moim własnym domu. Okazuje się, że przeoczyłem niezwykle interesujące szczegóły, prawda, Patryk?

- Dzięki, Pat! Jakbym chciał jeszcze kiedyś, żeby ktoś mi podłożył świnię, to będę wiedział, do kogo się zgłosić - ton Kuby nie wróżył niczego dobrego.

- Daj spokój, połowa imprezy was widziała...

- Żarty żartami, ale moje gratulacje - tym razem Mały mówił poważnie - Rybka to niezły strzał, szczęścia wam życzę...

- Oszalałeś?! - wystraszył się Jakub - Mowy nie ma! Nie chcę tej zdziry oglądać na oczy nawet! A tak przy okazji: na którą wy dzisiaj macie? Myślałem, że na drugą godzinę...

- One tak, my mamy wuef. Ale poczekaj, to co właściwie chcesz zrobić z Rybką? Udawać, że nic nie było?

- A jak? Albo jeszcze lepiej - w razie jakby co, ja sobie nic nie przypominam, zresztą prawie zupełnie zgodnie z prawdą. A wy zapamiętajcie sobie od razu - nic nie wiem. Koniec.

- Jak wolisz... Nie chcę oczywiście powiedzieć, że uważam cię za wariata, ale prawdę mówiąc...

- A wiecie, z kim chciałby kręcić Seba? - Jakub szybko zmienił temat, mając już dość drążenia tematu Sylwestra, Rybki, swojej amnezji alkoholowej i wszystkiego, co się z tym wiązało - Z Aśką!

- Cococococo? - zdziwił się Mały - Z tą z waszej klasy?

- Rzekłeś, mistrzu. Oficjalnie nic nie mówił, ale żebyście widzieli jego minę, jak puściłem bałach, że Aśka puszczała się na imprezie...

- Uwierzył?

- Jeszcze jak! Mało go szlag nie trafił, ale udawał, że nie zwraca uwagi. A ty co tak stoisz? - Kuba spojrzał na Patryka, który wyglądał, jakby zobaczył ducha.

- Boże, ja naprawdę myślałem, że on ma lepszy gust... - powiedział Patryk takim tonem, jakby oświadczał, że Seba zwariował.

- Nie to jest ładne, co jest ładne, zapamiętać - rzucił Kuba przez ramię - Na następnej przerwie w kiblu na drugim, trzymajcie się.

Pawel Wisniewski
Pawel Wisniewski
Opowiadanie · 22 lutego 2001
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    pawel
    beznadziejne

    · Zgłoś · 18 lat