Ciocia Jadwinia była stara i samotna, mieszkała w przedwojennej kamienicy starszej niż ona sama. Do jej mieszkania wchodziło się z głównej ulicy, poprzez ciemną bramę na wewnętrzne, wybrukowane podwórko. Do sutereny prowadziły marmurowe schody, ściany były ozdobione stiukami a na parapetach okiennych stały skrzynki z pelargoniami. Na II piętrze , na dębowych drzwiach umieszczono dwa dzwonki i dwie wizytówki. Tymi drzwiami wchodziło się do przedzielonego zasłonką przedpokoju i dalej do mieszkania cioci. Pokoje były wysokie i umeblowane meblami różnego pochodzenia; w salonie stał ciężki kredens, okrągły stół przykryty koronkową serwetą, wyleniała otomana i głęboki fotel, z którego sterczała zepsuta sprężyna. Dywan miał niegdyś wzór turecki, dziś niemożliwy do zidentyfikowania. Krzesła z wysokimi oparciami były różnego wzoru, na ich siedzeniach zalegały poduszki wydziergane ze sprutych swetrów. Nad stołem wisiała opuszczana lampa z abażurem, pamiętającym czasy I wojny światowej. W sypialni całą ścianę zajmowała dębowa szafa z lustrem, między dwoma oknami stała toaletka z owalnym lustrem a secesyjne, podwójne łóżko miało na rogach cztery miedziane kule, które kiedyś wspierały baldachim. Łóżko kryła szydełkowa kapa z różyczkami gdzieniegdzie zjedzonymi przez mole. Duży obraz w złoconej ramie przedstawiał modny w okresie międzywojennym landszaft. Kiedyś ciocia mieszkała tu z mężem i synem. Mąż zmarł w kwiecie wieku na serce a syn wcześnie się ożenił i wyemigrował do krewnych swojej żony w Australii. Ciocia Jadwinia po wyjeździe syna kupiła sobie terierka. Niestety, Punio chorował na nerki i żył krótko, pomimo częstych wizyt u weterynarza. Po jego stracie ciocia została samotna jak palec. Co prawda, miała koleżanki, które odwiedzały groby swoich mężów na tym samym cmentarzu, na którym ona pochowała swojego męża. Spotykała się z nimi w każdą niedzielę po mszy, gawędziły sobie mile i wymieniały uwagami na temat utrzymywania kamiennych nagrobków w czystości. Każda z nich miała dla siebie wykupione miejsce u boku swojego męża, ciocia też zamówiła sobie nagrobek ze swoim imieniem, nazwiskiem i datą urodzenia. W odpowiednim czasie będzie trzeba tylko wpisać datę śmierci. Kiedyś ciocia czytała dużo książek i szydełkowała. Teraz wzrok jej się popsuł i wieczorami słuchała muzyki poważnej ze starego adaptera. Syn nie lubił pisać listów i przysyłał jej tylko kartki na święta. Natomiast kilka serdecznych listów dostała Hermana z Niemiec. Podczas wojny ciocia była na przymusowych robotach w gospodarstwie rolnym jego rodziców. Gdy wkroczyli sowieci to Herman miał 11 lat a ciocia uratowała mu życie mówiąc ruskim sołdatom, że chłopiec jest jej bratem - niemową. Wieczorami wyciągała listy Hermana z pudełka po czekoladkach i układała na koronkowej serwecie. Były tak wytarte, że aż nieczytelne. To było bez znaczenia bo treść tych listów miała zapisaną w swoim sercu. Przed laty, ciocia Jadwinia miała pięć serdecznych przyjaciółek. Każda z nich w wybrany dzień tygodnia zapraszała pozostałe na słodki podwieczorek. Do dziś na tym świecie pozostała już tylko ciocia Jadwinia i jej koleżanka z wtorku , która po złamaniu stawu biodrowego nie wychodziła z domu. Dlatego w każdy wtorek ciocia ubierała swój czarny płaszcz z kołnierzem ze srebrnego lisa, na głowę zakładała pilśniowy kapelusz i podpierając się laseczką szła na wizytę. Po drodze wstępowała do cukierni i kupowała dwie kremówki. Przy kawie obie panie oglądały stare zdjęcia, wspominały młode lata i swoje nie żyjące przyjaciółki.
Którejś nocy ciocia miała piękny sen; była małą dziewczynką, szła do katedry poświęcić koszyczek z pisankami i wielkanocnym barankiem. Była wystrojona w perkalową sukienkę a na nogach miała nowe buciki i koronkowe podkolanówki. Długie warkocze zawiązane białymi kokardami skakały jej po plecach a słońce całowało oczy. Jadwinia usłyszała głos swojej mamy: Jadwiniu , chodź do mnie, daj mi rękę! Jadwinia poczuła, że mama mocno chwyciła ją za rękę i nagle jej sen się skończył.
We wtorek rano wróbelki na próżno przyleciały na parapet mieszkania na II piętrze i czekały na okruszki ze śniadania. Pod kontener ze śmieciami przyszła bezdomna kotka, usiadła nad pustą miską i czekała aż ciocia przyniesie jej kubek mleka. Kotka spodziewała się kociąt i bardzo tego mleka potrzebowała. Koleżanka cioci zaparzyła kawę i wyglądała przez okno wypatrując gościa. Po godzinie oczekiwania zadzwoniła do sąsiadki mieszkającej obok cioci Jadwini aby do niej zajrzała. Sąsiadka zapukała raz, potem drugi. Nie usłyszała odpowiedzi. Nacisnęła klamkę i weszła do sypialni. Ciocia Jadwinia spała.
Ciocia Jadwinia
Grażyna Kral
Grażyna Kral
Opowiadanie
·
7 marca 2012
Gdy wkroczyli sowieci, Herman, nie "to Herman".
Zbędny przecinek po "przed laty".
*nieżyjące
To jest jeden z tych tekstów, po których lekturze mam ochotę zapytać: no i co z tego?
Przeczytałem, nic z tego nie wynika. Dodatkowo proporcja faktycznej fabuły i suchych opisów otoczenia jest niedopuszczalna, 1/3 tekstu zajmuje Ci opis mieszkania cioci, takie rzeczy nudzą w nadmiarze.