Literatura

Cyniczni (2) (opowiadanie)

Voyteq Hieronymus de Borkovsky

Drugi fragment większej całości

         Lizę poznał trzy lata temu. Wielki slam w pubie Wrona. On, Marek Batocki, zwyciężył... Jakieś kamery telewizyjne, jakiś wywiad dla radia... Zamówił mocną herbatę i colę...
- Gratuluję Panu...!
         Podniósł leniwie oczy znad Wyborczej... i wybełkotał od niechcenia:                            
- Dziękuje...
- Czy mogę się dosiąść?
        Dopiero teraz omiótł ja wzrokiem. Wysoka platynowa blondynka z dużym biustem w czarnym golfie i dżinsach... Obcięta dość krótko... Kurze łapki pod oczami sugerowały co najmniej czterdzieści lat.
-Proszę..., będzie mi miło – powiedział bez przekonania.

  

      Nadjechało dwadzieścia sześć, a zaraz potem siedemnastka, do której Marek wskoczył. W autobusie pusto... Usiadł zaraz za kierowcą po prawej stronie.

 

        Przeszło godzinę tłumaczył Lizie ezoteryczny sens hinduskiej Księgi papugi. Ta słuchała go nie przerywając, od czasu do czasu popijając Warkę ze szklanki... Przed wyjściem z pubu wymienili się numerami komórek. Odprowadził ją do taksówki...
        Zadzwoniła nazajutrz wieczorem...

 

        Siedemnastka zatrzymała się w pobliżu kompleksu Szpitala Psychiatrycznego. Do planowej wizyty u doktor Aldony Krasnowskiej zostało mu już tylko kilka minut. Wizyta nie różniła się od wszystkich wcześniejszych. Pytania: - Jak się pan ogólnie czuje, jak apetyt, jak pan śpi, czy łyka pan tabletki, czy są myśli samobójcze, czy jest cos co pana niepokoi...? Oczywiście wszystko dobrze, sen nie bardzo, ale apetyt tak, ogólnie nie lubi siebie, niepokoi go to, że bywa agresywny... Tabletki łyka... Aha, no to ok. Jak zwykle receptka na depakinę, pernazynę, atarax. Następna wizyta za dwa miesiące... Do widzenia... Do widzenia...

 

       Umówił się z Lizą na następny dzień w Staropolskiej...

 

       Nie chciało mu się wracać do domu, ale pomysłu na resztę dnia nie miał. Usiadł więc na przystanku i zaczął palić...

 

        Liza przyszła do Staropolskiej punktualnie co do sekundy. Czarne rajstopy, czarna sukienka mini z dużym dekoltem...

 

        Marka rozbolała głowa, więc jednak powlókł się do domu. Tam łyknął dwie aspiryny i zaparzył sobie herbatę, lecz nie zdarzył jej jednak wypić, bo zasnął. Kiedy się obudził, przeczytał na komórce esemes od Lizy: Gdzie jesteś? Odpisał, ze minął właśnie Poznań, że teraz do granicy... I wyłączył komórkę. Ubrał się i wyszedł bez celu na ulicę.

 

      Zrobił Lizie wykład o wątkach magicznych w Fauście Goetego, cały czas gapiąc się w jej biust. Ta zaproponowała spacer po Starówce...

 

       Na dworcu głównym kupił trzy paczki Golden Americanów i wracał powoli do domu.

 

        Pojechał z Liza taksówką pod jej dom. Pożegnali się umawiając się na niedługo i Marek poszedł na przystanek. Gdy wrócił do domu, ona zadzwoniła...
- Czy mi się zdaje, czy Pan mi cos obiecał i nie dotrzymał słowa... – usłyszał  jej głos w słuchawce.
- Ja..., no cóż.., pani wybaczy, pani Lizo..., ja...
-Widzi pan, obiecał i zapomniał, ale to jest do odrobienia...
- Co?
- Obiecał mi pan dać coś swojego do poczytania. To, co usłyszałam na slamie, było naprawdę ekstra, więc chcę jeszcze... Pan mi to obiecał...
- Tak, rzeczywiście, przy najbliższej okazji nie zapomnę... Obiecuję!
- Trzymam za słowo. Ta najbliższa okazja może być już jutro. Proszę do mnie przyjść o dziewiątej.
        Tak wczesne wstawanie nie bawiło Marka. W zwyczaju swoim czytał do bladego świtu, później spał do południa... Ale cóż...
- Ok. – odpowiedział – ale za bardzo nie wiem, gdzie...
- Ulicę, dom i klatkę schodową to pan już zna. A numer mieszkania 34. Zapamięta pan? 34. na domofonie jest zresztą nazwisko...
        Nie pamiętał jej nazwiska, przedstawiała mu się we Wronie,  ale nie zapamiętał, a jak dzwoniła to mówiła swoje imię.
- Dobrze, będę o dziewiątej, cieszę się...
- A ja jeszcze bardziej... – odpowiedziała.


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Radosław Kolago
Radosław Kolago 14 marca 2012, 09:44
*Dziękuję.

Wyborcza w kursywie.

Długie myślniki w dialogach, zawsze.

"Wysoka platynowa blondynka z dużym biustem w czarnym golfie i dżinsach." - to brzmi tak, jakby ten biust był w czarnym golfie i dżinsach, może przecinek po biuście daj, czy coś.

*coś, co

"Marka rozbolała głowa, więc jednak powlókł się do domu. Tam łyknął dwie aspiryny i zaparzył sobie herbatę, lecz nie zdarzył jej jednak wypić, bo zasnął." - powtórzenie, dwa razy "jednak".

*Goethego.

*Lizą

*coś

Jak na tak krótki tekst, bardzo mocno niedopracowane, pełne literówek. Ponownie: wielokropki!

No i nie wiem, jak u umiłowanych przez Ciebie sąsiadów z zachodu, ale w Polsce nie ma czegoś takiego jak wielki slam z kamerami telewizyjnymi, sorry.

Podobał mi się pomysł z podzieleniem narracji na dwa plany, ale myślę, że w dużym stopniu zmarnowałeś potencjał tego zabiegu.
przysłano: 9 marca 2012 (historia)

Inne teksty autora

Bydgoszcz, sobota 30 maja 2015 roku
Voyteq Hieronymus de Borkovsky
Partykuły modalne
Voyteq Hieronymus de Borkovsky
Wiersz niewymuszony
Voyteq Hieronymus de Borkovsky
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca