a zakręt tuż

Evit-ka

 Szła sprężystym krokiem. W ruchach tyleż zdecydowana, co zmysłowa.

 

Jej rytmicznie kołyszące się biodra okrywała spódnica w romby. Te – pewnie dla zyskania na wyrazistości – miały brązowe kontury. Choć samo wnętrze raczej w kolorze pomidora. I to takiego, który wyrósł na południu.

 

Nagłe zachwianie się zgrabniej sylwetki wyglądało na skutek wpadnięcia obcasa w kratkę ściekową. I/ lub jego złamania.

 

Przystanęła bezradnie na jednej nodze. Zupełnie tak, jak czynią to niektóre ptaki, zamierając na chwilę w bezruchu i bezradności.

 

Nie mogła zdjąć butów i pójść dalej boso. Bo kawałki wspomnień i dowodów na istnienie ostatniej nocy...

Tak, one mogłyby poranić. Wygląda na to, że metodycznie i bez litości. Chyba nie tylko stopy.
 

Evit-ka
Evit-ka
Opowiadanie · 3 kwietnia 2012
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    To wszystko?

    · Zgłoś · 12 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    trudno skomentować "myśl" Autora. Na pewno z łatwością można wyrazić opinię, że nie jest to opowiadanie.

    · Zgłoś · 12 lat