Szła sprężystym krokiem. W ruchach tyleż zdecydowana, co zmysłowa.
Jej rytmicznie kołyszące się biodra okrywała spódnica w romby. Te – pewnie dla zyskania na wyrazistości – miały brązowe kontury. Choć samo wnętrze raczej w kolorze pomidora. I to takiego, który wyrósł na południu.
Nagłe zachwianie się zgrabniej sylwetki wyglądało na skutek wpadnięcia obcasa w kratkę ściekową. I/ lub jego złamania.
Przystanęła bezradnie na jednej nodze. Zupełnie tak, jak czynią to niektóre ptaki, zamierając na chwilę w bezruchu i bezradności.
Nie mogła zdjąć butów i pójść dalej boso. Bo kawałki wspomnień i dowodów na istnienie ostatniej nocy...
Tak, one mogłyby poranić. Wygląda na to, że metodycznie i bez litości. Chyba nie tylko stopy.