Od dłuższego czasu zastanawia mnie funkcja przestrzeni i wzrostu. Niebo, które w zasadzie istnieje nad ziemią, ale nigdy nie dotknie zachmurzonym nosem równiny, poobiedniej kobiecej sukienki i trawy, która puchnie sprawami śródmiejskich podwórek. Żadna gałąź nie uszczypnie nieba w policzek, które nigdy samemu nie podetrze pośladków o dachy i asfalt miasta, aby poczuło, że bez przerwy istnieje. Jednak może być tak, że wszystko co pod nim to wyśnione równiny, bo wisi w letargu. Chociaż bardzo podobny do szczelin jest deszcz, który w zasadzie może być przerwą.
***
Spacerując przez miasto uczę się na pamięć piosenek powietrza, pobieram lekcje od wiatrów
w gwizdaniu i śpiewie. Nawet wczoraj zdawało mi się, że nauczyłem się kilka kawałków, które musiałem zasłyszeć, gdy wiało grube 80 kilometrów na godzinę. Kiedy idę miastem przygnębia mnie wiele problemów, na przykład taki, że wreszcie nie ruszy zaszczurzonego, betonowo-asfaltowego tyłka i nie przekona się na własnych domach, powietrzu i żwirze jak to ciężko grać w kółko i krzyżyk ze światem, z codziennością gnijącą od jabłek... grać z życiem.
***
No, właśnie. Życie wybiera się później. Najpierw jest tylko słowem przejrzałym od barw.
Prawdziwe przychodzi dopiero, kiedy cisza usiądzie na czubku języka i wyrzuca wyrazy
jak kaczki do wody.
***
Intryguje mnie niebo. Stąd przez długie godziny wykrzykuję w sobie:
- Ej no, niebo - przyjdź do mnie!
- Niebo, złap mnie wreszcie!
Ale tylko czasami górowanie słońca jest wymowną na oku, zimną odpowiedzią.
Długimi tygodniami zdrapuję powietrze, a z zebranych sekund lepię miasteczka i chłopców, którzy nie mogą dzielić warkoczy i dziewczyn. Odgaduję jaką to może sekwencją cyferek i liter zaszyfrowano niebo, seks wieczny i szczęście.
***
Od czasu do czasu samotność puka do drzwi i okien. Przyjmuję ją do siebie. Dobre? Przecudna gościnność. Ona późno się kładzie do łóżka lub patrzy prosto w oczy watahom księżyca i gwiazd.
W końcu wpraszam ją lekkim ruchem do kieszeni. Nie od dzisiaj wiadomo, że samotność leżąca
na rękach w kieszeniach, (i to najlepiej przedziurawionych) ma jakoś przytulniej.
Ciekawie napisane. Taki monolog z chwili obecnej, krótka wypowiedź myśli, kilka nagłych skojarzeń.
Tak mi się skojarzyło z wierszykiem, który powiedziała moja kuzynka, jak była mała:
lubię patrzeć w niebo
tam latają anioły i pasterze
za chmurami wysoko
niebo niebo niebo :D
Dobre też pytanie można zadać: dlaczego motyw nieba? Niemniej, podoba mi się.
czasem lepiej nie brać się za czytanie dopiero następnego dnia ;)