Karolinie Hajduk
(Herezje na teorię literatury i nie tylko)
Jeśli czas jest osobą, nie zdąży postawić
kroku naprzód, gdyż minie choć jedna sekunda,
która nie jest od niego - sekunda absurdu,
lub wtedy przez sekundę istniałby paradoks.
***
Pisanie zaczynam od ogólnego zagubienia. Myślę: każda literka jest Jasiem i Małgosią i poszukuje innych literek, by było im raźniej. Ktoś mi wczoraj powiedział, że wszystko już było napisane. Język mnie nabrał i w każdym momencie wypluwa z ogromnego pyska, to co trawi od zawsze i na wieki wieków. W jego wielkim żołądku pływają regały bibliotek, które jeszcze nie wyszły z podziemia, zakonspirowane powieści, przyczajone wiersze z ogromnym apetytem na celulozę. Gdy jedynie kosmos lub niebo podwyższa sobie poprzeczkę, na której zawiśnie, chociaż nie ma odwagi, by przeskoczył ją choć raz kiedykolwiek.
***
Codziennie na powiekach hoduję krajobraz,
kolory, które tylko wstępują do słońca.
Między siódmą, a ósmą wyburzam powieki,
na ruinach oswajam lub rąbię powietrze.
***
Jednak lubię upuszczać kamienie i gwiazdy do książek, czyli studni z kolejnym dnem z kropki. Nieraz smutkiem i ciszą zaznacza się kartki, zwłaszcza kiedy przeplatam tych dwoje w zakładkę. Literatura jest niewyśnionym snem, który się zaczyna i kończy na kropce (przynajmniej dla nas), bo kropka wyrzuca myśl dalej jak niepozorny strażnik wartując na wieży. A może i nawet kropki są także studniami.
***
Jednak lubię wysyłać na wojny herezje, przede mną jeszcze z tysiąc potyczek na myśli. Wrogi obóz niekiedy jest moim obozem. Poezja jest gwałtownym niedźwiedziem na łowach, każda fraza jest ślepa
i nieprzewidywalna. Grzmot w pogodny dzień. Słowo pisane samo w sobie jest martwym neutralnym naczyniem na grzmoty i wizje. Poezja jest strumieniem bez ujścia i dna. Przecież każda emocja, wrażenie i myśl nie są żadnym kowadłem, ręką rzemieślnika. Jest snem, którego poddaję drążeniom i pracy, a tygodniami wykuwam szczelinki i jamki.