Spokój Pana Władka (opowiadanie)
Dariusz Chudecki
Tymczasem daleko, daleko stąd, Pan Władek nie dawał sobie spokoju. Siedział za biurkiem, przed przyciskiem z napisem "papuga na halę". Był dzisiaj w średnim humorze. Na biurku stał kubek z wypitą wczoraj kawą, w jednej ręce trzymał papierosa, a drugą zadręczał klientów i sprzedawców dźwiękiem z głośnika, zebranych na dużej akustycznej przestrzeni; każde siedem sekund Pan Władek odmierzał sekwencją sztucznej papugi rozlegającej się charakterystycznym skrzekiem, który roznosił się po pasażu.
Ludzie nieraz zamierali, starszemu panu wypadły suszone morele a dziecko wypluło cukierka, który i tak był niedobry. Sprzedawcy w duchu coraz intensywniej się zastanawiali nad dzisiejszym stanem Pana Władka, od trzech dni nie wychodził wszak z kabiny, mruczał coś do siebie i wydawał się nieobecny, nocki brał wszystkie. Zdarzyło się że ktoś widział, jak cośtam spawał w swojej kabinie. Dziwny był Pan Władek ostatnio. Ludzie zastanawiali się jak długo dziś będzie skrzeczał z głośnika. Nieobeznani z kolei z lokalnym rytuałem, klienci w kolejkach z machali głowami we wszystkich kierunkach w poszukiwaniu ptatków których nie było. Pan Władek naprawdę dawał już wszystkim w kość, i chyba mu się to podobało. Nawet szmuglowane papugi, gdyby takie były, pochowałyby się w pudłach ze wstydu od tego dźwięku.
Pewien sprzedawca z dużym wąsem, co miał gwoździe, jaja i cytryny a więc szeroki asortyment, podszedł do kabiny Pana Władka, ukłonił się i rzucił:
- Panie Władku, dałby sobie pan już spokój.
Pan Władek zamyślił się. Nacisnął ostatni już raz sygnał papugi, tym razem już z sekundowym opóźnieniem, jakby z zawahaniem. I dał sobie spokój. Reszta dnia upłynęła na hali w innej atmosferze.
Zaloguj się Nie masz konta? Zarejestruj się