Jeszcze cztery stacje i zwrotnica. Jeszcze tylko te cztery stacje i wyjdzie zajarać. Ten jeden plan nadawał jego myślom logiczny tok. Był wściekły. Przekręcił wajchę jeszcze trochę w prawo. Pociąg sunął szybko, światła mijanych domów wpadały przez brudne szyby szoferki. Ciekawe, czy robi to z nim przy zapalonym świetle, czy wstydzi się rozstępów i niby dla nastroju zgasiła lampkę, zanim ją rozebrał. Najchętniej by ją zabił. Rozwaliłby suce łeb. Zanim jeszcze zaczną na dobre się pierdolić, przegarnie te swoje farbowane włosy i powie, żeby był delikatny. Suka żałosna. Heniek i tak wiedział, że najbardziej kręci ją mocno i od tyłu. To nie byłby pierwszy raz, jak puszcza go kantem.
Po trasie wróci do domu i zastanie ten jej idiotyczny uśmiech przy porannej kawie.
-Jak było w robocie? – spyta, patrząc podkrążonymi oczami znad zlewu pełnego brudnych garów.
- Przesuń się -powie i zacznie sprzątać. Jej nigdy nie przeszkadzał syf, prędzej udusiłaby się pod hałdą śmieci, niż je wyniosła.
-Idź się wykąpać, nie domyłaś makijażu i śmierdzisz.
-Spierdalaj świrze- odpowie, ale po chwili faktycznie zamknie się w łazience. Przynajmniej nie będzie musiał na nią patrzeć. Ustawi naczynia na suszarce i pójdzie do pokoju. Włączy telewizor, przeleci kilka kanałów. Jakieś pytanie na śniadanie, czy inne poranne gówno. A teraz Maryla Rodowicz opowie widzom o swoim kocie.
-Wyjdziesz stamtąd kiedyś? Chciałbym się wykąpać.
Było niedługo po północy, ale on nie mógł spać dwa dni z rzędu i teraz wyraźnie odczuwał zmęczenie. Z powrotem w Katowicach będzie najwcześniej o piątej. Pomyśleć, że kiedyś wychodziła po niego na dworzec i przynosiła kanapki. To był ten okres, kiedy była brunetką, a może był ruda. Nie pamiętał. To było jeszcze zanim zaszła w ciążę. Pociąg mknął przez noc. Kolejna podróż z setkami końców.
Minie się z nią w drzwiach łazienki. Będzie miała na sobie szlafrok, który kiedyś dostał od matki na gwiazdkę.
-Zafarbowałaś odrosty. Wart był przynajmniej?
- Spieprzaj.
Nad wanną wisiała szafka. Tam były żyletki i pianka. Zawsze, ilekroć chciał się ogolić, musiał przekopać się przez rzędy poustawianych pudełek po farbie do włosów. Doprowadzała go tym do szału, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby przez przypadek nie zrzucił ich do wanny. Potem łowił te jej skarby i ustawiał od nowa. Wszystkie puste, bo wycinała kody kreskowe dopiero gdy uzbiera dwadzieścia opakowań, jakby nie mogła tego robić na bieżąco. Woda ledwo ciepła. Cholerny bojler.
Przetarł oko mankietem od koszuli. Deszcz padał coraz mocniej. Sprawdził kieszenie spodni w poszukiwaniu zapalniczki. Płomień był słaby, ale jeszcze dało się odpalić. To chyba zresztą jej zapalniczka, nie przypominał sobie, żeby taką kupił. Z delfinami. Od kiedy kurwa interesują ją zwierzęta? Zbliżał się do przejazdu kolejowego. Obracał w palcach zapalniczkę. Nie zauważył, że w oknach stróżówki nie paliły się światła. Delfin wyskakiwał z morza na tle zachodzącego słońca, ale to mały fiat był ostatnią rzeczą jaką zobaczył, zanim uderzył tyłem głowy w ścianę szoferki, a potłuczone szkło poraniło mu twarz.
Sala na której leżał była oświetlona jaskrawym światłem. Spróbował ruszyć głową i rozejrzeć się dookoła. Jego łóżko stało przy samym wejściu, więc nie był pewien, ile dokładnie ich się tam znajdowało. Sześć albo osiem. Ktoś kasłał. W rękę wbity miał welflon, uniósł ją i dotknął opatrunku na twarzy. Chyba bez tragedii. Nie wiedział, czy nie powinien kogoś poinformować o tym, że odzyskał przytomność. Poczuł nagły głód, ale po chwili już spał.
- Siostro, gdyby siostra wiedziała, jakie ja mam pomidory na działce, nie to, co w sklepach. Jak się pani da zaprosić, to zobaczy pani jakie dorodne.
- Panie Kwieciński, niech pan nie zaczyna, ja mam jeszcze innych pacjentów poza panem.
- Pani Halinko…no niech pani taka nie będzie.
- Dobrze, już dobrze. Porozmawiamy, jak pana będę wiozła do zabiegowego.
- Proszę zaczekać. Ten z wypadku chyba się obudził, bo coś majstruje przy kroplówce.
Panie Henryku, słyszy mnie pan? Miał pan wypadek. Jest pan w szpitalu Korczaka. Wszystko będzie w porządku.
- Co się stało?
-Uderzył się pan w głowę.
-Jaki mamy dziś dzień tygodnia?
-wtorek. 30 marca.
-Proszę odpoczywać. Niedługo przyjdzie do pana lekarz.
- Ma pani śliczne włosy…
- Proszę spróbować zasnąć.
-Był ktoś do mnie?
- Tylko pana matka.
Mijały dni, a Heniek dochodził powoli do siebie. Rany na twarzy okazały się na tyle drobne, że po ściągnięciu szwów, prawie nie zostały blizny. Tylko z lewym okiem było coś nie tak, nie otwierało się do końca i jakby trochę słabiej widział. Ale wyglądał dobrze. Nikt poza matką go nie odwiedzał i w efekcie jedyną kompanką do rozmów stała się dla niego siostra Halina. Miała jakieś problemy w życiu osobistym, więc rzadko rozmawiali na poważne tematy. Czytała mu wiadomości sportowe i raz nawet przyszła pochwalić się nowym kolorem włosów. Nie była pięknością, ale jemu się podobała. Szczególnie upodobał sobie sposób, w jaki paliła papierosy. Pośpiesznie i łapczywie, jak mała dziewczynka jedząca watę cukrową. Zarzekała się, że rzuci, jak tylko zajdzie w ciążę, ale nie rzuciła.
Termin miała wyznaczony na czerwiec. On brał dłuższe kursy, bo Halina nie mogła już pracować. Czekała na niego w domu, a wieczorem chodzili na spacery. Opowiadał jej o krajach, które odwiedził, gdy jeszcze jeździł na tirach. Ona chciała dziewczynkę, on wolał żeby urodził się chłopak. Jego matka codziennie dzwoniła z nową listą imion. -Bo przecież wuj Onufry był takim wspaniałym człowiekiem.
Wody zaczęły jej odchodzić, podczas kąpieli. Gdy zorientowała się, że to już, nie było nawet czasu na spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Trzymała się za brzuch i powtarzała w kółko – kochanie to już, to już… Pomógł jej wsiąść i odpalił samochód. Miała problem z zapięciem pasa. Pieprzony maluch. Zapachowa choinka obijała się o przednią szybę. Wycieraczki pracowały szybko. Deszcz zalewał szyby, a ona zdążyła jeszcze zażartować, że niebo towarzyszy jej w porodzie. Szlaban był podniesiony, więc nawet nie zwolnił.