Smutna historia kilku paradoksów

Redakcja

 

[Tekst napisany na potrzeby Redakcji. Zdaniem kandydata na opiekuna sekcji prozatorskiej jest poprawienie poniższego tworu oraz napisanie merytorycznego komentarza o tekście.]

 

 

Jesień nadchodzi dzieci wybiegły do szkoły i ryczą do siebie. Ja tam nie ryczę bo mnie szkoła już ominęła i czas umierać. Umierać?! A podobno życie zaczyna się na studjach bo podobno wtedy ludzie są wyluzowani imprezują i tak dalej i wogóle. No i ja postanowiłam trochę się rozkręcić po tułaczkach i torturach w liceum ale teraz to już nie wiem czy to ma sens. Świat po maturze miał być taki piękny ludzie mieli czekać na mnie z otwartymi ramionami, mieli mi po zniżce sprzedawać kremówki i takie tam. A tu co? Praca i dom i trzeba robić obiad i iśc spać bo zaś do pracy trzeba iść. To jest paradoks pierwszy: jesteś młody i zapuszczasz włosy w małym mieście gdzie ludzie znają cię lepiej niż twoi rodzice. Wyjeżdżasz do dużego miasta bo masz dość ścisku i ocierania się o ludzi z braku miejsca. No i jedziesz do dużego miasta. A tamco? Ścinasz te włosy bo przez  to złe powietrze niszczą ci się końcówki i nikt nie patzy zresztą na ciebie bo nikt ciebie nie zna! Jesteś jak ta mała mrówka w tym tramwaju przy tych wszystkich wielkich ludziach znaczących naprawdę wiele. W końcu przeca mają ulgi w komunikacjach staruszki to myślą że wszystko im wolno.

 

Paradoks drugi jest o wiele poważniejszy od poprzedniego. Brzmi tak – dziadki. Dziady i dziadki w mieście to porażka totalna – bo im się śnią cudowne manowce i kwiaty każdego dni z dostawą do domu: WITAMY! MA PANI DZIŚ 70 LAT I 278 DNI! TO JEST POWUD DO WIELKIEJ RADOŚCI NARODÓW, PANI ŻYCIE JEST DLA NAS NAJWAŻNIEJSZE BO TO DLA PANI PRACUJEMY NA EMERYTURE! ŻYJ PANI DŁUGO I NIE UMIERAJ, NIE BĘDZIEMY MIELI KOMU WZALNIAĆ MIEJSCE W AUTOBUSIE, GDY PAN PRZYEJEŻDŻASZ JEDEN PRZYSTANEK I NIE ZDĄŻYSZ NAWE UŚIĄŹĆ! Tak, dziadki myślą, że jak skończą 50 lat to im się już wszystko od życia należy, a przecież my młodzi też mamy prawo usiąść, właszcza gdy wracam z pracy po 12 godzinach pracy. No ale oni i tak lubią narzekać, że te studenty to takie głupole i nic w glowie nie ma.

 

W ogóle nie rozumiem tego wielkomiejskiego filozofowego myślenia. Naprzykład ludzie wolą czekać pół godziny na jeden autobus aby pojechhhac jeden przystanek który jest 600m dalej niż te 600m przejść. Przecież to nie jest daleko jakieś tylko dziesięć minut. Zaoszczedzić można ile no około dwudziestu minut. A niby tak wszędzie się śpieszą! TO jest kolejny paradoks: ludzie tracą czas stanie na przystanku a potem narzekają że nie mają kiedy usiąść ani zjeść. I potem chodzą do Maka.

 

Paradoks kolejny to taki gastronomiczny, czyli wprost z życia codzienności. Wsiadam do pociągu w stronę domu jest koło 21  i znajduję miejsce siedziące przy dwóch dziewczynach. Jedna mówi: KURCZE JESTEM GRUBA SPAŚIONA ŚWINIA MARECZEK MNIE NIE CHCE BO MAM NADWAGI PÓŁ KILOGRAMA. OD JUTRA ZACZYNAM ĆWICZYĆ! MUSZE PRZECIEŻ JAKOŚ WYGLĄDAĆ. Na moje oko dziewczyna ma lat 17 więc wiek gdzie dzrewczyny to najpiękniejsze co temu narodu może się przydarzyć. Ale mówi dalej: ZOŚKA, JEDZIEMY DO MAKDONALDU, MUSZĘ COŚ ZJEŚĆ. MYŚLĘ ŻE 4 CZISY WYSTARCZĄ, CO? NO NA PIĘĆ MINUT PRZECIEŻ WIESZ JAK SZYBO ZJEM. No, to jest przerażające i nawet dieta cud tutaj nic nie w skóra.

 

Ale i tak najśmieszniejsze są randki tych 17nastek. Wiecie, pracuje w pijalni czeolady i kawy gdzie romantyczna muzyka i pralinki to głowna atrakcja jak to mówią przez żełądek do serca, tak na słodko. I wyobraźcie sobie, że przychodzi chłopak na oko 19 lat z dziewczyną na oko 17 (ale nie taką grubą jak tamta z pociągu), chłopak wygląda na bogato ubranego, zadbany włosy na gumę i te sprawy. Podaję kartę meni, tam są różne wybory, niczym w tęczy. A on mówi: WYPIJESZ HERBATĘ? NO DOBRZE, PROSZĘ O JEDNĄ HERBATĘ. TAK MALINOWĄ ZIELONĄ. TAK NA PÓŁ. Jeden dzbaneczek herbaty na pół! I nic więcej! Żadnego ciastka ani czekoladki, nic! To przerażające. Ale chłopak mówi: SPOKOJNIE LALA, JAK UMÓWIMY SIĘ NA DRUGĄ RANDKĘ TO ZAMÓWIĘ COŚ LEPSZEGO. WIESZ, NIE CHCĘ W CIEBIE INWESTOWAĆ BEZ SENSU PRZYSZŁOŚCI.

               

No więc wiedzie to całe big city live jest moją dobrą stroną. Nadchodzi jesień i chyba wolę umierać bo nie rozumiem ludzi i świata. Jak myślicie, może zostanę pustelnikiem? Bo trochę boję ciemności.

 

Autor: Karolina Hajduk 

 

 

Redakcja
Redakcja
Opowiadanie · 25 września 2012
anonim