… i coś chyba poszło strasznie źle, bo nagle patrzyłem na nią zaciskając szczęki, a moje policzki napełniały się gorzką śliną. Płakała. Dwie drobne dłonie w miejscu piersi, jakby próbowały przesłonić dwa ogromne siniaki. Ślady po zębach. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
Kiedy byłem małym chłopcem, babcia stawiała mnie na krześle i wpychała moją głowę pod kuchenny kran. Strumienie zimnej wody spływały mi przed oczami. Zlew napełniał się zimną wodą. Pamiętam tylko czerwony korek z resztkami jedzenia, którego nie dało się wyciągnąć. Krzyczałem. Nie mogłem oddychać.
Laura leżała na stole bilardowym. Dwóch silnych mężczyzn w skórzanych kurtkach przesuwało dłonie po jej ciele. Któryś mruknął coś z kanadyjskim akcentem i wsunął jej dwa palce do ust, każąc ssać. Tak samo pachniał ojciec. Dreszcz. Odruch wymiotny.
Po wypadku wszystko się w domu zmieniło. Przestaliśmy rozmawiać. Matka przynosiła czasem niedosłodzoną herbatę. Siadała obok mnie, wpatrując się w wypełnioną krzyżówkę. W każdą literę, obrysowaną już dziesiątki razy tym samym, kończącym się długopisem.