Będąc nastolatką, myślałam, że miłość jest jak przyzwyczajenie się do pewnej osoby. Miałam wrażenie, że to głębsze uczucie zauroczenia. Uważałam, że to po prostu przyjaźń. Jak teraz myślę? Dowiecie się później. Najpierw opowiem wam moją historię.
Była zima. Ja, sama wśród otaczających mnie budynków, siedziałam na środku placu przy fontannie, patrząc jak płatki śniegu czule opadają, przykrywając świat warstwą swojego puchu. A dookoła małe światełka rozświetlały zimowy, mroźny wieczór.
Rozkoszując się widokiem grudniowego wieczoru, nie istniało nic prócz atmosfery, którą buduje zima. Zima jest najwspanialszą porą roku. Zima sprawia, że świat pięknieje w jej barwie. Czyż biały nie jest fascynujący? Biel jest czystością, jasnością, początkiem czegoś nowego. A do tego jeszcze dochodzi Boże Narodzenie. Święto najbardziej rodzinne ze wszystkich. Przyjaciele, czy rodziny zbierają się przy jednym stole, dzieląc się opłatkiem i życząc sobie najszczerszych życzeń. Wtedy każdy szczerze się do wszystkich uśmiecha, tworząc czas szczodrości. Zima to czas magii!
Powracając do mojej historii, to siedziałam tak sama w swoim własnym świecie. Po jakimś czasie, nie wiem jak długo, ponieważ straciłam rachubę czasu, usłyszałam hałas. Otrząsnęłam się z myśli i próbowałam odnaleźć źródło spowodowanego hałasu. Zauważyłam chłopaka, który pochyla się nad różnymi przedmiotami. Było tego trochę. Postanowiłam podejść i mu pomóc. Podeszłam. Podniosłam pudełeczko, które znajdowało się najdalej od niego. Zbliżyłam się, podałam jemu to pudełeczko i przywitałam się. Nieznajomy zaczerwienił się, wyciągnął rękę w moją stronę i sięgnął po pudełeczko. Przez moment staliśmy tak bez ruchu, wpatrując się w siebie. Miał oczy koloru jasnego brązu. Były tak niesamowite, jak liście na jesień. Jego oczy radowały się, były pełne entuzjazmu.
Zebraliśmy wszystkie upuszczone przez niego przedmioty i odszedł. Tak bez słowa? Nie przedstawił się? Nawet nie wiedziałam, czy zobaczę go jeszcze kiedyś. Nie wiedziałam, jaki jest jego głos. Rozmyślania o zimie i świętach przeszły na bok. Teraz miałam przed sobą widok oczu Nieznajomego.
Wróciłam do domu. Zrobiłam ciepłą herbatę i poszłam do łóżka. Oparłam się o zagłowie, kolana przybliżyłam do siebie. Przykryłam się kołdrą i odtwarzałam całą sytuację na nowo. Dlaczego nie odezwał się? Może nie mógł? Może był niemową? Może gardło go bolało? Już nigdy nie zobaczę chłopaka o niesamowitych oczach? Musiałam o nim zapomnieć, a przynajmniej powinnam. Przecież w ogóle go nie znałam. Może to jakiś łobuz. Łobuz o tak wspaniałych oczach? Nie, to mogłoby być prawdziwe. Postanowiłam nie pogarszać sytuacji i iść spać.
Nazajutrz wydawało mi się, że to nie zdarzyło się naprawdę. Jednak wiedziałam, że Nieznajomy z brązowymi oczami jest. Może i daleko, kilometry ode mnie, a może po drugiej stronie ulicy. Na pewno jest. Zastanawiałam się, czy on mnie zapamiętał. Uważałam, że nie zrobiłam na nim dużego wrażenia. Przecież gdyby tak było, zapytałby jakie mam imię i zapewne poprosiłby o kolejne spotkanie bądź numer telefonu.
Poszłam z moim kochanym psem na spacer. Wychodzę z nim, gdy tylko mam okazję. Myślałam, że może spotkam go przez przypadek znów. Oczywiście wiadome było, że to przesada. To nie bajka. To świat realny.
Minął miesiąc. Mój Nieznajomy przepadł. Nie pojawił się już w moim świecie. Z tęsknoty, jaką darze Nieznajomego, narysowałam jego oczy. Były takie same jak te prawdziwe. Brązowe, prawie że okrągłe i można by twierdzić, że też mają w sobie ten urok. Z każdym dniem coraz bardziej chciałam poznać Nieznajomego. Wiedziałam, że muszę go poznać. Miał coś w sobie, co przyciągało mnie do niego. Chciałam wiedzieć jaki jest, jakim imieniem obdarowano kogoś tak pięknego z oczami jak skarby.
Starałam się o nim zapomnieć, jednak sytuacja sprzed miesiąca wciąż była w mojej głowie. Odchodząc, nie odezwał się. Pewnie dlatego, że nie chciał mnie poznać. Tak, nie miał ochoty wiedzieć kim jestem, więc odszedł na zawsze. M u s z ę o nim zapomnieć, jakbym nigdy go nie spotkała, jakby wspaniałe oczy nigdy nie istniały. Musiałam. Tylko dlaczego wciąż myślałam o nim?
W lutym miałam ferie zimowe. Rodzice wysłali mnie do mojej kuzynki w góry na całe dwa tygodnie. Bardzo lubiłam się z Ulą. Obie byłyśmy jedynaczkami. Prawie zastępowałyśmy sobie nawzajem rodzeństwo. Gdy nie widziałyśmy się to dzwoniłyśmy do siebie i rozmawiałyśmy godzinami. Szybko znajdowałyśmy sobie zajęcie. Obie miałyśmy dużo pomysłów. Nigdy nie nudziłyśmy się. Gdy którejś było źle, rozśmieszałyśmy się wzajemnie, a potem trudno było powstrzymać się od śmiechu.
W tym roku na feriach większość czasu spędziłyśmy na dworze. Niedaleko Uli domu była spora górka. Wykorzystałyśmy to i zjeżdżałyśmy na sankach. Urządzałyśmy z jej przyjaciółmi bitwy na śnieżki. A śniegowe aniołki wychodziły nam najładniejsze ze wszystkich. Radości nie brakowało, a smutek nawet bał się zapukać do naszych drzwi.
Ferie szybko się skończyły i musiałam już wyjeżdżać od kuzynki. Żegnałyśmy się godzinę. Wracając, wyglądałam przez okno samochodu. Wszędzie był śnieg. Na niektórych podwórkach małe dzieci bawiły się. Biegały za sobą, rzucały śnieżkami, a inne całą rodziną lepiły bałwana.
Gdy dotarłam do jakiegoś większego miasta, zauważyłam idącą parę. Trzymali się za ręce, żartowali i spoglądali na siebie. Właśnie w tym momencie powróciła pamięć o Nieznajomym. Gdybym się odezwała, mogłabym teraz siedzieć z nim i pić gorącą herbatę. Gdybym tylko się odezwała…
Kolejny cały miesiąc znów myślałam o Nieznajomym. Coraz bardziej czułam, że muszę go poznać. Dlaczego tak było, miałam dookoła tylu chłopaków, a ja? Ja myślałam o Nieznajomym, którego poznałam trzy miesiące temu. Pamiętałam każdy szczegół dnia, w którym spotkałam Nieznajomego.
Zaczęła się wiosna. Zrobiło się znacznie cieplej. Wieczorami wpatrywałam się w narysowane przeze mnie oczy. Były idealne jak u nikogo innego. Uwielbiałam je. Nie było widać w nich żadnego zakłamania. Dziwne, a jednak istniały takie. Jedyne w swoim rodzaju.
Rozpoczął się drugi semestr i ostatni, więc starałam się siedzieć jak najdłużej przy nauce, by tylko nie wspominać o Nieznajomym. Robiłam to także, po to by mieć dobre oceny n świadectwie. Zapisałam się nawet na dodatkowe zajęcia, dzięki którym mogłam oderwać się od rysunku oczu. Pod koniec miesiąca wpadłam na pomysł, żeby zapisać się na zajęcia taneczne. Interesował mnie taniec towarzyski. Wtedy właśnie wszystko powróciło, ponieważ potrzebowałam partnera do tańczenia. Chciałam pójść na zajęcia z moim Nieznajomym. Szybko odsunęłam pomysł pójścia na tańce i to jakiekolwiek.
W połowie kwietnia odbyły się święta Wielkanocne. Świętowałam je u cioci nad morzem wraz z innymi ciociami i wujkami. Moja kuzynka Ula też tam oczywiście była. Osobiście nie przepadam za świętem Wielkanocny, ponieważ nie ma ciekawych obyczajów, jak na przykład w Anglii. Słyszałam, że tam dzieci szukają ukrytych w ogrodzie przez rodziców jajek. Jest również gra, w której toczy się jajka. Grę wygrywa osoba której jajko sturla się z górki najszybciej bez stłuczonej skorupki albo rozbije się ostatnie. Jednak oczywiście świętuję jak wszyscy inni i z moją kochaną rodziną. W Lany Poniedziałek kuzyni, w tym ja, nie pozwolili nikomu pozostać suchym. Niestety dorosłym się to upiekło. Ja z Ulą co chwilę się przebrałyśmy, to znów mokre byłyśmy. Oczywiście my też nie byłyśmy takie dobre, bo miałyśmy wodę w dużych pistoletach, jak reszta, by stworzyć „wodną bitwę”.
Przez cały maj i początek czerwca mało myślałam o Nieznajomym, dzięki czemu udało mi się skupić na nauce. Niestety nadal go świetnie pamiętałam. Pewnego dnia doszłam do wniosku, że byłam zła na siebie, że spotkałam Nieznajomego. Na co mi to było? Mogłam wtedy dalej rozmyślać o zimie, a nie brać się za pomoc jemu. Mogłam też wtedy cały dzień siedzieć w domu. Postanowiłam nawiązać kontakt z chłopakiem, z równoległej klasy, któremu wpadłam w oko. Nazywał się Darek i był sympatyczny, dobrze się uczył, lubił grać w gry planszowe. Co do wyglądu to praktycznie nic mu nie brakowało. Nie należał do osób brzydkich. Darek był wysoki, miał czarne włosy, oczy koloru zielonego. Lubiłam z nim spędzać czas. Było miło i przyjemnie. Czasem zaprosił mnie do kina na interesujące filmy. Nauczył mnie także jak zrobić z „niczego” różne dekoracje. Większość czasu spędzaliśmy w naszym ulubionym miejscu, a była nim mała rzeczka przy lesie.
Na wakacjach w pierwszym miesiącu niestety zerwaliśmy. Darek i ja to już przeszłość. Czułam się jednak trochę samotnie bez chłopaka, bez pewnego oparcia. Ale radziłam sobie. W połowie lipca pojechałam na wycieczkę nad Morze Bałtyckie. Zwiedziłam Ustkę i Słupsk. Bardziej spodobała mi się Ustka. Widziałam tam między innymi ratusz, wysoką latarnię morską, a także ładny kościół Najświętszego Zbawiciela. Jednego wieczoru wyszliśmy nad morze. Było przepięknie, można by się zakochać w takim widoku. Zachodzące, czerwone słońce odbijało się w morzu. W Słupsku widziałam Zamek Książąt Pomorskich. W sierpniu trochę mi się nudziło, pomimo że spotykałam się ze znajomymi. Zazwyczaj włóczyliśmy się po mieście. W jednej z placówek dla młodzieży zapisałam się na rękodzieło, a dokładnie haftowanie. Wychodziło mi to nieźle, choć przyznam, że bardzo trudne i pracochłonne. Wykonałam dwie prace, które potem zawiesiłam na ścianie. Na obu wyhaftowałam kwiaty. Pod koniec miesiąca siedziałam już tylko w domu. Włączyłam sobie filmy, które ostatnio były w kinach, i oglądałam. Oczywiście kupiłam czasem popcorn i coś do picia, napój albo nektar.
We wrześniu zaczął się nowy rok szkolny. Musiałam znów zacząć codziennie wstawać rano, by zdążyć do szkoły. Większość osób z klasy była dość sympatyczna, więc było nienajgorzej. W drugim tygodniu miesiąca zapisałam się na kurs gastronomiczny. Uczyli tam tylko jak robić desery, takie jak między innymi: mufinki z jabłkami i cynamonem, galaretka z granatów, tiramisu i mus czekoladowy. Poznałam również na tym kursie ciekawych ludzi. Ja poszłam na ten kurs tak dla przyjemności, a niektórzy, by się podszkolić, ponieważ swoją przyszłą zawodową karierę wiążą z gastronomią. Pod koniec września przyjechała do mnie kuzynka, Kinga, (mojej mamy chrześnica) z mężem i dzieckiem trzyletnim. Prawdopodobnie zostaną na więcej niż miesiąc, bo jej mąż, Filip, stracił pracę, a jej rodzice nie żyją. Dzieckiem oczywiście ja się zajmowałam, gdy tylko mogłam. Potomek Kingi to Nikola. Jak na trzyletnie dziecko jest bardzo grzeczna i skromna, także nie miałam z nią problemów. Całe weekendy spędzałam z Nikolą. Nie byłam za to zła. Ta mała istotka wprowadzała w moje życie wesołość. Grałam z nią w różne gry, pilnowałam na placu zabaw, chodziłam z nią z moim psem na spacery albo chodziłam do sklepu.
Szybko zaczął się październik. Jak na razie do domu przynosiłam same dobre oceny. Pewnie jak co roku, moi rodzice, tym razem z kuzynką, Filipem i Nikolą, przygotują mi przyjęcie niespodziankę z okazji urodzin. Trochę mnie to nudzi, lecz co roku jest inaczej. Inne pomysły, inny tort, nowe dekoracje. Zawsze jest niesamowicie. Dodatkowo rodzice zapraszają moje trzy koleżanki z klasy, z którymi spędzam czas w szkole i poza szkołą. Dzień urodzin się zbliżał i oczywiście nie było widać żadnych przygotowań, tortu w lodówce też ani śladu. Nikt nie wspominał, że mam już lada chwila urodziny. W końcu nadszedł ten dzień. W tym roku akurat wypadały w sobotę, więc rodzice musieli wymyślić mi jakieś zajęcie poza domem. Okazało się, że miała się mną zając Klara, wcześniej wspomniana koleżanka pośród trzech innych. Najpierw miałam pomóc jej wybrać kwiatki doniczkowe do jej domu. Jej mama uwielbiała przeróżne kwiaty, nawet te egzotyczne. Klara kupiła dwa kwiatki, a później poszłyśmy zanieść je do jej domu. Kwiatki były nieduże, więc nie miałyśmy problemu z ich zaniesieniem. Klary mama od razu się ucieszyła z naszego wyboru i natychmiast znalazła dla nich miejsce. Posiedziałyśmy u niej w pokoju jakiś czas. Późnym popołudniem powiedziałam Klarze, że będę już wracać. Myślałam, że Klara „odprowadzi” mnie do domu, ale odprowadziła tylko do swoich frontowych drzwi i pożegnałyśmy się. Dotarłam do domu, weszłam a tam cisza. Nie było widać żadnych dekoracji, zapachów, szmerów, nic, kompletnie nic. Poszłam do swojego pokoju. Tam położyłam się w prawie ciemnościach i zastanawiałam się, gdzie też wszyscy się podziali. Nie było słychać nawet śmiechu małej Nikoli. Po pięciu minutach usłyszałam jak ktoś zatrzymuje się przy moim podwórku. Pomyślałam, że to może pomyłka, a tak naprawdę to nie miałam ochoty wstawać. Nie chciało mi się. Następnie usłyszałam, że ktoś otwiera drzwi do mojego domu i szybko wchodzi. Z trudem wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz. Jedynie co tam zobaczyłam to była ciemność. Skoro ktoś wszedł do domu to musiałam odnaleźć tą osobę i sprawdzić, kto to był. W kuchni nikogo nie było ani w łazience. Pozostało mi sprawdzić salon. Otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi, a tam?! Tam byli wszyscy: rodzice, Kinga, Filip, Nikola, Klara, Beata i Karolina. Tym razem to naprawdę wyszła niespodzianka. Byłam totalnie zszokowana. Wszyscy ustawili się w kolejkę z prezentami, by złożyć mi życzenia. Od rodziców dostałam sagę „Dom nocy”, od Kingi, Filipa i Nikoli prześliczną, dużą, ozdobną ramkę z naszym wspólnym zdjęciem, od Klary dużą figurkę pieska, od Beaty naszyjnik, a od Karoliny wisiorek do naszyjnika, czyli sówkę. Przyjęcie było cudowne. Wszyscy bawili się doskonale, a żartów nie brakowało.
Listopad – nie lubię tego miesiąca, ponieważ zaczyna się od święta zmarłych. Całą rodziną pojechaliśmy po południu na cmentarz. Robiło się ciemno, więc były widoczne palące się znicze, ładnie to wyglądało. Koleżanki chciały mnie namówić, żebym poszła z nimi na cmentarz około północy, ale ja byłam śpiąca. Wcześniej z nimi chodziłam, ale tym razem nie mogłam. W połowie listopada zaczął sypać śnieg. Na zewnątrz zrobiło się cudownie, tak biało. Pod koniec miesiąca chodziłam na zakupy świąteczne. Moja mama zawsze lubi zrobić dużo wcześniej, żeby przypadkiem o czymś nie zapomnieć.
Nadszedł mój ukochany grudzień. Zaraz na samym początku miesiąca musiałam kupić prezenty na dzień Mikołaja. Ja sama dostałam świetną czapkę Mikołaja, czerwoną z białym futerkiem. W weekend wychowawczyni zorganizowała nam kulig. Oczywiście pojechałam. Było wspaniale, pomijając fakt, że byłam cała w śniegu. Ale to nic, przecież to był kulig. Na koniec tego wyjazdu dostaliśmy upominki, czyli mikołajkowy breloczek. Wielkimi krokami zbliżały się święta Bożego Narodzenia. U mnie w domu coraz bardziej było czuć zapachy potraw świątecznych. Na ulicach porozwieszane już były ozdoby świąteczne,
m. in. światełka, łańcuchy, a na starówce stała olbrzymia, kolorowa choinka. Gdy nadeszły nareszcie święta, byłam zafascynowana. Wieczorem w Wigilię wszyscy zasiedli do stołu. Potrawy tak pachniały, że same prosiły się, by je zaraz zjeść. Nazajutrz każdy otworzył swoje prezenty, które znaleźli pod choinką albo na kominku w skarpetach świątecznych. Boże Narodzenie trochę luźniej spędziliśmy. Ja z rodziną siedliśmy w salonie i oglądaliśmy świetne filmy w telewizji. Wszystko robiliśmy wspólnie, przez co było naprawdę czuć, że były to dni rodzinne. Niestety święta szybko się skończyły. Kilka dni później Nikola bardzo chciała przejść się ze mną i moim psem, Zyziem. Poszłam z nią na ten spacer, ponieważ lubiłam ją i nie chciałam zrobić jej przykrości. Na dworze nie było tak mroźno, więc można było spokojnie się przespacerować. Była już późna pora, jak na zimę, jednak świąteczne światełka sprawiały, że było bardzo jasno. Poszłyśmy na starówkę i przechodziłyśmy obok fontanny. Wtedy dopiero przypomniałam sobie o Nieznajomym, którego dokładnie rok temu poznałam tam. Nagle zauważyłam, że jakiś chłopak idzie w naszą stronę. Był coraz bliżej, a gdy dzieliło nas tylko trzy metry dostrzegłam, że to Nieznajomy, mój Nieznajomy! To było niesamowite znów go zobaczyć. Opanowałam swoje emocje, ręką dałam gest Nikoli, by zaczekała, a ja podeszłam do niego z Zyziem. Podeszłam i przywitałam się. Tak, to był naprawdę on, ten sam, w ogóle się nie zmienił. Nieznajomy także mnie rozpoznał. Przedstawiłam się i zapytałam o jego imię. Dowiedziałam się, że nazywa się Szymon Tropik, i że jest ode mnie starszy o 3 lata. To jakaś bajka, to samo miejsce, ten sam czas i on. Znów spotkałam Szymona. Zawołałam Nikolę, żeby do nas podeszła i dalej poszliśmy we czwórkę. Szymon był przezabawny, potrafił tak rozbawić człowieka, że nie można było przestać się śmiać. Po godzinie czasu byliśmy już pod moim domem. Tym razem nie pozwoliłam mu odejść ot tak. Wymieniliśmy się numerami telefonów. Minęło kilka dni i nadszedł Sylwester. Zaprosiłam Szymona i moje trzy koleżanki do siebie. Wszyscy przyszli. Bawiliśmy się wspaniale, zwłaszcza, że był Szymon. Na koniec imprezy, właściwie można powiedzieć nawet, że na drugi dzień, Szymon zapytał mnie czy będę jego dziewczyną. Oboje wiedzieliśmy, że to bardzo wcześnie, ale czuliśmy, że to nie będzie zły pomysł.
Co kilka dni spotykałam się ze swoim wymarzonym chłopakiem, Szymonem. A co jakiś czas szykował dla mnie coś wyjątkowego, tylko dla mnie. Był taki uroczy. Z każdą chwilą kochałam go coraz mocniej. Rodzice go uwielbiali, Kinga z Filipem również, a Nikola zawsze cieszyła się, gdy tylko do nas przyszedł. Można powiedzieć, że zabierała mi go na godzinę, by pobawić się z nim. Pewnego dnia zaczęłam się zastanawiać, gdzie on mieszka, jaka jest jego rodzina i tak dalej. Na najbliższym spotkaniu z Szymonem poruszyłam ten temat. Był lekko zdenerwowany i speszony. Jednak chwycił mnie za rękę i wziął do swojego samochodu. Jechaliśmy gdzieś, nie mówił nic, ja również. Nie wiedziałam dokładnie co w tamtym momencie czuł. Wolałam siedzieć cicho i czekać aż podróż się skończy. Po dłuższym czasie stanęliśmy w jakiejś nieprzyjaznej dzielnicy. Wysiadł z samochodu, otworzył drzwi z mojej strony, wyciągnął rękę, bym chwyciła ją i wysiadła. Stojąc przed nim, zauważyłam, że jest bardzo smutny, a potem z jednego oka spłynęła łza. Gdy zapytałam o co chodzi, popatrzył się w lewą stronę. Był tam stary dom, miał może z pięćdziesiąt lat, podwórko było zaniedbane. Kiedy to zobaczyłam, doznałam szoku. Wtedy powiedział, że jego mama jest słaba i nie funkcjonuje zbyt dobrze, tata lubi popić, choć awantur w domu nie robi, a jego brat pomaga jak tylko może, by było lepiej. Strasznie zrobiło mi się żal i przytuliłam Szymona bardzo mocno. Wiedziałam, że wstydzi się tego, co jest za ogrodzeniem podwórka, ale zapytałam, czy mogłabym poznać jego rodzinę. Namówiłam go, by się zgodził i nie bał się. Ze względu na to czy jest bogaty czy nie, nie zostawiłabym go. Weszliśmy do jego domu. Czułam się nieswojo, w środku nie było idealnego porządku jak u mnie, czy w innych domach, w których byłam. Niektóre meble były tak stare, że miały uszkodzenia, o których inni prawdopodobnie zapomnieli. Gdy doszliśmy do głównego pokoju, siedziała tam cała rodzina Szymona. Rodzice i brat z dziewczyną. Kiedy jego tata mnie zobaczył, popatrzył na syna, nie spuszczając wzroku przez dłuższy czas, a następnie wyszedł. Twierdziłam, że pewnie nie chciał, by ktokolwiek spoza rodziny oglądał w jakich warunkach mieszkają. I to może dlatego Szymon nie chciał nic mówić o rodzinie. Gdy ja opowiadałam mnóstwo historii o swojej rodzinie, Szymon zawsze podziwiał jaka ona jest świetna. Najpierw Szymon mnie przedstawił, potem przedstawił swoją rodzinę mnie, a następnie siedliśmy razem na kanapie i rozmawialiśmy z resztą. Opowiedzieliśmy jak się poznaliśmy. Dla jego mamy, brata i jego narzeczonej to także było niesamowite. Dowiedziałam się, że mama Szymona ma chorobę Parkinsona. Przerażająca choroba, osoby na nią cierpiące między innymi mają niestabilną postawę, jej ruchy są spowolnione i zaburzone. Smutno mi się zrobiło, bo ciężka jest ta choroba, a co gorsze gdy ma ją osoba bardzo nam bliska. Szymona brat i jego narzeczona, Bartek i Klaudia, zaprosili nas już na ich ślub, który ma być dopiero na wakacjach. Po dwóch godzinach spędzonych u Szymona, odwiózł mnie do domu. Po drodze opowiedziałam mu, że fajnie było poznać jego rodzinę, co było prawdą. Myślałam, że w ten sposób poczuje się lepiej. Na dowidzenia pocałowałam go i wyszłam do samochodu. Poczekałam aż zniknie mi z oczu i poszłam do domu. Było już późno, więc poszłam spać, by rano wstać do szkoły.
Wiosną organizowano dużo koncertów. Szymon uwielbiał muzykę, ja również, więc zgodziłam się na to, byśmy poszli razem. Najbliższy koncert miał być w parku, a wystąpić mieli Afromental. Podobały mi się ich piosenki, lecz niestety nie znałam większości, tylko te, które były w radiu. Do mnie i Szymona dołączyli Kinga z Filipem i Bartek z Klaudią. Na koncercie znaleźliśmy gdzieś na uboczu miejsce i tam się wspólnie bawiliśmy. Było świetnie. Od czasu do czasu Szymon tańczył ze mną. Koncert skończył się przed północą. Na szczęście mój dom znajdował się blisko parku, więc mogliśmy wrócić na nogach. Rodzice pozwolili na przenocowanie Szymona, Bartka i Klaudii. Oczywiście pod warunkiem, że Szymon nie będzie spał w moim pokoju. Oboje poszliśmy na ten układ. Gdy obudziłam się, było już prawie południe. Zajrzałam do pokoju, w którym spał Szymon, lecz nie było go tam. Znalazłam go w kuchni z Kingą. Rozmawiali ze sobą, popijając herbatę. Zrobiłam sobie też herbatę i dosiadłam się do nich. Rozmawialiśmy na temat wspólnych wakacji. Mieliśmy taki pomysł, by pojechać na przykład w góry w szóstkę, ja, Szymon, Kinga, Filip, Bartek
i Klaudia. Uważałam ten pomysł za genialny. Kiedy reszta wstała i przyszła do nas, opowiedzieliśmy im o naszym pomyśle. Byli zaciekawieni i nie mieli nic przeciwko.
Na Dzień Kobiet Szymon zabrał mnie w tajemnicze miejsce, w którym jeszcze nie byliśmy. Miejsce to było śliczną, spokojną łąką. Gdy dojechaliśmy tam, powiedział, bym zamknęła oczy i szła razem z nim. Jedną ręką objął mnie w pasie, a drugą trzymał moją rękę. Po chwili zatrzymał się, ja wraz z nim, po czym pozwolił mi otworzyć oczy. Gdy je otworzyłam byłam mile zaskoczona. Przed nami był mały stolik, przy nim dwa krzesła, stojące naprzeciwko siebie. Meble te były zrobione z białej wikliny. Na stoliku, na środku stał mały bukiecik. Po obu stronach stolika były dwa nakrycia, białe talerze z ozdobami, sztućce i eleganckie szklanki. Szymon podszedł do jednego z krzeseł i odsunął, żebym mogła tam siąść. Następnie on siadł naprzeciwko mnie. Po minucie przyszedł młody mężczyzna i podał nam pierwsze danie. Całe szczęście Szymon nie pomyślał o tym, by zapraszać mnie na syty obiad. Kelner, o ile można go tak nazwać, przyniósł nam jakiś deser w pucharkach. Po spróbowaniu stwierdziłam, że na pewno to było tiramisu. Kiedyś przeczytałam, że słowo „tiramisu” w języku włoskim oznacza po polsku m.in. „poderwij mnie”. Nagle usłyszałam spokojną muzykę, nie wiedziałam skąd ona dobiegała. Szymon przez cały czas był taki szarmancki, że trudno taką osobę sobie wyobrazić, ponieważ mało takich. Podczas rozmowy ciągle mnie oczarowywał. Rozejrzałam się na wszystkie strony i zauważyłam, że robi się powoli ciemno. Dookoła nas świeciły małe lampeczki na cienkich kijach z bambusa. Gdy zjedliśmy już deser, Szymon wstał. Podszedł do mnie, nachylił się lekko ku mojej stronie, wyciągnął dłoń. Następnie podniósł wolno głowę. Nasze oczy się spotkały i zapytał wtedy, czy z nim zatańczę. Naturalnie położyłam na jego wyciągniętej dłoni swoją i wstałam. Odeszliśmy ze dwa metry od stolika, objął mnie w pasie, przybliżył do siebie. Swoją lewą ręką wyciągnął lekko w bok moją prawą, trzymając ją delikatnie. Zaczął tańczyć. Tak, tylko on zaczął tańczyć, ponieważ ja nie wiedziałam jak to się robi. Moje nogi plątały się. Zatrzymaliśmy się, po czym lekko zaczerwieniłam się. Szymon popatrzył na mnie z troską. Znów mnie objął i wytłumaczył dokładnie co mam zrobić. Zrobił pierwszy krok, ja za nim. Było cudownie, Szymon doskonale tańczył. W pewnym momencie muzyka spowolniła się jeszcze bardziej, Szymon położył moją rękę na swojej szyi, a swoją dołączył do drugiej. Przybliżył mnie delikatnie, a ja położyłam głowę na jego ramieniu. Szeptał mi do ucha bardzo miłe słowa. Nawet wierszyk ułożył:
Gdy się uśmiechasz, słońce rumieni się ze wstydu,
Bo Twój uśmiech jest piękniejszy niż jego blask.
Gdy się śmiejesz, słowik milczy,
Bo dźwięk twego śmiechu jest bardziej melodyjny.
Gdy płaczesz, deszcze przestają padać,
Bo nikt nie chce byś się smuciła.
A to wszystko dlatego,
Bo Tyś najwspanialsza na świecie.
Po jakimś czasie usiedliśmy znów do stolika. Następnie kelner przyniósł nam kolejny deser, czyli lody w dużych pucharkach. Gdy zjedliśmy, Szymon zaprowadził mnie do swojego samochodu i odwiózł do domu. Kiedy wjechaliśmy na podjazd, moja mama była akurat jeszcze w ogrodzie. Zauważyła Szymona, więc chciała, by przyszedł do nas na herbatę. Przy herbacie opowiedzieliśmy moim rodzicom jak spędziliśmy tamten dzień. Byli zachwyceni, a także dumni, że mam takiego pomysłowego chłopaka.
Na wakacjach zrobiliśmy tak, jak planowaliśmy. Pojechaliśmy na dwanaście dni nad morze. Prawie cały czas byliśmy na plaży. Zazwyczaj dziewczyny opalały się, a chłopaki pływali. Szymon czasem siadał ze mną i przynosił mi różne napoje. Wieczorami zabierał mnie na plażę, by zobaczyć zachód słońca, a następnie przejść się w świetle księżyca. Szymon potrafił być taki romantyczny, wyczuć moje potrzeby, czy chęci. Trochę czasu poświęciliśmy na zwiedzanie miasta. Po dwunastu dniach wróciliśmy razem do domu.
Minęły dwa lata. Byłam nadal z Szymonem. Szymon właśnie zaprosił mnie na kolację. Przyjechał po mnie o 18.00. Wyglądał oszałamiająco, miał na sobie czarny garnitur. Pojechaliśmy do eleganckiej i najpiękniejszej w mieście restauracji. Po chwili byliśmy na miejscu. Weszliśmy i usiedliśmy przy stoliku dla dwojga. Gdy zjedliśmy pierwszy posiłek, przyszedł kelner i zabrał talerze. Szymon nagle wstał i podszedł do mnie. Patrząc się w moje oczy, uklęknął. Sięgnął ręką pod marynarkę i wyciągnął małe, kwadratowe pudełeczko. Otworzył je i zapytał czy będę z nim na zawsze. Pierścionek był sporej wielkości z diamentem. Nie dowierzałam. Wszyscy w restauracji patrzyli na nas i czekali co odpowiem. Rozradowana zgodziłam się. Szymon włożył pierścionek na mój palec, po czym wstał. Chwycił mnie za ręce, podnosząc mnie i uściskał. Zjedliśmy jeszcze jeden posiłek, a później pojechaliśmy do rodziny, by pochwalić się zaręczynami. Każdy był zachwycony.
Po roku czasu ja z Szymonem byliśmy w stanie urządzić już wesele. Suknię miałam prześliczną. Była cała biała z jasnoróżowymi różami, a krój princessy. Ślub odbył się w pięknym kościele, tam gdzie zazwyczaj chodziłam z Szymonem na mszę. Obiecaliśmy sobie, że wiecznie będziemy razem. Przyszli wszyscy ci, których zaprosiliśmy. Wesele mieliśmy na przedmieściach. Prawie z każdym tańczyłam na weselu. Na szczęście Szymon wcześniej nauczył mnie tańczyć. Po wszystkim pojechaliśmy do hotelu w okolicach. Tam mieliśmy spędzić podróż poślubną.
Im dłużej byłam z Szymonem, tym bardziej wiedziałam, że trafiłam na właściwą osobę. Oboje staraliśmy się o dziecko, jednak mimo że byliśmy płodni, to nie skutkowało. Nie przejmowaliśmy się tym tak bardzo. Ważne było to, że mieliśmy siebie nawzajem. W każde wakacje wyjeżdżaliśmy gdzieś. Czasem w Polskę, a czasem za granicę. Z naszych wyjazdów przywoziliśmy dużo pamiątek i mnóstwo zdjęć.
Pewnego dnia byliśmy oboje lekko podenerwowani, ponieważ nie było rano prądu,
a potrzebowaliśmy go, żeby włączyć komputer. Mieliśmy w nim potrzebne dokumenty do pracy. Kiedy w końcu odzyskaliśmy prąd, wydrukowaliśmy potrzebne dokumenty i wyszliśmy. Do biura poszliśmy na nogach. Szymon strasznie się spieszył. Doszliśmy do przejścia, które było pięćdziesiąt metrów od biura, w którym pracowaliśmy. Mój mąż chciał jak najszybciej dotrzeć, by być na czas, choć chyba byliśmy trochę spóźnieni. Zadzwonił mój telefon, więc zaczęłam szukać go w torebce. Byłam obładowana, zatem było trudno. Szymon nie zauważył tego, że szukam telefonu, poszedł dalej. Nagle ni stąd ni zowąd usłyszałam wielki hałas. Podniosłam głowę, wtedy moje życie się zatrzymało. Wszystko, co tylko miałam w rękach wypadło bezdźwięcznie. Żadne moje bodźce nie reagowały. Świat przestał istnieć. W oddali leżał Szymon w kałuży krwi. Podbiegłam do niego niezdarnie i chwyciłam jego głowę. Włosy miał czerwone od jego krwi. Zaczęłam wymawiać nieświadomie jego imię, najpierw szeptem, a potem coraz głośniej. Miałam nadzieję, że ocknie się, że powie „Kocham cię”, że otworzy oczy. Ale nic. Mój Szymon, m ó j m ą ż, on nie żył. Zmarł. Zasnął na zawsze. Krzyknęłam tak głośno, jak tylko mogłam „nie”. Przytuliłam go do siebie. Nie chciałam
go żegnać na zawsze, nie wtedy. Przyjechało pogotowie i jeden z ratowników próbował mnie odsunąć od Szymona. Chciał, bym zostawiła Szymona. Po wielu staraniach udało się mu. Mnie odprowadzono do domu, a jego zawieźli do kostnicy. Po tym wydarzeniu przyjechała Kinga, żeby mnie wesprzeć. Ja tylko siedziałam i gapiłam się w jeden punkt. Z mojego domu odeszło życie. Nie miałam ochoty na nic. W ogóle nie jadłam, jedynie piłam wodę.
Po kilku tygodniach odbył się pogrzeb Szymona. Ledwo trzymałam się na nogach. Byłam zdruzgotana. Najważniejsza osoba w moim życiu nie żyła. Gdy po mszy trumna Szymona znalazła się w głębi ziemi, poczułam się jakby nigdy nie miała u mnie zawitać radość. Po pogrzebie Kinga z rodziną przyjechała do mnie. Byli do wieczora a potem pojechali do siebie.
Teraz mam czterdzieści pięć lat. Od śmierci mojego ukochanego minęło piętnaście lat i nie szukałam nikogo na jego miejsce. Tak bardzo go kochałam, że do dziś czuje tą niesamowitą miłość do niego. Ciągle mam wrażenie, że jest przy mnie. W pamięci mam wszystkie wydarzenia związane z Szymonem i pamiętam je bardzo wyraźnie. Czasem słyszę jego ciepłe „Kocham cię”. Nie chciałabym, żeby dawne miejsce Szymona zajął ktokolwiek inny. Tylko on potrafił mnie darzyć miłością. Obiecaliśmy sobie podczas ślubu miłość wieczną, więc spełniam naszą obietnicę.
Korekta tekstu:
- "Wtedy każdy szczerze się
do wszystkich uśmiecha, tworząc czas szczodrości." - niepotrzebny enter,
- "Powracając do mojej historii to siedziałam tak sama w swoim własnym świecie." - przed "to" powinien być przecinek,
- "Otrząsnęłam się z myśli i próbowałam odnaleźć źródło spowodowanego hałasu." - wyraz "spowodowanego" nie jest konieczny,
- "Podniosłam najdalej leżące pudełeczko od niego." - polecam przekształcenie szyku zdania,
- "Zbliżyłam się, podałam mu upadniętą rzecz i przywitałam się." - forma "upadniętą" jest niepoprawna,
- "Były tak niesamowite, jak liście
na jesień. " - kolejny niepotrzebny enter,
- "Miał coś w sobie, co przyciągało mnie do niego." - podwójna spacja po "miał",
- "Gdy którejś było źle, rozśmieszałyśmy ją, a potem trudno było powstrzymać się
od śmiechu." - wydaje mi się, że w tym kontekście lepiej brzmiałoby "rozśmieszałyśmy się wzajemnie", bo to "ją" sugeruje, że oprócz dwóch dziewczyn jest jeszcze trzecia; po "powstrzymać się" nie powinno być przerzucenia do następnej linijki,
- "Kolejny cały miesiąc znów przemyślałam o Nieznajomym." - lepiej "myślałam",
- "Coraz bardziej czułam, że musiałam go poznać." - raczej "muszę",
- "Robiłam to także, by mieć dobre oceny n świadectwie." - literówka, powinno być "na"; ewentualnie po "robiłam to także" możesz dodać określenie "po to",
- "Chciałam pójść na zajęcia
z moim Nieznajomym. Szybko odsunęłam pomysł pójścia na tańce
i to jakiekolwiek." - dwa razy niepotrzebny enter,
- "Moja kuzynka Ula taż tam oczywiście była." - literówka w wyrazie "też",
- "Osobiście nie przepadam za świętem Wielkanocnym, ponieważ nie ma ciekawych obyczajów, jak na przykład w Anglii." - raczej "świętem Wielkiejnocy" albo "Wielkanocą",
- "Słyszałam, że tam dzieci szukają ukryte w ogrodzie przez rodziców jajka; toczenie jaj, grę wygrywa osoba której jajko sturla się z górki najszybciej bez stłuczonej skorupki albo rozbije się ostatnie." - zamiast "ukryte" powinno być "ukrytych" i analogicznie "jajek", a nie "jajka" (nie ten przypadek, co trzeba); po średniku Twoje zdanie traci logiczny sens, najlepiej gdybyś to "toczenie jaj" opisała w zdaniu następnym,
- "Jednak oczywiście świętuje jak wszyscy inni i z moją kochaną rodziną." - "świętuję",
- "W Lany Poniedziałek kuzyni w tym ja nie pozwolili nikomu pozostać suchym." - "w tym ja" możesz umieścić np. w nawiasie lub oddzielić ten fragment przecinkami,
- "Przez cały maj i początek czerwca udało mi się mało myśleć o Nieznajomym, skupiając się na nauce." - lepiej "skupiłam się na nauce", imiesłów przysłówkowy "skupiając" nie bardzo tu pasuje; proponuję przeredagować całe zdanie, np. "Przez cały maj i początek czerwca mało myślałam o Nieznajomym, dzięki czemu udało mi się skupić na nauce.",
- "Większość czasu spędzaliśmy w naszym ulubionym miejscu, a było nim mała rzeczka przy lesie." - raczej "była",
- "W jednym z placówek dla młodzieży zapisałam się na rękodzieło, a dokładnie haftowanie." - "w jednej",
- "Wychodziło mi nieźle, choć przyznam, że bardzo trudne i pracochłonne. " - ale co było "trudne i pracochłonne"?
- "w drugim tygodniu miesiąca zapisałam się na kurs gastronomiczny." - zdanie rozpoczyna się od wielkiej litery,
- "Uczyli tam tylko jak robić desery, takie jak między innymi mufinki z jabłkami i cynamonem, galaretka z granatów, tiramisu i mus czekoladowy. " - po między innymi powinien być dwukropek,
- "Ja sama dostałam świetną czapkę Mikołaja, czerwoną i białym futerkiem." - "z białym",
- "W weekendzie wychowawczyni zorganizowała nam kulig." - "w weekend",
- "Nieznajomy także mnie rozpoznał. Przedstawiłam się i zapytałam jego o imię." - "o jego" albo "go",
- "Był lekko zdenerwowany i speszony. Jednak chwycił mnie za rękę i wziął do samochodu swojego. " - "swojego samochodu",
- "Wiedziałam, że wstydzi się tego co jest za ogrodzeniem podwórka, ale zapytałam, czy mogłabym poznać jego rodzinę." - przed "co" powinien być przecinek,
- "Gdy doszliśmy do głównego pokoju, siedziała tam Szymona cała rodzina." - "cała rodzina Szymona",
- "Smutno mi się zrobiło, bo ciężka jest ta choroba, a co gorsze gdy ma ją osobą bardzo nam bliska. " - "osoba",
- "Zajrzałam do pokoju, w którym spał Szymon, lecz nie było jego tam." - raczej "go",
- "Mieliśmy taki pomysł, by pojechać na przykład w góry w szóstkę, ja, Szymon, Bartek i Klaudia." - chyba w czwórkę :),
- "Na dzień kobiet Szymon zabrał mnie w tajemnicze miejsce, w którym jeszcze nie byliśmy." - "Dzień Kobiet", bo to nazwa własna,
- "Kiedyś przeczytałam, że słowo „tiramisu” w języku włoskiem oznacza po polsku m.in. „poderwij mnie”." - "w języku włoskim",
- "Podczas rozmowy cięgle mnie oczarowywał." - literówka w wyrazie "ciągle",
- "Szymon potrafił być taki romantyczny, wyczuć moje potrzeby czy chęci." - przed "czy" powinien być przecinek,
- "Minęło dwa lata." - raczej "minęły",
- "Po chwili byliśmy na miejscu." - podwójna spacja po "na",
- "Była cała biała z jasnoróżowymi różami, a krój princeski." - ???
- "Z naszym wyjazdów przywoziliśmy dużo pamiątek i mnóstwo zdjęć." - "naszych",
- "Pewnego dnia byliśmy oboje lekko podenerwowani, ponieważ nie było rano prądu,
a potrzebowaliśmy, żeby włączyć komputer." - "potrzebowaliśmy go",
- "Wszystko co tylko miałam w rękach wypadło bezdźwięcznie." - brakuje przecinka przed "co",
- "Zaczęłam wymawiać nieświadomie jego imię, począwszy szeptem, a potem oraz głośniej." - lepiej "najpierw szeptem; "coraz" a nie "oraz",
- "Po tym wydarzeniu przyjechała Kinga do mnie, żeby mnie wesprzeć." - niepotrzebnie dublujesz "mnie",
- "Tak bardzo go kochałam, że do dziś czuje to uczucie." - "czuję to uczucie" to pleonazm (inaczej masło maślane).
Tyle z mojej strony, pozdrawiam serdecznie. :)