Soso

Włodzimierz Dajcz

Włodzimierz Dajcz- Odłamki czasu Był początek marca, a korytarz nie był ogrzewany, ale wypełniony sporą, uczniowską gromadką stał się pomieszczeniem ciepłym, a nawet dusznym. Wezwano, więc po cichu woźną Raźniewską, żeby uchyliła okno wychodzące na uliczkę, biegnącą wzdłuż drewnianego płotu, chroniącego dawny dworski ogród, szary i pusty o tej porze. W tym korytarzu dobywały się regularnie apele, na których wdrażano dzieciarnię w tryby komunistycznej maszynerii propagandowej. Na okoliczność ważniejszych rocznic zwykły apel zastępowała akademia, czyli spotkanie szczególnie uroczyste, składające się z części oficjalnej i artystycznej. Kierownik wygłaszając skrócony z konieczności referat uporał się z pierwszą częścią uroczystości. Część druga należała do wystrojonych w stylu radzieckich pionierów dzieci, przygotowanych w trybie alarmowym przez nauczycielki. Młodociani artyści recytowali i śpiewali. Cała plejada małych aktorów i śpiewaków obojga płci, przełamując trapiącą ich tremę głosiła wielkość i sławę towarzysza Stalina. Im młodsi byli artyści z tym większym przejęciem występowali, na co wskazywały łamiące się głosy wykonawców i wypieki na ich twarzach. Dzieci prezentowały utwory najświetniejszych polskich oraz zagranicznych poetów i kompozytorów. Źródeł tej twórczości należy szukać nie tylko w obrzydliwym serwilizmie, ale też w autentycznej fascynacji osobą „Wielkiego Językoznawcy” autorów, których do pisania panegiryków skłoniła zwykła krótkowzroczność i owczy pęd wywołany nieustającą, natarczywą propagandą. Nazwisk tych znakomitych skądinąd pisarzy nie należy jednak wymieniać z szacunku dla całokształtu ich twórczości, tym bardziej, że nie zbrakło wśród nich nawet przyszłej noblistki. Występujące na akademii dzieci na ogół nie wątpiły, że składają hołd największemu z ludzi. Znajdowały się przecież pod przemożnym wpływem nauczycieli, którzy, na co dzień wpajali im wiarę w wielkość Związku Radzieckiego i jego genialnego przywódcy. Starsze dzieci widziały w towarzyszu Stalinie bohaterskiego wodza, a młodsze tajemniczego Soso ze szkolnych czytanek. Dzieci mają to do siebie, że trudno je utrzymać dłużej w karnych szeregach ze względu na naturalną potrzebę ruchu i charakterystyczną dla nich beztroskę. Po pewnym czasie, gdy pryska czar i fascynacja jakimś zjawiskiem albo wydarzeniem zaczynają się kręcić oraz interesować zgoła błahymi sprawami. Lecz ciekawymi z ich punktu widzenia. Tym razem nie było inaczej. Najczęściej dochodziło do destabilizacji spokojnej dotąd gromadki z powodu wiecznych animozji pomiędzy dziewczynkami i chłopcami. Drakę rozpoczynali chłopcy od pociągania koleżanek za warkoczyki, choć każdy inny powód był dobry, żeby porozrabiać. Akademia zaczynała się dłużyć, a chłopaki zaczynali się wiercić, kręcić i rozglądać na wszystkie strony. Stojący w grupce trzecioklasistów Włodek Ałaszewski zauważył na kołnierzu jednego z kolegów białe drobiny łupieżu. Z nudów liczył te okruchy naskórka. Wpatrując się w kołnierzyk w pewnej chwili odniósł wrażenie, że te białe plamki zaczęły się poruszać. Patrzył i oczom nie wierzył, widząc jak domniemany łupież przebiera małymi nóżkami. Aby upewnić się, że nie uległ jakiejś halucynacji szturchnął stojącego obok Wicka Motylskiego i wskazał mu zjawisko, które od pewnego czasu z zainteresowaniem obserwował. Ten rzucił okiem i omal nie wybuchnął pustym śmiechem, po czym szybko przekazał informację innym uczniom. Chłopaki na widok łażących po kołnierzu kolegi wszy natychmiast stracili zainteresowanie dla stojących przed nimi, wystrojonych świątecznie dziewczyn. Nieliczni tylko usiłowali spojrzeć w piękne oczy czarnowłosej Marylki Stankiewicz, wyglądającej dziś wśród jasnowłosych koleżanek jak mała grecka księżniczka. Pozostałych bez reszty ogarnął śmiech. Na ogół śmiech bywa zaraźliwy, więc trudno się dziwić, że beztroski nastrój szerzył się wśród dzieciarni jak grypa na przedwiośniu, ku przerażeniu oniemiałych ze zdumienia nauczycieli. Jak to? Odszedł najwybitniejszy człowiek naszych czasów, żegnany jękiem rozpaczy przez wszystkich miłujących pokój ludzi na świecie. W kraju powszechna żałoba, czerwone flagi przybrane kirem opuszczone do połowy masztu. Na klapach marynarek czerwone wstążki z konturem głowy wodza, a tu bezczelni gówniarze śmieją się jak nigdy nic. Na to wszechwładny kierownik szkoły pozwolić nie mógł.
Włodzimierz Dajcz
Włodzimierz Dajcz
Opowiadanie · 17 listopada 2012
anonim
  • Paulina Biczkowska
    Ponieważ muszę mykać sprzed komputera, na razie tylko trochę uwag do tekstu, o jego odbiorze jako całości, trochę później naskrobię słów kilka:

    • „Wezwano, więc” – bez przecinak przed „więc”;
    • „biegnącą wzdłuż drewnianego płotu, chroniącego dawny dworski ogród, szary i pusty o tej porze” – rozbiłabym na dwa zdania („…płotu. Chronił on dawny…”), bo tak się niezbyt dobrze czyta;
    • „referat uporał się” – po „referat” powinien być przecinek (odnosi się do imiesłowu przysłówkowego „wygłaszając”);
    • „trapiącą ich tremę” – powinno być „ogarniającą”, ewentualnie „paraliżującą ich tremę”;
    • „tremę głosiła” – po „tremę” powinien być przecinek;
    • „artyści z tym” – po „artyści” powinien być przecinek;
    • „łamiące się głosy wykonawców i wypieki na ich twarzach” – usunęłabym „wykonawców” i „ich” – wiadomo, do kogo odnoszą się określenia łamiące glosy” I „wypieki na ich twarzach”;
    • cały fragment od „Źródeł tej twórczości” do „przyszłej noblistki” dałabym w nawias, ponieważ, ze względu na wiedzę wybiegająca poza wiedzę dzieci, z perspektywy których opisywana jest historia, i elementy oceniające rozbija narrację;
    • „obrzydliwym serwilizmie” – usunęłabym przymiotnik „obrzydliwy” – sam rzeczownik „serwilizm” zawiera w sobie znaczenie pejoratywne, poza tym ten przymiotnik jest zbyt dosadny, jak na tekst operujący przede wszystkim ironią;
    • „którzy, na” – bez przecinka po „którzy”;
    • cały fragment od „Dzieci mają to do siebie” do „żeby porozrabiać” dałabym w nawias, ponieważ, jak poprzedni przeze mnie wskazany, jest zbyt ogólnej natury, co rozbija narrację. Dodatkowo usunęłabym z niego zdanie „Tym razem nie było inaczej”, żeby utrzymać ten ogólny charakter;
    • „wydarzeniem zaczynają” – po „wydarzeniem” powinien być przecinek;
    • „sprawami. Lecz ciekawymi z ich punktu widzenia” – sugerowałabym: „sprawami – z ich punktu widzenia ciekawymi jednak”;
    • „najczęściej dochodziło” – dałabym „dochodzi”, żeby cały fragment był konsekwentnie w czasie teraźniejszym;
    • „choć każdy inny powód był dobry, żeby porozrabiać” – dałabym „choć każdy inny sposób był dobry, żeby zabić nudę”, bo chłopcy szukali sposobu na zabicie nudy, a nie powodu, żeby zacząć rozrabiać;
    • „w kołnierzyk w pewnej” – po „kołnierzyk” przecinek;
    • „halucynacji szturchnął” – po „halucynacji” przecinek;
    • „wybuchnął pustym śmiechem” – „pustym” do usunięcia – „pusty śmiech” to „śmiech nieumotywowany niczym, śmiech bez powodu, czasami w sytuacji, która nie skłania lub nie powinna skłaniać do śmiechu”, a przecież Wicek Motylski miał rzeczywisty powód do śmiechu;
    • „zainteresowanie dla stojących przed nimi, wystrojonych świątecznie dziewczyn” – powinno być: „zainteresowanie stojącymi przed nimi, wystrojonymi świątecznie dziewczynami”;
    • „jak nigdy nic” – powinno być „jak gdyby nigdy nic”;
    • „Na to wszechwładny kierownik szkoły pozwolić nie mógł” – usunęłabym to zdanie, bo niweczy całą wymowę poprzedniego (dziecięca beztroska, ignorująca śmierć „największego człowieka świata”), a więc i wymowę całego tekstu. Ewentualnie zmieniłabym je na krótkie „Tak nie mogło być!”.

    · Zgłoś · 12 lat
  • Ewa Mańka
    Po lekturze Twojego tekstu nasunęło mi się skojarzenie z piosenką "Pust wsiegda budiet sonce" (mam nadzieję, że w miarę dobrze to zapisałam :)). Powiem szczerze, że opowiadanie bardzo mi się podoba. Szczególnie ta nieco groteskowa sytuacja z "wszami" i "pożegnaniem największego z największych".

    Do korekty Pauliny podpinam swoją:

    - "Włodzimierz Dajcz- Odłamki czasu" - fragment powinien być odseparowany od reszty tekstu, bo jak mniemam jest to podtytuł, a nie część pierwszego zdania,
    - "W tym korytarzu dobywały się regularnie apele, na których wdrażano dzieciarnię w tryby komunistycznej maszynerii propagandowej." - nie "dobywały", a "odbywały",
    - "Nazwisk tych znakomitych skądinąd pisarzy nie należy jednak wymieniać z szacunku dla całokształtu ich twórczości, tym bardziej, że nie zbrakło wśród nich nawet przyszłej noblistki." - literówka, powinno być "nie zabrakło".

    · Zgłoś · 12 lat