Bajki Jagi

Krasnoludek

 

Przedsłowie
 
Czarownice mają to do siebie, że nie są zbyt lubiane. Nie, nie, nie. Ja nie mówię o tych waszych, na tych małych obrazkach, gdzie wyskakuje super  laska i wyciąga śmieszny patyczek, żeby rzucać pseudozaklęcia.  Uwierzcie mi, na każdym sabacisku mamy z tych dziewczynek niesamowity ubaw." Abra - kadabra" nie zrobi wam krzywdy - zaręczam śmiało, że nie ma strachu.
Wracając do tematu, co z nami? Co z gatunkiem, któremu niechybnie grozi wyginięcie z powodu zapomnienia? Nikt już nie myśli o staruszkach na miotle z brodawką i krzywym nosem oraz – ostatnio się to zmienia ze względu na pojawienie się pasty do zębów – nieświeżym oddechem. Patrzę w zwierciadło, które ostatnio baby podarowały mi na, urodziny i widzę smutek. Mojej chaty dawno nie odwiedziło żadne dziecko, a jak już się któreś napatoczy, to zamiast się bać, proponuje mi wizytę w zakładzie dla obłąkanych. O ja wam dam wariatkę wy małe dokuczniki! Jeszcze się przekonacie, jak wielką moc skrywa Stara Jaga!
Upominam was srogo – Jeśli o nas, Prawdziwych Czarownicach (określonych tytułem Wiedźm, na Pierwszym Niezależnym Świętokrzyskim Soborze) zapomnicie, wyginiemy. Mam ponad trzysta lat - jak wiecie to młodzieńczy wiek -, a mimo to tracę siły. Kolejna osoba, która nie myśli już o Babach sprawia, że na mojej twarzy zaczynają znikać zmarszczki, oblicze mi się wygładza. Broń Boże, żebym za niedługi czas wyglądała jak te wasze laleczki!!!
Jak ocalić się od zapomnienia?
Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie. Z racji programu asymilacji nawet ja, świętokrzyska Baba Jaga, nauczyłam się korzystać z tych śmiesznych sprzęcików , komputerków – już nie jeden wybuch wstrząsnął górami, pod wpływem mojej irytacji na zbyt powolny Internet.        
Przeglądając googla, nauczyłam się w miarę poprawnej polszczyzny, znalazłam znajomych na fejsie – wiecie, inne Baby z całego świata, głównie Anglii, Mogadiszu, Peru, Urugwaju i Pensylwanii (te jakoś bardzo lubią ssać – cały czas siedzą z czerwonym lizakiem , a ich siekacze są jakoś tak bardziej wysunięte). Zaczęłyśmy wymieniać się zaklęciami, przepisami na wywary i opowieściami, z nami oczywiście w roli głównej.  Ja nawet zaczęłam czytać blogi. To jest dopiro frojda! Jak Boga kocham, nic już mnie na świcie nie zdziwi. Co ci ludzie wymyślają! Często jest to po prostu dramat na kółkach. Czasami jednak zdarzy się rarytas. Milusi niesamowicie. I tak dla przykładu, na moim wizorze komputerowym wyskoczył mi taki literacki wymysł. Taki tam konkurs. Co to konkurs, oczywiście wiem. Na Łysej Górze nie raz urządzałyśmy ich wiele: kto pierwszy wyłapie muchy siatkoskrzydłe, która uwarzy lepszy eliksir miłosny, kto komu narobi więcej kurzajek, ot i temu podobne zagadnienia. Tutaj sprawy miały się z deczka inaczej – trzeba było wyczarować bajkę. Myślę sobie: Ha, dzieci drogie, Jaga ma już trzysta lat z hakiem i zna bajki już dawno zapomniane- z czarownicami, oczywiście, w roli głównej! Może jakąś dla was odgrzebie? Może sobie przypomni?  Świetny sposób na ocalenie od zapomnienia!
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. Tylko wicie, to wcale nie było takie proste, jak na początku myślałam. Mój język wymaga czegoś, co mądrzy nazywają korektą. Dlatego zrobiłam sobie wywar z włosem jednej z pisarek, żeby pisać w miarę poprawnie. Uprzedzam fakty: to nie oszustwo, tylko niezbędny zabieg!
No. To już wszystko wyjaśnione, trzeba się zabrać do roboty. Tylko czytać mi to to uważnie, bo jak nie... To wiecie co? Ja mam miotłę i choć kości stare, to jeszcze latam. Na pewno poznam ,kto mi tam pomija jakieś wątki, a wywar z kurzajkami nie może się doczekać, kiedy zostanie użyty…
Pozdrawiam was gorąco z Gór Świętokrzyskich
Wasza Kochana i Straszna  Baba Jaga.
 
P.SOstrzegam, że momentami zapomina mi się, iż są to opowiastki dla niewinnych dziecięcych uszątek i parę przedstawionych przeze mnie sytuacji może wami wstrząsnąć. Czytacie na własne ryzyko.
No, to zapraszam.
 
 
 
 
 
 
 
 
Opowiastka pierwsza:
 
Autor: Wiktor Wasniecow
 
 
Słowo wstępu od Jagi:
Moi mili Czytelnicy, zanim przystąpicie do lektury pierwszej opowieści, muszę wam wytłumaczyć parę ważnych faktów.
Po pierwsze: opinie o wiedźmach, zawarte w tej opowieści, dotyczą tego jak patrzyli na nas ludzie. To zdecydowanie nie jest moje zdanie. Ja tu jestem tylko cichym narratorem. Historię tę dawno temu opowiedział mi jeden z jej bohaterów ( może po przeczytaniu zgadniecie, który?)
Po drugie: w dzisiejszych czasach, już nie jemy dzieci. W sumie nigdy ich nie jadłyśmy, bo po co?  Kto by się nas bał, kogo byśmy straszyły po nocach, poza tym wasze mięso jest ponoć strasznie żylaste( nie pytajcie skąd wiem), a i uśmiechy zbyt piękne, aby właściciele lądowali w naszych kotłach.
Uprzedzam , abyście nie bali się wyłazić w nocy, nawet z rodzicami, w obawie, że któraś z nas porwie was na swej miotle. To nie wchodzi w grę. My możemy wam zabrać troszkę włosów, czasem kawałek paznokcia do eliksiru… Porywamy  tylko w snach, tak do towarzystwa, gdy w górach hula ten cholernik wiatr i nie daje usnąć… tak naprawdę nie ma się czym martwić.
No, to czytajcie – albo niech ktoś wam czyta, jak wolicie.
 
 
 
„O tym, jak Maniek i Basia, chcieli odkryć sabatowe tajemnice.”
 
Dawno, dawno temu, tak dawno, że nie pamiętają tego najbardziej wiekowi dziadkowie, mieszkający w jednych z najstarszych gór, w których toczy się nasza powiastka, doszło do dziwnych i niesamowitych wydarzeń. Jakich to, zarutko się dowiecie.
U podnóża Świętokrzyskich szczytów stała niemal  samotnie, mała chatka. Była dobrze utrzymana, z ładnego, błyszczącego  drewna, z mocnym dachem i czerwonymi okiennicami. Wyglądała przytulnie i zachęcająco. Z przodu chatki uśmiechały się do przechodniów dwa okna, które spoglądały radośnie na zadbany ogródek. Każdego dnia pieliła w nim gospodyni Katarzyna, mama bliźniaków, Mańka i Basieńki. Dzieci te często przebywały koło swojej kochanej mamusi. Lubiły przyglądać się jej  zgrabnym rękom, które z wprawą wyrywały chwasty. Gdy nudziło im się niemiłosiernie, same próbowały swoich sił,  naśladując Katarzynę. Na ogół kończyło się to usunięciem pożytecznych roślinek i pozostawieniem tych zbędnych. Wtedy mateńka, czerwona z gniewu, przeganiała ich, aby szły dokuczać gdzie indziej. Z racji tego, że nie miały ani ojca, ani dziadków, wędrowały do domku Starca ( nikt nie znał jego imienia i nazwiska, więc określano go tym mianem), który opowiadał im ciekawe historyjki.
Na początku bardzo się go bały – był wysoki, nie miał zębów i jednego oka, a jego włosy były długie, aż do pasa. Do tego brakowało mu pół ucha i małego palca u lewej ręki. Byłby tak straszył ich swoją aparycją i nigdy by nie usłyszeli jego melodyjnego, nie pasującego do wyglądu głosu, gdyby nie mateczka.
Pewnego wrześniowego popołudnia, potrzebowała wybrać się do centrum wioski. A że tylko ona i Starzec mieszkali przy samym podnóżu gór, tuż przy lesie, poprosiła go, aby zajął się dziećmi na parę godzin. Początkowo pociechy bardzo się bały i płakały, gdy matka im o tym powiedziała, myślały, że staruszek ich zje. Na szczęście dla nich, nic takiego się nie stało. Starzec przywitał ich przed swoim domkiem z uśmiechem( co wyglądało strasznie), poczęstował świeżym mlekiem oraz chlebem i zaczął opowiadać. Dzieciom tak bardzo spodobały się historie mężczyzny, że od tej pory bywały u niego praktycznie codziennie.
Zawsze siadały w raz z nim przy kominku i pochłaniały niesamowite opowieści. Najczęściej pojawiały się w nich wiedźmy zamieszkujące pobliskie góry. Były to głupie stare baby, latające na miotłach i jedzące dzieci.  Starzec przestrzegał Mańka i Basię  przed wyprawami na szczyty, gdyż bał się, że czarownice mogą porwać jego wiernych słuchaczy i znów zostanie sam na świecie. Sądził, że jest to bardzo prawdopodobne ze względu na ich wygląd – tłuściutkie ciałka, różowe policzki, żywe oczka, roztrzepane blond włoski. Dzieci były okazem zdrowia i witalności, którą złe wiedźmy na pewno chciałyby strawić.
Każdy mieszkaniec wioski zabraniał dzieciom włóczyć się po Górach, szczególnie, gdy zbliżał się czas sabatu. Ludzie wiedzieli, że w tym okresie wiedźmy zamieszkujące tajemnicze szczyty potrzebują młodych duszyczek do odprawiania swoich rytuałów. Starzec i jemu podobni, nigdy nie zapomniał , jak pół wieku temu zaginęło parę psotnych dzieciaczków, bawiących się w górskich lasach. Do tej pory nikt dokładnie nie wiedział co się z nimi stało, ale jedno było pewne – zostały porwane przez czarownice.
Toteż bojąc się o pociechy gospodyni Katarzyny, które ledwie co ukończyły szósty rok życia, sam zabraniał im podróżować po złowieszczych szczytach. Nawet dorośli ludzie bali się tam wybierać na polowania. Tylko najdzielniejsi mężczyźni  wyruszali  w poszukiwaniu dorodnej zwierzyny, którą będzie można zjeść. Jednym z tych odważnych  myśliwych, był ojciec bliźniaków, który  stracił życie poszukując okazałej strawy, dla swojej kochanej rodziny.
Dzieci doskonale o tym wiedziały – nie działo się to dalej niż rok temu, toteż początkowo żywiły wielką nienawiść i strach, do górujących nad ich chatką szczytów. Jednakże słuchając opowieści Starca, budziła się w nich ciekawość, chęć sprawdzenia, czy  mężczyzna mówi prawdę. Dlatego też potajemnie usnuły plan wyprawy na szczyt łysej Góry, aby wszystko sprawdzić. Uznały, że przebiorą się za straszydła i będą udawać czarownice, aby te prawdziwe ich nie rozpoznały .
- Jak wyjdziemy na szczyt to wdrapiemy się na jakieś drzewo i będziemy czekać. Jak nic się nie pojawi, przez całą noc to sobie spokojnie wrócimy… - powiedział Maniuś do siostry, gdy w wielkiej konspiracji schowali się za wysokim drzewem, rosnącym tuż za ich chatką.
-A jeśli pojawią się wiedźmy i nas zobaczą to nic nam nie zrobią, bo będziemy w przebraniu, żeby nie poznały, że jesteśmy dziećmi. – dopowiedziała  Basia, dłubiąc patykiem w ziemi.
- Jak to, żeby nas nie rozpoznały? Przecież one nie istnieją, to tylko taka bajka, żebyśmy nie chodzili daleko od domu…
 - Tego do końca nie wiemy braciszku, przecież jakby nie istniały to tatuś by tu był, dlatego musimy się przebrać.
- A jak się spytają czemu jesteśmy tacy mali? – spytał nagle przestraszony Maniek.
- Przecież nie urośniemy dużo w dwa tygodnie! I co my zrobimy? – Niebieskie oczy zwilgotniały mu na myśl o tym, że z całego planowania nici.
- Powiemy im, że… Powiemy, że – Myślała intensywnie Basia. Tak przejęła się napotkana trudnością, że aż cała twarz jej spurpurowiała z emocji.
- Wiem, wiem, już wiem! – Krzyknęła nagle, uśmiechając się radośnie.
- Powiemy, że kiedyś byłyśmy jedną wysoką wiedźmą, ale zły czarnoksiężnik przepołowił ją na pół i teraz jest nas dwie identyczne, małe czarownice! Ha! – Brat spojrzał na nią radośnie. To było rozwiązanie doskonałe.
Tak więc dzieci podkradły stare szmaty leżące na dworze, o których mama już dawno zapomniała i bardzo dobrze ukryły. Cały plan powtarzały wielokrotnie, aby nic im nie umknęło. Na podstawie opowiadań Starca, narysowały nawet mapę mająca zaprowadzić je  prosto do wiedźm.
W końcu nadszedł dzień wyprawy. Dzieci uznały, że wyruszą  godzinę po  położeniu się do łóżek – wtedy zwykle ich mamusia już twardo spała.
One zresztą też, jednak teraz sytuacja była wyjątkowa. Z przejęcia trudno było im oczy zamknąć, a co dopiero zapaść w sen!
Noc była wyjątkowo jasna. Księżyc w pełni  dawał większy blask, niż niejedna świeca. Dzieci wyraźnie widziały całe podwórko oraz miejsce ukrycia potrzebnego im ekwipunku(szmaty, nożyk i lina). Wszystko znajdowało się w starej, próchniejącej jabłoni, która rosła na skraju lasu, tuż obok ścieżki, którą bliźniaki miały podążyć, na poszukiwanie wiedźm.
Dzieci sprawdziły czy gospodyni Katarzyna, na pewno śpi. Maniuś delikatnie nią poszturchał. Mamusia jedynie chrapnęła, przekręciła się na drugi bok i oddychała spokojnie. Zadowolone dzieci szybko wymknęły się przez okno, aby nie skrzypieć drzwiami.
Linę, która była potrzebna w razie wspinaczki na drzewo, owinęli Basię, ukrywając pod stertą szmat, które dziewczynka na siebie włożyła. Nożyk zaś został przywiązany do małej nóżki Mańka.
Dzieci głęboko odetchnęły.  W ich krwi tętniło teraz podniecenie, chęć przygody i zbadania nieznanego, tajemniczego zjawiska.
Gdy spojrzeli na ścieżkę prowadzącą do czarnego lasu, odwaga zaczęła topnieć w ich małych serduszkach.  Nagle słuch, jakby im się wyostrzył  - każde pohukiwanie sowy, szelest liści poruszanych przez jesienny wiatr, odgłos łamania się suchej gałązki, był dla nich niczym głośne stękanie czarownic, echo ich śmiechu i rozmów.
Maniuś, już miał mówić, żeby wrócili do domku i poszli spać do ciepłego łóżeczka, gdy Basia złapała go za rączkę. Chłopiec spojrzał przestraszony w jej spokojne oczy. Dziewczynka uśmiechała się delikatnie, jakby niczego się nie bała. Wzrok miała zamglony, policzki rumiane. Pociągnęła brata stanowczo w stronę leśnej gęstwiny. Mańkowi  przez chwilę, wydawało się, że siostra idealnie wie gdzie trzeba iść, aby zobaczyć miejsce spotkań, starych wiedźm. Wrażenie to było ulotne i szybko się rozpierzchło, ale i tak chłopiec nieufnie zerkał w stronę siostrzyczki.
- Przestań, przecież to tylko Basieńka. Cały czas z Tobą była, nic nie mogło się jej stać. Jest normalna, tak jak i Ty. – pomyślał Maniuś.- Chcesz żeby dziewczyna wyszła na odważniejszą od Ciebie? Co wtedy powiedzą dzieci ze wsi? Muszę bronić siostrzyczki, a nie bać się jakiegoś ciemnego lasu. Przecież wiedźmy naprawdę nie istnieją. Nic tam nie znajdziemy i szybko pójdziemy do domu. Byle tylko mama nie wstała zanim wrócimy, bo tak nas spierze witkami, że do końca roku się nie podniesiemy.
Chłopiec zaczął iść równym krokiem, podbudowany lekko swoimi przemyśleniami, z determinacją, aby szybko powrócić do chatki.
Droga była długa i kręta. Często włazili w krzaczaste chaszcze kalecząc małe rączki i buzie.
Gdy w końcu dotarli na sam szczyt chłopiec przestraszył się nie na żarty. Siostrzyczka przyprowadziła go do jakiejś jaskini. Skąd ona wiedziała, jak tu dojść? Przed jej jamą leżały kawałki drewna gotowe do rozpalenia ogniska. Obok nich wielki kocioł i dziwne słoje.
Nagle, gdzieś w oddali zawył wilk. Maniuś podskoczył, jak oparzony. Basia nie wykonała żadnego ruchu.

- Chodźmy z stąd szybko, zanim ktoś nas zobaczy! – krzyknął.
- Nie możemy. Musimy tu poczekać. – Basia mocno trzymała go za rękę. Nie mógł się uwolnić. Był zszokowany i przerażony jej zachowaniem.
- Basiu co Ty wygadujesz?! Uciekajmy stąd, bo wiedźmy nas zjedzą!
- Nie zjedzą, uspokój się. Poczekaj chwilę. Ciebie i tak wypuszczą…
- To Ty z nimi gadałaś?!
- Raz. We śnie. To bardzo miłe panie.
- Co?! Baśka przestań sobie ze mnie żartować!!!
Wrzaski chłopca  zagłuszył, zamrażający krew w żyłach śmiech. Jego źródło znajdowało się w … niebie. A właściwie na niebie. Wydawały go wiedźmy lecące na swoich wielkich miotłach. Każda miała na sobie chustę, długą spódnicę i płaszcz. Pruły w powietrzu szybciej niż nie jeden koń wyścigowy.
Zatrzymały się zaraz przy miejscu na ognisko. Chłopiec stał sparaliżowany strachem. Nie wiedział co zrobić… Jego siostra zwariowała!
- Dzieci…- zaskrzeczała najwyższa z wiedźm.
- Nareszcie! – Krzyknęła inna, grubawa, w fioletowej chuście.
- Czas zaczynać!
Czarownice rozpaliły ognisko, ustawiły nad nim kocioł i wlały dużo wody.
Maniuś bał się, że będą chciały, ugotować jego  i nierozważną siostrę.
Wiedźmy tańczyły wokół ognia wykrzykując dziwaczne słowa i śmiejąc się przerażająco.
Nagle przestały. Odwróciły się w stronę dzieci i podeszły do nich powoli, uważnie obserwując.
- Nie róbcie nam krzywdy! – krzykną chłopiec.
- Krzywdy? Krzywdy? Jakiej krzywdy? – zaskrzeczała jedna ze starych bab i wyciągnęła rękę, aby dotknąć policzka, Mańka.
- Nie zrobimy wam krzywdy. Pochodzicie od nas, należycie do nas, jesteśmy waszą rodziną…
- Słucham?!
- Wasza babka była jedną z wiedźm… teraz przyszedł czas na Basię…
Wiedźma spojrzała na niego, szeroko się uśmiechając. Był to widok drastyczny! Starej kobiecinie brakowało praktycznie wszystkich zębów, a te, które jeszcze jej pozostały były całe czarne.
- Jak to? – spytał zdezorientowany chłopiec.
- Wasza babka Małgorzata była jedną z nas, lecz wasz ojciec nie chcąc oddać córki próbował ją zabić, z fatalnym dla siebie skutkiem… Losu wiedźmy nie da się uniknąć… to zew krwi… Teraz przygotujemy eliksir, dzięki któremu Barbara przejdzie pełną przemianę i stanie się naprawdę jedną z nas…
- Nie, nie możecie tego zrobić? Po co ja tu jestem?!
- Ty musisz to wszystko obejrzeć, gdyż twoja pierwsza córka także dostąpi zaszczytu sabatowego przejścia.
- Nie, nie zgadzam się, tak nie może być… - przerażony chłopiec zaczął płakać. Czarownice śmiały się z jego rozpaczy. Siostra również. Nie poznawał jej, chciał stamtąd uciec, lecz jakaś siła zatrzymywała go w miejscu.
Musiał patrzeć, jak czarownice podchodzą do Basieńki. Chwytają ją za małe rączki i prowadzą do kotła. Następnie jedna z nich wrzuciła ją do jego wnętrza. Czarownice utworzyły krąg wokół ogniska i zaczęły śpiewać. Głosy miały upiorne, przeraźliwe. Klaskały przy tym i tupały głośno, ciesząc się, że ich grono zostanie poszerzone o kolejną wiedźmę.
Nagle ucichły. Z kotła rozległa się cicha melodia. Stopniowo stawała się coraz głośniejsza, aż w końcu Maniek musiał zatkać uszy od natężenia dźwięku. Spojrzał na ognisko. Z kotła wyłoniła się wysoka postać kobiety. Czarownice szybko do niej podeszły i okryły przygotowanymi szatami.
Kobieta wyszła i stanęła przed chłopcem, który bardzo się zdziwił. Spodziewał się koszmarnej maszkary, nie zaś starszej pani o miłym, przyjaznym obliczu. Siostra patrzyła na niego oczami postarzałymi o jakieś sześćdziesiąt lat. Wzrok miała łagodny.
- Maniusiu nie bój się –przemówiła radośnie.
- Basia? To nie możesz być Ty. Jesteś stara i …
- I taki już mój los. Inne wiedźmy zahipnotyzowały mnie we śnie, żebym nas tu przyprowadziła. Za jakiś czas będę taka jak one. Zanim to nastąpi zapewne dołączy do nas twoja córka…
- Nie…
- Na razie jesteś jeszcze młodziutki. Możliwe, że to wszystko wyda ci się tylko złym snem, jednak pamiętaj, że któregoś dnia przyjdę i upomnę się o dziecko, a Ty mi je oddasz bez oporu… inaczej spotka cię los naszego ojca… O tym co widziałeś nie powiesz nikomu, oprócz swojej córy.. Teraz idź.
Chłopiec poczuł, że może już się ruszać. Spojrzał jeszcze raz na wiedźmę, która była jego siostrą. Nie zwracała na niego uwagi, przystępując do kręgu tańczących bab.
Maniuś zaczął szybko biec. Nie raz i nie dwa wpadł w wielkie chaszcze, kalecząc sobie małe ciałko w przebraniu czarownicy. Uciekał, jak najdalej od skrzeku, czarów i strasznych słów.
Gdy zatrzymał się na skraju lasu, zaczynało świtać. Myślał o tym, jak zapobiec odebraniu w przyszłości, swojego dziecka. Jego ojcu się nie udało. Uznał, że jest tylko jedno wyjście.
*
Gospodyni Katarzyna każdego ranka, przed obudzeniem dzieci, chodziła do źródła po świeżą wodę. Przystawała tam na chwilę, ciesząc oczy urokiem poranka. Upajała się soczystością zieleni w lecie, jesiennym złotem liści czy zimową pierzynką śniegu. Tym razem nie było jej to dane. W miejscu, z którego zawsze czerpała wodę leżało małe ciałko. Było skulone, jakby sobie przysnęło na chwilkę, zmęczone zabawą. Gdy podeszła bliżej okazało się, iż jest to jej mały synek, cały poharatany, brudny  i  w szmatach. Na jego ustach gościł uśmiech triumfu.
 
!
Krasnoludek
Krasnoludek
Opowiadanie · 3 grudnia 2012
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Nie potrafię oceniać tekstów pod kątem błędów, czy interpunkcji, więc mogę jedynie stwierdzić, że bardzo mi się podobało :) historia wciągnęła i życzę powodzenia w dalszej pracy! :)

    · Zgłoś · 11 lat
  • Ata
    "Wracają do tematu" - popraw - wracając.
    "nauczyłam korzystać się z tych śmiesznych sprzęcików" - nauczyłam się korzystać...
    Sądzę, że emotki typu: ";)" są w tekście zbędne.
    Opowiadanie czyta się całkiem przyjemnie. Końcówka dość smutna...
    ogólnie uważam, że potrafisz budować klimat.

    · Zgłoś · 11 lat
  • Krasnoludek
    Dziękuję za komentarze i pokazanie błędów - już poprawione;)

    · Zgłoś · 11 lat
  • Paulina Biczkowska
    Tekst wciąga, przede wszystkim ze względy na humor wynikający z odwróconej perspektywy (bardzo podoba mi się ten pomysł: „Kolejna osoba, która nie myśli już o Babach sprawia, że na mojej twarzy zaczynają znikać zmarszczki, oblicze mi się wygładza. Broń Boże, żebym za niedługi czas wyglądała jak te wasze laleczki!!!”:)). Radzę większą uwagę zwracać na miejsca wstawiania spacji.

    Do poprawy w „Przedsłowiu” („Opowiastkę pierwszą” pozwolę sobie przeczytać i ogarnąć w najbliższych dniach):

    • „tych, waszych” – bez przecinka po „tych”;
    • „pseudo zaklęcia” – „pseudozaklęcia” [„w języku polskim przedrostki – rodzime i obce – pisze się łącznie z wyrazami pospolitymi” (SO)];
    • „Abra- kadabra nie zrobi wam krzywdy- zaręczam” – powinno być „Abrakadabra”. Po „krzywdy” spacja;
    • „wyginiecie” – „wyginięcie”;
    • „na urodziny” – po „urodziny” przecinek;
    • „O ja Wam dam Wariatkę Wy małe dokuczniki!” – zaimki „Wam” i „Wy” powinny być małą literą. Nie bardzo rozumiem, dlaczego „Wariatkę” jest pisane dużą. Przed „wy” powinien być przecinek;
    • „Upominam Was srogo” – „was” małą;
    • „lat- jak wiecie to młodzieńczy wiek-, a mimo” – powinno być: „lat – jak wiecie to młodzieńczy wiek – a mimo”;
    • „już o Babach” – po „Babach” przecinek”;
    • „wybuch wstrząsną” – „wstrząsnął”;
    • „Przeglądając googla nauczyłam” – sugerowałabym „buszując w świeci’ – trudno przeglądać wyszukiwarkę, a jeszcze trudniej uczuć się języka z haseł przez nią wyrzucanych. W każdym razie przed „nauczyłam” powinien być przecinek;
    • „wiecie, inne Baby” – nadmiarowa spacja po przecinku;
    • „Pensylwanii( te” – powinno być: „Pensylwanii (te”;
    • „z nami oczywiście w roli głównej” – wstawiłabym przecinki w tym zdaniu: „z nami, oczywiście, w roli głównej”;
    • „Jak Boga kocham nic już mnie na Świcie nie zdziwi” – po „kocham” przecinek. Dlaczego „Świcie” dużą? Dałabym małą;
    • „Co Ci ludzie” – „ci” małą;
    • „I tak dla przykładu na moim Wizorze” – po „przykładu” przecinek. Dlaczego „Wizorze” dużą? Jeśli to ma być odpowiednik monitora, to zdecydowanie małą.
    • „Co to konkurs oczywiście wiem .” – po „konkurs” przecinek (przed tym rzeczownikiem dodałabym „jest”), a przed kropką spacja do usunięcia;
    • „Na Łysej Górze nie raz urządzałyśmy wiele” – „urządzałyśmy ich wiele”;
    • „kto pierwszy wyłapie muchy siatkoskrzydłe, która uwarzy lepszy eliksir miłosny, kto komu narobi więcej kurzajek” – jestem za tym, żeby konsekwentnie utrzymać rodzaj żeńskich w tych zdaniach, skoro odnoszę się one do zlotów czarownic. Proponowałabym: „która pierwsza wyłapie muchy siatkoskrzydłe; która uwarzy lepszy eliksir miłosny; która której narobi więcej kurzajek”;
    • „ot i temu podobne zagadnienia” – zamieniłabym na: „i inne podobne rozrywki”;
    • „Myślę sobie :” – bez spacji po „sobie”;
    • „zapomniane- z czarownicami oczywiście w roli głównej!” – zamiast dywizu (myślnika) po „zapomniane” przecinek. „Oczywiście” przeniosłabym na koniec zdania (wtedy po „głównej” przecinek). Jeśli „oczywiście” ma zostać tam, gdzie jest, to wydzieliłabym ten wyraz przecinkami;
    • „dla Was” – „Was” małą;
    • „Jak pomyślałam tak zrobiłam.” – po „pomyślałam” przecinek;
    • „proste jak na początku” – po „proste” przecinek;
    • „pisarek , żeby” – bez spacji po „pisarek”;
    • „pisać, w miarę” – bez przecinka po „pisać”;
    • „poprawnie – Uprzedzam fakty: To” – powinno być: „poprawnie. Uprzedzam fakty: to”;
    • „roboty – Tylko czytać mi to to uważnie, bo jak nie – To wiecie co?” – powinno być: „roboty. Tylko czytać mi to to uważnie, bo jak nie… To wiecie co?” [zamiana drugiej półpauzy (długiego myślnika) na wielokropek jest tylko propozycją”];
    • „Ja mam miotłę, choć kości stare” – przed „choć” dodałabym „ale”;
    • „poznam kto mi tam pomija, jakieś wątki” – po „poznam” przecinek. Przecinek po „pomija” do usunięcia;
    • „doczekać kiedy” – po „doczekać” przecinek;
    • „P.S :Ostrzegam” – możliwe są dwa warianty: „P.S. Ostrzegam” lub „PS Ostrzegam” „PS” bez wytłuszczenia – nie ma do niego powodu;
    • „momentami zapominam się” – bez „się”, bo „zapominać się” oznacza „przekroczyć pewne dopuszczalne granice” (SJP). Ewentualnie mogłoby być: „momentami zapomina mi się”.

    · Zgłoś · 11 lat
  • Krasnoludek
    Już zabieram się za poprawki. Dzięki za uwagi;)

    · Zgłoś · 11 lat