Opowiadanie wyróżnione w Paskudnym konkursie na smoczą miniaturę prozatorską.
Przez wiele lat szukałem swego miejsca. Przemierzyłem niemal cały glob, lecz wciąż jestem tą samą bestią, która z trudem ucieka przed coraz pokaźniejszym gronem łowców. Często myślę o sprawiedliwości, będącej dla mnie wyłącznie pustym słowem. Zostałem więźniem inności.
Idę właśnie piaszczystym brzegiem oceanu, wzdychając do pełni księżyca. Kiedyś próbowałem wzlecieć ponad tę planetę, z nadzieją, że spotkam inne smoki na jednej z niebiańskich gwiazd. Rzeczywistość wyśmiała mój plan, odcinając dopływ tlenu gdzieś wysoko ponad chmurami. Czy kiedykolwiek zaznam spokoju? Ciągle mam przed oczyma wczorajsze spotkanie z mizernej postury rycerzykiem, dla którego zabicie mnie było jedynym ratunkiem. Musiał ratować konającą reputację. Od lat egzystował, jako nudziarz bez jakichkolwiek sukcesów, więc otoczenie wybierając go do samobójczej misji, dało szansę wejścia na szczyt, choć prawdziwe życie nieczęsto pozytywnie zaskakuje przeciętniaków. Z niekrytym współczuciem obserwowałem tego przygarbionego chłopaka o plebejskiej facjacie. Załatwiłem sprawę szybkim machnięciem ogona i odleciałem w poszukiwaniu nowego domu. Za nim przyszliby następni aż w końcu odpowiednio dobrana grupka osiągnęłaby pewnie sukces, a nie chciałem na to pozwolić.
Opustoszała plaża wydawała się dobrym miejscem na odnalezienie spokoju, lecz ciężko będzie tu znaleźć odpowiednią ilość jedzenia i przytulne legowisko, nie wspominając o zerowych szansach na spotkanie innych smoków. Długa wędrówka spowodowała, że organizm nachalnie wołał o sen. Wzleciałem, aby dokładnie zlustrować teren. Nie dojrzałem na horyzoncie żadnych świateł, tylko rozciągnięte do granic wzroku pustkowie. Zasnąłem mimo chłodu, który natarczywie powiewał od strony oceanu. Ranek przyniósł ogromne zaskoczenie. Stał przede mną nagi człowiek o niespotykanie ciemnej karnacji. Ze znudzeniem obserwował jak strzepuję z brzucha piasek.
– Nie odnajdziesz innych smoków – rzucił obojętnie, szczerząc żółtawe zęby.
– Co? – myślałem, że źle słyszę. Przez chwilę miałem nawet nadzieję, że facet jest zwykłą fatamorganą.
– Wszyscy porzucili naturalne powłoki, aby schronić się w ludzkich ciałach.
Czyżbym błądził na granicy snów? Przygryzłem język. Ta cholernie dziwna scena z pewnością nie była wytworem mojej wyobraźni.
– Jak? – zapytałem z niekrytą ciekawością.
– Pragniesz przemiany?
– Nie… nie wiem – z coraz większym lękiem spoglądałem na swego rozmówcę. Kim naprawdę był?
– Ludzie by nas wymordowali, więc żyjemy w ich powłokach, nadając im długowieczności. Noszę to ciało od niemal trzech wieków i może pociągnę drugie tyle, jeśli uniknę pechowych incydentów – jego głos stał się poważny, podobnie jak wyraz twarzy.
– Nigdy nie przybiorę postaci jakiegoś ślamazarnego kurdupla – oznajmiłem zdecydowanie.
Wybuchnął śmiechem.
– Wszyscy tak mówią, lecz czas skutecznie zeszmaca ideały. Niedługo zapragniesz przemiany, a wtedy odmówię.
– To chore – potrząsnąłem głową. – Twierdzisz, że potrafisz mnie przenieść do cudzego ciała?
– Nie. Po prostu przemienię twą aktualną powłokę. Procesu nie da się cofnąć i na zawsze pozostajesz człowiekiem. Nie pytaj jak to działa. Świat jest pełen cudów, które po prostu istnieją i nie da się ich w żaden sposób wyjaśnić.
– Jak odkryłeś w sobie tę zdolność? – nie potrafiłem uwierzyć w żadne z jego słów, choć bałem się poprosić o przemianę. Czyżbym podświadomie wierzył, że będzie w stanie jej dokonać?
– Podczas inicjacji własnej przemiany. Jesteśmy wspaniałymi istotami, wzlatującymi ponad logikę codzienności. Niestety świat należy do ludzi. Nie zdołamy zniwelować tak ogromnej przewagi liczebnej. Możemy uciekać, lub przyjąć panujące reguły, jednak żaden z nas nie wybrał drugiej opcji. Wierzymy, że po dokonaniu żywota, zbudzimy się w należącej do smoków, krainie.
– Wolę dać się zabić, niż do końca życia człapać na tych maleńkich nóżkach – parsknąłem śmiechem i odleciałem. Chyba powiedział coś w stylu „nigdy nie zmądrzejesz”. Doznałem dziwnego wrażenia, że już kiedyś spotkałem tego człowieka. Może miało to miejsce we śnie?
Nigdy nie poznałem prawdy. Niespełna rok później zostałem zamordowany przez wyspecjalizowana grupę smoczych łowców. Nie zawitałem u bram raju. Powróciłem do tej grzesznej krainy, gdzie kolejny raz odmówiłem swemu zbawcy, nieświadomie zaplątany w czasową pętlę, która zacisnęła wieczność na mej utrudzonej szyi.
Autor: Adam Krypczyk