Cytrynka
Obudziłam się dziś rano, obudziłam z bólem. Bólem głowy, bólem zęba, łokcia, kiszki, bólem kurwa wszechobecnym. I z tym bólem właśnie, stwierdziłam, że ja, no ja nie rozumiem. Sama już po prostu nie wiem.
- Kto kogo? – westchnęłam cieżko - Ja je, czy ono mnie może… Kto kogo, PRZEPRASZAM, wyciska?
Właśnie tak. Takie, proszę bardzo, zadałam sobie pytanie.
- Ja życie? Czy to Ja wypijam? – niejasność probowałam tu wyczuć - Czy może życie? Może ono ze mnie, bydle soki ze mnie wysysa?
Ktoś kogoś w garści miał tu, oj to na pewno. Ktoś podgryzał, ktoś przyduszał, pił… ale do czego?
-Pierdolenie to jest – pomyślałam głośno – Próżny… przecież to jakiś bełkot?
Skończyć dyskusję, monolog już chciałam, ale jak tu skończyć, kiedy ktoś spijał?! Jak tu skończyć, słodki boże, kiedy ktoś w pośladki, w dupsko, za przeproszeniem, z ząbkami mi się, we mnie się wgryzał?! Jak przerwać, kiedy to wszystko takie zwiędłe, nieswojo całkiem, z gęby smród…. Jezu!
- Kurwa… A może by tak…
Ale gówno, a nie kombinacje. Więc wychyliłam… Piwko-piwko, bo ileż można?! W zadumę taką, wpadać, ile można wchodzić…
- Chłopacy! Ci to lekko mają! – powiedziałam - Gęba ładna, w głowie może być i siano, a i tak im dobrze będzie… Ci to mają… Życie!
Chłopacy! A może wilcy, kurwa? A może Ptacy? Ale nie , nie, ja tam wiem, co to sobie pomyśleć zaraz można. Skądże znowu! Ja z cipką moją czułam się wyśmienicie. I nic, że ból był w niej "egzystencjonalny". Temat? Tematu nie było.
- Spleen w myszcze! – znów roześmiałam się radosnie - W muszelce kocioł!
To nie ważne, bez znaczenia, tak powiem. Ważne, że tam tliła się nadzieja, tożsamości jakaś smutna resztka. Myszka w dziurce, azyl, ostatnie przed bólem schronienie.
- Mhm- westchnęłam, ale zaraz poczułam, że to jednak nie takie proste.
Przed tym tak łatwo nie ucieknę, to uświadomić sobie musiałam. Dziupla, nie dziupla, i tak źle, i tak nie dobrze… Nic z tego, z niczego nic w sumie. I wtedy, wtedy myśli wszystkie jakoś mądrzej, myśli mi się zbiegły w całość.
-Spokój, to by było dobrze znaleźć.
Spokój i dojrzałość? Akceptację, Rodzinę na Swoim… Kieliszek, łukiem szerszym obejść, kutasa z zacietrzewieniem mniejszym już szukać?! Ból był, jest, on będzie. Z nim to jak z kurą trochę. Nie wygrasz! Z kurą i z jajem też kurzym, właściwie. Z bólem jak z kolejnością, z tym kto pierwszym, i kto ostatnim, słodki boże będzie! Ból? Nieunikniony. Basta ya, finito.
- W takim razie… co za różnica kto kogo wpierdala? – nie głupio suma-sumarum uznałam. –
Ważne, że wpierdala! Że obrót jest! Piwko-piwko, ważne? Gupoty! Tematu nie ma, ważne, że się dzieję!
gŁupoty i dzieje /nie - gupoty, dzieję/ - pewnie jest tego więcej, ale drugi raz tam nie wrócę...