Tekst numer 6 musiałam usunąć ze względu na zbyt duże podobieństwo do osób i zdarzeń.
Pierwszy raz spotkałem Janka w męskiej toalecie. Pamiętam, że jego penis był brzydki i pomarszczony. Sikał powoli i pewnie, jak gdyby oddawanie moczu stanowiło jego jedyny cel.
-Co się gapisz? - zapytał szorstkim głosem.
Wtedy zobaczyłem jego twarz prawie tak pomarszczoną jak jego penis, ale jednak dużo ładniejszą.
Moja twarz z kolei, bardzo przeciętna i niepomarszczona, pokryła się rumieńcem zawstydzenia. Rzuciłem tylko ciche przepraszam i uciekłem.
To były jeszcze te czasy kiedy berety nakładało się na talerze, żeby wyschły. Pamiętam jak moje babcie, moje ciocie i mama kazały nie dotykać. A ja uwielbiałem dotykać brudnymi łapami, na samym środku i psuć tę perfekcyjność naciągnietej beretki. Wtedy wszystko było nieco naciągane.
To były czasy, kiedy moi koledzy poznajdowali sobie dziewczyny, ładne, zdolne. Takie, które umiały ich ugłaskać. A zatem moi koledzy chodzili wiecznie ugłaskani i nie mieli już czasu ani ochoty na późne, zapite godziny w papierosowym dymie, kiedy paplaliśmy do rana o byle czym, a wydawało nam się, że paplamy nadzwyczaj mądrze. Mnie się kończyły związki, pieniądze, cierpliwości. Im się kończyły fajki i tematy do rozmów.
Drugi raz spotkałem Janka w brzydkim barze przy placu Staszica. Był któryś tam z kolei maj, a może wrzesień. Miesiąc poczatków i konców. Miał na sobie tweedowe spodnie i bliżej nieokreślonego koloru marynarkę, której nigdy bym nie kupił. Chodził między stolikami i prosił ludzi o papierosa, uderzając dwoma palcami o usta. Nikt nie miał, albo nikt nie chciał mieć.
Podszedł do baru, przy którym stała pani Krysia. W tych czasach przy barach zawsze stała jakaś pani Krysia. Wydała z siebie gardłowe czego się napije i po dłuższej chwili podała mu małe piwo, oblewając przy tym jego mniej niż przeciętną marynarkę. Lubiłem patrzeć na takich ludzi jak on, chamskich, nieprzystępnych, pięknych w swojej obojętności. Podałem mu papierosa. Paliłem wtedy Męskie. Były tanie, niedobre, śmierdzące i robiły wrażenie na kobietach. Na Janku nie zrobiły wrażenia, ale mimo wszystko podziękował.
Piliśmy tak prawie razem, prawie koledzy, prawie podbijaliśmy któryś tam z kolei świat, a już na pewno podbijaliśmy dzienną stawkę pani Krysi. W tle słychać było lekko trzeszczące radio. To były czasy, kiedy w radiu leciały jeszcze przyzwoite piosenki, piosenki, przy których można było szeptać, można było mysleć i mozna było robić nieprzyzwoite rzeczy. Śpiewaliśmy Doorsów, udając, że znamy angielski. Darliśmy się przy Nalepie, udając, że umiemy śpiewać. Właśnie w takich chwilach przeklinałem szybko kończące się noce. Bo poranki bardziej bolały, bo odsłaniały to, co wolałbym zostawić zasłonięte. Janek mieszkał przy Więziennej, więc miał niedaleko. Ja zawsze miałem daleko i nie po drodze.
I wtedy poznaliśmy Tadka ...
"Mnie się kończyły związki, pieniądze, cierpliwości. Im się kończyły fajki i tematy do rozmów." - buduje spójność stylistyczną z poprzednimi.
"Wydała z siebie gardłowe czego się napije i..." - może jakoś oznaczyć wypowiedź pani Krysi?
"Podałem mu papierosa. Paliłem wtedy Męskie. Były tanie, niedobre, śmierdzące i robiły wrażenie na kobietach. Na Janku nie zrobiły wrażenia, ale mimo wszystko podziękował." - tak solidnych połączeń wydarzeń z językową... zabawą (?) brakowało w poprzednich częściach cyklu. Są one od teraz niezbędne.
Dużo lepsza narracja niż wcześniej, gdzie z uporem (teraz to widać) język próbował tylko naszarpać znaczeń, czasami aż do niejasności. Tutaj jest o wiele bardziej czysto, choć przecież nie robi się przejrzyście. Opowiadasz dobrze, dobrze też patrzysz oczyma bohatera.
piosenkiś - chyba literówka, co nie? A potem powinien być przecinek.
Oj, całość po takim czasie rozkwita. Powiedziałbym: rośnie w dobrą stronę. Czekam.