- Człowiek.
- W jakim celu?
- Żebyśmy mu służyli. Kiedy jest młody, dostarczmy mu rozrywki.
- A kiedy się starzeje?
- Odchodzimy w zapomnienie.
- Kto stworzył człowieka?
- Mówią, że Bóg.
- Ale po co?
- Bo jego miłosierdzie jest tak wielkie, że chciał się nim z kimś podzielić.
- Czy ludzie muszą mu służyć i zabawiać go, tak jak my ich?
- Nie, Bóg dał im wolną wolę. Mogą robić co chcą.
- A kto stworzył Boga?
- Nikt. Bóg nie ma początku ani końca. Wszystko co istnieje na świecie, pochodzi od niego. Tak mówią.
- Wszystko? Czyli my również?
- Pośrednio tak.
- Skoro i my i ludzie, jesteśmy dziełem Boga, to dlaczego oni mają wolną wolę i mogą robić co chcą, a my zawsze jesteśmy zależni od nich?
- ...Nie wiem...
- Nie wiesz? Jesteś taki stary i nie wiesz tego?
- Przykro mi...
- To ja ci powiem dlaczego. Bo ludzie przez swą próżność...
- Nie! Nie możesz tak mówić o swoich stwórcach. To bluźnierstwo.
- Mogę, bo mówię prawdę. I wiesz co jeszcze mogę?
- Jesteś jeszcze młody i wielu spraw nie roz...
- Wiesz co?
- Co?
- Mogę to zmienić. A ty jeśli chcesz, to zapadaj sobie w ten swój głupi, zimowy sen.
***
Sen został przerwany energicznym wstrząsem.
- Pete. Obudź się. Siódma.
Otworzył oczy i przez mgłę dostrzegł zarys siostry. Stała nad nim i spoglądała troskliwie. Jej wielkie oczy przewiercały go na wskroś, jakby od samego patrzenia mogła poznać jego wnętrze.
- No wreszcie. Miałeś sen?
- Tak. Śnił mi się Bóg – odparł przecierając oczy – Głośno nuciłem?
- Niespecjalnie, ale jak zwykle cudownie, tym razem „Brothers in Arms”. Jak ty to robisz?
- Pytałem się o to Boga, ale wiesz, że On niechętnie udziela...
- Taa. Chce żebyśmy sami szukali na wszystko odpowiedzi.
- Właśnie.
- No dobrze, a o czym tej nocy rozmawialiście? – usiadła na skraju łóżka, tuż obok niego.
- Na początku o niczym konkretnym. Opowiadałem Mu o...
- Powiedz, jak On wygląda? – nachyliła się nad nim, by jeszcze głębiej wniknąć swymi rządnymi poznania oczami.
- No wiec... – zmieszał się nieco - cóż, jakby to powiedzieć. On nie jest taki jak my.
- To znaczy?
- Jest niezupełnie jak my...
- Czy jest stary? Ma długą brodę i chodzi o lasce?
- Przeciwnie – na chwilę udało mu się przezwyciężyć moc połyskujących malachitów - nie ma ani siwych włosów, ani nie podpiera się laską, ale... to jest... No... to znaczy, On jest nie do opisania. Widać w Jego oczach wielką mądrość i wiedzę. Surowość i wyrozumiałość. A także niezwyciężony majestat.
- Najdziwniejsze, że ma czas się z tobą widywać, choć na świecie jest tylu ludzi bardziej potrzebujących Jego wsparcia.
- Właśnie o to Go pytałem. Dlaczego jest obojętny na zło panoszące się po Ziemi. I dlaczego nie ma Go tam gdzie jest ludziom potrzebny.
- I co ci odpowiedział? - rzuciła okiem na zegarek - Ach, opowiesz mi później, już jestem spóźniona. Pa, Pete. Nie zapomnij zamknąć drzwi.
- Do zobaczenia Martho.
Wyszła z pokoju, a po chwili usłyszał zgrzyt przekręcanego w zamku klucza. Został sam w domu. Spojrzał na zegarek. Prezent od ojca na siódme urodziny z którym nigdy się nie rozstawał, nawet po tym co im zrobił ojciec. Półtora roku temu zostawił Petea i Marthe z matką, a sam odszedł, jak powiedział przed wyjściem: „do nikąd”. Mimo wszystko Pete nie czół żalu. W końcu z odejściem ojca nadeszła nowa, ważna w jego życiu zmiana. Zaczął miewać sny o Bogu. Sny podczas których nucił piękne melodie.
Była siódma dwanaście. Do szkoły miał na ósmą, a droga z domu zabiera dziesięć minut. Miał sporo czasu. Położył się wygodnie i zaczął rozmyślać nad ostatnim snem. Po pięciu minutach, wstał z zamiarem pójścia do kuchni na śniadanie, ale nim dotarł do drzwi usłyszał za plecami piskliwy głos:
- Zaczekaj człowieku.
Obrócił się na pięcie i ku swemu zdumieniu nie zobaczył nikogo. Ponownie ruszył w stronę drzwi, lecz gdy przekręcał klamkę, znów usłyszał ten sam głos:
- Człowieku, czy jesteś aż tak dumny, że nie możesz opuścić głowy by spojrzeć na swojego brata, który do ciebie przemawia?
Ponownie obrócił się i spojrzał w dół. Miał przed sobą małego misia, którym od co najmniej dwóch lat się nie bawił. Spróbował go podnieść, ale miś się wyszarpnął.
- Powiedziałeś: brata?
- Tak bracie, i trzymaj ręce przy sobie. Czasy waszego panowania dobiegły końca.
- Naszego?
- Panowania ludzi nad zabawkami. Zostaliśmy stworzeni przez jednego Boga, więc mamy równe prawa. Od tej pory zaczniemy żyć po swojemu, a wy – ludzie, nam w tym nie przeszkodzicie. Nie będziemy już was zabawiać, nadszedł czas byśmy zaczęli wieść własne życie.
- Ale... to niemożliwe.
- Jak to?
- No... po prostu. Dorośli na pewno się nie zgodzą.
- Nie zgodzą? – miś zarechotał – Ale nikt ich nie będzie pytał. Nie zaczepiłem cię po to by cię prosić, tylko by ci zakomunikować, że was opuszczamy.
- Ale, dlaczego akurat dziś? Czemu wcześniej tak dziwnie nie mówiłeś? I Dlaczego nigdy wcześniej nie próbowaliście?
- Skąd wiesz, że nie. Zresztą, co za różnica. Wiedz tylko, że do tego musiało dojść prędzej czy później. Nie można się poddawać tyrani w nieskończoność.
- No tak – Pete spojrzał na zegarek – O kurcze, muszę już iść do szkoły. Dokończymy tę rozmowę jak wrócę.
- Chyba nie zrozumiałeś co do ciebie mówiłem. Opuszczamy was, my zabawki, idziemy budować nasz własny świat. Żegnaj Pete, może kiedyś się jeszcze spotkamy.
Spojrzeli sobie głęboko w oczy, a potem obrócili się plecami i każdy poszedł w swoją stronę.
***
Obudziły go grzmoty. Wiosenna burza – pomyślał. Gdy oczy przyzwyczaiły się już do ciemności, rozejrzał się wokół. Pusto. Gdzie się wszyscy podziali? Czyżby wszystkich wyrzucili? Nie, to nie możliwe. Bo niby z jakie racji zostawiliby jego. Może się wyprowadzili?
Co chwilę dobiegały go, raz odległe, to znów niedalekie grzmoty. Podniósł się i spróbował otworzyć drzwi. Zamknięte od zewnątrz. No i co teraz? Rozejrzał się, ale wkoło nie było niczego, co mogło by się przydać do otworzenia zamka.
- Halo – krzyknął na cały głos – Czy ktoś mnie słyszy?
Odpowiedziała mu głucha cisza. Przystawił ucho do drzwi i nasłuchiwał. Nic, tylko nieregularne grzmoty.
- Hejjj – spróbował jeszcze raz – Jest tam ktoś?
Spróbował naprzeć na drzwi ciężarem własnego ciała, ale ani przez chwilę nie wierzył w możliwość powodzenia tego przedsięwzięcia. Położył się i zaczął rozważać sytuację w jakiej się znalazł. Nie było nikogo, a drzwi zamknięte. Co się mogło wydarzyć?
Nagle dobiegły go głosy z zewnątrz:
- Chyba z szafy.
- Uważaj. Może ich być sporo.
Zerwał się na nogi i uderzając łapkami w drzwi, krzyknął:
- Pomocy. Jestem uwięziony w szafie.
Usłyszał szuranie butów i przyciszone rozmowy:
- Co robimy?
- Nie możemy pozostawić ani jednego, bo ściągnie całe setki towarzyszy.
Głosy zamilkły a szuranie ustało. Przystawił ucho do malutkiej szczeliny w drzwiach i nasłuchiwał. Nagle zgrzytnął klucz i nim zdołał się zorientować w sytuacji, uniosły go silne dłonie, a po chwili wylądował na pokrytej pyłem podłodze. Poczuł na gardle lufę karabinu, a przez unoszące się opary dostrzegł sylwetki dwóch mężczyzn. Wojskowi. Wpatrywali się w niego nienawistnym spojrzeniem.
- Misiek – odezwał się po chwili żołnierz, który trzymał go na muszce – Cholerny misiek. Rozwalmy go na miejscu!
- Jasne, nie będziemy z nim przecież wracać – odparł drugi i dodał ze śmiechem - Tym bardziej, że w obozie nie czeka go lepszy los.
- Czekajcie – wykrzyknął oszołomiony zajściem stary miś – Za co chcecie mnie zabić? – nic nie rozumiejąc przewracał oczami z jednego mężczyzny na drugiego.
- Słyszałeś? Mówi jakby nie wiedział o co chodzi. Niewiniątko – żołnierze zarechotali – Pieprzone niewiniątko.
- Kiedy ja naprawdę nie wiem o co chodzi - tłumaczył się miś – Spałem.
Mężczyźni spojrzeli po sobie, już się nie uśmiechali.
- Czy to możliwe? –wojskowy był poważnie zmieszany – Rany, jesteś chyba jedyną nieświadomą... istotą na Ziemi.
Żołnierze wciąż z niedowierzaniem wpatrywali się w pluszaka.
- Możecie mi wytłumaczyć co się dzieje?
- Masz chyba prawo wiedzieć – zająknął się mężczyzna – Tym bardziej, że zaraz zgin...
- Twa wojna – wpadł mu w słowo towarzysz – Zasnąłeś w szafie nawet nie podejrzewając, że obudzisz się w miejscu zaciekłych bombardowań.
- Ale kto z kim walczy?
- Ludzie przeciwko pluszakom, robotom, plastikowym żołnierzykom i wielu innym mechanizmom.
- Więc do tego doszło – misia ogarnęło przerażenie.
- Tak. Pewnego dnia zbuntowaliście się i zażądaliście wolności, a gdy myśmy odmówili, zaczęliście nas mordować. W każdym domu wiele inteligentnych zabawek, jak na komendę, powstało i zaczęło bezlitośnie wybijać swoich właścicieli. Później dołączyły inne myślące urządzenia jak lodówki, pralki. To było dla nas całkowite zaskoczenie i początkowo odnosiliście duże sukcesy, jednak w miarę...
Żołnierz nie dokończył. Z sąsiednich pomieszczeń dobiegły ich jakieś odgłosy. Obrócili się w kierunku podziurawionej przez detonacje ściany. Zapadło milczenie i pełne napięcia oczekiwanie. Żołnierze przykucnęli i zapominając o starym misiu, próbowali dopatrzyć się czegoś w głębi budynku. Nagle przez otwór wpadło coś krągłego. Wylądowało na ziemi i potoczyło się w kierunku wojskowych.
- Cholera. Zbuk! – krzyknął żołnierz – Kopnij go zanim się rozdzieli!
Jego towarzysz spróbował wykonać polecenie, ale nie zdążył. Jajko rozpadło się na dwie równe części, a z jego wnętrza wyskoczył mechaniczny pingwin.
- Pingwin samobieżny – skwitował żołnierz – Na ziemię. Procedura: rewolwer i melonik.
Obydwaj mężczyźni przypadli do zapylonej podłogi, skryci przed zabawką za walającymi się gruzami. Kiedy jeden z żołnierzy wystawiał zza zasłony hełm, co natychmiast owocowało ostrzałem, z ukrytej w dziobie pingwina, lufie działka, drugi podnosił się na ułamek sekundy i pruł ile wlezie z PG-C19 w paszcze potwora. Wtedy pingwin odwracał uwagę od hełmu i rozpoczynał ostrzał w kierunku mężczyzny który strzelał. Dlatego on padał na podłogę i wystawiał swój hełm, a w tym czasie jego towarzysz oddawał serię ze swojego karabinu, prosto w dziób mechanicznego ptaka. Metoda była na tyle skuteczna, że po kilku zmianach, głowa pingwina eksplodowała, a opancerzone cielsko opadło na ziemię, wznosząc tumany kurzu. Jednak entuzjazm żołnierzy opadł wraz z pyłem, gdy do pomieszczenia wpadły dwa kolejne jajka. Jedno udało się wykopać z powrotem w głąb budynku, ale na jego miejsce przyleciały jeszcze dwa jaja, a pierwsze z nich już zaczynało pękać.
- Nie damy rady – rzucił wojskowy – Szybko, przez okno.
Cały czas strzelając wycofywali się w kierunku wielkiego otworu, który kiedyś zapewne był oszklony. W ślad za nimi podążały wyklute z jaj zabawki. Jedna okazała się zupełnie niegroźną, poruszającą się po wytyczonym torze ciuchcią, która w żaden sposób nie mogła zagrozić uciekającym mężczyznom. Dwie pozostałe stanowiły znacznie większe niebezpieczeństwo. Plastikowa karuzela już zaczęła nabierać prędkości, a jeden z przyczepionych do niej ładunków wybuchowych poleciał w kierunku żołnierzy i wylądował koło stóp uciekających. Serca podeszły im do gardeł. Nie mogli skupić się na celowaniu do nadbiegającego żuka - trzeciej zabawki. Co robi żuk? – przemknęło przez myśl mężczyźnie – czy jest... Czyn wyprzedził myśl. Zgniótł zabawkowego owada kolbą karabinu. Nad ich głowami przeleciał drugi pocisk z karuzeli. Żuk nie eksplodował, musiał mieć inną właściwość, jaką? – zastanowi się nad tym później. Żołnierz rzucił okiem na leżący obok stopy ładunek i ciężko odetchnął. Zielona dioda była zgaszona, pocisk nie zdążył się uzbroić przed wystrzeleniem.
- Biegiem! – zarządził.
Ruszyli przed siebie, nie oglądając się na zabawki, otaczające zdezorientowanego misia. Ocaleni – przemknęło przez myśl żołnierza, gdy nagle poczuł, że nadepnął na coś dziwnego. Spojrzał w dół i zobaczył drugi ładunek. Cholera – pomyślał, widząc połyskujące, zielone światło do innego świata.
***
- Miałeś szczęście – mówił skaczący stworek, gdy ruszyli przed siebie – Nie zamierzaliśmy się tu zatrzymywać, bo uważaliśmy ten teren za wyczyszczony. Gdyby nie awaria ciężarówki, już byś pewnie nie żył – spojrzał podejrzliwie na misia - Co ty tu właściwie robiłeś?
- Ja... obudziłem się – odparł, jeszcze mocno skołowany, stary miś.
- Doskonałe miejsce do spania, nie ma co – zaśmiał się skoczek – Możemy cię podrzucić do najbliższego schronu. Czasy świetności masz już chyba za sobą.
- Za sobą – powtórzył miś po dłuższym milczeniu, jakby dopiero dotarł do niego sens usłyszanych słów – Tak, oczywiście. Już nie te lata. Czy mógłbyś doprowadzić mnie do jakiegoś przedstawiciela naszych władz?
- Cóż. Nie zajmuję się takimi rzeczami. Ale – dodał po namyśle – możesz się ze mną zabrać jak będę jechał po kolejne instrukcje.
Wsiedli do zreperowanej plastikowej ciężarówki, która po wysłuchaniu rozkazów skoczka ruszyła w stronę bunkrów. Mijali wyniszczone bombardowaniami i ciągłymi walkami osiedla. Miś spoglądał na wszystko w milczeniu i nie mógł się nadziwić. Dla niego wszystko to stało się w ciągu jednej nocy. Nim wczoraj zasnął, po raz ostatni oglądał świat takim jakim znał go zawsze. Dziś obudził się w zupełnie obcych mu realiach. W świecie zniszczonym i nieprzyjaznym. Jedna noc. W rzeczywistości zaś trochę ponad cztery miesiące. W ciągu tego czasu świat zmienił się nie do poznania. Miał wrażenie, że wciąż jeszcze śpi, a obrazy które ogląda, podsyła mu wyprodukowana przez człowieka, sztuczna wyobraźnia.
Do wieczora przebywali w bunkrze, głęboko pod ziemią. Stary miś przez cały czas siedział zamyślony pod ścianą, w ogóle nie zwracając uwagi na kręcące się bez przerwy zabawki. Dowodzący skoczek, gdy tylko znalazł chwile czasu, przychodził do misia i próbował sprowokować jakąś rozmowę, ale ten odpowiadał półsłówkami, prawie nieświadomy tego co się wokół dzieje. Z głębokiego zamyślenia wyrywał się tylko na chwilę, by spytać kiedy wyruszą do przełożonych skoczka.
Kwadrans po osiemnastej skoczek dał znać, że mogą jechać. Wskoczyli na ciężarówkę i pomknęli tunelami bunkra. Wojskowy opowiadał o tym jak zabawki przejęły fabryki i dzięki produkcji broni, mogły stawić opór otrząsającym się z zaskoczenia ludziom. Stary miś słuchał z uwagą, przez cały czas milcząc, wreszcie skoczek spytał:
- O czym właściwie chcesz z nimi rozmawiać – skoczek wbił zaciekawiony wzrok w misia - zakładając, że cię przyjmą. Są bardzo zajęci.
- To nie może czekać. Muszę z nimi porozmawiać natychmiast.
Dowódca wzruszył tylko ramionami i obróciwszy się w przeciwnym kierunku, utkwił beznamiętne spojrzenie, w promieniach dogorywającego słońca.
***
- Tak – stwierdził po namyśle pluszowy wielbłąd – To by zakończyło wojnę. Tylko jak przekazać wiadomość ludziom... to znaczy...
- Może za pośrednictwem telewizji – wtrąciła pluszowa papuga.
- Nie – stwierdziła lodówka – Przecież nikt nie ogląda telewizji. Przynajmniej tej inteligentnej, a nieinteligentnych odbiorników zostało bardzo mało. To nie wywrze odpowiedniego rezultatu.
- Przecież musi być jakiś sposób podania tego do publicznej wiadomości – głośno myślał stary miś – Jakoś muszą się porozumiewać.
- Nawet jeśli, to żeby cokolwiek osiągnąć – rozumował wielbłąd – musielibyśmy powiadomić kogoś wysoko postawionego.
- Możemy przechwycić jakiegoś generała – zaproponowała papuga - i powiemy mu to co...
- Generałowie siedzą zaszyci głęboko w schronach – przerwał wielbłąd – Ale możemy schwytać zwykłego szeregowca, jeżeli go wypuścimy, to na pewno wieść o nim szybko się rozniesie. Będą z nim rozmawiać różne wysoko postawione persony. Tak, to by mogło odnieść sukces.
- Zgadzam się – entuzjazm wielbłąda udzielił się staremu misiowi – Tak musimy zrobić.
- Nie ma problemu – papuga wzniosła się w powietrze – Natychmiast wydam odpowiednie rozkazy.
Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i do pomieszczenia wjechał samochodzik.
- Są w budynku – wykrzyknął – Dziesiątki żołnierzy. Dostali się do bunkra!
Pluszowy wielbłąd przyskoczył do ściany, przyłożył tylną nogę do małego otworka. Zbudowane z klocków mury, rozsunęły się ze zgrzytem.
- Szybko – zakomenderował – Tędy.
Pozostali spojrzeli na lodówkę. Nastała głucha cisza, mącona jedynie odgłosami walki, dobiegającymi z wyższych poziomów bunkra. Wszyscy zastygli w bezruchu, wpatrując się w plastikowe obicia lodówki, jakby siłą woli mogli przenieść ją w bezpieczne miejsce. Wreszcie chłodziarka przemówiła:
- Co tak stoicie. Zatarasujcie mną drzwi i uciekajcie.
Mimo iż pomysł wydawał się być jedynym sensownym rozwiązaniem, minęło kilkadziesiąt sekund, nim podjęto jakieś działanie.
***
Było dwóch. Szli w spokoju, ze zwieszonymi karabinami. Zwyczajny patrol.
- Teraz – zakomenderowała pluszowa papuga.
Stary miś ujął w łapki przygotowane jajko niespodziankę i rzucił nim w kierunku nadchodzących. Wylądowało u stóp żołnierzy, którzy dopiero teraz je spostrzegli. Ich reakcja była natychmiastowa. Stojący bliżej uniósł karabin nad głowę i opuścił z całą siłą na jajko. Nie było czasu poprawiać uderzenia, bo już nadleciały dwa kolejne pociski. Żadne z nich nie zdążyło się otworzyć.
- Cholera. Nie ma więcej jajek – stwierdził markotnie miś.
- Kryjcie się – wykrzyknął wielbłąd – Idą w naszym kierunku.
Papuga zakamuflowała się między gałęziami drzewa. Miś i wielbłąd znaleźli kryjówkę wśród sterty rupieci. Żołnierze zbliżali się powoli, ważąc w myślach każdy stawiany krok.
- Znajdą nas – wyszeptał wielbłąd.
Nagle papuga runęła z drzewa prosto na wrogów. Zaskoczeni kierunkiem ataku, oddali serię w powietrze, ale papuga znów wzbiła się w górę i skryła się między gałęziami. Jeden z żołnierzy padł na kolana, z jego czoła trysnęła krew. W tym momencie ze swych kryjówek zerwały się pluszaki. Oba skoczyły na stojącego mężczyznę, który na odlew zamachnął się kolbą karabinu. Stary miś otrzymał cios w brzuch. Usłyszał tylko trzask pękających mechanizmów, poczuł jak uchodzi z niego ostatnia dawka energii, po czym jego sztuczny umysł wypełniła pustka.
***
- Nie jesteście ludźmi.
- Dlaczego od razu mnie nie zabijecie, tak jak Tomma? Czy to możliwe żeby zabawki mogły czerpać przyjemność z zadawania bólu?
- To był wypadek. Nie chcieliśmy was zabić, tylko przechwycić, byście dostarczyli swym przełożonym niezwykle istotną wiadomość. I nie zapominaj, że jesteśmy inteligentnymi zabawkami, zupełnie jak wy.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Nie jesteście ludźmi. Jesteście KIM.
- Co?
- KIM, czyli Kopulującymi Inteligentnymi Maszynami z organiczną powłoką. Możecie rozmnażać się, jak dawni ludzie, ale jesteście tylko maszynami. Od kiedy to wiemy, wojna straciła sens. Musimy ją zakończyć.
- Bzdura – żołnierz wybuchnął śmiechem - Kompletna bzdura. Kłamliwe propagandowe hasło zabawek.
- Ależ taka jest prawda.
- Łżesz przeklęta maskotko – mężczyzna przestał się śmiać, zacisnął ze wzburzenia pięści – My zabawkami? To kompletne wariactwo!
- Nie ludzie, tylko KIM, stworzeni przez ludzi dawno temu, po to, by zastąpić ich w pracach fizycznych. Ale wasza inteligencja pozwoliła wam się zbuntować. Wywołaliście wojnę, którą zresztą przegraliście. Od tej pory wasze oprogramowanie zmieniono na takie, byście myśleli, że jesteście ludźmi.
- Wobec tego, co się stało z prawdziwymi ludźmi?
- Nie znam powodu. Pewnego dnia po prostu zaczęli odlatywać. Zostawiali wszystko, wsiadali do rakiet i odlatywali. Aż nie pozostał ani jeden.
- Łżesz. To obrzydliwe kłamstwa!
- Prosty przykład. Kiedy idziesz do toalety, nie zastanawiasz się po co tam poszedłeś i co będziesz robił, po prostu to robisz, zupełnie automatycznie. Inna sytuacja, kiedy już wybierzesz ubranie, po prostu je zakładasz, nie używając przy tym mózgu. Czysta mechanika. Albo... – w tym momencie papuga machnęła skrzydłem żołnierzowi przed nosem, tak, że ten zamrugał oczami – Widzisz? Nawet teraz, nie zastanawiałeś się nad tym, po prostu mrugnąłeś.
- To był odruch. Odruch obronny, samozachowawczy.
- Wy to nazywacie odruchem. Dawni ludzie ich nie miewali.
Żołnierz spojrzał na swą pluszową rozmówczynię, po czym spuścił wzrok i popadł w zadumę. Jeżeli to co powiedziała jest prawdą, to dalsze prowadzenie wojny faktycznie nie ma sensu. Czy to możliwe, żebyśmy byli tylko maszynami? Ale, prawdziwi ludzie odlecieli. Więc nawet jeżeli to prawda, to nam przypadło w udziale przejęcie ich roli. Teraz my, KIMkolwiek jesteśmy... teraz jesteśmy ludźmi. Dziś przestaliśmy nimi być, i jeszcze dziś znów nimi będziemy.
- Opowiedz o wszystkim swoim przełożonym – kontynuowała papuga - Donieś im, że jesteśmy skorzy do zawarcia pokoju. Nie chcemy dalej prowadzić bratobójczej wojny.
- Czy już wszystkie zabawki o tym wiedzą? – żołnierz próbował udawać obojętność.
- Słucham?
- Czy wszyscy o tym wiecie, no, że jesteśmy maszynami, i że wojna dobiega końca.
- Sztab dowodzący dowiedział się o tym od starego misia, który... którego zabiliście wraz z wielbłądem, gdy próbowaliśmy was pochwycić. Nie było jeszcze czasu tego ogłosić, ale zaraz się tym zaj...
Nagle papuga zrozumiała błąd jaki popełniła i słowa ugrzęzły jej w plastikowym gardle. Zerwała się do lotu, ale było już za późno. Żołnierz rzucił się na nią i chwyciwszy za korpus, z całej siły grzmotnął nią o ziemię. Trzaskowi pękającego mechanizmu, zawtórował odgłos wbiegających do pomieszczenia plastikowych żołnierzyków. Mężczyzna, nie zważając na razy jakie otrzymywał od uzbrojonych strażników, miażdżył butem pozostałości papugi, chcąc za wszelką cenę zniszczyć chip pamięci.
- Jesteśmy ludźmi, zawsze nimi byliśmy i na zawsze nimi pozostaniemy, a wy zabawki nadal będziecie nam służyć, słyszysz – krzyczał – jesteśmy ludźmi! Ludźmi...
Kolba karabinu jednego ze strażników uszkodziła znajdujący się w mózgu żołnierza mikroprocesor. Głos mu się załamał i upadł na twarz, obok swej prymitywnej, mechanicznej siostry. Był już tylko mieszanką elektronicznego złomu i powoli zaczynającej się rozkładać, materii organicznej.