Madziulka pracuje w reklamie. Czasem trafia się jej produkt, który jest beznadziejny, a ona musi sprawić, żeby inni postrzegali go, jako coś fantastycznego, niezbędnego do utrzymania wysokiej jakości życia. Musi nadać mu wizerunek, który łączy w sobie piękno i zmysłowość. Produkt przystępny, a jednocześnie dający złudzenie luksusu.
Dzięki reklamie wszystko wydaje się lepsze niż w rzeczywistości, dlatego jest to idealny zawód dla niej. Idea tej branży opiera się na wywoływaniu w ludziach fałszywych oczekiwań, a niewielu potrafi robić to lepiej od niej, ponieważ Madziulka podstawowe zasady obowiązujące w reklamie stosuje od dawna we własnym życiu.
Kiedy miała trzynaście lat, jej chora psychicznie matka oddała ją pod opiekę swojemu obłąkanemu psychiatrze, który później ją adoptował. Od tego czasu wiodła życie, w którym rządził brud i bałagan, pojawiali sie pedofile, nie istniał obowiązek szkolny, za to był dostęp do wszelkiego rodzaju pigułek. Kiedy w końcu udało jej się stamtąd uciec, chodziła po agencjach reklamowych, przedstawiając sie jako z lekka ekstentryczna feministka, pełna pasji i pomysłów. Pomijała tylko dwie sprawy - że nie umie poprawnie pisać i że od trzynastego roku życia potrafi robić laskę.
Mało kto dostaje pracę w branży reklamowej bez żadnego wykształcenia (poza podstawowym) i odpowiednich znajomości. Nie każdy może przyjść prosto z ulicy, zasiadać codziennie przy lśniącym biurku i mówić rzeczy typu: "Może poprosimy Wojewódzkiego do tej reklamy", albo "Peszkowa nie posiada seksapilu, a zespółu Coma słuchają głównie gówniarze i rozmarzone licealistki, trzeba pomyśleć o kimś, kto trafi do wszysktich. Może ten dryblas Prokop?".
To jest wspaniałe w tej branży. Ludzi z reklamy nie interesuje, skąd pochodzisz ani kim są twoi rodzice. To nie ma znaczena. Możesz skrywać w piwnicy stertę kości małych dziewczynek, ale jeśli potrafisz wymyśleć lepszą reklamę karmy dla psów, jesteś przyjęty.
Madziulka ma obecnie dwadzieścia cztery lata i stara się nie myśleć o swojej przeszłości. Najważniejsza jest praca i przyszłość, zwłaszcza, że w tej branży panuje zasada, że jesteś wart tylko tyle, ile twoja ostatnia reklama. Ten motyw ciągłego pędu do przodu przewija się w wielu kampaniach relkamowych:
"Wiemy, co dla Ciebie dobre" ( Knorr, Gorący kubek)
"Wejdź na hamburgera i zostań kierownikiem" (Mc Donalds)
"Z myślą o Waszych pociechach" ( Bebiko)
"Cholera, coś tu nie gra" ( Madziulka, stojąc w łazience przed lustrem o wpół do piątej rano, kiedy jest solidnie narąbana)
***
Jest wtorkowy wieczór, dwadzieścia minut temu wróciła do domu i przegląda pocztę. Kiedy otwiera rachunek, doznaje szoku. Nie wie dlaczego ale ma problem z regulowaniem rachunków na czas. Odkłada wykonanie tej czynności najdłużej, jak tylko się da, najczęściej do momentu, gdy dług zostaje przekazny do windykacji. Nie żeby nie było jej stać na opłacenie rachunków - stać ją; rzecz w tym, że w zetknięciu z czymkolwiek, co wymaga od niej odpowiedzialności powoduje, że wpada w panikę. Nie jest przyzwyczajona do życia zgodnie z ustalonymi regułami, w ramach jakiejś struktury, z trudem więc udaje jej się dopilnować, by telefon działał a w gniazdku był prąd.
Dzwoni telefon.
- Cześć tu Maciek... chciałem tylko zapytać, czy nie wybrałabyś się na drinka?
- Jasne, chętnie - mówi Madziulka. - Niebezpiecznie spadł mi poziom alkoholu we krwi.
- To bądź o dziewiątej w Błękitnej Lagunie.
Maciek to świetny facet. Jest grabarzem. A ściślej mówiąc - był. Teraz awansował na stanowisko sprzedacy trumien. Zajmuje się też, jak mówi, "wstępnymi przygotowaniami". W branży pogrzebowej aż się roi od eufemizmów. Tam ludzie nie umierają, tylko "udają się w dalszą drogę", jak gdyby to była podróż do innej strefy czasowej.
Maciek nosi staromodne hawajskie koszule i bazarowe mangi. W zeszłym roku dał jej na urodziny dwie buteleczki. W jednej było różowe mleczko, a w drugiej jasnobrązowy płyn - środki do balsamowania zwłok. Tego typu rarytasów nie kupi się w zwykłym sklepie z upominkami. To wydarzenie podbiło znacznie notowania Maćka.
Choć Madziulka przyszła pięć minut za wcześnie, w Lagunie siedział już Maciek a nad nim opróżniony do połowy kieliszek martini.
- Ty pieprzony alkoholiku - rzuciła na powitanie. - Od dawna tu jesteś?
- Pić mi się chciało. Od paru minut.
- Słuchaj, nie mogę za długo siedzieć, bo rano, o dziewiatej muszę być na spotkaniu firmowym.
- Ech, u was tam w tej robocie jakieśc dziwności zawsze.
- Mój klient wypuszcza niedługo nowe perfumy. Szefostwo chce, żebyśmy omówili ogólną wizje kampani. To są takie spotkania przed którymi trzęsiesz się parę tygodni wcześniej. - Bierze pierwszy łyk martini. - Boże, jak ja nienawidzę tej pracy.
- Powinnaś znaleźć sobie jakieś uczciwe zajęcie - mówi Maciek. - Wy tam, w reklamie, jesteście zepsuci. Zarabiasz kupę forsy i ciągle narzekasz - wyciąga z kieliszka oliwkę i wsuwa sobie do ust.
Madziulka patrzy na to i nie może przestać myśleć, gdzie on tych palców nie wtykał.
- Może spróbowałabyś sprzedać siedemdziesięcioośmieletniej wdowie jej własna trumnę?
Poruszali ten temat nie raz. Maciek uważa się za lepszego od niej i Madziulka przyznaje mu zawsze rację. On służy społeczeństwu, ona zajmuje się mydleniem oczu i manipulowaniem ludźmi tak, aby chętnie rozstawali się ze swoimi pieniędzmi.
W Błękinej Lagunie wypijają jeszcze po cztery drinki. Może pięć. Maciek proponuje, żeby po drodzę odwiedzili kolejną knajpę. Ona zerka na zegarek - jest prawie wpół do jedenastej. Jeśli rano mam być w formie - myśli Madziulka - powinnam natychmiast wrócić do domu i pójść spać. Ale zaraz sobie myśli :"Dobra, o której najpóźniej mogę sie położyć? O dziewiatej muszę być na zebraniu to muszę wstać o wpół ósmej. Powinnam sie zatem położyć co najmniej o wpół pierwszej".
- A dokąd chcesz iść - zapytała Maćka.
- Nie wiem, choćmy się po prostu przejść.
Wychodzą na zewnątrz. Na świeżym powietrzu coś się jej od razu utlenia w mózgu i zaczyna się czuć lekko wstawiona. Nie pijana, bynajmniej.
W knajpie na rogu, gdzie czasami można posłuchać jazzu na żywo Maciek mówi, że absolutnie najgorszą rzeczą, z jaką może się spotkać w pracy w prosektorium są "skoczkowie".
- Poproszę dwie wódki z lodem - rzuciła do barmana i odwróciła się w stronę Maćka. - A czemu akurat skoczkowie?
- Bo mają połamane kości i kiedy ruszysz takiemu rękę albo nogę, to przesuwają się luźno pod skórą i wydają taki... - przybywają zamówione wódeczki. Maciek wypija łyczek i kontynuuje - ... taki chrzęst.
- O kurwa. Chyba bym się ze strachu zesrała - mówi z zachwytem. - Co jeszcze?
Maciek znowu popija wódkę i marszczy czoło w zamyśleniu.
- Już wiem! To ci sie spodoba. Jeśli trafia się facet, obwiązujemy mu koniec kutasa sznurkiem, żeby nie wyciekał mocz.
- Jezu.
Sięgają po kieliszki, dopijają i zamawiają nastepna kolejkę.
- Opowiedz coś jeszcze - prosi Maćka.
Opowiada, jak kiedyś dostarczono do zakładu ciało kobiety z odciętą głową, ale rodzina nalegała, żeby ceremonia odbyła się przy otwartej trumnie.
- Czujesz to? - zapytał.
Wziął więc kij od miotły, złamał go na pół i wetknął w szyję, aż sie przebił do korpusu, a potem nasadził głowe i pchnął.
- O kurwa - powiedziała. Maciek robi rzeczy, jakie mają na swoim koncie ci, który dostają dożywocie w monitorowanych celach.
Uśmiecha się - jak jej się wydaje - z dumą.
- Ubrałem ją w biały, kaszmirowy golf i ogólnie wyglądała całkiem ładnie.
Wlali w siebie jeszcze z pięć drinków. Madziulka spojrzała na zegarek, była za piętnaście pierwsza.
- Teraz już naprwdę powinnam iść. Jutro będę wygladała jak upiór.
- Jeszcze tylko po szklaneczce w "Pod mocnym aniołem". Żeby nam sie powodziło.
Ostatnie co zapamiętała, to jak stała na scenie baru karaoke i próbowała odczytać tekst piosenki z serialu "Zmiennicy", który przewijał sie po ekranie. Widziała podwójnie i zakryła sobie jedno oko, a wtedy z kolei straciła równowagę i stoczyła się ze sceny.
W domu Madziulka spogląda na zegarek. Jest czwarta trzydzieści. Stoi w łazience przed lustrem i mówi:
- Cholera, coś tutaj nie gra.
***
Tekst zawiera lokowanie produktu.
"... O dziewiatej muszę być na zebraniu to muszę wstać o wpół ósmej. Powinnam sie zatem położyć co najmniej o wpół pierwszej". - o wpół do ósmej, o wpół do pierwszej i 'dziewiatej" - a zgubiło ogonek.
" - Nie wiem, choćmy się po prostu przejść."- chodźmy.
"Żeby nam sie powodziło." - się.