Czarne Skrzydła
część druga
W końcu wylądowałam przed swoim blokiem, chociaż wciąż nie mogłam w to wszystko uwierzyć. Skoczyłam z dachu i latałam. Zrobiłam to tak, jakby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Co więcej, moje ciało regenerowało się. „Nie, to nie jest normalne”. Napaść, tatuaż, krwotok z oczu, wypadek, a teraz jeszcze skrzydła. Nie miałam już sił myśleć; chciałam tylko wejść do swojego mieszkania i zamknąć za sobą drzwi.
- Pięknie, Rosa – szepnęłam. - Wejdziesz ze skrzydłami do bloku i na pewno nikt cię nie zobaczy.
Ale co miałam robić? Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w górę szarych schodów. W takich chwilach żałowałam, że nie ma w tym budynku windy. Wdrapałam się na piąte piętro i z rozpędu nacisnęłam na klamkę, która, o dziwo, ustąpiła. Zmarszczyłam brwi. Co jest? Ostrożnie weszłam do mojego domu. Nie widząc nikogo, powoli wracałam do myśli o ciepłym prysznicu, jednak instynkt kazał rozejrzeć się po reszcie pokoi. Weszłam do sypialni i położyłam na łóżku. Najwyraźniej skrzydła zniknęły wraz ze stresem.
- Ciężki dzień, co?
Zerwałam się. ,,Skąd ten głos? Wariuję?”
- Nie, nie wariujesz. Ale wyglądasz, jakbyś uciekła z pola bitwy - po tych słowach z cienia wyłoniła się dziewczyna. Ładna dziewczyna. Była mojego wzrostu, no, może trochę wyższa, a czerwone włosy sięgały jej do ramion. Mogłaby być w moim wieku, ale jej brązowe oczy mówiły co innego.
- Kim ty, do licha, jesteś?
- Uuu…Ale po co od razu ta wrogość? Nie musisz się mnie bać. Jestem taka jak ty. No… Może trochę lepiej wyszkolona - skrzyżowała ręce na piersi.
- N-nie wiem, o czym mówisz – wymamrotałam.
- Nie? Pokażę tobie.
Spojrzałam prosto w jej oczy, których źrenice nagle stały się czerwone, a białka czarne. Spod jej wargi wysunęły się kły, a z głowy zaczęły wyrastać różki. Trzask kości uświadomił mi, że to jeszcze nie koniec. Po kilku sekundach za jej plecami kołysała się para czarnych skrzydeł. W jednej chwili ze zwykłej dziewczyny stała się potworem.
- Witaj w Czarnych Skrzydłach, Rosa - wysyczała.
- W-w czym? - no dobra, przyznaję, byłam przerażona. Zamiast odpowiedzieć, podeszła do mnie i chwyciła za ramiona. Spojrzałam na nią. Znów wyglądała normalnie.
- Mała, wiem że to ciężkie. Ja też przez to przechodziłam. Właśnie po to tu jestem. Pomogę ci panować nad przemianą, ale musisz pójść ze mną - powiedziała zatroskanym głosem.
- Pójdę, ale zdradź mi chociaż swoje imię. – odparłam.
- Jestem Raina. To jak, chcesz się ubrać? Będę czekać przed drzwiami, zgoda?
Kiwnęłam głową, po czym Raina wyszła, a ja zaczęłam przeglądać komodę w poszukiwaniu ciuchów. Drżenie rąk wcale mi tego nie ułatwiało. Raina, tak jak obiecała, czekała na zewnątrz, oparta o ścianę.
- Gotowa? - zapytała.
Kiwnęłam głową, chociaż wciąż nie wiedziałam, na co niby mam być gotowa.
-Świetnie, spadajmy.
Chciałam zakluczyć drzwi, ale Raina złapała moją dłoń.
-Nie zamykaj. I tak już tu nie wrócisz – po tych słowach ruszyła w dół schodów. Chwilę później siedziałyśmy w czarnym jeepie i, jak zapewniała Raina, zmierzałyśmy do celu.
Miałam trochę czasu, by rozejrzeć się po samochodzie.
Mogłabym powiedzieć, że był pusty, gdyby nie sterty płyt na podłodze. Podniosłam jedną i przyjrzałam się okładce. Była to płyta heavy metalowego zespołu „Bullet For My Valentine”.
- Mogę włączyć? - poprosiłam.
Jej brązowe oczy przyglądały mi się z zaciekawieniem.
- Pewnie.
Wyjęłam krążek i włożyłam do odtwarzacza. Pierwszy był utwór „Tears Don't Fall”. Poczułam, że to dobry moment, by w końcu zadać to pytanie.
- Raina? – zaczęłam. - Jak to się stało że, no wiesz… Że jestem takim dziwadłem?
- Po pierwsze: nie jesteś dziwadłem, tylko zostałaś wybrana. Po drugie: już ci mówię. Widzisz, to się dzieje następująco: gdy jesteś umierająca, śmierć naznacza cię za pomocą tatuażu. Kolejnym krokiem są zmiany. Każdy przechodzi je na swój sposób; na przykład mi nie krwawiły oczy, a łamały się kości - wymówiła to z grymasem. - Nadążasz?
Wyobraziłam sobie Rainę leżącą na jakiejś ulicy z wykręconymi kończynami.
- Tak, chyba tak - wyjąkałam.
- No dobrze. Zmiany następują do pewnego momentu. Potem potrzebna jest śmierć, by uwolnić naszą prawdziwą moc. Mam na myśli skrzydła, regeneracja, kły i parę innych spraw. Dopiero po pełnej przemianie możemy być uznani za Czarne Skrzydła, za synów i córki śmierci, za jej wojowników. Jeszcze jakieś pytania?
-Tak – szepnęłam. - Jak umarłaś?
Za późno zorientowałam się, że palnęłam głupotę. Nie powinno się pytać kogokolwiek o to, jak umarł. Dziewczyna jednak nie wyglądała na obrażoną, po prostu na mnie patrzyła
- Mój ojciec mnie zabił – wyznała w końcu.
- Przykro mi – wyszeptałam, nie mogąc wpaść na nic lepszego.
- A mi nie – odpowiedziała. - Był pijakiem bijącym swoje dzieci, podczas gdy jego żona spacerowała po mieście. Którejś nocy przyszedł do mojego pokoju i dźgnął mnie nożem kuchennym. Po zakończeniu przemiany wyjęłam nóż z brzucha, poszłam do jego sypialni i odwdzięczyłam się tym samym. Potem zabrałam mojego brata, trochę ubrań i uciekliśmy.
Spojrzałam na twarz Rainy. Była niewzruszona, jakby to wszystko nie stanowiło dla niej problemu. Ja jednak czułam, że nie do końca tak jest. Tymczasem zaczęła się kolejna piosenka: „Your Betrayal”.
- A twój brat? On też jest taki… jak ty? – zapytałam.
Na jej twarzy zawitał krzywy uśmiech. W końcu jakieś emocje!
- Tak, jest taki sam. Tylko, że on miał gorzej. Śmierć naznaczyła go, gdy został postrzelony, jednak z jakiegoś powodu nie umarł. Po dwóch latach koszmaru nie wytrzymałam i wbiłam mu nóż w serce, by dopełnić przemiany.
-Przykro mi… Nie powinnam była ciebie o to pytać – wymamrotałam.
- Nic nie szkodzi, poważnie – otarła łzę z policzka. A może tylko mi się wydawało? - Przygotuj się. Zaraz będziemy na miejscu.