Smocza sława

Redakcja

Opowiadanie wyróżnione w Paskudnym konkursie na smoczą miniaturę prozatorską. 

 

 

 

W jaskini pod miastem żył sobie smok. Nie zjadał dziewic. Nie podpalał wiosek. Nie walczył z rycerzami ani nawet z wiatrakami. Nic z tych rzeczy! Bo największą miłością i głównym zajęciem smoka było pozowanie. Był sławny.

 

Do jego jaskini ciągnęli artyści różnej maści. Był jedynym smokiem w okolicy, więc korowód zdawał się nie mieć końca. Malarze chętni umieszczali go na swoich obrazach. Rzeźbiarze z przyjemnością odtwarzali jego majestatyczną sylwetkę. Smok lubił zwłaszcza sceny rodzajowe z kobietami. Wspomnienie jednej z nich towarzyszyło mu bardzo długo: rudowłosa, naga piękność leżała przez kilkanaście godzin na jego grzbiecie. Nawet nie czuł wtedy zmęczenia. Nie zawsze jednak było tak pięknie. Sceny z rycerzami były znacznie trudniejsze. Musiał wyglądać groźnie a także od czasu do czasu ziać ogniem. I tak przez kilka godzin dziennie. To była naprawdę ciężka praca.

 

Lubił też wizyty dziwaków, którzy zawsze przychodzili do niego parami. Jeden był płótnem a drugi malował mu smoczy portret na skórze, zamiast pędzla używając do tego celu jakiegoś ostro zakończonego przedmiotu. Podobno takie malunki nazwały się „tatu” i były obecnie bardzo modne. Czasami przychodzili do niego poeci i pieśniarze, żeby inspirując się jego widokiem napisać coś naprawdę wielkiego. Od nich nigdy nie brał żadnych opłat. Nie mógłby potem spojrzeć w oczy swojemu odbiciu w jeziorze. Przecież wiedział, że Ci oberwańcy nie jedli nieraz przez cały dzień.

 

Smok miał całe rzesze fanów. Przychodzili popatrzeć na niego, bo znali go z obrazów, rzeźb, poematów i pieśni. Przynosili mu różne smakołyki. Gotowi byli zrobić wszystko, żeby móc przelecieć się na jego grzbiecie. Za łuskę ze smoczego ogona gotowi byli płacić czystym złotem. To zainteresowanie bywało dość męczące, ale także dawało dużo satysfakcji. Smok czuł się kochany i podziwiany.

­­­­Jednak to co piękne, nie może trwać wiecznie. Artyści pojawiali się coraz rzadziej. Czasami przez kilka dni smoka nie odwiedzał nikt. Nawet szewczyk Skuba z wypchaną owcą. Nikt. Smok nie mógł tego zrozumieć.

 

– Smoki przestały być modne – wyjaśnił mu jeden z malarzy, którzy jeszcze do niego przychodzili. – Obrazy ze smokami nie sprzedają się już tak dobrze jak kiedyś. Teraz na topie są jednorożce. Za obrazy z jednorożcami bogaci mieszczanie płacą krocie. Ale ja jestem tradycjonalistą. Poza tym lubię malować smoki. Jednorożce wydają mi się jakieś takie nie za bardzo ciekawe.

 

Smok dowiedział się też, że w pobliskim lesie mieszka jednorożec, który nie ucieka przed ludźmi. Wręcz przeciwnie. Lubi ich towarzystwo i za niewielką opłatą pozwala malować i rzeźbić swoje podobizny. Wtedy smok zrozumiał, skąd się wziął ten nagły spadek zainteresowania jego osobą. Posmutniał.

Nie warto być smokiem, kiedy nikt cię nie podziwia. Smok nie miał dla kogo ziać ogniem. Nie miał już okazji, żeby poczuć na swój łusce ciepło kobiecego ciała. Leżał tylko w swojej jaskini i stracił ochotę na cokolwiek. Było z nim źle.

 

Ale los bywa zmienny. W jego samotni znów zaczęły pojawiać się kobiety. Na początku bardzo się zdziwił, gdy pierwsza z nich zajrzała do jego jaskini.

­– Kobieta? – zdziwił się. – U mnie?

– A kogo się spodziewałeś? ­– odpowiedziała zirytowana. ­– Wolałbyś świętego Jerzego?

Wszystkie były smutne i zagubione. Bardzo potrzebowały kogoś, z kim mogłyby porozmawiać.

­­– Straciłam pracę – płakała drobna blondynka o smutnych, jasnoniebieskich oczach. – Jednorożec nie pozwala się dotknąć. Nikt już nie potrzebuje modelek takich jak ja.

­– To nie jest w porządku! – złościła się płomiennowłosa, którą smok pamiętał jeszcze z czasów swojej świetności. – Żeby zaistnieć w dzisiejszym świecie trzeba być dziewicą. A co z nami? Na śmietnik?

– Wiedziałam, że tak będzie – blada, chuda niewiasta, której czarna grzywka zasłaniała jedno oko była po prostu zrezygnowana. – Nasz czas minął.

 

Smok współczuł dziewczynom, ale dzięki ich towarzystwu nie czuł się już dłużej samotny. Urządzał im loty w świetle księżyca i pokazy pirotechniczne. Wydmuchiwał z dymu obłoczki o dziwnych kształtach. Kobietom podobało się pieczenie kiełbasek w jego oddechu, chociaż wychodziły nieco za bardzo zwęglone. Zapomniany smok i dziewczyny z przeszłością rozumieli się doskonale.

 

Pewnego dnia najwierniejszy smoczy malarz przyniósł im niewielki obrazek. Przedstawiał smoka z przytulonymi do niego kobietami. Na pierwszym planie były liście, tak jakby malowany był z ukrycia.

– Wygląda na to, że znów jesteście sławni – skomentował krztusząc się ze śmiechu. – Można kupić taki obrazek w wielu miejscach. Autor zatytułował go Zwierzęca orgia w wilgotnej jaskini.

– Tak się zdenerwowałem, że muszę zapalić! – powiedział smok i zamienił pobliski krzak w pochodnię, a ukryty za nim malarz uciekł z krzykiem w stronę rzeki, usiłując zgasić po drodze swoje spodnie.

 

 

 

Autor: Justyna Lewandowska

 

 

Redakcja
Redakcja
Opowiadanie · 8 marca 2013
anonim
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    No tak , wyżej trolli i parówek nikt nie podskoczy - taki chyba z tego morał .
    Albo raczej - antymorał . W sumie - trociny .

    · Zgłoś · 11 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    ... ale z antybajek są właśnie antymorały .
    A określenie "trociny" to nie moja ocena tekstu ocena ani też podsumowanie ,
    tylko odnośnik do jednej z antybajek Lema ,
    bo chyba nikt nie pisał lepszych antybajek i antybaśni ,
    niż właśnie Stanisław Lem .

    · Zgłoś · 11 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    Marcin
    Myślę, że życie smoków jest smutne...

    · Zgłoś · 6 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    Marcin
    Smok to bardzo samotna istota....

    · Zgłoś · 6 lat