Byłam taka młoda gdy przywieźli tych ludzi z Polski. Przeważnie całe rodziny. Ale był tam też on, rok młodszy ode mnie. Każda za nim grała oczami. Wysoki, przystojny i w dodatku taki odmienny. My tam na tym końcu świata, nigdy daleko nie odjeżdżaliśmy, więc nawet nikt nie wiedział, że gdzieś na ziemi tacy ludzie mieszkają.
Pierwsze dziecko urodziłam jeszcze u nas pod Grodnem. Kolejne już w Polsce. Po wojnie wyjechałam w męża strony. Wszystko rzuciłam, ale nie żałowałam. Był wyjątkowy. Niewiele osób miało wtedy rower na wsi. On miał. Jako jedyny miał też żonę z tak daleka. Ale ja tu źle nie miałam. Szybko z ludźmi doszłam do ładu.
Wieś w której przyszło mi spędzić resztę żywota była dla mnie całym światem. Nie mówię, że o domu rodzinnym zapomniałam. Tęskno było, a i w oku łza się nieraz kręciła. Odwiedzałam w życiu kilka razy stare miejsca, ale to już nie było to com opuszczała. Ludzie się pozmieniali, jak to wszędzie bywa. Tylko jezioro i lasy takie same. Może za rzadko tam bywałam? Ale w końcu w te i nazad jeździć nie będę. Nie dość, że daleko to i nie zawsze wolno było. To teraz Rosja przecież.
Pożytek synowa miała z tych moich podróży. Obrączkę jej kupiłam bo ten mój chłopak takich głupot do głowy nie bierze, a kobiety docenić symbol potrafią. Chłopak obrotny, twardy ale i kłopotów unikać nie potrafi. Miał czternaście lat gdy go do Rosji zabrałam. Tylko z oka spuściłam i upili dzieciaka, a pili nie wódkę a bimber. Ale najmłodszy był wśród moich dzieciaków, nie wyróżniałam nikogo ale on był, no zawsze -nie powiem- lepiej miał. Nie dość ze najmłodszy to jedyny chłopak.
Ojciec mój był leśniczym, może i nie skończył żadnej szkoły, ale kto lepiej zna się na lesie od tego co całe życie spędził w jego cieniu? Sama odziedziczyłam miłość do lasu, jak nie na grzyby, to na orzechy z wnukami. Teraz tylko zdrowie nie pozwala. Nogi nie te co były. Nic tylko siedzieć przy domu i patrzeć jak na innych.
Szkoda mi siebie, sama bym jeszcze tyle miejsc odwiedziła, tyle rzeczy zrobiła, ale już niedługo czas na mnie. Z rodziną za każdym razem się żegnam, bo nie wiem czy więcej ich zobaczę. W szafie ubranie przygotowane. Pieniędzy po mnie nikt nie dostanie, bo od razu po rencie oddam prawie wszystko. Po co mi to? Młodym się nada, młodym wszystkiego potrzeba, starym tylko młodości brakuje.
Mój jedyny braciszek Alek umarł jak był młodym mężczyzną. Wojna zabrała mi brata, dała w zamian własną rodzinę. Jak życie potrafi namieszać ten tylko wie kto je przeżył. Stare zdjęcie, w ramce własnej roboty, pomalowanej kredką zieloną wisi na ścianie. Wnuczka się pyta: „Czemu Alek? Tak miał na imię, czy tylko ty babciu tak na niego mówiłaś?” Czemu Alek?...Bo ludzie robią z gęby żopę. Miał na imię Alfons. Pamiętaj to tylko imię, teraz tak syna nikt nie nazwie, kiedyś świat nie był tak obłudny i bezczelny. Teraz nawet imię człowiekowi zepsują.
Ciężkie teraz czasy. Kiedyś też lekko nie było. Czwórkę dzieci nakarmić musiałam, oprać, izby w porządku utrzymać. A nie było ani pralki, ani lodówki, ani wielu rzeczy bez których teraz ludzie obyć się nie potrafią. Ba nawet prądu nie było i nikt nie narzekał. Kiedyś to był luksus, dzisiaj jak jakaś awaria jest i prądu przez parę godzin nie ma to tragedia. Nie powiem sama też się przyzwyczaiłam do tego, ale jednak pamiętam, że można żyć inaczej. Jednak pomimo wszystkiego teraz gorzej ludzie maja. Nowe czasy ich życia nie nauczą. Ludzie tylko potrafią się śpieszyć, wszędzie powinni być na wczoraj. Nikt nie nauczy się życia gdy nie ma chwili dla innego człowieka. Same- dzień dobry- niczego nie załatwi.
**Odwiedzałam w życiu kilka razy stare miejsca, ale to już nie było to, com opuszczała.