Czarne Skrzydła
część czwarta
Jechałam może piętnaście minut, nawet na moment nie schodząc poniżej stu kilometrów na liczniku. Z radia leciała piosenka zespołu Skillet. W końcu zaparkowałam przed małym klubem i wzięłam kilka głębokich oddechów.
- Głupi pomysł, Rosa… Z drugiej strony, musisz się od tego wszystkiego oderwać – przekonałam samą siebie do wyjścia z auta.
Wieczorne powietrze rozwiało moje włosy, co przyprawiło mnie o gęsią skórkę. Szybko wślizgnęłam się do klubu. To nie było miejsce dla mnie. Już po chwili czułam na sobie spojrzenie kilku umięśnionych typów.
- Coś podać?
Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegło pytanie. Za barem stał wysoki facet o zielonych oczach i rudych włosach. Spoglądał na mnie z współczuciem. Pomyślałam sobie, że on też nie pasuje do tego miejsca.
- Tak, wodę - powiedziałam błagalnym tonem.
Skinął głową i zaczął nalewać. Nagle zupełnie inny dźwięk wbił mi się głęboko w czaszkę.
- Cześć, koteczku.
Ten głos. Poznałam go od razu. Należał do faceta, który…
- Czego chcesz? - nawet na niego nie spojrzałam. Za bardzo się bałam.
Barman tymczasem podał mi szklankę z wodą.
- Wszystko w porządku?
Spojrzałam w jego zielone oczy i uśmiechnęłam się krzywo.
- Tak myślę. Ile za wodę? - zapytałam, zdając sobie sprawę, że i tak nie mam kasy. Uśmiechnął się.
- Na koszt firmy.
Odwzajemniłam uśmiech i wypiłam dwoma łykami.
- Dzięki - po czym wstałam od baru i ruszyłam w kierunku wyjścia. Po kilku krokach ktoś szarpnął mnie za ramię.
- Już idziesz, skarbie? Nie zatańczymy?
Odwróciłam się w jego stronę. Jego czarne włosy odstawały na wszystkie strony, a szare oczy wpatrywały się we mnie, jak gdyby chciały mnie pożreć. Tak. To był on.
- Zostaw mnie, spaślaku – warknęłam, wyrywając rękę z uścisku.
Wybiegłam na ulicę. Brązowe latarnie rzucały niewyraźne cienie, a w otaczających mnie blokach nie paliło się żadne światło. Nie zdążyłam dojść do jeepa, kiedy znów mnie chwycił.
- Nie wyrywaj się, mała… Teraz jesteśmy sami - szepnął mi do ucha i zaczął ciągnąć w stronę pobliskiego zaułka. Chciałam krzyczeć, ale zasłonił mi usta dłonią, zresztą ściskał mnie tak mocno, że ledwo łapałam oddech. Dotarliśmy do uliczki, a on rzucił mną o ścianę z taką siłą, że świat przed moimi oczami dziwnie się zakręcił.
- No, no… Kto by się spodziewał, że znajdę jedną z Czarnych Skrzydeł.
Patrzałam na niego zaskoczona. W końcu wyszczerzył kły i ruszył w moim kierunku, jednak jakaś siła zmiotła go do tyłu. Nie miałam siły wstać. Leżałam z zamkniętymi oczami, póki nie odezwał się nade mną znajomy głos.
- Rosa? Obudź się, do cholery! Halo?!
Uchyliłam leniwie powieki i zobaczyłam wystraszoną twarz Jacka.
- Słyszysz mnie? – jego stłumiony głos dobiegał jak gdyby z drugiegio pokoju.
- Tak…- mruknęłam, ponownie zamykając oczy. Tak bardzo chciało mi się spać.
- Hej! Spójrz na mnie!
Ja jednak nie zwracałam na to wszystko uwagi. Czułam tylko, że podnosi mnie i bierze na ręce. Bolało. Usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi. I po chwili ten sam dźwięk. Widocznie Jack usiadł za kierownicą.
- Jack? - zdołałam wykrztusić.
- Lepiej zacznij się tłumaczyć, Rosa. Po pierwsze, co robiłaś w tym klubie? - zapytał.
Regeneracja chyba zaczęła działać, bo z każdą sekundą czułam się coraz lepiej. Wyprostowałam się na siedzeniu.
- Chciałam się trochę zabawić…
Prychnął.
- Też mi zabawa. Wiesz, co ten demon mógł ci zrobić? Masz szczęście, że za wami wyszedłem, bo nie byłoby za ciekawie – mruknął, odpalając samochód. Ruszyliśmy, Jack jednak nie odrywał ode mnie wzroku. - Dlaczego opuściłaś siedzibę?
Nie miałam żadnej dobrej odpowiedzi.
- Nie wiem… Tak po prostu. Musiałam stamtąd wyjść.
Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Księżyc rozświetlał wnętrze jeepa, a ja wciąż czułam na sobie spojrzenie Jacka. Na samą myśl o tym, co powie Raina, odechciewało mi się wszystkiego. W końcu dotarliśmy pod siedzibę. Jack wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi.
- Dasz radę iść sama? - w jego głosie usłyszałam troskę przemieszaną z gniewem.
Pokiwałam głową i wysiadłam z jeepa. Kiedy dotarłam do drzwi wejściowych, Jack wsunął się przede mnie i coś szepnął, na co drzwi od razu się otworzyły. Po kilku krokach odetchnęłam z ulgą; hol był pusty.
- Dzięki za pomoc, Jack – szepnęłam, ruszając w kierunku swojego pokoju. Próbowałam stawiać kroki jak najciszej, ale średnio mi to wychodziło. W końcu dotarłam do pokoju, uchyliłam delikatnie drzwi i wślizgnęłam się do środka. Nie zdążyłam puścić klamki, kiedy usłyszałam za plecami czyjś głos.
- Cześć, Rosa.
Odwróciłam się w kierunku, z którego dobiegł głos. W pokoju stali Caspian, Raina i Michael. Raina musiała być naprawdę wkurzona, bo jej oczy nieustannie zmieniały kolor. Caspian ze skrzyżowanymi na piersi rękoma wpatrywał się w podłogę. Michael patrzał na mnie bez emocji.
- Eee… O co chodzi? – próbowałam udać obojętną.
Raina prychnęła. Na jej policzkach błysnęły mokre ślady.
- Żartujesz, prawda? Rosa, gdyby nie Jack, już by cię nie było! – krzyczała, a do jej oczu znowu napłynęły łzy, chociaż nie mogłam zrozumieć, co ją tak bardzo poruszyło.
Caspian chwycił jej rękę.
- Uspokój się… - szepnął.
- Jak mam się uspokoić?! Przysięgałam, że będę ją szkolić, a tym samym chronić! - łzy zaczęły skapywać na podłogę.
Jej brat przysunął ją do siebie i przytulił. Ukradkiem skinął na Michaela, a ten złapał mnie za przedramię i wyprowadził z pokoju. Byłam skołowana. Nie chciałam, żeby Raina tak cierpiała. Spodziewałam się, że się na mnie wydrze, a ona…
- Co jej się stało? - zagadnęłam Michaela.
Spojrzał na mnie i zaczął tłumaczyć:
- Kiedy ktoś wybiera sobie ucznia, składa przysięgę. Jego zadaniem jest chronić i szkolić podopiecznego, póki nie osiągnie poziomu podstawowego – po chwili milczenia dodał. - Jeżeli trener nie wywiąże się z umowy…Poniesie śmierć.
Zrobiłam wielkie oczy. Przeze mnie Raina mogła paść trupem? Przez moją głupotę?
- N-nie wiedziałam… - wyszeptałam i zacisnęłam powieki.
- Postanowiłem zmienić tobie trenera.
- Kogo wybrałeś? – odparłam bez zastanowienia.
- Jack – rzucił obojętnie, po czym dodał. - Raina nie będzie mieć nic przeciwko. Poza tym… Jest jednym z najsilniejszych.
Chciałam się sprzeciwić. Chciałam powiedzieć, że Jack nie wydaje mi się zbyt wyrozumiałym i dobrym trenerem, ale milczałam. Tymczasem drzwi do pokoju uchyliły się i wyszła Raina. Przytuliła mnie od razu.
- Nigdy więcej tego nie rób, błagam. Jeżeli już, to razem ze mną. Lubię cię, Rosa, i nie chcę cię stracić – szepnęła mi do ucha.
W drzwiach pojawił się Caspian; uśmiechał się. Czułam do niego sympatię. Od początku był dla mnie miły. Raina powoli się ode mnie odkleiła, a mi przyszło na myśl, że chyba zyskałam przyjaciółkę. Na korytarzu rozległy się kroki; to Jack szedł do swojego pokoju. Zatrzymał się przy nas zdziwiony:
- O co wam chodzi…
Zerknęłam na niego, potem na Michaela, w nadziei, że to on odpowie. Westchnął.
- Jack, tylko się nie wkurzaj, dobra? Bo widzisz… Od teraz jesteś trenerem Rosy.
Cisza. Nie trwała ona jednak długo. Jack w mgnieniu oka znalazł się przy Michaelu i rzucił nim o ścianę. Następnie podbiegł do niego i uniósł w powietrze. Nie byłam pewna, czy chcę go za trenera.
- A więc tak sobie ustaliłeś, tak?! - wykrzyczał prosto w twarz Michaela, kiedy ten próbował złapać oddech.
- Puść mnie, to ci wytłumaczę – wydyszał w końcu.
Raina znalazła się przy Jacka i chwyciła go za ramię.
- To nie ma sensu. Uspokój się - powiedziała troskliwym tonem.
Zmierzył ją gniewnym wzrokiem i puścił blondyna. Ten stanął na nogi i po kilku głębszych oddechach zaczął mówić.
-To nie my decydowaliśmy. Farentus cię wybrał. Z nim dyskutuj.
Po chwili milczenia Caspian zdecydował się zabrać głos:
- Może zostawilibyście te potyczki na później? Jestem pewien, że nie tylko ja mam dosyć - spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami.
Odwzajemniłam spojrzenie i dodałam:
- Caspian ma rację. Mam dość.
Nie patrząc już na nikogo, weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Położyłam się na łóżku, czując na policzkach bezwiednie płynące łzy. Przewróciłam się na bok i zaczęłam cicho płakać. Za dużo tego wszystkiego.
***
Pobudka i dziesięciominutowy prysznic. Ciepła para wypełniła łazienkę. Przetarłam lutro. Na mojej twarzy nie dostrzegłam żadnych śladów zmęczenia ani wczorajszej bezsilności. Umyłam zęby i zaczęłam rozglądać się za ubraniami. Wyjęłam z mojej torby koszulkę z napisem ,,It’s my life”, czarne rurki, do tego majtki i stanik w tym samym kolorze. Była godzina piąta, kiedy wyszłam z pokoju i ruszyłam w kierunku schodów. Od razu poczułam na sobie czyjś wzrok.
- Jak się spało? - zapytał Caspian z uśmiechem, do którego zdążyłam już się przyzwyczaić.
- Dobrze. Dzięki, że pytasz - odwzajemniłam uśmiech.
Przeczesał włosy palcami.
- Dokąd idziesz?
- Nie wiem – szczerze odpowiedziałam. - Chyba powłóczę się trochę po tym domu.
W jego oczach pojawiły się wesołe iskierki.
- Mogę iść z tobą?- zdziwiło mnie jego pytanie.
- Zapraszam, skoro nie masz nic ciekawszego do roboty.
Zeszliśmy po schodach. Czułam, że dalej się we mnie wpatruje, ale byłam dziwnie spokojna. Kiedy zaleźliśmy się w holu, odwróciłam się i spytałam:
- Musisz się tak patrzeć?
Jego twarz nagle zrobiła się ponura i… smutna.
- Wczoraj płakałaś, prawda? - spuścił wzrok.
Uczucie bezsilności powróciło, ale tym razem w parze ze smutkiem.
- Ja… Nie daję sobie rady. Tego wszystkiego jest...- przerwałam, nie wiem dlaczego, ale po moim policzku popłynęła łza.
Caspian podszedł do mnie i mocno przytulił. Wtuliłam się w niego, wdychając ciężki, korzenny zapach
- To minie. Zobaczysz - wyszeptał mi do ucha.- Ja ci pomogę.
Po raz pierwszy w życiu poczułam się bezpieczna. Caspian jednak szybko odsunął się ode mnie, a na jego twarz wpełzły rumieńce.
-Ja… Eee… Poniosło mnie – wymamrotał, czekając na moją reakcję.
Wzruszyłam ramionami.
- Nic nie szkodzi. Dziękuję. Może zrobisz tę sztuczkę z teleportacją i gdzieś nas przeniesiesz?
Kiwnął głową i złapał mnie za rękę. Jedno jego słowo i już nas nie było.
"Spoglądał na mnie z współczuciem" - ze.
"Raina znalazła się przy Jacka i chwyciła go za ramię" - Jack'u.
Ogólnie nadal ciekawie i czekam na kolejne części :)