I szedł tak nieborak z rozkrwawioną ręką, drogą biegnącą przez pola najbardziej oddalone od jakiegokolwiek ratunku. Powłóczył nogami obiema, które doznały również ciężkich obrażeń, po ataku skierowanym wprost w jego nieuzasadnione istnienie. Bo tylko się przechadzał, zamiast jechać, chciał zaczerpnąć świeżego powietrza w drodze do domu, zamiast tułać się gdzieś po nierozpoznanym wciąż mieście, z którego wyruszył. Darował sobie rozkosze nocy, darował sobie wdzięk kobiet i ofiarność kolegów. Darował sobie upojenie sztucznym światłem i znietrzeźwienie dziką muzyką. Marzyło mu się ciepło domu, spokój pokoju i błogość łóżka. Wszystko to byłoby niepewne, gdyby pozostał w hipnotyzującym go mieście, nie pozwalającym zapomnieć o braku realności otaczającego go świata. Nie był jednak konsekwentny, nie był jednak prawdziwie prawdziwym celebrantem święta powrotu, bo pojechał autobusem. Gdyby tego nie zrobił, noc minęłaby bez osiągnięcia celu, gdyż nie wiadomo kiedy droga do domu by się skończyła, być może po południu. Wysiadł potem z autobusu i szedł, i przestępował z nogi na nogę, i tak mijała mu droga. I spoglądał na niebo wyrastające granatem z szarości horyzontu, który rozciągał się na styku czarnych i pustych ślepi lasu. A w pustce czai się zło, a i pola przez które szedł były puste i pełne zła, które go zaatakowało. Gdyż szła naprzeciw niemu banda wiejska, pełna radości życia i spontanicznie okazywanej wolności. Znudzeni byli sobą, toteż z radością powitali nowo napotkane istnienie, jego nieskończoną głębię, której spotkanie rodzi wrażenie spotkania boga. Pierwszy cios padł nad wyraz spodziewanie. Powiedział „proszę, nie”, skrył głowę w ramionach, odczekał chwilę, po czym odczuł bolesny kopniak w żebra. Nie przewrócił się jeszcze wtedy, ale już niewiele brakowało, powstrzymał się jednak przed tym upokarzającym gestem poddania się po pierwszym uderzeniu. Dzięki temu miał sposobność do rozmowy, z której jednak nie skorzystał. Jeden z nich bowiem zapytał „co kurwa!?”. Nie zdążył odpowiedzieć, zmarnował okazję, bo zaraz dostał kijem po nogach, co powaliło go na kolana. Spojrzał w niebo, lecz nie dostrzegł gwiazd, gdyż zapomniał z bólu podnieść powiek. Potem jeszcze dostał z pięści w potylicę, i wtedy padłby pyskiem na glebę, i umarłby, gdyby nie przytrzymał się kurczowo drutu kolczastego, który oddzielał nicością będące pola, od skazy cywilizacji w tym plenerze, będącej budką napięciową. I z ręki tej trysła mu krew i musiał się puścić i wtedy padł na pysk dopiero. I zaczął szlochać, szlochem rzewnym. I wtedy wiejskie chłopaki dopiero zorientowały się, że trochę przesadzili z serdecznością, że zrobili mu krzywdę trochę nawet, i w obawie, aby się nic więcej nie wydarzyło, w panice uciekli z miejsca zdarzenia, aby zatuszować ślady swojej obecności. I jeszcze rozdeptali mu, uciekając, palce ręki drugiej.
I został tam samotny, pośrodku niczego, skazany na cierpienia powolne. I po ratunek nawet nie mógł zadzwonić, bowiem miał niesprawne ręce niezdolne do operowania telefonem komórkowym. Jedna dłoń pokiereszowana, krwią brocząca, powoli życie oddająca. Znaczyła miejsce upadku człowieka. Druga dłoń, o zmiażdżonych palcach. Znaczą one niemoc, i bezradność wobec sytuacji tej jakże tragicznej i niepożądanej.
I tak musiał się zdać na swoje nogi ledwo sprawne od ciosów kijem. I wtedy tak powłócząc i spacerując powoli do przodu, życie swoje ledwo przy sobie trzymał, które uciekało od tak sztywnej i prawie martwej powłoki. Lecz oto pojawiło się przysłowiowe światełko w tunelu. Jakaś okiennica oświetlona od wewnątrz domostwa była, i nadzieja, że tam znajdzie pomoc. Więc niesiony tą nadzieją, przebrną tę drogę nie zważając na jej kłopotliwość, więc nim się spostrzegł już był na miejscu. Więc stuka i puka w te drzwi, głową, gdyż ręce miał niesprawne, i czeka, i czeka, aż pomoc nadejdzie najsłodsza. I widzi, i słyszy jednocześnie, że klamka się porusza, że skrzypi do otwarcia. I widać też i słychać, że już drzwi się otwierają. „Co za ulga – pomyślał sobie – nie spotka mnie już śmierć”. Lecz patrzy na tych ludzi, opowiada historię swojego życia, jak to umarł nieomal, lecz żyje, dzięki świątobliwej dobroczynności wspaniałych państwa. Lecz oni stoją i oglądają, zupełnie jakby nie wiedzieli czemu, i po co, i na co – przede wszystkim – patrzą. Upewnili się tylko, że nikt przed nimi nie stoi, i zamknęli drzwi, w pełnym zadziwienia wyrazie twarzy. Jakież zdumienie ogarnęło naszego bohatera, jakaż niepohamowana złość, która do bólu wstrząsnęła jego już i tak obolałym ciałem. Nie wiedział co to znaczyć miało, lecz nie odważył się sprawdzić, czy to zdarzenie rzeczywiście wyglądało tak jak je zapamiętał. Chciał spróbować raz jeszcze ocalić siebie, ale teraz już pewne wątpliwości w nim urosły. Nie był przekonany, czy rzeczywiście jest mu to potrzebne. Pomimo, że za tym jednym domem, inne światła też widniały, nie mógł w nie ingerować, pomimo, że podchodził do niejednego domu, lecz jakaś trwoga go paraliżowała, jakaś nieludzka blokada, coś, co rozwiałoby wszelkie wątpliwości.
Krwawił i kulał, i przestawał o tym myśleć. Także i ból był coraz mniej odczuwalny. Niosło go pragnienie świeżego powietrza, które nie mogło być przyjęte przez jego nieczynne płuca. I wędrował tak tymi polami pełnymi niczego, i nie mógł przestać, bo w nigdzie nie ma niczego, do czego można by zmierzać, więc bez celu nie ma wędrówki, a bez wędrówki stoi się w miejscu i się nie rusza i w ogóle się nie jest i koniec.
"A w pustce czai się zło, a i pola przez które szedł były puste i pełne zła,"
"nicością będące pola, od skazy cywilizacji w tym plenerze, będącej budką..."- tutaj też robi się mała "kołomyja'.
"palce ręki drugiej." - źle brzmi ta inwersja.
Pierwsza część /że tak to nazwę/ jeszcze stylem nie najgorsza ale później niestety coraz słabiej... tekst z pomysłem... tylko jakby jeszcze pomyśleć nad zapisem... pozdrawiam :)
Do poprawy:
• „spokój pokoju” – nie jestem pewna, czy ta gra brzmieniem wyrazów jest tutaj konieczna, ponieważ powoduje zagubienie sensu tego zwrotu;
• „bez osiągnięcia celu, gdyż nie wiadomo kiedy droga do domu by się skończyła, być może po południu” – „bez osiągnięcia celu, gdyż, nie wiadomo kiedy, droga do domu by się skończyła”;
• „i przestępował z nogi na nogę” – „i przestawiał nogę za nogą”, bo „przestępować z nogi na nogę” jest oznaką niecierpliwienia się, a nie synonimem marszu;
• „a i pola przez które szedł były puste” – przecinki po „pola” i „szedł”;
• „zapytał „co kurwa!?” – po „zapytał” dwukropek, „co” dużą literą;
• „palce ręki drugiej” – zgadzam się z Agatą – inwersja z tym określeniu jest zupełnie niepotrzebna;
• „niesprawne ręce niezdolne” – po „ręce” przecinek;
• „krwią brocząca, powoli życie oddająca” – do przeredagowania – rym „brocząca” „oddająca” jest zbyt wyraźny, wprowadza niezamierzony element śmieszności;
• „powoli życie oddająca. Znaczyła miejsce upadku człowieka. Druga dłoń, o zmiażdżonych palcach. Znaczą one niemoc, i bezradność wobec sytuacji tej jakże tragicznej i niepożądanej – sugerowałabym: „powoli życie oddająca, znaczyła miejsce upadku człowieka. Druga dłoń, o zmiażdżonych palcach, znaczyła niemoc i bezradność wobec sytuacji tej, jakże tragicznej i niepożądanej”;
• przedostatni akapit powinien być w czasie przeszłym, tak jak całe opowiadanie;
• „I wtedy tak powłócząc” – po „tak” przecinek;
• „się przysłowiowe światełko w tunelu” – bez „przysłowiowe”. Ewentualnie mogłoby być „umowne”;
• „Jakaś okiennica oświetlona od wewnątrz domostwa była” – do przeredagowania, fragment niezręczny;
• „nadzieją, przebrną tę drogę nie zważając” – „przebrnął”. Po „drodze” przecinek;
• „więc nim się spostrzegł już był” – po „więc” i „spostrzegł” przecinki;
• „też i słychać” – po „też” przecinek;
• „stoi, i zamknęli” – bez przecinka po „stoi”;
• „w pełnym zadziwienia wyrazie twarzy” – „z pełnym zadziwienia wyrazem twarzy”;
• „ogarnęło naszego bohatera” – „ogarnęło go”;
• „Nie wiedział co to znaczyć miało” – po „wiedział” przecinek;
• „lecz nie odważył się sprawdzić, czy to zdarzenie rzeczywiście wyglądało tak jak je zapamiętał” – przecinek po „wyglądało”. Sugerowałabym dodać na początku „nie odważył się zapukać jeszcze raz, sprawdzić”, żeby doprecyzować, w jaki sposób można sprawdzić, czy rzeczywiście zdarzenie wyglądało tak, jak je się zapamiętało, bo obecnie jest to niezbyt jasne;
• „Chciał spróbować raz jeszcze ocalić siebie, ale teraz już pewne wątpliwości w nim urosły. Nie był przekonany, czy rzeczywiście jest mu to potrzebne.” – zmieniłabym na: „urosły, czy aby to jest możliwe”, bo wcześniej nie było sugestii, że bohater ma myśli samobójcze, że ma wątpliwości, czy powinien żyć;
• „Pomimo, że za tym jednym domem, inne światła też widniały, nie mógł w nie ingerować, pomimo, że” – bez przecinków po „pomimo” (obu) i po „domem”;
• „jakaś nieludzka blokada, coś, co rozwiałoby wszelkie wątpliwości” – sugerowałabym „blokada, przed rozwianiem wszelki wątpliwości”;
• „które nie mogło być przyjęte przez jego nieczynne płuca” – sugerowałabym „które nie mogło wypełnić jego nieczynnych płuc”;
• „i się nie rusza i w ogóle się nie jest i koniec” – sugerowałabym „i się nie rusza, a więc i się nie jest”.